~21~
Zaskoczenie wbiło mnie w podłogę. Byłam w stanie jedynie stać i patrzeć, jak moja koszulka coraz bardziej pokrywa się krwią. Steve jednak pomimo początkowego szoku, nie stracił zimnej krwi.
— Do Bruce'a — rzucił. — Szybko.
— Chwila — wydyszałam, opierając się o barierkę i czując jak robi mi gorąco, słabo i niedobrze jednocześnie.
Blondyn podszedł i delikatnie wziął mnie na ręce, po czym wyszedł na korytarz i szybkim krokiem zaczął iść w kierunku laboratorium Bruce'a.
Kiedy wpadł jak burza do pomieszczenia, Banner spojrzał na niego zaskoczony, nie wiedząc o co chodzi.
— Co się stało? — zapytał brunet. Wytrzeszczył oczy, kiedy zobaczył mnie na rękach Rogersa i podbiegł do nas natychmiast.
— Zaczęła krwawić, nie wiem co się dzieje — wydyszał blondyn.
Czułam, że zaczynam odpływać. Było mi strasznie słabo i duszno, a przed oczami widziałam już czarne plamy.
— Nie mam tu sprzętu, chodź.
— Gdzie?
— Piętro niżej.
Mężczyźni wybiegli na korytarz i weszli do windy.
Oddychałam coraz głębiej, łapiąc łapczywie powietrze. Jednoczesnie coraz ciężej było mi obejmować Rogersa za szyję, aby ułatwić mu trzymanie mnie. Mój uścisk się poluźnił, co nie zostało niezauważone.
— Spokojnie Alex, jeszcze chwila — uspokajał Steve, ale nie wiedziałam czy mnie, czy bardziej siebie.
Już po chwili znaleźliśmy się w pomieszczeniu medycznym. Znajdował się tu sprzęt lekarski, którym mógłby się poszczycić niejeden szpital. Z powodu późnej pory nikogo w nim nie było.
Steve posadził mnie na fotelu, który był przechylony tak, że praktycznie leżałam.
Bruce podszedł do mnie i podwinął bluzkę do góry. Nastepnie odwinął bandaż, który również cały był przesiąknięty krwią. Widząc taką jej ilość, zdziwiłam się, że praktycznie nic nie czułam. Właściwie zauważyłam, że coś jest nie tak dopiero kiedy Steve zwrócił na to uwagę. Leki, które dała mi agentka Hill były naprawdę mocne.
Steve chodził w tę i z powrotem zdenerwowany, uważnie śledząc poczynania Bruce'a. Kiedy Banner odwinął cały bandaż, spojrzałam w dół. Moim oczom ukazała się odnowiona rana, która była przyczyną tego całego zamieszania.
*Pov Tony*
Chodziłem w kółko po pokoju, nie mogąc powstrzymać zalewających mnie emocji. Opowiadając Alex o jej ojcu, sam wszystko sobie przypomniałem. Zupełnie tak, jakbym przeżył to na nowo, ze wszystkimi detalami. Rozdzierający smutek i poczucie winy wróciły. Fakt, że Alex wybiegła z pokoju bez słowa, tylko dokładał mi zmartwień. Nie byłem pewien czy od teraz będzie mnie nienawidzić jeszcze bardziej, czy mi wybaczy. Ale czy zabicie ojca da się w ogóle wybaczyć?
Wziąłem do ręki szklankę, którą uprzednio odstawiłem na bar i upiłem duży łyk alkoholu. Domyślałem się, że targają nią teraz silne emocje, tak jak i mną. Po głowie chodziło mi, że nie powinna być teraz sama. W pierwszym odruchu chciałem za nią pobiec, ale uświadomiłem sobie, że moje towarzystwo raczej nie byłoby mile widziane. Odłożyłem więc ponownie alkohol na blat i skierowałem się do pokoju Kapitana.
Stanąłem przed drzwiami poddenerwowany, co prawie nigdy się nie zdarzało. Będąc jednak w obecnej sytuacji i chcąc prosić Rogersa o pomoc, czułem się niepewni. Chwilę biłem się z myślami, ale w końcu troska o bratanicę wygrała i zapukałem. Czekałem na pozwolenie aby wejść, ale nic takiego nie nastąpiło. Zapukałem ponownie i znowu odpowiedziała mi głucha cisza. Nacisnąłem klamkę, a jako że drzwi były otwarte, wszedłem powoli do środka. Niestety w pomieszczeniu nie było żywej duszy.
Wydało mi się to dziwne, bo Steve zazwyczaj o tej porze był u siebie. Postanowiłem jednak nie rezygnować ze swojego planu i skierowałem się w stronę salonu, myśląc, że może tam go zastanę.
Na kanapie przed telewizorem siedział jednak tylko Clint z Thorem, a Natasha w kuchni robiła sobie coś do jedzenia. Brak obecności Rogersa trochę mnie zaniepokoił.
— Nie widziałaś przypadkiem Rogersa? — zapytałem rudowłosą.
— Widziałam — odparła i rzuciła mi badawcze spojrzenie. Musiała zauważyć, że coś jest nie tak, bo jej spojrzenie spoważniało. — Szedł do Alex.
Ta informacja nieco mnie zaskoczyła, ale podziękowałem jej i opuściłem kuchnię, czując na sobie jej uważny wzrok.
To znaczyło, że już u niej był. Może nawet teraz ją pocieszał. Z jednej strony mi ulżyło, a z drugiej poczułem się okropnie. Alex ponownie przeżywała dramat straty ojca i to przeze mnie, przez własnego wujka, a ja nie mogłem jej nawet pocieszyć. Zastanawiałem się co musi myśleć o mnie w tym momencie Steve, widząc do jakiego stanu doprowadziłem dziewczynę i poczułem się podle. Ruszyłem z powrotem do swojego pokoju, próbując zagłuszyć ogromne wyrzuty sumienia. Pewnie zaszyłbym się w pokoju i wrócił do picia alkoholu, gdyby nie otwarte na oścież drzwi do pokoju Alex. Zawsze je zamykała. Nieco zaniepokojony tym odstępstwem, wszedłem ostrożnie do środka.
— Jarvis, światło — mruknąłem i po sekundzie w pomieszczeniu było jasno.
Rozejrzałem się dookoła, ale nie zobaczyłem niczego nadzwyczajnego. Pokój był pusty. Dopiero kiedy poczułem zimny powiew powietrza, zorientowałem się, że drzwi na taras także są otwarte. Kiedy podszedłem, żeby je zamknąć, zauważyłem na środku zniszczoną doniczkę, roślinę leżącą na środku i rozsypaną dookoła ziemię. Zmarszczyłem brwi. Coś zdecydowanie było nie tak.
— Jarvis, gdzie jest Alex?
— Piętro niżej razem z Kapitanem i doktorem Bannerem, sir.
— Co oni tam robią? — zapytałem zdezorientowany.
— Pan Banner próbuje zatamować krwawienie.
— Co?! Jakie krwawienie?! — zawołałem przerażony i wybiegłem z pokoju, kierując się do windy.
*Pov Alex*
Zaciskałam ręce na podłokietnikach. Cudowne działanie leków przeciwbólowych ustało i rana niesamowicie piekła. Bruce starał się zatamować krwawienie, ale kiedy zwykłe uciskanie rany nic nie dało, podał mi jakiś lek, który miał pomóc w zakrzepnięciu krwi przy ranie.
Czekaliśmy jeszcze przez jakiś czas, ale w końcu lek zadziałał i sytuacja nieco się uspokoiła.
— Co się dzieje? — Do pomieszczenia wpadł Tony, akurat w momencie, w którym Bruce skończył zakładać mi nowy opatrunek.
— Też chciałbym wiedzieć — odezwał się Rogers, który przez cały czas siedział cicho, nie chcąc przeszkadzać Bannerowi, ale wciąż nie wiedział co się stało.
— Siedź — powiedział do mnie Banner, kiedy próbowałam się podnieść, po czym zwrócił się do Tony'ego i Steve'a. — Rana Alex ponownie się otworzyła...
— Dlaczego? — wtrącił się nieco zziajany Tony.
— Prawdopodobnie przez stres, ale mogą też być inne przyczyny. W każdym razie pobiorę krew i wykonam jeszcze parę innych badań, które chciał zlecić Fury. Nie będziemy musieli lecieć specjalnie na Helicarrier.
Tony ze Stevem zostali ze mną i z Brucem. Była tak wykończona całym tym dniem, wszystkimi wyznaniami i ilością emocji, których doświadczyłam, że do końca badań nie odezwałam się już ani słowem. Mężczyźni co chwilę o czymś dyskutowali, ale nie wiedziałam dokładnie o czym, bo ich nie słuchałam. Słowa wlatywały do mojej głowy jednym uchem, a wylatywały drugim.
Banner pobrał mi krew, zrobił tomografię i kilka innych badań. Kiedy w końcu skończył, cieszyłam się, że mogę w końcu iść odpocząć. Było już dosyć późno, a ja byłam zmęczona i nie najlepiej się czułam. Tony i Steve tak się przejęli, że odprowadzili pod same drzwi pokoju.
***
Następnego dnia czułam się już lepiej, ale i tak praktycznie nie opuszczałam pokoju, nie licząc wyjścia na śniadanie.
Nie za bardzo wiedziałam jak mam się zachowywać w stosunku do Tony'ego. Myśli i słowa z poprzedniego dnia wciąż kłębiły się w mojej głowie. Zupełnie tak jakby przez wypoczęło tylko moje ciało, a umysł wcisnął pauzę, gotowy do rozmyślań nastepnego dnia. Musiałam wszystko dokładnie przemysleć, poukładać wszystkie puzzle na odpowiednich miejscach i zastanowić się co dalej, bo fakty, które wcześniej odbierałam za pewnik, nagle zostały podważone. Na razie nie miałam na to jednak siły i chciałam choć na chwilę oderwać się o tych myśli, które mnie przygniatały.
Miałam ogromną ochotę poćwiczyć ze Stevem, bo był to najlepszy sposób na oderwanie się od rzeczywistości, ale ze względu na swoją ranę nie mogłam. Ostatecznie, aby zająć się czymś i nie myśleć za dużo, postanowiłam zrobić coś z bałaganem, który zostawiłam na tarasie. Na początku chciałam wsadzić roślinę do nowej doniczki, ale żadnej nie miałam, więc po prostu zabrałam się za sklejanie tej rozbitej. Musiałam się trochę wysilić, aby znaleźć pasujące części i odpowiednio je ze sobą połączyć. Trwało to bardzo długo, ale udało się. Kiedy doniczka stała w końcu w jednym kawałku, zebrałam rozsypaną ziemię i wsypałam z powrotem do doniczki, po czym wetknęłam w nią roślinkę. Swoje "dzieło" postawiłam w rogu tarasu, tam, gdzie stało zanim je uszkodziłam.
Przyjrzałam się całości krytycznym okiem z pewnej odległości. Na pierwszy rzut oka od razu można było poznać, że doniczka jest posklejana, poza tym nie była w całości wypełniona ziemią, a roślina lekko się przekrzywiała. Może nie wyglądało to tak jak na początku, ale na pewno lepiej niż porozrzucane po całym tarasie.
W sumie stwierdziłam, że wykonałam niezłą robotę, pomimo iż skutek nie był wyśmienity. Na codzień raczej rzadko zdarzało mi się sprzątać, więc w sumie byłam z siebie całkiem zadowolona. Tym bardziej, że odpowiednie posklejanie doniczki wcale nie było takie łatwe.
Moje ciało dawało mi jasne sygnały, że nie czuje się najlepiej. Czułam tępy ból rozchodzący się od rany. Poza tym było mi trochę niedobrze, ale myśląc, że to z głodu, ruszyłam do kuchni. Przy stole siedzieli Clint, Steve i Natasha rozmawiając i śmiejąc się. Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej kawałek pizzy. Ugryzłam sporą część, pomimo iż przysmak był zimny, nadal wyśmienicie smakował.
— Jak się czujesz? — usłyszałam pytanie skierowane w moją stronę. Spojrzałam w niebieskie tęczówki Steve'a.
— Dobrze — odparłam jak zwykle automatycznie. — Nie musisz się ciągle pytać — mruknęłam, choć byłam wdzięczna za jego troskę i wsparcie, którym mnie otaczał. Skończyłam jeść, zauważając, że pochłonęłam ten kawałek pizzy znacznie szybciej niz zwykle.
— Za chwilę mamy zebranie v powiedział Bruce, wchodząc do pomieszczenia razem z Thorem i Tonym. — Alex, chciałbym, żebyś na nim była. Mam twoje wyniki badań — zwrócił się do mnie. Nie zdążyłam mu nawet odpowiedzieć, bo poczułam jak jedzenie mi się cofa. Jak poparzona wybiegłam z kuchni. Wpadłam do swojego pokoju i od razu wbiegłam do łazienki. Nie zamykając za sobą nawet drzwi, dopadłam do toalety i zwymiotowałam. Wszystko co przed chwilą zjadłam, właśnie opuściło mój żołądek.
Jeszcze przez dłuższą chwilę męczyłam się z napięciami brzucha, przytulając muszlę klozetową, ale nie za bardzo miałam już czym wymiotować. W końcu opadłam na kafelki obok i dopiero wtedy zorientowałam się, że nie jestem sama. W pomieszczeniu i w jego wejściu znajdowali się wszyscy członkowie Avengers. Nie mogłam w to uwierzyć. Czy oni wszyscy stali tam i patrzyli jak rzygam?
Odchrząknęłam zażenowana, że wszyscy byli świadkami mojej złej kondycji. Dodatkowo wciąż stali i się we mnie wpatrywali, zamiast się rozejść.
— Nigdy nie widzieliście jak ktoś wymiotuje? — burknęłam i wypłukałam usta.
— Czujesz się "dobrze"? — zapytał Steve, podkreślając ostatnie słowo i przypominając mi moje słowa sprzed dosłownie paru minut.
— Chodźmy na to zebranie — mruknęłam, ignorując go i wyszłam z pomieszczenia, kierując się w stronę sali konferencyjnej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top