~13~
Tak, jak myślałam Bruce prawie cały czas siedział w laboratorium. Wyjątkiem były pory posiłków i noce, kiedy szedł spać. Te drugie jednak, nie zawsze były takie pewne, bo czasami zdarzało mu się przesiadywać do bardzo późna.
Nasze rozmowy były tak ubogie, że prawie ich nie było. Ograniczały się do przywitania lub zapytania "Co zamówić na obiad?", ewentualnie do zainteresowania się, czy są jakieś wieści od pozostałych. A wieści nie było. Byłam wkurzona, bo skoro Steve już wyjechał mógł chociaż zadzwonić, albo wysłać wiadomość, że wszystko z nim w porządku. Rozumiem, że Thor się ze mną nie skontaktował, on nie za bardzo ogarnia nawet zwykły toster, ale Steve? Mógł chociaż mnie powiadomić, że żyje.
Z zaskoczeniem odkryłam, że się o niego martwię. Co się ze mną działo?
Przez cały czas strasznie mi się nudziło. Obejrzałam już chyba wszystkie filmy i seriale, które leciały w telewizji, a przynajmniej na tyle dużo, aby zdążyło mnie to znudzić.
Zwalczać nudę próbowałam także wysiłkiem. Robiłam najróżniejszego rodzaju ćwiczenia, od brzuszków po gwiazdy, chociaż to już chyba podchodziło pod gimnastykę. Ćwiczyłam też ciosy na worku treningowym, nawet przebiegłam parę okrążeń na sali. Jednak wszystko na nic, nuda i tak mnie dopadła. Ponadto trenowanie samemu to było coś innego. Nie miałam z kim pogadać, ani się poprzekomarzać, a przez to zaczynałam myśleć. Za dużo myśleć, szczególnie o rzeczach i osobach, o których nie powinnam.
Zrozumiałam, że Steve stał się swego rodzaju, moim oderwaniem od przykrych wspomnień. A teraz, kiedy on wyjechał, a ja nie miałam z kim pogadać, znów zaczęło to do mnie wracać. Może nie tak szybko i boleśnie jak wcześniej, ale jednak. Chociaż wiedziałam, że nie wywoła to już u mnie tak silnych emocji, bo przecież rozmawiałam o tym z blondynem i przestałam się o to całkowicie obwiniać, to i tak nie chciałam znowu o tym rozmyślać.
Trochę z tych myśli jednak znów do mnie wróciło, więc musiałam zapomnieć. A na razie znałam tylko dwa sposoby na zapomnienie. Pierwszym była rozmowa z Rogersem, ale aktualnie było to raczej niemożliwe, a drugim... alkohol.
Powiedzmy sobie szczerze – miałam cholerną ochotę się napić.
Problem w tym, że nadal nie mogłam wychodzić z wieży. Może i Bruce by nie zauważył, ale Jarvis na pewno mnie nie wypuści. Tony dał mu jasne instrukcje. Pozostało mi tylko jedno – musiałam znaleźć słynną kolekcję Starka.
Salon przeszukiwałam już na samym początku, kiedy się tu wprowadziłam. Stał tam bar, ale był pusty. Podejrzewam, że Tony ukrył gdzieś alkohole. Musiałam je znaleźć.
Zaczęłam się zastanawiać gdzie mógłby je schować i doszłam do wniosku, że żadne miejsce nie byłoby bardziej odpowiednie niż jego pokój. W końcu przeważnie nikt tam nie wchodził, a on miał je pod ręką.
Nawet jeżeli jutro będę miała kaca, do ich przyjazdu zostały jeszcze dwa dni, więc niczego nie będzie już po mnie widać.
Po obiedzie, kiedy Banner znowu poszedł do laboratorium, zaczęłam realizować swój plan. Przemknęłam przez salon i doszłam do korytarza, od którego odchodziły wejścia do wszystkich pokoi. Podeszłam pod drzwi Starka i delikatnie nadusiłam klamkę. Jak można było się spodziewać, drzwi były zamknięte. Obok znajdował się mały panel sterowania, w postaci ekranu dotykowego. To znaczy, że Jarvis może sterować drzwiami i otwierać je lub zamykać.
— Jarvis, otwórz drzwi — powiedziałam, w głębi duszy mając cichą nadzieję, że wystarczy ładnie poprosić.
— Nie mogę, panno Brooke. To pokój pana Starka.
— Co w związku z tym? Kazał ci tego nie robić?
— Nie wprost, panno Brooke.
— Więc je otwórz — naciskałam.
— Nie mogę.
— Dlaczego?!
— Bo to pokój pana Starka.
— Tak, wiem. Powtarzasz się, Jarvis. Otwórz!
— Nie mogę, bo...
— Dobra, zrozumiałam "to pokój pana Starka" — przedrzeźniłam sztuczną inteligencję. — Zamknij się już!
— Tak jest.
Przeszłam do salonu, obmyślając co zrobić dalej. Chodziłam w kółko, myśląc. Gdyby tylko udało mi się na chwilę unieszkodliwić Jarvisa, mogłabym otworzyć drzwi. Przystanęłam na chwilę. Co ja właściwie robię? Próbuję włamać się pokoju mojego wujka, żeby się napić? Przedsięwzięcie warte więcej zachodu niż sam cel. Naprawdę zaczynałam wariować przez tę nudę.
W końcu doszłam do wniosku, że w pracowni Tony'ego mogę znaleźć coś, co mi pomoże. Zjechałam windą na dół i znalazłam się w garażu. Podeszłam do jednego z blatów, na których były różne części. Nikomu o tym nie mówiłam, ale kiedyś dosyć dobrze znałam się na robotyce. Umiałam co nieco, co prawda trochę już zapomniałam, ale może uda mi się coś sklecić.
***
Po godzinie szperania, szukania odpowiednich części i ich składania, wreszcie udało mi się zrobić to, co zamierzałam. Wzięłam małe, podłużne urządzenie i wróciłam na górę.
Znów stanęłam przed drzwiami Starka. Przyłożyłam swój "wynalazek" do panelu i wcisnęłam odpowiedni przycisk. Doszło do małego spięcia i z ekranu posypało się parę iskier. Udało się. Moje małe urządzenie wytworzyło zwarcie, przyczyniając się do tego, że Jarvis nie miał kontroli nad zabezpieczeniami. Nie byłam pewna ile ten stan będzie trwał, więc szybko nacisnęłam klamkę. Udało się, drzwi ustąpiły. Uchyliłam je lekko, ale zanim tam weszłam, zatrzymałam się jeszcze na chwilę.
Właściwie po co to robię? , przemknęło mi przez myśl. Nie chodziło mi tylko o to, żeby się napić. Zabijałam nudę? Możliwe, a może po prostu chciałam udowodnić, że nie tylko Stark coś potrafi? Że umiem obejść jego zakazy? Sprzeciwić się? Zachowywałam się jak małolata... Chociaż nie, ja zawsze się tak zachowuje. Teraz już bez ogródek weszłam do środka. Drzwi zostawiłam lekko uchylone, aby mieć pewność, że się tu nie zatrzasnę.
No nieźle. Muszę przyznać, wiedziałam, że Tony jest milionerem z nadmuchanym ego, ale to przeszło moje wszelkie oczekiwania. Pokój był ogromny. Wielkością niemal dorównywał salonowi, a to był już nie lada wyczyn. Ogromne dwuosobowe łóżko, jakieś meble, pełno drogich ozdób i elektronicznych zabawek, duża garderoba i półpiętro, na które prowadziły schody. Na ścianach oczywiście nie mogło zabraknąć obrazów z jego podobizną. Chyba zwymiotuję, a jeszcze nawet niczego nie wypiłam.
Weszłam po schodach, a moim oczom ukazał się bar. Na półkach były różnego rodzaju alkohole, od win po rumy. Chwyciłam pierwszą butelkę z brzegu. Czerwone wino wytrawne. Pokręciłam głową, odkładając butelkę z powrotem na półkę. Zdecydowanie wolałam coś mocniejszego. Wybrałam ponownie, tym razem trafiając na whisky. Uśmiechnęłam się zadowolona. Wzięłam szeroką, niską szklankę, wybierając ją z rzędów naczyń, które znajdowały się pod barem i otwierając butelkę, nalałam do niej brązowej cieczy. Usiadłam na jednym z wysokich krzeseł i upiłam łyk. Płyn przyjemnie drażnił mój przełyk. Podeszłam do ogromnego okna i obserwowałam piękny krajobraz, który się przede mną roztaczał, sącząc spokojnie alkohol.
***
W ciągu godziny spróbowałam wspomnianej whisky, kilku rodzajów win, a nawet rumu. Oczywiście wszystkiego po trochu. Choć zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam mieszać różnych alkoholi, ale dopóki byłam w stanie utrzymać się o własnych siłach na nogach, dopóty niezbyt mnie to obchodziło. Co jak co, ale to, że przewracam się przez własne nogi Bruce by raczej zauważył.
Stwierdziłam, że whisky, które piłam jako pierwsze smakowało mi najbardziej więc wzięłam butelkę i nalałam sobie jeszcze trochę.
*Pov Bruce*
Nigdzie nie mogłem znaleźć Alex. Gdzie ta dziewczyna się podziała? Strasznie się stresowałem tym, że mam z nią zostać sam, a teraz jeszcze zniknęła. Miałem tylko nadzieję, że nigdzie nie wyszła.
Szedłem w kierunku jej pokoju, kiedy zobaczyłem, że drzwi Tony'ego są uchylone. Czy ona... Nie, niemożliwe.
Ostrożnie wszedłem do środka. Cóż, musiałem przyznać, że Tony ma rozmach. Jego pokój robił wrażenie, chociaż trafniejszym określeniem byłaby chyba "komnata", jak to mówi Thor.
Kiedy skończyłem oglądać obrazy na ścianach, rozejrzałem się po pomieszczeniu. Zobaczyłem dziewczynę na półpiętrze i odetchnąłem z ulgą, ale jednocześnie poczułem złość. Szukałem jej po całej wieży i stresowałem się, że gdzieś wyszła, a ona włamała się do pokoju Tony'ego!
— Mogę wiedzieć co ty tu robisz?!
Dziewczyna odwróciła lekko głowę w moją stronę, niewzruszona moją obecnością. Widocznie zauważyła mnie już wcześniej, bo nie wyglądała na ani trochę zdziwioną. Wszedłem po schodach i znalazłem się obok niej.
— Spokojnie, tylko nie zmieniaj koloru, doktorku.
— Czy ja wyglądam jakbym zmieniał kolor? — zapytałem trochę ostrzej niż bym chciał.
— Mam być szczera czy miła? Nie czekaj. Zapomniałam, że ja nie jestem miła.
Ta dziewczyna powoli doprowadzała mnie do szału, musiałem się opanować. Dopiero teraz zauważyłem, że trzyma w ręku szklankę, a obok stoi pełno napoczętych butelek, głównie z winami.
— Alex!
— Co?
— Nie wolno ci pić! Tony wyraźnie ci tego zabronił!
— Nie. Zabronił mi wychodzić, a to nie to samo.
— Pić też ci zabronił. Wiedziałabyś gdybyś chociaż czasami go słuchała. Poza tym nie wolno ci tu być, to pokój Tony'ego.
— Nie widziałam, tabliczki z napisem "Alex, nie wolno ci tu być" — odparła. — A nawet gdybym widziała, to i tak bym tu weszła — dodała ciszej.
Poczułem, że powoli zaczynam tracić kontrolę. Ta dziewczyna naprawdę mnie denerwowała. Zszedłem ze schodów, postanawiając, że pójdę do kuchni, aby napić się wody i uspokoić.
— Znowu idziesz się bawić do laboratorium, doktorku? Całe dnie tam przesiadujesz — prychnęła.
Poczułem jak moje mięśnie się napinają. Spróbowałem zapanować nad burzą emocji, która właśnie zapanowała w moim ciele. Stres związany z tym, że sam miałem zostać z Alex i strach, że gdzieś wyjdzie, teraz się skumulowały. Złość we mnie wzrastała. Poczułem, że moje ciało zaczyna się zmieniać. Nie mogłem już tego powstrzymać. Moje ręce zaczęły przyjmować zielony kolor. Zacząłem ciężko oddychać.
— Doktorku, wszystko w porządku? — dziewczyna zaczęła powoli schodzić ze schodów, przyglądając się mi.
— Nie zbliżaj się — wydusiłem i podpierając się o co się da, wyszedłem z pokoju.
Udało mi się dotrzeć do salonu. Poczułem jak moje wszystkie mięśnie się powiększają, a ubranie zostaje rozdarte.
Zanim straciłem całkowicie kontrolę nad swoim ciałem, spojrzałem jeszcze na dziewczynę, która przyszła za mną i stała w wejściu do pomieszczenia.
*Pov Alex*
Bruce zaczął się zmieniać. Pobiegłam za nim do salonu i stanęłam w wejściu przyglądając się mu z niepokojem, ale zamiast Bruce'a ujrzałam zielonego olbrzyma. Przede mną stał Hulk w całej okazałości. Spojrzał na mnie ostatni raz przepraszającym wzrokiem, w którym czaił się strach, a potem jego oczy emanowały już tylko złością. Całkowicie się przemienił. Nie miał już kontroli nad własnym ciałem.
Schowałam się szybko za szafką, która stała obok wejścia do salonu. Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia co mam teraz zrobić. Przeklęłam w myślach swój cięty język i głupią chęć zirytowania go.
Usłyszałam wściekły ryk i odgłosy świadczące o tym, że Hulk właśnie coś uszkodził.
Wyjrzałam ostrożnie zza szafki. Telewizor z wielką dziurą po środku, leżał na kanapie, która również była zniszczona. Hulk niszczył wszystko, co było w jego pobliżu. Dochodził do mnie trzask i głośnie uderzenia oraz wściekły ryk za każdym razem, kiedy zielony olbrzym coś zniszczył. W końcu kiedy obok mojego schronienia przeleciał kawałek fotela, postanowiłam coś zrobić, bo zmierzało to w zdecydowanie złym kierunku. Zebrałam się w sobie i wyszłam z ukrycia, stając na przeciwko Hulka. Wtedy dopiero zrozumiałam co zrobiłam. Przez swoją nieodpowiedzialność obudziłam olbrzyma, który był w stanie zniszczyć pół miasta, a jedyne osoby, które mogły go powstrzymać były daleko stąd.
Teraz natomiast stałam na przeciwko niego całkiem sama, patrząc prosto w jego pełne furii oczy.
Nie do końca wiedziałam co zrobić. Pewne było, że siłą go nie powstrzymam, z tego co wiem nawet Thor miał z tym trudności. Krzyk tylko pogorszyłby sprawę. Więc co?
Całe moje przemyślenia trwały zaledwie sekundę, która dłużyła się w nieskończoność. W końcu zdecydowałam się na pierwszy pomysł, który wpadł mi do głowy. Zaczęłam spokojnie do niego mówić.
— Słuchaj... ja naprawę nie chciałam tak cię wkurzyć... — Uważnie obserwowałam każdy jego ruch, ale olbrzym zaprzestał na chwilę niszczenia wszystkiego wokół i stał, wpatrzony we mnie. — Chciałam tylko wejść do tego głupiego pokoju, głupiego Starka — wydusiłam. Rozległ się wściekły ryk, a jak z prędkością światła uniosłam ręce w geście obronnym. — Okej, okej! Żadnego obrażania twojego najlepszego kumpla, rozumiem! — wydusiłam, na jednym tchu, pocąc się jednocześnie ze stresu. — Po prostu nudziło mi się i... i chyba chciałam pokazać, że też coś umiem. — Czułam się dziwnie, zwierzając się Bruce'owi i to w formie Hulka. — Wiesz co, może umówmy się tak: ty się uspokoisz, a ja nie będę cię już wkurzać, co ty na to?
Olbrzym zmarszczył brwi, przyglądają mi się, trochę jakby chciał sprawdzić czy nie kłamię. Po tym wydał z siebie dziwny pomruk, a jego oczy znowu zrobiły się bardziej ludzkie. Zaczął się powoli kurczyć, co chyba nie było zbyt przyjemne. Podpierając się o meble, dotarł do ściany i już po chwili całkowicie wrócił do siebie. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na swoje ręce, które trzęsły się ze zdenerwowania. Włożyłam dłonie do kieszeni i spojrzałam na Bannera. Siedział pod ścianą i oddychał głęboko. Najwyraźniej nieźle się zmęczył, zresztą nie dziwiłam mu się.
Podeszłam bliżej i usiadłam obok niego.
— Ja... Naprawdę... Uch, przepraszam — wydusiłam i doznałam dziwnego uczucia w żołądku. Już tak długo nikogo nie przepraszałam, ale chyba musiałam coś powiedzieć, w końcu nie tylko go wkurzyłam, ale też spowodowałam, że zaczął niszczyć co popadnie.
— W porządku — mruknął cicho.
Siedzieliśmy przez długą chwilę w ciszy. Nie wiem dlaczego, ale cieszyłam się, że mi wybaczył.
Spojrzałam na niego. Głowę oparł o ścianę, oczy miał zamknięte, a oddech miarowy. Chyba zasnął. Teraz kiedy zobaczyłam Bruce'a pogrążonego we śnie, zdałam sobie sprawę, że ja też jestem wykończona.
Bardzo chciałam zasnąć, ale jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Mianowicie, cały salon był... Właściwie to go nie było. Wszędzie walały się zniszczone fragmenty mebli, przewrócone, porozrywane fotele i kawałki szkła, a rozwalony telewizor na środku przepołowionej kanapy też nie wyglądał najlepiej.
W końcu jednak zmęczenie wzięło górę i pogrążyłam się we śnie.
***
Następnego dnia obudziliśmy się dosyć wcześnie. Szczerze mówiąc dziwnie się czułam, w końcu nie codziennie budzę się na podłodze w rozwalonym salonie, obok półnagiego faceta w za dużych spodniach.
Razem ustaliliśmy, że naprawimy wszystkie zniszczone przedmioty, czyli właściwie cały salon, a reszcie nic nie powiemy. Do tego drugiego, akurat musiałam trochę namówić Bannera, ale w końcu się zgodził.
Reszta drużyny miała wrócić jutro, więc mieliśmy jeszcze trochę czasu. Pozostawało pytanie, czy w jeden dzień zdążymy naprawić cały salon.
W końcu wzięliśmy się za sprzątanie. Usunęliśmy z podłogi całe szkło i odłamki mebli. Niestety większości rzeczy nie dało się uratować, szczególnie telewizora z dziurą w środku. Musieliśmy zamówić nowe meble i ogromny telewizor, oczywiście wszystko było strasznie drogie, bo sprzęt w Avengers Tower był na najwyższym poziomie. Poza tym dopłaciliśmy niezłą sumę, za to, że dowieźli nam wszystko tego samego dnia.
Sponsorem naszych zakupów został oczywiście Stark, po tym jak po dokładnym przeszukaniu pokoju znalazłam jego hasło do konta w banku.
Kiedy zamówione meble zostały nam dostarczone, poskładaliśmy je i ustawiliśmy na właściwych miejscach. Najgorzej było zawiesić nowy, ogromny telewizor na ścianie, ale wspólnymi siłami jakoś daliśmy radę.
Po całym przedsięwzięciu byliśmy oczywiście wykończeni.
Najgorzej jednak było następnego dnia, kiedy wróciła reszta ekipy, a Tony zaczął się wypytywać, jakim cudem z jego konta zniknął prawie milion dolarów i dlaczego Jarvis skontaktował się z nim w środku misji mówiąc, że jest terroryzowany...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top