~7~

Po raz kolejny moje plecy uderzyły o matę na podłodze. Po raz kolejny zostałam przewrócona. Po raz kolejny ból rozszedł się po wszystkich moich mięśniach.

Znajdowałam się aktualnie w sali treningowej w Avengers Tower. Od ponad godziny byłam kopana, uderzana i przewracana przez pewną rudowłosą kobietę, której nie trawiłam, a która "miała nauczyć mnie jak się bić".
Mój wujek stwierdził, że skoro po jednym uderzeniu zwichnęłam nadgarstek, to lepiej będzie jeżeli ktoś mnie podszkoli, bo jak to ujął: "nie chce, żebym została kaleką".

Więc, kiedy tylko moja ręka całkowicie wyzdrowiała, wylądowałam na sali z kobietą, która zamiast uczyć mnie jak uderzać, żeby nie zrobić sobie krzywdy, sama robiła mi krzywdę.

Oczywiście od początku byłam przeciwna temu pomysłowi.

Po pierwsze  nie widziałam powodu, dla którego miałabym się tak przemęczać. Przecież i tak mi się to nie przyda, nie zamierzam zostać żadnym bokserem czy kimś w tym stylu, a już na pewno nie przyłączę się do Mścicieli.

Po drugie  miałam ćwiczyć z Natashą, której obecności nie mogę znieść. Od początku się nie polubiłyśmy i trochę poprztykałyśmy, przez co miała ochotę skopać mi tyłek, a teraz miała taką możliwość.

Na nic zdały się moje opory i bunty, bo i tak zostałam, wbrew własnej woli, przetransportowana do sali treningowej na ramieniu Thora, którego mój "kochany" wujek poprosił o pomoc.
Blondyn zarobił po tym u mnie dużego minusa. A już zaczynałam go lubić, po tym jak ostatnio nawywijaliśmy podczas malowania pokoju.
Spędziliśmy później dosyć dużo czasu wspólnie. Byłam skazana na niego i jego opowieści o Asgardzie, podczas sprzątania szarej farby, w której było umazane całe piętro.
Straszliwie bolały nas potem ręce, bo jak się okazało zaschnięta farba nie schodziła najlepiej z kanap, foteli czy sufitu.

Po ostatnim incydencie Tony stwierdził także, że mam za dużo wolnego czasu i mi się nudzi, więc dodatkowo miałam pomagać innym w ich obowiązkach, albo po prostu jeśli o coś mnie prosili.
I tak popołudniami przeważnie siedziałam z Bruce'em w laboratorium, pomagając mu w badaniach, segregowałam książki ze Steve'em, albo czyściłam łuki i broń z Clintem.

Dzisiaj doszło do tego jeszcze bycie workiem treningowym.
Na początku nie zamierzałam ćwiczyć z Natashą, ale kiedy zaczęła mną rzucać, próbowałam bronić się przed jej ciosami, a nawet atakować, ale niestety obie czynności nie najlepiej mi wychodziły.

Obolała powoli wstałam z ziemi. Zobaczyłam jak do sali wchodzi Stark, co prawdopodobnie oznaczało koniec tej męczarni. 

Chwała niebiosom! Chyba pierwszy raz cieszę się, że go widzę.

— Możecie skończyć na dziś — powiedział, a ja odetchnęłam z ulgą. Powoli skierowałam się w stronę wyjścia, ale nagle moje nogi zostały podcięte i runęłam jak długa na ziemię.

— Musisz być taka brutalna? — sapnęłam zirytowana. — Cały czas mną rzucasz i niczego się dziś nie nauczyłam, oprócz tego, jak nabawić się siniaków.

— Ja też byłam tak szkolona — odpowiedziała rudowłosa, bez żadnych emocji na twarzy.

— To wiele wyjaśnia.

Na tyle szybko, na ile pozwalały mi moje obolałe mięśnie, wstałam i wyszłam z sali. Za mną, niczym cień, podążył Tony.

— Nie podobają ci się metody Natashy? — zapytał, odprowadzając mnie pod drzwi mojego pokoju.

— Przykro mi, że nie jestem masochistką — prychnęłam.

— Dobrze, w takim razie poproszę Kapitana, żeby nauczył cię paru rzeczy.

Nic nie odpowiedziałam, tylko weszłam do pokoju i zamknęłam mu drzwi przed nosem.

Czyli teraz Steve będzie mnie uczył? Nie wiedziałam czy mam się cieszyć, czy nie. Z jednej strony nie będę już osobistym workiem Natashy, ale z drugiej Steve ciągle poprawia moje zachowanie i uczy kultury.

Wkroczyłam do łazienki i zaczęłam napuszczać wody do wanny.
Kiedy się już napełniła, zrzuciłam z siebie ubrania i powoli do niej weszłam. Po moim ciele rozszedł się przyjemny dreszcz. Ciepła kąpiel na pewno dobrze mi zrobi na moje obolałe... cóż, właściwie wszystko.

Z rezygnacją zauważyłam, że jestem ostatnio dosyć zmęczona. Ciągle coś robię i pomimo tego, iż mogę wychodzić, co prawda pod nadzorem, ale jednak, po prostu nie mam na to czasu.
Ponadto zaczęłam rozmawiać z Tonym. Nie były to jakieś wyczerpujące rozmowy, tylko odpowiedzi. Niezbyt grzeczne i raczej pretensjonalne, ale odpowiedzi. 

Kiedy tylko go widzę szlag mnie trafia, więc może się cieszyć, że w ogóle się do niego odzywam...

Wyszłam z wanny, wytarłam się ręcznikiem i ubrałam. Włosy związałam w luźnego kucyka i wyszłam na taras, który przylegał do mojego pokoju. Oparłam się o barierkę i wyciągnęłam paczkę papierosów z zamiarem zapalenia jednego. Przerwał mi jednak głos Jarvisa dobiegający z mojego pokoju.

— Panno Brooke, pan Stark chce z panią porozmawiać.

Przewróciłam oczami. Chcieć to nie znaczy móc, ale z drugiej strony jeśli się nie ruszę, to i tak sam do mnie przyjdzie, więc...

Schowałam papierosy do kieszeni i wyszłam z pokoju, kierując się do salonu.
Kiedy weszłam do pomieszczania, zobaczyłam w nim już czekającego Starka..

— O, Alex...

— Czego chcesz? — zapytałam, nie dając mu skończyć.

— Chciałem ci powiedzieć, że idę dzisiaj na imprezę.

— Nie obchodzi mnie to — burknęłam z irytacją. Naprawdę kazał mi tu przyjść, tylko po to, żeby mi to powiedzieć? 

Nie wierzę, myślałam, że już bardziej irytujący nie może być.

— A powinno, bo idziesz ze mną. To dosyć wyrafinowana impreza, że tak powiem. Przyjdzie kilka ważnych osobistości, będą robić ze mną wywiad.

— Nigdzie z tobą nie idę. Nie zamierzam włóczyć się po imprezach dla snobów i nadzianych dupków.

— Będą też super modelki — dodał.

— No tak, to wszystko zmienia — sarknęłam, patrząc na niego, jak na idiotę.

— Pójdziesz. A Steve pójdzie z nami i będzie cię pilnował. Twierdzi, że to może wpłynąć pozytywnie na twoją kulturę i zachowanie.

— Nie cierpię cię — stwierdziłam i wściekła ruszyłam do swojego pokoju.

— Wybrałem dla ciebie strój, masz go już w pokoju — krzyknął za mną.

Weszłam do pomieszczenia, a w oczy od razu rzuciła mi się sukienka, która leżała na łóżku.
W kilku miejscach, między innym w talii, na mostku, tuż nad piersiami i nad kolanami znajdowały się niemal przeźroczyste paski materiału. Reszta sukienki była czarna. Oprócz tego tego spódnica była lekko rozkloszowana, a kreacja nie miała rękawów.
Jednym słowem: było widać, że wybierał ją Stark.

Ktoś musiał ją tu przynieść, kiedy z nim rozmawiałam.

Podeszłam i podniosłam ją, dokładnie oglądając. Wcale nie miałam ochoty, iść na tą głupią imprezę.
Na pewno będzie tam pełno idiotów, którzy mają za dużo kasy. Nie mówiąc już o paparazzi, których na pewno też nie zabraknie, a ja zjawię się z Tonym Starkiem  Iron Manem we własnej osobie oraz z wielkim Kapitanem Ameryką. Raczej nie działało to na moją korzyść i nie gwarantowało spokojnego wieczoru. Trudno, najwyżej będę się ukrywać po kątach. Z wujkiem i tak nie mam zamiaru rozmawiać, a Steve'a może uda mi się zgubić i chociaż trochę zabawić. W końcu to jakaś wyrafinowana impreza dla snobów i bogaczy, więc alkoholu raczej nie zabraknie.

Jeśli się nad tym zastanowić, to może jednak wcale nie taki zły pomysł. Wreszcie się trochę rozerwę, jeśli tylko uda mi się uciec przed Rogersem.

***

Na tyle sprawnie, na ile pozwalały mi wysokie, czarne szpilki, szłam w kierunku windy. Tony i Steve czekali już na dole.

Weszłam do środka i wcisnęłam guzik parteru. Winda zaczęła jechać na dół, a ja spojrzałam w lustro, które się w niej znajdowało.
Czarna sukienka idealnie przylegała do mojego ciała, a proste, brązowe włosy, które były rozpuszczone opadały na ramiona.

Winda dojechała na dół, a jej drzwi się otworzyły. Powoli wyszłam z budynku i poczułam utkwione we mnie dwa spojrzenia. Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam wgapionych we mnie Steve'a i mojego wujka, którzy mieli lekko rozchylone usta ze zdziwienia. Chyba nie spodziewali się, że mogę tak wyglądać.
Za nimi stała biała, luksusowa limuzyna. Podeszłam do pojazdu.

— Zamknijcie te buzie, bo coś wam do nich wleci — burknęłam, przechodząc obok nich i wsiadłam do samochodu.

— Milusia jak zawsze — stwierdził Tony, również wsiadając do auta i uśmiechając się cwaniacko. Za nim do pojazdu wsiadł Steve.

Obydwoje mieli na sobie tradycyjne garnitury. Stark czarny, a Rogers granatowy, do tego pod spodem białe koszule i czerwone krawaty. Tony dodatkowo miał na nosie okulary przeciwsłoneczne. Szczerze, nie miałam pojęcia po co mu one były, na zewnątrz i tak powoli zapadał zmrok.

Usiadłam przy oknie i rozejrzałam się po pojeździe. Fotele były obłożone czarną skórą, a okna przyciemnione, tak, że z zewnątrz nikt nie mógł widzieć, co się dzieje w środku. Do sufitu przyczepiony był mały telewizor. Ponadto był jeszcze mini bar z przekąskami i piciem, także procentowym. Jak to zwykle w limuzynach, kierowcę od pasażerów oddzielała ciemna szyba, którą można było opuścić.

Samochód ruszył, a ja siedziałam i wpatrywałam się ze znudzeniem w widok za oknem.

Po kwadransie byliśmy już na miejscu. Znaleźliśmy się pod dużym, nowoczesnym budynkiem, który był cały oświetlony. Przed wejściem znajdował się czerwony dywan, prowadzący do drzwi. Po jego bokach były ustawione barierki, za którymi stało pełno dziennikarzy i fotografów.
Chyba nie była to pierwsza lepsza impreza, skoro tylu ich się tam zgromadziło. Chociaż przypuszczam, że sama obecność Tony'ego Starka by wystarczyła, w końcu jest wielkim Iron Manem i bla, bla, bla...

Limuzyna zatrzymała się dokładnie tak, abyśmy wysiadając, wyszli na czerwony dywan.
Pierwszy wysiadł Tony, a dziennikarze od razu zaczęli robić zdjęcia i próbowali przepchnąć się do niego, żeby zadać choć kilka pytań.
Przełknęłam nerwowo ślinę. Nie za bardzo podobał mi się pomysł wysiadania prosto w tą medialną dżunglę.
Steve grzecznie czekał, widocznie chciał żebym wysiadła pierwsza, jak to dżentelmen...

— Wysiądź pierwszy, zasłonisz mnie — mruknęłam, próbując ukryć swoje zdenerwowanie.

Steve uśmiechnął się ze zrozumieniem i wysiadł z pojazdu. Zostałam w nim sama. To dobry moment, by się zabarykadować i kazać kierowcy odjechać. Nie chciałam tego przyznać, ale nerwy zjadały mnie od środka. Zanim jednak zdążyłam cokolwiek zrobić, zostałam wyciągnięta z samochodu przez Tony'ego i usłyszałam jak zwracając się do dziennikarzy, mówi:

— A oto moja bratanica, Alex!

Natychmiast oślepiły mnie blaski fleszy. Stałam jak zaczarowana i nie wiedziałam co zrobić. Światła migały mi w oczach, a mikrofony były przykładane pod nos z setką pytań, których i tak nie rozumiałam. Byłam pewna, że gdyby brunet nie trzymał mnie za ramię, to runęłabym jak długa.

Stark zaczął ciągnąć mnie za sobą w stronę wejścia do budynku, a Kapitan ruszył za nami.
Przy barierkach stali ochroniarze, którzy pilnowali, aby hieny, zwane dziennikarzami, nie wymknęły się spod kontroli.

W końcu udało nam się dojść do budynku i wejść do środka, na co odetchnęłam z ulgą.

Dlaczego dałam się tu zaciągnąć? Zapowiadał się baaardzo długi wieczór. Miałam tylko nadzieję, że jakoś go przetrwam...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top