Trzy Szanse
Siostry Adler leżały na podłodze i patrzyły w sufit. Za oknem sypał śnieg, zapowiadając piękny początek grudnia, ale atmosfera w domu nie była za wesoła.
Dafne była wdzięczna za swój szlaban, bo mogła unikać Pietra po lekcjach i skupić się na sabotowaniu związku swojej mamy. Problem polegał na tym, że jej sabotowanie nie bardzo się udawało i dzień po dniu zaczynała tracić wiarę w sens swoich planów.
Sara spędzała dużo czasu z siostrą głównie dlatego, że nie miała ochoty spędzać go z Thorem i Lokim. Ani jeden ani drugi nawet nie starali się jej pomóc w przywracaniu świata do normalności, a Sara chciała tylko tego. Odrobiny normalności. W dodatku Loki stawał się coraz bardziej nieznośny, a blondynka przeklinała się w duchu za to, że ciągle coś do niego czuła.
Każda z nich była kompletnie zagubiona, ale przynajmniej pogubiły się razem, a zawsze dobrze wiedzieć, że ktoś ma równie źle, co ty.
— To jaki mamy problem na ten tydzień? — spytała młodsza Adler.
— Problem? W liczbie pojedynczej? Optymistyczna jesteś.
Westchnęły jednocześnie.
— Mam trochę szalony pomysł — zaczęła Sara. — Skoro w sumie i tak cały czas siedzimy i ustalamy, co jest nie tak, to teraz jak już ustalimy, dlaczego jesteśmy nieszczęśliwe, może coś z tym zrobimy?
Dafne odwróciła się do blondynki i zmrużyła oczy.
— Mamy zacząć rozwiązywać nasze problemy, zamiast się nad nimi użalać?
Sara zastanowiła się chwilę i kiwnęła głową.
— Tak, teraz słyszę jak głupio to brzmi. Lepiej nic nie róbmy.
— Moja szkoła.
— Jak tam Pietro?
Dafne przyłożyła poduszkę do twarzy i jęknęła przeciągle.
— Sama chciałabym wiedzieć.
— Myślę, że nie powinniście być razem — powiedziała otwarcie blondynka. — Nie pasujecie do siebie, a ty cały czas masz wątpliwości.
Dafne zmarszczyła brwi.
— Mam wątpliwości, bo to przyjaciel i nie chcę tego zepsuć.
— Daf, on przestał być twoim przyjacielem w momencie, w którym cię pocałował.
— Nawet go nie znasz — broniła się brunetka.
— Znam ciebie.
Starsza Adler dała siostrze przyjacielskiego kuksańca.
— Lepiej mi tłumacz, czemu jeleń z kompleksem Bad Boya się obok ciebie kręci.
Sara ukryła twarz w dłoniach. Przez ostatnie dni narzekała Dafne na Lokiego, jednocześnie starając się nie podawać jej żadnych konkretów. Jak miała wytłumaczyć, że rzeczywistość, w której teraz funkcjonują znacząco się różni od tej, która istniała jeszcze kilka miesięcy temu?
— Czasami mam ochotę go pocałować, a czasami zrzucić z mostu.
— To miłość. Żyć ciężko, zabić szkoda.
Sara nawinęła na palec kosmyk włosów i zaczęła się nim bawić.
— Pamiętasz o zasadzie trzech szans? —spytała.
— Jak mogę zapomnieć. — odparła Dafne. — To była jedyna mądra rzecz, jaką wujek kiedykolwiek powiedział.
Joey Owens był bratem Marthy i słynął z trzech rzeczy:
1. Odkąd obejrzał wszystkie sezony przyjaciół, udawał, że jest Włochem.
2. Nigdy się nie ożenił i zawsze powtarzał, że kocha wszystkie kobiety i nie może ograniczyć się tylko do jednej.
3. Nie powinien mieć pod opieką złotej rybki, a co dopiero dzieci.
Jego zdolności jaki opiekunka zostały sprawdzone, gdy Martha zostawiła go z córkami na jeden wieczór. Kiedy wróciła do domu, Sara miała różowe włosy, Dafne prowadziła operację na pluszowym misiu przy użyciu największego noża, jaki można było znaleźć w kuchni, a dywan z salonu i część firanek zniknęły w niewyjaśnionych okolicznościach.
Później się okazało, że Joey przypadkiem je podpalił, kiedy pokazywał siostrzenicom, dlaczego nie wolno bawić się dezodorantem i zapalniczką.
Fakt, że ten człowiek jeszcze żył, mówił za tym, że głupi ma zawsze szczęście.
Kiedyś powiedział Sarze i Dafne i zasadzie trzech szans, którą usłyszał od swojego ojca. Jeśli kogoś kochasz, masz z nim trzy próby. Trzy razy można mocno spartaczyć i się po tym podnieść. Po trzech razach następuje oficjalnie koniec.
Joey mówił, że nie można znosić wszystkiego, nawet, jeśli się kogoś kocha.
— Nie chcę marnować swoich szans — mruknęła Sara. — Nie chcę się spieszyć, a później żałować.
Dafne poklepała ją po głowie.
— Musimy zrobić crying party.
— Nie mam ochoty płakać — powiedziała blondynka.
— Kochana, my nie płaczemy na crying party. My pijemy na crying party.
Sara uniosła się na łokciach i spojrzała poważnie na Dafne.
— Nigdy w całym moim życiu nie cieszyłam się bardziej, że jesteś moją siostrą.
*
Dafne zazwyczaj mało co mogło obudzić, ale tej nocy miała wyjątkowo niespokojny sen. Kręciła się z boku na bok, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji. Albo było jej za gorąco, albo za zimno. Otwarcie okna, za którym śnieżyło być może nie było najlepszym pomysłem, ale musiała pooddychać świeżym powietrzem.
Gdy już myślała, że uda jej się zasnąć, usłyszała cichy zgrzyt. Gwałtownie otworzyła oczy i obróciła się delikatnie i zobaczyła czyjąś sylwetkę, stojącą przy oknie.
Wrzasnęła, zeskoczyła z łóżka, złapała lampkę nocną i zaczęła uderzać nią na oślep.
— Auć! Przestań! Przestań mnie bić! To ja, Loki!
Zamarła w bezruchu zupełnie zdezorientowana.
— Loki? Co ty tu robisz? Jest środek nocy! — szepnęła wściekle.
— Muszę z tobą porozmawiać.
— W środku nocy?
— To najbardziej dramatyczny czas, w którym można robić cokolwiek.
— Na przykład kogoś zabić — Dafne zacisnęła palce mocniej na lampie.
Loki prychnął.
— Jestem bogiem. Nie boję się ciebie.
Brunetka zamachnęła się bronią.
— Zmieniam zdanie, jesteś przerażająca.
— Co jest z tobą nie tak? — warknęła.
— Dużo rzeczy. Potrzebuję... — zawahał się na moment. Wyglądał tak, jakby brzydził się słów, które miał zaraz wypowiedzieć. — Potrzebuję twojej opinii. Proszę.
Usiadł na materacu, jakby to zdanie odebrało mu większość sił witalnych. Przeczesał dłonią włosy i wziął kilka głębokich oddechów.
— Znasz Sarę, prawda?
Dafne udała, że się zastanawia.
— W sensie Sarę, moją młodszą siostrę, z którą się wychowywałam? No, kojarzę ją.
— Próbujesz być zabawna? — prychnął kłamca.
Dziewczyna złożyła ręce na piersiach.
— A czy wyglądam na rozbawioną? — warknęła.
— Nie, wyglądasz okropnie.
— Uderzę cię tą lampą.
Usiadła obok Lokiego. Miała ochotę wrzucić go przez okno. Prawie go nie znała. Wiedziała, że są z nim same kłopoty, a w dodatku nie podobało się jej, że ostatnio zaczął kręcić się wokół Sary. Był uosobieniem wszystkiego, przed czym rodzice przestrzegają swoje dzieci.
A jednak nie kazała mu się wynosić.
Dafne może nie pamiętała o tych wszystkich chwilach, w których Sara była z nim szczęśliwa. Może nie pamiętała, że sama powiedziała kłamcy, że powinien się ogarnąć, bo straci kogoś, komu na nim zależy. Ale gdzieś w głębi serca wiedziała, czuła, jak powinno być.
— Kocham ją — powiedział cicho Loki. — Nie chcę jej kochać, bo wiem, że mogę ją tylko ranić, ale nie potrafię przestać.
Brunetka przygryzła wargę.
— Co mam ci powiedzieć?
— Czy mam przestać. Czy tak będzie dla niej lepiej. Bo jeśli tak, będę robił wszystko, żeby nic więcej do niej nie czuć. Nawet jeśli to niemożliwe.
Dafne nie miała pojęcia, co ma na to odpowiedzieć. Nie podobała jej się władza, którą teraz miała. Fakt, nie lubiła go i mogła się go pozbyć i ochronić siostrę przed przyszłym złamanym sercem, ale z drugiej strony, powiedzenie mu, że Sara nie chce go w swoim życiu było kłamstwem.
Mówiła, że jest nim zmęczona, że ma go dość, że ją irytuje. Nigdy nie powiedziała, że nie chce mieć go obok.
— Pytasz o to złą osobę. Jej to powiedz. Nie mi.
— Pietro chciał z tobą porozmawiać i uciekłaś — skontrował bóg.
— Po pierwsze: jogging jest zdrowy. Po drugie: Sara nie jest taka jak ja.
— Wiem. Codziennie za to dziękuję.
— Ja ciągle mam tą lampę.
Dłonie Lokiego drżały z nerwów. Spojrzał w stronę Dafne, a jego oczy błysnęły w ciemności.
— Chce wiedzieć, co o tym myślisz.
Mimo wszystko, kłamca ją szanował. Nie wiedział, dlaczego, ale wcale nie musiał wiedzieć.
— Myślę, że powinieneś dać sobie spokój.
Pokiwał głową.
— Nie podoba mi się ta opinia. Daj mi inną.
Uśmiechnęła się smutno i poklepała go po plecach.
— Sara tego chce?
— Sara tego potrzebuje.
Loki nie był zadowolony. Oczekiwał czegoś innego, ale dostał, co dostał. Ruszył do okna, by wyjść z zasięgu lampki nocnej, którą Dafne ciągle ściskała w dłoni. Był już jedną nogą na zewnątrz, gdy zatrzymały go słowa brunetki.
— Masz trzy szanse — powiedziała, a bóg zmarszczył brwi. — Tylko trzy razy możesz coś poważnie spieprzyć i to naprawić. Nie zmarnuj tego.
Kłamca skinął głową.
— Dajesz beznadziejne rady, Adler.
Z tymi słowami rozpłynął się w nocy.
*
Loki czekał na Sarę przed szkołą, wypatrując jej pośród tłumu uczniów. W końcu na horyzoncie pojawiła się znajoma postać. Musiał jakoś zwrócić na siebie jej uwagę, więc postanowił rzucić w nią śnieżką.
Bo prawdziwi romantycy jeszcze żyją.
Adler nie tryskała radością, gdy zobaczyła, kto w nią trafił. Podeszła do boga i wzięła się pod boki.
— Po co to było?
— Chciałem, żebyś tu przyszła.
— I nie mogłeś zawołać?
Loki strzelił sobie mentalnego facepalma. Postanowił nie kontynuować tematu i dał dziewczynie plastikowe pudełko. Sara otworzyła wieczko, zaglądając do środka.
— Ciasteczka? — uniosła jedną brew i spojrzała na niego podejrzliwie.
— Świąteczne — powiedział dumnie. — Spokojnie, nie są zatrute. Mogą być trochę spalone, ale nie są zatrute. Okazało się, że pieczenie czegoś w 180 stopniach przez 15 minut to nie to samo co pieczenie w 540 stopniach przez 5 minut.
Sara zaśmiała się pod nosem.
— Dziękuję, ale do świąt jeszcze daleko.
— Nie będzie mnie na święta.
Blondynka osłupiała.
— Jak to cię nie będzie?
— Wrócę na trochę do Asgardu. Pogadam z Odynem. Zobaczę, czego uda mi się dowiedzieć o Thanosie i o tym jego magicznym pstryknięciu. No i jak to odwrócić. Bo tego chcesz, prawda? Żeby to odwrócić?
Pokiwała powoli głową, bo w tamtym momencie chciała przykuć go do siebie kajdankami i powiedzieć, że nigdzie nie idzie. A przynajmniej nie bez niej.
— Kiedy wrócisz?
— Kiedy uda mi się coś znaleźć.
— To powodzenia — rzuciła szorstko, mrugając szybko, aby odgonić zbierające się w oczach łzy.
Stali na mrozie, patrząc na siebie w milczeniu. Sara wbiła wzrok w jego oczy i czekała, chociaż sama nie wiedziała na co. Loki mógł myśleć tylko o tym, że chociaż był bogiem i żył pośród bogów, to nie widział piękniejszej twarzy.
— Nigdy cię nie przeprosiłem — szepnął. — Za zeszły rok. Za tą całą inwazję i za to, że cię zostawiłem.
Założył jej kosmyk włosów za ucho, muskając delikatnie policzek opuszkami palców.
Serce Sary biło jak szalone. Zbliżyła się nieznacznie. Cała drżała. Był tak blisko i tak daleko jednocześnie.
— Przepraszam.
Nachylił się powoli, a blondynka wstrzymała oddech. Zamknęła oczy, nie mogąc się doczekać, aż spotka jego usta. Słyszała bicie jego serca, czuła bijące od niego ciepło. Ale sekundę później wszystko ucichło, a ciepło zniknęło i został tylko chłód zimy.
Loki odszedł.
****
Hej, hej! Mam nadzieję, że jakoś się trzymacie w tym zamknięciu i wszystko z wami w porządku. Chciałam wam bardzo podziękować za wszystkie gwiazdki i komentarze, bo to prawdziwe kopniaki do pisania <3
Jesteście najlepsi <3<3
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top