~22~

Siedziałam w sali konferencyjnej kiwając się to w prawo, to w lewo na obrotowym krześle. Czekałam na resztę drużyny razem ze Stevem, Clintem i Thorem. Pierwsza dwójka toczyła niezobowiązującą rozmowę, której przysłuchiwał się Odinson. 

Ja natomiast nie zwracałam na ich słowa większej uwagi. Bawiłam się krzesłem, ale przestałam nagle, kiedy poczułam, że ponownie robi mi się niedobrze, a mój żołądek się zaciska. Kiedy tylko usiadłam spokojnie, uczucie natychmiast zelżało, na co odetchnęłam z ulgą. Nie miałam ochoty ponownie biec do toalety.

Niemal w tym samym momencie do pomieszczenia wkroczyła reszta drużyny razem z Furym, który specjalnie na to zebranie przyleciał do wieży. Wszyscy zajęli swoje miejsca oprócz Bruce'a, który stanął przy jednym z końców stołu i  zaczął mówić.

— Wszystko już wiem — oznajmił. — Wiem jak Alex uzyskała moc i co wstrzykiwał jej Rumlow.

— Słuchamy — powiedział Nick, zachęcając go do kontynuacji. Mogłam z łatwością stwierdzić, że był  tak samo ciekawy, jak ja.

— Jak dobrze pamiętacie substancja, która kiedyś została podana Alex miała uaktywnić się podczas bardzo dużego stresu i nadmiernego wzrostu adrenaliny. Hydra także miała taką wiedzę i niestety ją wykorzystała. Atak na Kapitana oraz Alex miał wywołać taki stan, aby serum zaczęło działać. Jednocześnie wstrzyknęli jej stworzoną przez siebie substancję, mającą przekształcić nowe komórki, które zaczęły tworzyć się w jej organizmie. Komórki mutowały bardzo szybko. W krótkim czasie było ich już tak dużo, że energia jaką produkowały skumulowała się. Dodatkowo przyrost emocji i bodźcie zewnętrzne podsycały ten stan. Wtedy nastąpił pierwszy wybuch energii, podczas badania Alex w siedzibie T.A.R.C.Z.Y. 

— Czyli moc powstała, przez zmutowanie komórek, które powstały w wyniku uaktywnienia serum? — zapytał Tony. — Tych, które miały ją chronić?

— Dokładnie. Moc jest skutkiem mutacji, Hydra wywołała ten stan celowo, chcąc stworzyć broń o niesamowitych możliwościach...

— Dlatego porwali Alex — wtrąciła się Natasha.

— Atak na Triskelion miał odwrócić naszą uwagę i uniemożliwić pokrzyżowanie im planów — dopowiedział Fury. — Jednocześnie wiedzieli, że moc będzie już w jakimś stopniu aktywna, co tylko utrudni nam działanie. Skurczybyki! — zawołał i uderzył dłonią w stoł. Nie byłam pewna czy rozzłościła go sama sytuacja, która wtedy miała miejsce, czy to, że nie był w stanie jej przewidzieć. Ostatecznie szkody, które wyrządziła Hydra, poza tym, że mnie uprowadziła, były ogromne. Domyślałam się również, że nie obyło się bez ofiar. Tymczasem Banner kontynuował swoje tłumaczenia, niezrażony tym, że mu przerwano.

— Początkowy cel substancji był zupełnie inny. Z tego co udało nam się ustalić, ponadprzeciętną umiejętnością Alex jest wytwarzanie białej energii. Jak dotąd działo się to w skrajnych sytuacjach, ale najprawdopodobniej mogłaby nad tym zapanować i nauczyć się kontroli — onzjamił, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. — Niestety nie wiemy do końca jak to działa, jak dokładnie nad tym zapanować i jakie są jej możliwości, nie można wywnioskować tego z badań.

— Więc z czego? — zapytał Steve.

— Z doświadczenia. Możliwości mogą ukazać się przypadkiem lub w sytuacjach, które będą powodowały silne emocje.

Zapanowała chwilowa cisza, podczas której wszyscy przetwarzali usłyszane dotychczas informacje. Ciszę przerwałam ja, nie mogąc się już dłużej powstrzymać przed zadaniem tego pytania.

— A co wstrzykiwał mi Rumlow?

— Nie jestem pewien co to dokładnie było, ale... — zawahał się i po chwili zrozumiałam dlaczego — bazując na twojej relacji substancja ta miała sprawiać ci ból fizyczny i zahamować twoją moc. Najwidoczniej chcieli mieć pewność, że nie rozwalisz im całej bazy zanim zdążą cię złamać i nad tobą zapanować...

Zacisnęłam pod stołem dłonie w pięści, wbijając sobie paznokcie w skórę i spojrzałam na Fury'ego. Jego wyraz twarzy tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że powtórzył wszystko o czym mu opowiedziałam Mścicielom. Dlatego chciał jeszcze raz coś z nimi "omówić", po rozmowie ze mną. Z jednej strony czułam się zdradzona, z drugiej wiedziałam, że nie obiecywał mi dyskrecji. Poza tym opowiadanie o tym na osobności, tylko jemu, było zdecydowanie łatwiejsze niż gdybym miała to robić przed całą drużyną. Poniekąd więc mnie wyręczył, choć wciąż czułam lekką złość, że podzielił się tym bez mojej wiedzy. Opanowałam się jednak i wróciłam do tego, co powiedział Banner.

— Jak miałabym im rozwalić całą bazę? — zapytałam z niedowierzaniem. — Przecież nie umiem nawet zapanować nad tym na tyle, żeby się obronić...

— Właśnie. Nie kontrolowałaś tego, więc niechcący mogłaś wyrządzić ogromne szkody, odczuwając silne emocje czy ból. Energia jest bardzo potężna, szczególnie na początku, kiedy komórki zostały dopiero co zmutowane. 

— Nadal tego nie kontroluję — poprawiłam go, nawiązając do czasu przeszłego, którego użył.

— Będziesz musiała się nauczyć. Wprawdzie po pewnym czasie energia nie będzie już, aż tak potężna, ale nadal będziesz mogła wyrządzić wielkie szkody. Jeśli nad tym nie zapanujesz, nawet najmniejsza błahostka, która wytrąci cię z równowagi, będzie mogła wywołać katastrofę. — Uśmiechnął się lekko i zdecydowanie smutno, patrząc na mnie i doskonale wiedziałam o czym pomyślał. O naszym ostatnim, samotnym pobycie w wieży. Moja sytuacja zaczęła być nagle zadziwiająco podobno do jego problemów z zielenieniem...

— To dobrze, że wiemy już coś na temat mocy Alex i tego czym ją faszerowali, ale to nadal nie wyjaśnia jej stanu zdrowia — odezwał się Kapitan, a jego oczach błysneło przejęcie. 

— Skoro serum miało wzmacniać odporność, łagodzić ból i tym podobne, to komórki powinny regenerować się szybciej niż u zwykłego człowieka. Wczorajsza sytuacja z krwawieniem rany i ponownym jej otwarciem w ogóle nie powinna mieć miejsca. — Po raz pierwszy głos zabrał Stark. Spojrzałam na niego, dostrzegając wyraźne zirytowanie na jego twarzy. Denerwował się, bo nie rozumiał, co było przyczyną mojej złej kondycji. Martwił się...

— Masz rację — przytaknął Bruce. — Ja też się nad tym zastanawiałem. Najwyraźniej musiały wsytąpić komplikacje... Substancja, którą dostawała Alex w bazie Hydry miała oddziaływać na jej organizm, powodując ból. Z tego co wiemy, była ona wstrzykiwania dożylnie. W ten sposób mogła dotrzeć wraz z krwią do każdego narządu, każdej komórki ciała. O ile z niewielkiej dawki organizm byłby w stanie się sam oczyścić, o tyle z ilością, którą nafaszerował ją Rumlow nie był w stanie sobie poradzić. Podejrzewam, że szkodliwe związki zgromadziły się w jej komórkach i wciąż tam są, oddziałując na jej organy, na cały organizm właściwie... Jest ich tak wiele, że układ immunologiczny Alex, choć o wiele silniejszy niż zwykły, nie może sobie z nimi poradzić. Nie może ich zneutralizować, ani usunąć. Jest tak słaba, że jej organizm ledwo radzi sobie z gojeniem rany. Dlatego po wczorajszym... wzburzeniu — wydusił z siebie w końcu Banner, choć z niemałym zakłopotaniu na twarzy; doskonale wiedział w jakich okolicznościach doszło do wczorajszego incydentu — rana ponownie się otworzyła. Gdybym nie nafaszerował jej lekami, wspomagając organizm, mogłoby nie być za ciekawie...

— Czyli jeśli czegoś nie zrobimy... — zaczął Tony.

— Szkodliwe związki dalej pozostaną w jej organizmie i będą zgubnie oddziaływać na wszystkie komórki — dokończył Bruce, potwierdzając jego obawy.

— Czy to znaczy... czy ja... umrę? — ostatnie słowo z trudem przeszło mi przez gardło, kiedy zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji, w której się znalazłam.

— Nie. Mam sposób, aby to zatrzymać — uspokoił mnie Bruce. — Zrobiłem kilka badań i udało mi się skompletować substancję, która powinna zneutralizować szkodliwe związki w twoim organizmie.

— Powinna? — zapytali jednocześnie Tony i Steve.

— Sytuacja jest delikatna i wymaga ostrożności... Przy jej obecnym stanie, natychmiastowe podanie całej dawki leku może spowodować nieprzyjemne skutki, których jej organizm mógłby nie wytrzymać.

— Nie możemy jej podać całej dawki, ale czekać też nie możemy, więc co sugerujesz? — odezwał się Fury.

— Na początku podałbym tylko jedną trzecią, ewentualnie połowę, dawki. To powinno wystarczyć, żeby zniwelować nieprzyjemne skutki i zbytnie osłabienie organizmu, a jednocześnie da możliwość zaobserwowania jakichkolwiek nieprzewidzianych reakcji, jeśli takie nastąpią, w znacznie zmniejszonej intensywności. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, kiedy rana Alex się już zagoi, a ona dojdzie do siebie, podamy kolejną dawkę, która usunie resztę szkodliwych związków z jej organizmu.

— Więc na co jeszcze czekamy? — zapytałam, wstając z krzesła. Zrobiłam to jednak zbyt gwałtownie, przez co zakręciło mi się w głowie tak mocno, że musiałam przytrzymać się stołu, żeby nie upaść, a i tak zachwiałam się niebezpiecznie. Steve, który siedział najbliżej mnie, natychmiast zorientował się w sytuacji i po chwili stał już tuż obok, przytrzymując mnie silnymi ramionami.

— Koniec zebrania — zarządził Nick, patrząc ze zmarszczonymi brwiami na stan, w którym się znajdowałam. — Pomóż jej, Banner.

Bruce przytaknął i chciał mnie podtrzymać, ale zbyłam go, mówiąc, że dam sobie radę. Moja głowa doszła już do siebie, więc wyplątałam się z ramion Rogersa i powoli ruszyłam za brunetem, który wyszedł z pomieszczenia. 

— Jeszcze nie umieram. Nie musisz mnie asekurować na każdym kroku — mruknęłam w stronę Steve'a, który podążył za mną, trzymając się blisko, gdybym znów miała zasłabnąć.

— Wiem — odparł krótko, ale nie odstąpił mnie na krok, na co uśmiechnęłam się pod nosem.

Po chwili siedziałam już na kozetce w pomieszczeniu lekarskim z podwiniętym rękawem. Bruce odkaził miejsce, w które miał wbić igłę, po czym wstrzyknął mi zawartość dość dużej strzykawki w ramię.

***

Przez dwa tygodnie lek, który podał mi Bruce polepszył mój stan. Coraz rzadziej źle się czułam, przestałam wymiotować, co zdarzyło się jeszcze kilka razy, a po ranie na brzuchu została już tylko blizna. Przez cały czas jednak męczyła mnie sprawa z Tonym. Nie miałam pojęcia jak mam się zachowywać w jego towarzystwie. Kiedy coś do mnie mówił, albo o coś pytał, oczywiście mu odpowiadałam i nie robiłam tego tak, jak kiedyś. Starałam się być miła, ale nie wiedziałam jak naprawić naszą relację.

Oczywiście nie siedziałam przez dwa tygodnie z założonymi rękami. Chociaż Steve i Tony nalegali żebym odpoczywała, zbywałam ich tekstami w stylu "wszystko w porządku", "dobrze się czuję" i "przestańcie się ciągle martwić". Brałam czynny udział w poszukiwaniu nowej bazy Hydry. Fury planował odnaleźć i unieszkodliwić organizację, a przede wszystkim Rumlowa i Pierce'a, którym, jak się dowiedziałam, był właśnie ten niewyglądający na złoczyńcę starszy mężczyzna.
Alexander Pierce, z tego co powiedział mi Nick, był czołowym działaczem Hydry. Działał pod przykrywką w T.A.R.C.Z.Y., w rządzie Stanów Zjednoczonych i w Radzie Bezpieczeństwa. Właśnie on był na głównym celowniku Fury'ego, między innymi dlatego, że posiadał bardzo wiele informacji na temat T.A.R.C.Z.Y., które mógł wykorzystać przeciwko organizacji. Atak na Triskelion był tak dobrze zorganizowany prawdopodobnie właśnie dzięki jego pomocy. 

Wieczorami, kiedy siedziałam sama w swoim pokoju, pewne myśli nie dawały mi spokoju. Myśli te dotyczyły Zimowego Żołnierza. Wciąż jeszcze miałam nóż, którym we mnie rzucił, a który spowodował tak zgubne skutki dla stanu mojego zdrowia. Często siadałam na łóżku i ważąc go w rękach, przyglądałam mu się z każdej strony. Przypomniałam sobie wtedy tego biednego, skrzywdzonego mężczyznę. Zastanawiałam się jaka była jego historia, jak trafił w ręce Hydry i jaki był zanim go sobie podporządkowali, zanim go złamali i zagarnęli jego tożsamość dla siebie i swoich celów. Za każdym razem nie mogłam również wyzbyć się uczucia, że gdyby Rumlow nie kazał go wtedy "zresetować", mężczyzna nic by mi nie zrobił. Przecież chciał mnie nawet obronić przed Rumlowem! Chwilę wcześniej, zanim wyczyścili mu pamięć, przystawił swoją broń do głowy bruneta, kiedy ten chciał mnie zastrzelić. Choć potem chciał, a właściwie musiał, mnie zabić, to nie miałam wątpliwości, że tylko dzięki niemu jeszcze żyłam. Gdyby nie jego reakcja Rumlow strzeliłby mi w głowę i już nawet Mściciele, którzy przybyli z odsieczą nie byliby mi w stanie pomóc.

Wiedziałam, bo doświadczyłam tego na własnej skórze, że Zimowy Żołnierz nie był tak bezduszny, jak sądzono. Był po prostu zniewolony, kontrolowany przez złych ludzi. Służył im, bo go tego zmusili, tak, jak chcieli zmusić i mnie. 

W mojej głowie zrodził się więc plan. Kiedy Fury namierzy już Hydrę i wyśle Mścicieli do walki, miałam zamiar polecieć z nimi, odnaleźć Zimowego Żołnierza i pomóc mu się wydostać spod ich kontroli. Pomóc mu odnaleźć samego siebie.

Co do mojej mocy wszyscy byli zgodni i uważali, że powinnam się nauczyć jak ją kontrolować. Ja jednak w tym temacie również miałam własny plan  chciałam najpierw podszkolić się w walce wręcz. Moc mogła okazać się niepewna. Coś mogło się nagle wydarzyć, odkręcić lub ponownie ktoś mógł mi coś wstrzyknąć i wszystko by się cofnęło. Nie zamierzałam ryzykować. Chciałam umieć się bronić. Chciałam posiadać coś, czego nikt nie był w stanie mi odebrać.

Dlatego właśnie dzisiaj miałam po raz pierwszy od dłuższego czasu, trenować z Kapitanem. Tyle, że tym razem zamierzałam podejść do tego poważnie.

***

Wyprowadziłam cios, który, tak samo jak wszystkie poprzednie, został zablokowany. Spróbowałam kopnąć blondyna, jednak złapał też moją nogę. Już zaczęłam przechylać się niebezpiecznie do tyłu, ale mężczyzna szybko wypuścił z dłoni moją rękę i silnym ramieniem przytrzymał mnie w talii, żebym nie się nie przewróciła. Pomimo, iż uczył mnie walki, był niesamowicie delikatny. W każdym jego ruchu widziałam ostrożność, a w oczach troskę. Nie mogłam tego pojąć, jego ciosy były takie lekkie, jakby bał się, że jeśli uderzy choć odrobinę za mocno  połamie mi wszystkie kości.

— Jesteś dzisiaj zamyślona — stwierdził i pomógł mi z powrotem stanąć na obie nogi. — A przez to mniej skuteczna, ale i tak widzę, że bardzo się starasz — powiedział z uśmiechem na twarzy.

— To pewnie przez te moce i serum, sam wiesz — mruknęłam, nawiązując do swojego zamyślenia, a w duchu ciesząc się, że przynajmniej doceniał moje wysiłki.

— Co cię trapi? — zapytał i usiadł na podłodze, robiąc sobie przerwę.

— Tak się zastanawiam... — usiadłam na przeciwko niego i spojrzałam mu w oczy, przez chwilę się wahając. — Wiesz coś na temat Zimowego Żołnierza?

Zauważyłam, że mięśnie Steve'a się spięły, a twarz natychmiast zmieniła wyraz, kiedy zadałam to pytanie.

— To Bucky — mruknął cicho, a ja zmarszczyłam brwi, myśląc, że się przysłaszałam. — Zimowy Żołnierz to Bucky.

— Bucky? — powtórzyłam z niedowierzaniem. — Ten Bucky? Twój przyjaciel z czasów wojny? — zapytałam, przypominając sobie swoją dawną rozmowę z Rogersem, kiedy opowiadał mi o swojej przeszłości. Blondyn przytaknął. — Ale... co?... ale jak... mówiłeś, że zginął — nie mogłam przyswoić informacji, którą właśnie mi wyjawił. — Wypadł z pędzącego pociągu!

— Nie wiem jakim cudem przeżył, ale Hydra musiała go znaleźć. Już za pierwszym razem, gdy go pojmali robili na nim jakieś testy...

— Wiedziałam! — szepnęłam, a Steve spojrzał na mnie, nie rozumiejąc o co chodzi. — Wiedziałam, że nie jest zły — wyjaśniłam. — Powstrzymał Rumlowa przed zastrzeleniem mnie, ale potem coś mu zrobili i po wydaniu rozkazu chciał mnie zabić. Zupełnie jakby nic nie pamiętał.

— Kiedy walczyłem z nim w siedzibie T.A.R.C.Z.Y. rozpoznałem go, ale on... patrzył na mnie i nie wiedział kim jestem...

— Myślę, że niejdnokrotnie czyścili mu pamięć... — powiedziałam cicho, przyglądając się uważnie reakcji Rogersa. — Ale to nie wszystko, musieli go jakoś zmusić do posłuszeństwa, do wykonywania rozkazów... Nikt, nawet po wyczyszczeniu pamięci, tak się nie zachowuje...

— Możliwe — westchnął blondyn i spuścił głowę. — Dlaczego ja go wtedy nie szukałem?... — zapytał zrozpaczony sam siebie i złapał się za głowę. Widziałam jak go to dobija. Doskonale wiedziałam, że Bucky był dla niego niesamowicie ważny. Nie był tylko przyjacielem Rogersa, był jego rodziną.

Chwyciłam go za ręcę, odciągając je od głowy i spojrzałam na niego pełna determinacji.

— Nie martw się, uratujemy go — powiedziałam, zaciskając swoje dłonie na jego. — Nie pozwolę, żeby te sukinsyny wyrządziły mu więcej krzywd. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top