Tak zaczyna się koniec

Sara siedziała w swoim pokoju z latarką i zastanawiała się, co jeszcze powinna spakować na kilkudniowy wyjazd do innego świata. Na samym początku spakowała telefon, ale później nie byłą pewna, czy w Asgardzie będzie zasięg, wifi, albo chociaż uniwersalny kontakt, gdzie mogłaby podpiąć ładowarkę.

W końcu zarzuciła plecak na ramię i, najciszej jak potrafiła, otworzyła okno. Nigdy wcześniej nie wymykała się z domu w środku nocy, więc miała nadzieję, że nie złamie nogi próbując. Jedną stopą stanęła na parapecie. Stamtąd już łatwo było przejść na gruby konar drzewa i jakoś zejść/spaść na ziemię. Zatrzymała ją tylko jedna rzecz i, o dziwo, nie był to instynkt samozachowawczy.

Otworzyła drzwi do pokoju Dafne i potrząsnęła ramieniem siostry. Brunetka mruknęła coś przez sen i obróciła się na drugi bok. Nie mając czasu na ceregiele, Sara najzwyczajniej w świecie zrzuciła Dafne z łóżka.

- Nienawidzę cię - mruknęła starsza Adler i wstała z podłogi. Przetarła oczy i zmarszczyła brwi, widząc w pełni ubraną blondynkę ze spakowanymi rzeczami. - A więc jednak jedziesz na wycieczkę z boskimi kretynami.

Sara pokiwała głową.

- Chciałam się pożegnać.

- Wyluzuj, jedziesz spotkać się z Lokim, a nie walczyć ze złem. Chociaż w sumie nie wiem, czy to aby nie jedno i to samo.

- Obiecujesz, dasz sobie jakoś radę bez swojej kochanej, młodszej siostrzyczki?

Dafne przekręciła głowę.

- Mamy jakąś kochaną, młodszą siostrzyczkę?

Sara uściskała siostrę. Wiedziała, że ostatnie dni nie były dla niej łatwe.

- Kocham cię, daf. Zresztą nie ja jedyna. - I wyszła z pokoju, następnie przez okno, na drzewo i powoli zaczęła schodzić w dół. W filmach jakoś wyglądało to łatwiej.

Gdy w końcu stanęła na twardym gruncie, a jej nogi przestały się trząść, ruszyła na umówione miejsce spotkania z Thorem, którym była lodziarnia Jotunheim. Zobaczyła boga piorunów siłującego się z drzwiami.

- Thor?

- Chcę lody - odparł blondyn. -Czemu to się nie otwiera? Czyżbym nie był godny?

***

Clint i Natasha siedzieli na trybunach przed pustym boiskiem. Wiatr agresywnie targał rude włosy Romanoff, które smagały Bartona po twarzy. Dzień był pochmurny i zapowiadało się na burzę. Pogoda wręcz zlewała się z nastrojami towarzyszącymi członkom Avengers.

- To nigdy nie powinno się zdarzyć - mruknął Clint. - Cała ta kłótnia, Steve, Stark... Wszyscy jakoś daliśmy się w to wciągnąć. Jakbyśmy wpadli do sedesu i sami nacisnęli spłuczkę.

- Ty to potrafisz podsumować - Natasha uśmiechnęła się lekko.

Clint delikatnie złapała jej dłoń i spojrzał w niebieskie tęczówki. Oboje czuli, że ta kłótnia oznaczała koniec czegoś zupełnie innego. Czegoś, co znali od samego początku. Do czego już zdążyli się przyzwyczaić, a bez czego nie mogli sobie wyobrazić dalszego życia. Nie wiedzieli, czy był to koniec przyjaźni ich przyjaciół, koniec związku Steve'a i Dafne, czy może koniec Avengers. Wiedzieli jednak, że coś powoli zmierza ku końcowi.

Coś wisiało w powietrzu i gdy opadnie, już nic nie będzie takie jak wcześniej.

***

Sara i Thor stali za pałacowym filarem i czekali, aż strażnik z niebezpiecznie błyszczącym toporem gdzieś sobie pójdzie.

- Topór - bóg piorunów podziwiał broń z oddali. - Nigdy tak naprawdę nie doceniałem tak wspaniałej broni jak topór. Jest mocarny, jak ja. Wspaniale wyrzeźbiony, jak ja. Przepiękny, jak ja. Szlachetny, jak...

- Ty?- sarknęła Sara.

- Dokładnie - potwierdził. - Gdyby tak tylko topór mógł miotać piorunami i przybywać do mojej dłoni...

Gdyby Mjolnir miał oczy, z pewnością posyłałby teraz Thorowi morderczo zazdrosne spojrzenia.

- Młot nie oddaje w pełni mojego intelektu. - Młot postanowił nie zgodzić się z Thorem poprzez wylądowanie na jego stopie. Przez chwilę Sara myślała, że oczy blondyna wyjdą z orbit, ale on wydał z siebie jedynie ciche "Auć".

- Wydaje mi się, że mam plan - dziewczyna nachyliła się nad uchem boga i wyszeptała mu swój pomysł. Thor pokiwał ochoczo głową i wyszedł zza filaru.

- Wspaniała broń! - krzyknął do strażnika. - Cóż za finezja! Niezwykłe. To tak wspaniałe jak niewiele rzeczy, które widziałem, a przecież codziennie widzę swoje odbicie! Czy mógłbym zrobić mu zdjęcie?

- Słucham? - strażnik wyglądał na oburzonego. - Mu? MU?! To jest ona! ONA! Ma imię. Diana.

Dumnie wyciągnął przed siebie rękę z toporem.

- Tak mi przykro, ja naprawdę nie chciałem nikogo obrazić. Tak naprawdę, to chciałem tylko zrobić to... - i przyłożył strażnikowi z całej siły Mjolnirem. Topór wypadł z jego ręki, a mężczyzna padł na ziemię jak długi.

- Ze mną będziesz szczęśliwsza - szepnął do dłoni, podnosząc ją i biegnąc w kierunku celi Lokiego. Kilka kolejnych ciosów z młota i nie było problemu z ochroną.

Cela nie była najlepszym określeniem na pomieszczenie, w którym siedział bóg kłamstw. Gdy Sara pchnęła potężne drzwi, jej oczom ukazała się niewielka komnata z wysokim sufitem, marmurową podłogą, pozłacanymi zdobieniami ścian i pięknie wykonanymi meblami.

Nie ma co, Szwedzi uczyli się od Asgardczyków jak budować więzienia.

Loki siedział na kanapie i czytał książkę. Lewo uniósł wzrok znad kartek, a gdy zobaczył, że w wejściu oprócz brata stoi młoda Adlerówna, natychmiast stanął na nogi. Wygładził szaty i odchrząknął.

- Cześć - mruknął w jej stronę.

- Cześć - odparła dziewczyna. Loki przeniósł wzrok na Thora.

- Cześć.

- Bracie!

- A ten znowu...

Nim Thor zdążył uściskać brata, ziemia zadrżała pod ich stopami. Cała trójka zmarszczyła brwi, gdy nastąpiły ponowne wstrząsy. Po chwili względnego spokoju dało się słyszeć krzyki przerażenia i odległe dźwięki strzałów.

- Przywieźliście ze sobą armię, żeby mnie uwolnić? - mruknął Loki.

- Nie pochlebiaj sobie. W żadnym ze światów nie zdołałbyś znaleźć choćby jednej osoby, która jest twoją fanką, więc nie licz na armię.

Loki uśmiechnął się pobłażliwie. On i brak fanek? Jak Sara niewiele wiedziała.

Podeszli do drzwi komnaty i ostrożnie wychylili się na korytarz. Widzieli biegnących w pośpiechu żołnierzy pałacowych, którzy wyciągali włócznie, halabardy, miecze i topory. Cokolwiek się działo, nie było to nic dobrego.

Sara odruchowo cofnęła się i złapała za rękę Lokiego, wbijając w nią paznokcie. Bóg ani drgnął. Obserwowali, jak żołnierze padają na ziemię. Nie nieprzytomni. Martwi.

Zobaczyli ogromną postać w zbroi ze złotą rękawicą na dłoni, w której błyszczały cztery kolorowe kamienie. Fioletowa twarz tytana promieniała radością, lecz w jego uśmiechu czaił się obłęd.

- Wasz świat spłonie, a z jego popiołów narodzi się nowy. Lepszy - powiedział, jakby doskonale wiedział, że jest obserwowany.

Sara, Thor i Loki doskonale wiedzieli, co mają robić. Gdy tylko tytan minął drzwi komnaty, wybiegli z niej i, obierając przeciwny kierunek, rzucili się do ucieczki.

***

Dafne i Wanda leżały na podłodze salonu w domu rodziny Maximoff. W tle grała jakaś głupawa komedia, która miała je rozbawić, ale, sądząc po ich minach i okazywanej chęci do życia, nie zadziałało.

Pietro patrzył na ten jakże smutny obraz nędzy i rozpaczy i wycelował w czoło bliźniaczki popcornem.

- Czy próbujesz zginąć? -wycedziła Wanda.

- Ej, to wy wyglądacie, jakbyście zaraz miały się kłaść do trumny - prychnął chłopak i przeczesał dłonią swoje białe włosy. - No rozchmurzcie się trochę.

Ukucnął przy dziewczynach i uśmiechnął się do Dafne.

- Jak zerwiecie ze Stevem, zawsze możesz liczyć na mnie.

- Ochyda! - krzyknęła Wanda.

- Chodziło mi o wsparcie duchowe, jako przyjaciel! - Pietro mrugnął do Daf i szepnął najciszej jak potrafił: - Ale jakby co... - i pokazał na siebie kciukiem.

Nakierowana szkarłatną siłą poduszka uderzyła w jego głowę.

- Żartuję! - bronił się chłopak. - Steve i Dafne nigdy ze sobą nie zerwą. Będą razem do końca liceum, wezmą ślub, będą mieli domek na przedmieściach, trójkę dzieci, psa, samochód stylizowany na lata 70', piwnicę, w której Bucky będzie mógł się spokojnie zestarzeć. Grill będzie co sobotę i wszyscy wpadniemy na święta i Dzień Dziękczynienia. Ja, Bruce i Tony pomalujemy pokój dla waszego pierwszego dziecka, ale ci się nie spodoba, przez co będzie wielka kłótnia, która skończy się tym, że sama go pomalujesz, ale my stwierdzimy, że ci pomożemy i będzie wielka bitwa na farby. W końcu wszyscy skończymy w domu dla starców, wspominając chrzciny trzeciego trzeciego dziecka, synek, na których wujek Thor bawił się w księdza i skropił jego głowę piwem.

Wanda uniosła się na łokciach.

- A co dokładnie planujesz robić po liceum?

Białowłosy machnął na to ręką.

- Nie myślę z takim wyprzedzeniem.

Usiadł pomiędzy dziewczynami i objął je.

- Mam na myśli, że wszystko będzie dobrze. Za wszelką cenę.

***

Kto oglądał wczoraj End Game i nie ma już celu w życiu? Osobiście czuję się jak po przebiegnięciu psychicznego maratonu. Ten film dał mi wycisk jak żaden inny i ni potrafię policzyć ile razy płakałam w kinie. Oficjalnie skończyła się pewna epoka i jestem dumna, że mogę powiedzieć, że dorastałam w okresie rozkwitu Marvel Universe.

Idę płakać. Do następnego! <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top