Stark, Spangled, Banner
— No dobra, stoimy przed naprawdę dużym wyzwaniem — powiedział Thor, do stojącej obok Sary. — Bierzemy pistacjowe czy truskawkowe?
Loki stał za ladą z lodami i trzymał gałkownicę tak, jakby zaraz miał zdzielić brata po głowie. Nie dość, że wylądował w świecie, w którym musi chodzić do liceum, to teraz, gdy został zawieszony, miał pracować? Coś tu poszło bardzo nie tak, a on był zdeterminowany, by wrócić do normalności. Nagle polubił areszt domowy.
— Ty tak na serio? — Sara zjechała go spojrzeniem.
— Wolę na razie nie myśleć o tym rozpierdzielu, który zgotował nam fioletowy świr - więc tak, na serio.
Adler westchnęła. Wszystko stanęło na głowie. W tej rzeczywistości grupa Avengers nigdy nie istniała. Steve i Dafne nigdy nie byli razem. Nie byli nawet przyjaciółmi. Wanda i Pietro trzymali się na uboczu, Dafne była w drużynie cheerleaderek razem z Sharon, a Clint nie miał Pingwina.
Nic się nie zgadzało.
Całą trójką usiedli przy jednym ze stolików w pustej lodziarni. Sara postukała paznokciami o blat, podczas gdy Thor wpatrywał się z lubością w pistacjową gałkę. Loki natomiast oparł podbródek na dłoni i westchnął ciężko.
— Nie mogę uwierzyć, że Rogers i twoja siostra się nie spotykają.
Blondynka spojrzała na niego ze zdziwieniem w oczach.
— Czemu miałbyś się tym przejmować?
— Ja... Em... Możliwe, że lubiłem ich... razem? W sensie, pasowali do siebie i takie tam...
— Czy ty ich shipowałeś?
— Ugh, zgoda... To było moje otp! Tylko ciebie kochałem bardziej od nich!
Nagle jakby zdał sobie sprawę z tego, co powiedział, bo natychmiast zamknął usta i już więcej się nie odezwał. Thor natomiast patrzył to na Kłamcę, to na Sarę, na której policzki wstąpiły czerwone plamy. Nikt nie skomentował jego wypowiedzi. Ale nikt też o niej nie zapomniał.
— Też za nimi tęsknię — powiedział w końcu Thor. — To od nich w końcu wszystko się zaczęło.
Blondynka pstryknęła palcami i wstała gwałtownie.
— Jesteś geniuszem!
— Że co proszę?
— To od nich wszystko się zaczęło! Musimy tylko sprawić, żeby się w sobie zakochali! To będzie łatwe, w końcu wiemy wszystko, co poszło nie tak w ich związku. Sharon, Logan... — zaczęła wyliczać na palcach. — Możemy ich poprowadzić w taki sposób, że ominą wszystkie wcześniejsze przeszkody! To przecież plan idealny! W międzyczasie będziemy przywracać Avengers do stanu przedthanosowego. A później, kiedy już wszystko zostanie naprawione, znajdziemy kretyna i skopiemy jego fioletową dupę!
*
Kolejne kilka dni minęły im na przygotowywaniu notatek, co do realiów nowego świata. Według ich wywiadu Thor, Natasha, Clint, Steve i Bucky chodzili razem do klasy sportowe, w której, o wszelkie nieszczęścia, była i Carter. Dafne z Brucem znaleźli się na biol-chemie, Tony natomiast wylądował na profilu mat-fiz. Pietro był w grupie lekkoatletycznej, ale razem z Wandą uczęszczali na profil ogólny.
Z tego, co udało im się dowiedzieć, wynikało również, że Steve i Bucky wciąż się przyjaźnili, natomiast Clint Rogersa szczerze nie znosił. Natasha zachowywała się do Jamesa z dystansem i napięciem w każdym ruchu, ale razem ze Stevem wyglądali na szczęśliwych. Sharon, Dafne i Barton byli w przyjaznych stosunkach, ale nie przepadali za Romanoff. Tony był powszechnie uważany za narcyza, a on sam mówił o sobie samotny wilk i utrzymywał, że nikogo nie potrzebuje, będąc w otoczeniu tak zajebistej osoby jak on sam.
Czyli Stark pozostał jako tako nietknięty przez pstryknięcie.
Rodzeństwo Maximoff pozostawało neutralne.
Plan zaczął się powoli formować. Musieli wrócić do samych początków. I dokładnie to zamierzali zrobić.
Sara ciągnęła Dafne po boisku futbolowym, nie odpowiadając na żadne jej pytanie. Brunetka stawiała ciągły opór, próbując dowiedzieć się od siostry, co w nią do cholery wstąpiło. Od kilku dni zachowywała się co najmniej dziwnie.
— Sara, nie mam pojęcia, co ci się dzieje, ale chyba wyślę cię na jakieś badania.
— Już, już siostrzyczko... po prostu stań sobie, o tutaj i poczekaj...
Dafne wywróciła oczami i odwróciła się ku blondynce, by dodać jakiś komentarz. Nie zauważyła lecącej w jej stronę piłki, która uderzyła ją w głowę, wywracając na ziemię. Brunetka jęknęła głośno, a Sara przybiła sobie mentalną piątkę. Thor, który również był w klasie sportowej, miał namówić Rogersa na trening po lekcjach.
Pierwszy sukces. Teraz pozostawało czekać, aż Steve pojawi się na horyzoncie. Już wkrótce czyjaś sylwetka zjawiła się, biegnąc ku poszkodowanej. Tylko od kiedy Steve miał rude włosy?
— O Boże! Nic ci nie jest? — Natasha wyciągnęła dłoń ku Dafne. — Mój skretyniały chłopak chyba już do reszty stracił rozum... Piłki nawet porządnie nie umie rzucić!
— Umie. — Dafne chwyciła jej dłoń i złapała się za obolałe miejsce. — Uwierz mi, umie.
To nie poszło zgodnie z planem.
Thor i Steve przybyli niedługo później. Kapitan ogarnął wzrokiem zaistniałą sytuację. Podrapał się z zawstydzeniem po karku.
— Ja... Trafiłem w ciebie?
Obie, Adler i Romanoff, pokiwały głową.
— Wszystko w porządku? Boli cię głowa? Zemdlałaś? Nie zemdlałaś chyba, prawda...?
Chłopak podszedł bliżej i spojrzał Dafne w oczy, jakby chciał z nich wyczytać jej aktualny stan zdrowia. Zastygł na moment, jedynie sekundę, wpatrzony w te zielone oczy, które skądś już znał. Nie potrafił przywołać w pamięci, skąd dokładnie, ale coś mu podpowiadało, że nie patrzył w nie po raz pierwszy.
Natasha popatrzyła po obojgu i chrząknęła, przywracając blondyna na ziemię.
— Jestem Steve.
— Wiem — odparła szybko Daf. — Cała szkoła cię zna. Kapitan drużyny... Revengers?
Thor rozdziawił szeroko usta.
— Że co, że jak... Co za tłuk to wymyślił?
— Em... Ty, stary... — Steve poklepał go po ramieniu. — Dobrze się czujesz?
— Tak, jemu zadawaj to pytanie. — Dafne miała na wargach sarkastyczny uśmieszek. Rogers odpowiedział jej krótkim spojrzeniem. Ruda chrząknęła ponownie, tym razem zaciskając odruchowo pięści.
— Steve... Nie powinieneś wracać do treningu? Nie zapominaj, że niedługo mecz ze szkołą Xaviera...
Sara złapała się za głowę. Też czuła się, jakby oberwała piłką. To deja vu przyprawiało ją o migrenę.
— Spokojnie, na pewno znowu z nimi wygramy...
— Znowu? — spytała blondynka.
Kapitan powoli pokiwał głową.
— Ostatnio ledwie udało się ich pokonać... Ten cały Logan jest naprawdę dobry. Ale nie tak dobry jak my.
Sara poukładała sobie niektóre rzeczy. Dafne i Logan nigdy się nie spotkali, nigdy nie powstał żaden zakład, a chłopak nigdy nie miał aż takiej motywacji, żeby wygrać. Ucieszyła się, że nie zepsuł on niczyich relacji, ale później przypomniała sobie, że nie mógł zniszczyć relacji, która nie istniała.
Dafne ponownie potarła obolałe miejsce na czole.
— Nie widziałam tego meczu... Bruce widział. Mówił, że moglibyście popracować nad strategią. Miał nawet jakieś pomysły. — Zastanowiła się chwilę. — Banner mógłby przydać się drużynie.
*
Starsza Adlerówna chciała zaprowadzić chłopców do kolegi z klasy, ale Natasha szybko odrzekła, że wie, gdzie jest Bruce. Nie powiedziała, skąd i dlaczego, zwyczajnie poprowadziła dwójkę Revengersów korytarzem do pracowni technicznej, w której siedział też Stark. Grzebał nad jakimś urządzeniem, a Banner patrzył mu przez ramię z miną wyrażającą na przemian niechęć i przekonanie.
— Co robicie? — Natasha spojrzała na nich spod zmarszczonych brwi.
— Ciiiii... — Tony przyłożył palec do ust. Zwrócił się do stojącego obok kolegi. — Myślisz, że tyle ładunku wystarczy?
Bruce pochylił się nad rzeczą.
— Powinno być w sam raz.
Stark pokiwał głową, po czym przekręcił korbkę trzymaną w palcach jeszcze jakieś trzy razy.
— No! Teraz wybuchnie jak fajerwerki na czwartego lipca!
Spojrzał dumny na swoje dzieło, a następnie na swoje towarzystwo.
— Do samochodu Coulsona — wytłumaczył z łobuzerskim uśmiechem, błąkającym się po twarzy. — Facet nawet się nie zorientuje, co go trafiło! Taki mały prezencik, za mój ostatni szlaban. Już nawet kulturalnie kodów do szafek w damskiej szatni zmienić nie można! Szkoda... drużyna pływacka właśnie kończyła trening...
Romanoff pokiwała głową ze zrezygnowaniem.
— Co was sprowadziło, do mojej wspaniałej osoby?
O nie, Stark zdecydowanie się nie zmienił.
— Właściwie, to przyszliśmy do Bruce'a. — Steve pstryknął na bruneta palcami. — Jako kapitan drużyny, mam do ciebie dwa pytania. Po pierwsze: słyszałem, że byłbyś przydatny w składzie i że masz pomysły na poprawienie techniki. To prawda?
Rogers znał odpowiedź, nim ta została mu udzielona. Nie wiedział dlaczego, ale zaufał Dafne natychmiast. Z nieznanych sobie powodów, zawsze zaufałby tym zielonym oczom, które widział dziś po raz pierwszy - choć wydawać by się mogło, że patrzył w nie setki razy.
Zaufałby każdemu słowu, które opuściło jej usta. Oj, chyba źle z nim było, skoro wyobrażał sobie, jak wyglądało składanie na nich pocałunków.
Na moment zupełnie oderwał się od rzeczywistości.
— Tak... Miałem kilka pomysłów.
— Świetnie. — Steve otrząsnął się z amoku. — Czy chcesz może wstąpić do drużyny? Oczywiście sprawdzimy, jak dasz sobie radę na boisku, ale...
Nim Bruce zdążył odpowiedzieć, Tony podszedł do dwóch blondynów i objął ich ramionami. Thor uśmiechnął się do niego przyjacielsko, a Steve zerknął nań nieufnie.
— Ależ oczywiście, że wstąpimy do drużyny... Pomyślcie tylko... Stark, Spangled i Banner! — Wskazał na pasiastą koszulkę Rogersa. — Razem podbijemy świat! Tylko przydałaby się nam lepsza nazwa. To całe Revengers jakoś nie leży. Ktoś ma pomysł?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top