~5~
Leżałam nieruchomo na łóżku. Wokół mnie panowała idealna cisza, a mnie i tak bolała głowa. Cóż, miałam lekkiego kaca po wczorajszym, a właściwie dzisiejszym, wypadzie... Sięgnęłam po telefon, który leżał na szafce obok łóżka. Wzięłam urządzenie do ręki i niemal natychmiast przeszył mnie pulsujący ból. Puściłam telefon, cofając rękę i gwałtownie podnosząc się do pozycji siedzącej, co z kolei zaowocowało bólem głowy. Skrzywiłam się, a gdy ból trochę ustał, spojrzałam na swoją rękę. Dłoń i nadgarstek były lekko opuchnięte. Cholera, chyba jednak za mocno przyłożyłam temu facetowi. Co prawda już wczoraj odczuwałam ból, ale myślałam, że mi przejdzie. Jak widać, myliłam się...
Chwyciłam telefon, tym razem lewą ręką i odblokowałam go. Wyświetlacz wskazywał jedenaście minut po ósmej, więc spałam jakieś pięć godzin.
Ostrożnie wstałam, starając się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, aby nie dokładać więcej bólu mojej, i tak już cierpiącej, głowie. Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro, żeby ocenić swój wygląd.
Pogniecione wczorajsze ubrania, wory pod oczami, zmęczony wzrok i do tego średniej długości, brązowe włosy wykręcające się w każdą możliwą stronę i tworzące na mojej głowie jedno, wielkie gniazdo. Ech... będę musiała to ogarnąć, ale najpierw zdecydowanie musiałam coś zjeść. Mój brzuch był chyba tego samego zdania, ponieważ od kilku minut wydobywały się z niego dosyć przerażające dźwięki...
Wyszłam ze swojego pokoju i zmęczona powlokłam się do kuchni. Nieprzyjemne uczucie głodu coraz bardziej dawało o sobie znać. Weszłam do pomieszczenia i od razu miałam ochotę wyjść. Przy stole siedziały dwie najgorsze osoby, jakie mogłam tu zastać. Romanoff i Stark. Jedli śniadanie, rozmawiając o czymś z Bartonem, który oczywiście uśmiechał się od ucha do ucha. Kiedy zobaczyli, że nie są już sami, przestali rozmawiać i skupili swój wzrok na mnie. Pierwszy odezwał się Stark.
— Masz kaca? Wyglądasz okropnie...
Zmarszczyłam brwi, prychnęłam lekceważąco i podeszłam do lodówki.
— O co chodzi? Powiedziałem coś nie tak?
— Nie, nic. Przecież każda kobieta uwielbia, gdy mówi się jej jak okropnie wygląda — zaśmiał się Clint.
Zlekceważyłam tę krótką wymianę zdań. Nie miałam siły się z nimi kłócić. Mój niewyspany mózg pracował dzisiaj trochę gorzej, a ból głowy raczej nie pomagał.
Otworzyłam lodówkę, wyjęłam z niej kilka produktów i zaczęłam robić sobie śniadanie. Wszystko oczywiście robiłam lewą ręką, zważywszy na to, że prawą nie mogłam nawet nic chwycić. Swoją drogą miałam nadzieję, że nikt tego nie zauważy. Nie chciałam żeby mi pomagali. Nie potrzebowałam litości... Ból sam przejdzie. Chyba...
Nieważne. Teraz powinnam się skupić na krojeniu tego cholernego pomidora, który właśnie poplamił mi bluzkę. Nie wiedziałam, że to takie trudne wykonywać coś lewą ręką...
W końcu, dosyć pokracznie, ale udało mi się zrobić śniadanie. Przez cały czas jednak czułam na sobie intensywny wzrok Natashy. Miałam nadzieję, że niczego się nie domyśliła.
Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść kanapki, które sobie zrobiłam. Prawą rękę oparłam o stół tak, aby była ledwie widoczna. Clint rozmawiał z Tonym o ostatniej misji. Nie wiem co dokładnie mówili, bardziej byłam skupiona na wzroku rudowłosej, która śledziła każdy mój ruch. Czy coś zauważyła? Domyśliła się już? Czy jest aż tak spostrzegawcza?
Te pytania rozbijały się po mojej głowie podczas całego posiłku. Nawet nie zauważyłam, kiedy mój talerz opustoszał. Podniosłam się z miejsca, włożyłam naczynie do zlewu i bez słowa ruszyłam w stronę wyjścia z pomieszczenia. Zatrzymał mnie jednak głos Tony'ego.
— Poczekaj. Masz — powiedział i rzucił w moją stronę pomarańczę. Na szczęście udało mi się złapać owoc lewą ręką, na co niemal odetchnęłam z ulgą, a to nie uszło uwadze Natashy. Posłałam Starkowi pytające spojrzenie.
— Witamina C – mi zawsze pomaga na kaca.
— Bawisz się w moją matkę czy jak? — zakpiłam. Stark nie zdążył jednak nic odpowiedzieć, bo odezwała się Romanoff.
— A ty w co się bawisz? Powiesz wreszcie co ci się stało w rękę? — Na te słowa zamarłam. Czyli jednak zauważyła. Była lepszą obserwatorką niż mi się wydawało, ale nie zamierzałam dać tak łatwo za wygraną.
— Nic takiego, nie wiem o co ci chodzi — odparłam lekko. Uznałam, że w tej sytuacji najlepiej "udawać głupią".
Nic nie widziałam, nic nie słyszałam.
Natasha nie odpowiedziała. Zamiast tego wzięła do ręki pomarańczę, których cały koszyk leżał na stole i rzuciła ją w moją stronę. Jako, iż lewą rękę miałam zajętą, automatycznie wysunęłam przed siebie prawą dłoń, aby nie dostać owocem w twarz. Kiedy tylko go złapałam, poczułam przeszywający ból. Natychmiast wypuściłam pomarańcze z rąk i przycisnęłam do siebie dłoń, a z mojego gardła wydobył się zduszony jęk bólu.
— Właśnie o to.
— Co ci się stało? — zapytał Stark z poważną miną, podnosząc się z krzesła.
— Nic... — próbowałam jeszcze z tego wybrnąć, ale on już podszedł do mnie i złapał mnie za rękę, po czym dokładnie ją obejrzał.
— To nie wygląda jak nic. Kiedy ci się to stało? Zresztą nieważne, mamy zatrudnionego lekarza. Nie, zaraz, lekarz wziął wolne... Więc idziemy do Bannera — Tony wyrzucał z siebie słowa z ogromną prędkością. Nie zdążyłam nawet nic powiedzieć, a już byłam ciągnięta przez korytarz w stronę laboratorium, w którym pracował doktor Banner.
***
Siedziałam w salonie, oglądając jakiś tandetny serial. Rękę miałam ułożoną wygodnie na oparciu. Dłoń i nadgarstek były obandażowane i usztywnione. Jak się okazało miałam zwichnięty nadgarstek. Banner razem z pielęgniarzem medycznym, który pracuje dla Avengers, zajęli się moją ręką. Wstrzyknęli mi jakieś świństwo przeciwbólowe, nie mówiąc nawet o tym, że musieli mi nastawić nadgarstek. Bolało jak cholera, a wrzeszczący Tony raczej nie pomagał.
Na szczęście w najbliższym czasie nie musiałam się z nim użerać. Razem z resztą swojej super-bandy, znowu wyszedł na jakieś spotkanie czy coś w tym stylu. Został tylko ten cały Steve.
Wyłączyłam telewizor, zarzuciłam sobie torbę na ramię i ruszyłam w stronę windy. Głowa już tak mnie nie bolała, więc czemu miałam siedzieć w domu i się nudzić? Może spotkam się z Andrew, on zawsze ma jakieś fajne pomysły na zabicie wolnego czasu.
Chciałam właśnie wchodzić do windy, kiedy Rogers zagrodził mi drogę.
— Przesuń się z łaski swojej, chciałabym wejść do windy — powiedziałam i zmarszczyłam brwi.
— Przykro mi, ale nie mogę cię wypuścić.
— Co? Niby dlaczego?
— Rozkazy z góry.
— Słucham?
— Tony kazał mi cię nie wypuszczać, żebyś znowu nie narobiła sobie kłopotów — mówiąc to, znacząco spojrzał na moją zabandażowaną rękę.
— Czyli masz mnie pilnować? — zakpiłam. Blondyn przytaknął.
To będzie długi dzień...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top