Szubidubidubi dance
— Nie wierzę, że to działa — mruknęła Dafne, patrząc, jak Bucky grzebie spinką do włosów w zamku do drzwi.
Coś kliknęło, a Bucky uśmiechnął się do siebie. Nacisnął na klamkę, która ustąpiła bez oporu.
— Wiek przed urodą — powiedział, puszczając przyjaciółkę pierwszą.
Dafne podbiegła do biurka i zaczęła otwierać i przetrząsać po kolei wszystkie szuflady. Brunet chodził dookoła, szukając czegoś interesującego.
— To zabawne — mruknął pod nosem. — Byłem tu mnóstwo razy, ale zawsze skupiałem się na patrzeniu Fury'emu w oko, a nie na jego gabinecie. Nigdy nie zauważyłem, jak tu brzydko.
Zatrzymał się przy czerwonej lampie lawie, stojącej na komodzie, nad którą wisiał wypchany szczupak.
— Przypomnij mi, po co właściwie chcesz znaleźć klucze do jego domu?
Dafne nawet na niego nie spojrzała, zbyt zajęta grzebaniem w dolnej szufladzie.
— Bo tam na pewno jest coś, co skłoni moją matkę do zerwania z Furym.
— Wystarczy, że pokarzesz jej ten gabinet. Wygląda jak jedna wielka graciarnia — Bucky oglądał wielki kalendarz z ćwiczącymi jogę krowami. — Ale sztos.
Z jakiegoś powodu w biurze dyrektora znajdowało się jednoosobowe kanoe, portrety prezydentów USA z pyszczkami kotów i ścianę całą w oprawionych w ramkę aktach osobistych, podpisaną: Parszywa Dwunastka.
W każdej ramce była jedna strona z raportu, mówiącego o przyczynie wysłania uczni do kozy. Siedem miejsc zajmował sam Stark.
— Prawie zapomniałem, że to Tony wykleił kiedyś wszystkie łazienki twarzami Nicholasa Cage'a — mruknął Barnes, śmiejąc się do siebie. — To było dobre.
Do wyczynów Starka zaliczało się też między innymi postawienie dmuchanego zamku na stołówce i ogłoszeniu się enklawą, wsypanie do szkolnego basenu tyle proszku do prania, że przez okna było widać tylko pianę, oraz odtańczenie gorącego tanga z pokazowym szkieletem, kiedy nauczyciel na biologii spytał go, czy chce poprowadzić za niego lekcję.
Cóż, Tony chciał, Tony zrobił, Tony nie żałował ani sekundy swojego głupiego pomysłu.
— Ja i Steve też tu jesteśmy! Jestem taki dumny, że jakoś mogłem się przysłużyć społeczeństwu.
Dafne z ciekawości podeszła do Bucky'ego.
— Jakim cudem udało ci się zmienić wodę w kranie na picolo?
— Magik nigdy nie zdradza swoich sztuczek — odparł radośnie, a następnie dodał rozmarzonym głosem: — Było brzoskwiniowe.
Dafne westchnęła, pokiwała ze zrezygnowaniem głową i wróciła do szukania kluczy.
— Lepiej pilnuj, czy Fury nie wraca.
— Co ty — prychnął na jej słowa. — Clint pokazuje mu zdjęcia Pingwina. Będzie zajęty jeszcze przez co najmniej godzinę.
— Minęły trzy dni, dokąd ma tą kaczkę. Ile zdjęć zdążył zrobić?
— Ma siedem folderów, w każdym po tysiąc zdjęć. W jednym folderze Pingwin po prostu śpi. Za to w innym odgrywają sceny z kreskówek. Uwierz mi, jeśli nie widziałaś kaczki przebranej za osła i Bartona pomalowanego na zielono, jedzącego cebulę, nic nie widziałaś.
— Mam tak dużo pytań — mruknęła pod nosem. — Ale nie wiem, czy chce znać odpowiedzi.
Nagle oczy jej błysnęły, podskoczyła z piskiem do góry, trzymając w wysoko podniesionej ręce zestaw kluczy.
— Nareszcie! Wiedziałam, że zapasowy zestaw będzie tutaj. Idziemy — złapała bruneta za ramię i pociągnęła do wyjścia.
— Poczekaj, właśnie czytam o tym jak Clint przemalował boisko na różowo...
Dafne wyciągnęła go z gabinetu, Bucky niechętnie zamknął drzwi i jak gdyby nigdy nic ruszyli w dół korytarza.
— O której się widzimy?
Barnes roześmiał się cicho i poklepał ją po plecach.
— O nie. Nie bawię się w to. Wybacz Daf. Życie na krawędzi życiem na krawędzi, ale jestem zbyt młody i przystojny, żeby umierać.
Brunetka wywróciła oczami.
— Nie przesadzaj. Nic się nie stanie.
— Potencjalnie może się stać. Wiesz co, może nawet aż tak nie cenię życia, ale nigdy nie narażę moich włosów.
— Co niby miałoby się stać twoim włosom?
Bucky prychnął i odgarnął ciemne kosmyki z twarzy. Kilka mijających ich dziewczyn zemdlało z wrażenia. Dafne pomyślała, że jej przyjaciel byłby idealny do reklam szamponów.
— Fury to enigma. Nigdy nie wiesz, co zrobi. Mógłby chcieć się zemścić.
— Na twoich włosach? — uniosła brew.
— Nie będę ryzykować.
Machnął głową, a cały świat wydawał się zwolnić, żeby oglądać jak jego włosy lśnią w szkolnych lampach, układają się w powietrzu i powoli opadają na ramiona. Z jakiegoś powodu zaczęła grać piosenka I'm too sexy.
Dafne obejrzała się za siebie i zobaczyła Steve'a, trzymającego telefon i głośnik. Przybili sobie z Buckym piątkę i blondyn wyłączył muzykę.
— Ćwiczymy to od podstawówki — wyjaśnił Rogers, widząc pytanie w zielonych oczach Adler.
— Tak. To ma sens.
— Ja mu zawsze nucę hymn, kiedy daje nam mowy przed meczem — wyszczerzył się Barnes.
Szli w trójkę jeszcze przez chwilę, dopóki Bucky nie został zawołany przez Marię Hill, któa prawdopodobnie chciała go spytać o dobrą odżywkę.
Steve oparł się o szafki, przy których zatrzymała się dziewczyna, i patrzył na nią przez chwilę.
— Jak się...?
— Jeśli mnie spytasz, jak się czuję, to przysięgam, że wyrwę twój język i ci nim przyłożę.
Blondyn uniósł ręce w obronnym geście.
— Okej. Ktoś tu ma dobry dzień.
Uśmiechnęła się tylko i wyjęła potrzebne książki. Zamknęła szafkę z trzaskiem.
— Tak sobie myślałam... Chcesz może złamać ze mną prawo?
Steve'owi wydawało się przez moment, że tylko się przesłyszał.
— Złamać prawo? Na pewno dobrze się czujesz?
Uderzyła go lekko w ramię.
— Nie żartuję!
Przyłożył jej dłoń do czoła.
— Nie masz gorączki...
— Jesteś okropny — prychnęła. — Mówię poważnie.
— Pewnie. Kiedy usłyszę w wiadomościach, że ktoś połamał wszystkie kredki w pobliskim przedszkolu, od razu będę wiedział, że to twoja sprawka — droczył się. Jej zdenerwowana mina dawała mu mnóstwo satysfakcji.
— Kiedyś twoje śliczne, szczenięce oczka nie wystarczą i mocno oberwiesz — brunetka uderzyła pięścią o otwartą dłoń, dla podkreślenia swoich słów.
— Od ciebie? — spytał z powątpiewaniem. — Jakkolwiek bardzo bym chciał ci pomóc ukraść gumę do żucia, wyrzucić papier do plastiku, czy cokolwiek masz zamiar zrobić, nie mogę. Mam plany z Nat. Jest na mnie trochę zła.
— Zła w sensie ciągle zła, znowu zła, czy poirytowana?
Steve zmarszczył brwi.
— A jest jakaś różnica?
Dafne westchnęła ciężko.
— Jest. Widzisz, ja teraz jestem poirytowana, bo nie bierzesz mnie na poważnie. Jutro będę ciągle zła, za to, co stało się dzisiaj. Za kilka dni, albo tygodni kiedy po raz kolejny mnie zlekceważysz, dołożę do tego sytuację z dzisiaj i będę znowu zła o to, co dzieje się teraz. Rozumiesz?
Nagle trygonometria przestała być aż tak skomplikowana.
— Powinni nam zrobić specjalne lekcje z kobiecej logiki.
— Oblalibyście.
Steve chciał się kłócić, ale nie było sensu, bo w sumie miała rację.
Podeszli do Tony'ego, Wandy i Pietra, którym Clint pokazywał jeden z Pingwinowych folderów. Trafili na zdjęcie, na którym Barton i jego nowe zwierzątko byli przebrani za Scooby'ego i Scrappy'ego. Woleli nie pytać, jak kaczka dała się przemalować cała na brązowo, założyć uszy i obrożę.
Po prostu woleli to przemilczeć.
Tony objął Steve'a i Dafne ramionami.
— Wiecie, co byłoby super? Gdyby Clint miał pingwina, którego nazwałby Kaczka.
Wanda wbiła w niego mordercze spojrzenie.
— Nawet nie dawaj mu pomysłów.
Dafne wbiła wzrok w białowłosego, który po chwili podłapał jej spojrzenie. Otworzył kilka razy usta, ale ostatecznie nic nie powiedział. Przygryzł wargę, nie wiedząc do końca, co ma teraz zrobić.
Adler uśmiechnęła się do niego uroczo.
— Robisz coś dziś wieczorem?
*
Steve znał swoją dziewczynę na tyle dobrze, że doskonale wiedział, jak poprawić jej humor. Laser tag zawierał w sobie wszystko to, co Natasha uwielbiała. Czyli strzelanie do innych, zakradanie się w ciemnościach i wygrywanie.
W drodze nie odezwała się do niego słowem. Najgorsze było to, że wcale nie wyglądała na wkurzoną. Minę miała pogodną, a nawet czasem się uśmiechała.
Gdyby Steve był superbohaterem, wybrałby rozumienie kobiet jako swoją super moc.
W milczeniu zapisali się na mecz, założyli swoje napierśniki i czekali na start.
— To... Jesteś ciągle zła, czy znowu zła?
Dwunastolatek obok niego przyłożył dłoń do czoła, mrucząc pod nosem "idiota".
Natasha spiorunowała go wzrokiem, prychnęła pod nosem i weszła szybko na salę. Chłopiec stojący obok poklepał go po ramieniu.
— Brawo. Piękna prezentacja tego, czego nigdy nie wolno powiedzieć dziewczynie.
Steve zmarszczył brwi i spojrzał w dół. Chłopiec miał ciemne kręcone włosy, ciemne oczy i współczujący wyraz twarzy.
— Wierz mi na słowo. Mam trzy starsze siostry. Znam się na tym. Jestem Chase — wystawił do niego dłoń. Blondyn uścisnął ją, westchnął i popatrzył na drzwi wejściowe.
— Steve.
— Powodzenia Steve — powiedział z powagą w głosie i zniknął za drzwiami.
Rogers też życzył sobie wszystkiego dobrego i wszedł na salę, Od razu skręcił w jeden z ciemnych korytarzy, rozglądając się dookoła. U wylotu zobaczył błyszczące się na zielono światełko. Wycelował, pociągnął za spust i usłyszał piskliwą muzyczkę. Pierwsze zabójstwo zaliczone.
Wybiegł na arenę. W oczach mignął mu warkocz Natashy. Schował się za jedną z przeszkód, trzymając pistolet w gotowości.
— Nat? Porozmawiajmy!
Promień lasera znalazł się na jego napierśniku, ale w ostatniej chwili przykucnął i strzelił pierwszy. Jakaś dziewczynka krzyknęła niezadowolona.
— Co chcesz wiedzieć? — ostry głos Natashy zaatakował od lewej. Ruda wyskoczyła na niego z góry, przewracając na ziemię. — Jak bardzo jestem zła? Ile będziesz musiał czekać, zanim mi przejdzie? Może będziesz sobie czekać w niepewności, jak ja w tym pieprzonym wesołym miasteczku.
— Język — mruknął Steve, od razu żałując, że to powiedział.
Szybko podniósł się z ziemi i zaczął iść w jej stronę, opuszczając broń w dół.
— Przepraszam. Zachowałem się głupio...
— Bycie głupim to wymówka tylko na pierwszy miesiąc związku, Steve.
Oboje instynktowni wyczuli zbliżające się zagrożenie i w tym samym momencie strzelili sobie przez ramie, eliminując przeciwników.
— Przepraszam — powtórzył. — Naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło.
— Ja też nie.
Pociągnął ją za nadgarstek i kucnął przy półściance, wychylając się i patrząc, czy nikogo nie ma w pobliżu. Złapał delikatnie jej policzek i pogładził go kciukiem.
— Nat, nie wiem, co mi się stało. I masz rację, bycie głupim to nie wymówka. Ale mów mi, kiedy coś jest nie tak.
Zbliżył swoją twarz do jej, ale ruda wstała gwałtownie.
— Nie potrafisz się domyślić, kiedy jest nie tak?
— Nie! — krzyknął sfrustrowany. — Nikt w historii ludzkości nie potrafił się domyśleć.
Zrobił unik i wycelował w jednego z graczy, ale nie trafił. Pobiegli w tunel, co chwila odwracając się za siebie.
— Zależy mi na tobie. Czasem tylko myślę, że mi nie ufasz.
Natasha zatrzymała się i odwróciła do niego.
— Jesteś jedną z niewielu osób, którym ufam.
Steve odetchnął z ulgą, bo patrzyła na niego ciepło i łagodnie. Tylko na niego zawsze tak patrzyła.
Natasha zbliżyła się powoli i przygwoździła go do ściany. Wspięła się na palce, sięgając po jego usta. Na początku był zaskoczony, ale po chwili oddał pocałunek, przyciągając ją do siebie. Serce łomotało mu w piersi, ale tym razem było o wiele lżejsze.
— Czekaj... — oderwał się na moment od rudej. — To znaczy, że nie jesteś już zła?
Romanoff uśmiechnęła się w odpowiedzi i ponownie go pocałowała. Nagle do jego uszu doszła piskliwa melodyjka, a jego zbroja przestała się świecić.
— Przegrałeś — mruknęła zadowolona i jak gdyby nigdy nic ponownie rzuciła się w wir gry.
Steve wziął głęboki oddech. Potrzebował jakiegoś profesora i dokłądnego wykresu, żeby zrozumieć, co się tak właściwie stało.
Dostrzegł po drugiej stronie postać Chase'a, który pokazywał mu dwa wystawione w górę kciuki.
*
Gdy Pietro wyobrażał sobie wyjście z Dafne, w jego wizji nie było zakradania się do domu dyrektora jego liceum, ale czego się nie robi dla ukochanej dziewczyny.
— Jesteś pewna, że to dobry pomysł?
— Jest z moją mamą — powiedziała z obrzydzeniem w głosie. — Poszli na kolację. Raczej szybko nie wróci.
Weszli do środka, zapalając latarki.
Wnętrze wyglądało przeciętnie, może za wyjątkiem kilku wyjątkowych dekoracji w postaci wystawy łusek po nabojach czy własnoręcznie wykonanych obrazów. Poza tym otaczała ich zwykła drewniana podłoga, beżowe ściany i dywan z wielbłąda.
— Maluje — mruknął z podziwem Pietro, przeglądając stojące pod ścianą płótna. — Ale tylko autoportrety. Na każdym ma inną opaskę.
— To nie jest do końca coś, co odstraszy moją mamę — mruknęła Dafne, jeżdżąc palcami po grzbietach książek. — "Odkryj swoje zen". "Być nauczycielem i nie zwariować". "Jak powstrzymać żądzę mordu na nieletnich bachorach". Wyczuwam problemy z panowaniem nad gniewem.
— Czemu właściwie chcesz ją odstraszyć?
— Bo... To wszystko jest zbyt dziwne. Nie potrafię tego zrozumieć.
— Może z nią porozmawiaj — zasugerował chłopak.
Dafne nic na to nie powiedziała. Nie widziała się z Marthą od ponad tygodnia. Nie chciała się z nią konfrontować. Wolała uciekać od tematu i udawać, że ten nie istnieje. Tak było łatwiej.
Dziewczyna przejrzałą szafkę pod telewizorem, w której było mnóstwo DVD z ćwiczeniami domowymi i pełna kolekcja Piratów z Karaibów.
— Dziwne czasami jest dobre. Na przykład to, co teraz robimy, jest bardzo dziwne. Włamanie zostawiam zazwyczaj na trzecią albo czwartą randkę.
Dafne odwróciła się do niego z szeroko otwartymi oczami.
— Myślałeś, że idziemy na randkę?
Pietro zastygł na dłuższą chwilę, zastanawiając się, jak źle wypadnie, jeśli ucieknie teraz przez okno.
— Nie — odparł w końcu. — Ja tylko... Um... To był tylko żart. Sprawdzę gabinet.
Dafne przygryzła wargę i poszła za nim do mniejszego pokoju. Maxmioff silnie unikał jej spojrzenia.
Usiadł za biurkiem i schował się za ekranem komputera. Dziewczyna wyciągnęła z półki stary rocznik licealny.
Oboje udawali, że wcale nic się nie stało.
— Miał włosy. Dużo włosów — mruknęła, wpatrując się w jego zdjęcia z młodości, na których miał długie, proste kosmyki. — Chyba był metalowcem.
— Daf, musisz to zobaczyć — Pietro miał minę, jakby zobaczył ducha.
Dafne odłożyła album na miejsce. Nachyliła się nad komputerem i o mało co nie dostała zawału serca, gdy zobaczyła na ekranie otwartą stronę z pierścionkami.
Czuła się okręt, na który spadło kamikadze. Jak Trojanie, kiedy odkryli, że ten cholerny koń nie był pusty. Jak doktor House, kiedy nikt nie chciał mu przepisać vicodinu. Jak fani Gry o Tron po finale ósmego sezonu.
Zdradzona, wściekła, smutna i już obmyślająca projekt machiny czasu, żeby cofnąć się i zapobiedz tej tragedii.
— To jeszcze nic nie znaczy — wycedziła. — Zbliżają się święta. Może szuka jej prezentu. Albo sobie. Kto wie. Może lubi biżuterię, tylko się nią nie popisuje.
Pietro wskazał palcem na tytuł strony, gdzie jak wół było napisane "pierścionki zaręczynowe".
— Jeśli to się stanie, uciekam z domu — warknęła.
Odłożyli wszystko na miejsce i wyszli do salonu. Zamarli, gdy do ich uszu dobiegł gasnący warkot silnika i odgłosy kroków. Popatrzyli na siebie z przerażeniem w oczach i rzucili się do kuchni, ukrywając za blatem i modląc się, żeby nikt ich nie zobaczył.
Drzwi otworzyły się z cichym zgrzytem. Dafne wychyliła się lekko, żeby zobaczyć, czy dyrektor jest sam. Nie był.
Fury i Coulson weszli do środka.
— Jak się wykręciłeś z reszty kolacji? — spytał trener, siadając na kanapie.
— Nie było łatwo. Powiedziałem, że mam mnóstwo sprawdzianów do ocenienia — Fury zaśmiał się głośno na swoje słowa. — Tak naprawdę uwaliłem wszystkich już dawno temu.
Pietro spojrzał na Dafne z oburzeniem w oczach.
— Jakim cudem on jest dyrektorem?
— Nie wiem, ale okłamał moją matkę. Ten dzień robi się coraz lepszy.
— Zaczynam się ciebie bać.
Brunetka wyciągnęła telefon i włączyła nagrywanie. Fury usiadł obok trenera i rzucił mu wyzywające spojrzenie. Pochylił się nieznacznie.
— Jesteś gotowy?
— Urodziłem się gotowy.
— Więc na co czekamy?
Pietro rozdziawił usta, obliczając w głowie, ile będzie kosztował go psycholog. Dafne splotła palce i powtarzała pod nosem jak mantrę:
— Błagam, niech oni w sekrecie prowadzą kartel narkotykowy. Błagam, niech prowadzą kartel narkotykowy.
Dyrektor uśmiechnął się szeroko, wstał z kanapy i ściągnął marynarkę.
— Zaraz wrócę. Muszę się przygotować.
Daf objęła ramieniem białowłosego, który wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać. Wszelkie nadzieje na kartel narkotykowy legły w gruzach.
Coulson założył na czoło i nadgarstki zielone frotki i zaczął robić przysiady w miejscu. Jak na trenera miał straszną kondycję. Jak na mężczyznę miał zdecydowanie za krótkie spodenki do ćwiczeń.
Gdy Fury wrócił do salonu, Dafne była przekonana, że zwymiotowała na niego kula disco. Miał na sobie lateksowy, błyszczący srebrny kostium z niebieskimi frędzlami przy rękawach i nogawkach. Był przepasany neonowofioletowym pasem.
Chyba jednak nie był kiedyś metalowcem.
— Pietro? My coś braliśmy, zanim tu przyszliśmy?
Dyrektor podał Coulsonowi coś na kształt pilota ze świecącą się na niebiesko kulką. Z głośników poleciała popowa muzyka, a na telewizorze rozbłysł wielki napis Just Dance.
Maximoff jęknął żałośnie.
— Nie chcę patrzeć. Co tam się dzieje?
Dafne uniosła wysoko brwi.
— Pamiętasz tą scenę w Mamma Mia kiedy wszyscy tańczyli do Waterloo?
Pietro nie pamiętał, więc zabrał jej rękę z twarzy i postanowił jednak zobaczyć. Wszystkie kolory odpłynęły z jego twarzy, co było dosyć ironiczne, bo powinni się byli opalić w blasku kostiumu Fury'ego.
— Będę sobie musiał wydrapać oczy — mruknął. — Bo nigdy nie zobaczę w tym człowieku nic więcej niż lycrę i falbany.
Mężczyźni złożyli sobie ukłony jak karatecy.
— Najwyższy czas ustalić raz na zawsze który z nas jest godzien tytułu króla szubidubidubi dance — powiedział z powagą Fury. — Niech zwycięży najlepszy.
Klasnął w dłonie i w pokoju pojawiły się kolorowe światła, skaczące po ścianach i suficie. Z głośników ryknęło skoczne disco, a Coulson i Fury zaczęli poruszać się zgodnie z wytycznymi na telewizorze.
— Daf, oni tańczą — mruknął Pietro.
Są rzeczy, których po prostu nie powinno się zobaczyć. To była jedna z takich rzeczy.
Fury wykonał piruet, a wszystkie frędzle jego kostiumu zafalowały. Pietro zacisnął palce na swoich włosach.
— On ma cekinową opaskę na oko.
— Pierwsze co zrobimy, jak stąd wyjdziemy — powiedziała poważnie Dafne — to poszukamy sobie nowej, normalnej szkoły.
*
Avengers siedzieli w Marvelu, zachowując się zupełnie naturalnie.
Steve i Natasha chowali się za kanapami, udając, że strzelają do siebie z pistoletów z dłoni.
Clint pił shake'a z podwójną słomką razem z Pingwinem.
Thor próbował bajerować Carol, opowiadając wszystkie żarty o blondynkach, jakie znał. Nie wiedzieć czemu, uznał to za świetny pomysł.
Tony i Bucky bawili się w barmanów, miksując ze sobą przypadkowe rzeczy i wyzywając się nawzajem, żeby to wypić.
Bruce i Wanda siedzieli po turecku na podłodze i medytowali.
Dzień jak co dzień.
Kiedy Dafne i Pietro weszli do środka i usiedli przy stole, wyglądali, jakby przeżyli apokalipsę. Z oczu ziała im pustka, jakby zobaczyli koniec świata i jakimś cudem przed nim uciekli. Prawie w ogóle nie mrugali, usta mieli zaciśnięte w wąską linię, a twarze blade.
— Gdzie wyście byli? — spytała Natasha, siadając obok Dafne.
— Dom Fury'ego — odparła słabo brunetka.
— Włamaliście się do domu Fury'ego? — spytał z niedowierzaniem Steve.
Oboje pokiwali głowami. Reszta dosiadła się w mgnieniu oka, Bucky i Tony razem ze swoimi koktajlami z Bóg wie czego.
— Opowiadajcie — ponaglił Thor, który poświęcił swój podryw dla tej historii.
— Wrócił z kolacji z moją mamą wcześniej — zaczęła Dafne, a w głowie raz po raz odtwarzała obraz kręcącego piruety dyrektora. — Z Coulsonem.
— Nie — Tony zakrył usta dłonią.
— Tak — potwierdził Pietro. — Ale to nie jest najgorsze.
— Zniknął na chwilę, a kiedy znowu się pojawił, miał na sobie... miał na sobie... — Bucky podsunął Dafne pod nos swój napój. Bez wahania chwyciła szklankę i wypiła na raz. — Miał na sobie srebrną lycrę.
— Z frędzlami.
— Nie — Clint zaczął obgryzać nerwowo paznokcie.
— Co w tym jest? — spytała Adler, czując w ustach dziwny posmak.
— Truskawka, banan, jajko, trochę płynu do naczyń, szczypiorek, podarty dolar, odrobina whiskey... — zaczął wyliczać Stark.
— Dali ci Whiskey? — Steve uniósł brwi.
— Stary, ja tu wlałem płyn do naczyń, a ty się czepiasz alkoholu? A jak smakowało?
— Tak źle, że aż dobrze — odparła Dafne.
Tony i Bucky przybili sobie piątkę.
— Wróćcie do ważnych rzeczy — rzucił Thor, wpatrując się w Pietra z wyczekiwaniem.
— Nasze najgorsze oczekiwania nie były nawet blisko tego, co się stało. Fury i Coulson urządzili sobie — rozejrzał się po przyjaciołach, widząc malujące się na ich twarzach napięcie — turniej Just Dance w rytmie disco.
— Kwa! — krzyknął Pingwin z przerażeniem. Clint przytulił go do siebie, głaszcząc po dziobie.
— Wiem, malutki, wiem. Ja też będę miał teraz koszmary.
Dafne usiadła głębiej na kanapie, składając ręce na piersiach.
— Poszła cała Abba. I wszystko z Gorączki Sobotniej Nocy.
— Śpiewali i tańczyli do Daddy Cool — powiedział płaczliwym głosem Pietro. — Daddy bardzo nie cool.
— Zrobili nawet numer z Disco Robaczków.
Wszyscy roześmiali się na jego słowa.
— Chociaż coś znaleźliście? — spytał Bucky, obracając w palcach szklankę.
— Poza nagłą nienawiścią do Just Dance to nie — odparła smętnie Dafne.
Usłyszeli za sobą głośne chrząknięcie i po chwili odwrócił się do nich staruszek o białych włosach, wąsach i okularach przeciwsłonecznych.
— Stan! — krzyknął wesoło Tony.
Stan zsunął okulary niżej na nos i zmierzył każdego wzrokiem.
— Podsłuchiwałem trochę, a przez trochę mam na myśli, że słyszałem wszystko i jest coś, co chcę wam powiedzieć.
Słuchali w milczeniu, spodziewając się jakiejś mądrości życiowej, którą będą mogli wstawić jako cytat na facebooka.
— Diler załatwia wam naprawdę dobry towar.
****
Tak jak obiecałam ^^
Mam nadzieję, że się wam podoba. Gwiazdkujcie i komentujcie, bo to bardzo motywujące!
Do następnego <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top