Niespodzianki cz. 2
Wszyscy byli nieszczęśliwi w ten radosny czas roku.
Sara nie odzywała się do siostry. Martha ledwie wychodziła z pokoju. Coulson i Hill przesiadywali u Fury'ego przez większość czasu oglądając komedie romantyczne i jedząc lody. Pietro trzymał się na dystans w stosunku do Dafne, a dziewczyna nie miała pojęcia, co teraz robić.
Jej tata przyszedł jeszcze kilka razy, ale Martha odmawiała zejścia do nich na dół. Rozmowy z Willem były sztywne, nienaturalne. Nie znał córki. Żadnej z nich. Niemal nie było go w domu odkąd Dafne skończyła dziewięć lat i teraz odczuli piętno minionego czasu.
Sara nawet nie chciała z nim porozmawiać.
Leżała na łóżku, wzdychając z bezsilności. Nie miała nawet ochoty dzwonić do reszty przyjaciół i opowiadać im o tym, co się wydarzyło. Zwyczajnie nie miała na to siły.
I wtedy zadzwonił Bucky, zmartwiony, że nie było z nią długo kontaktu. Wysłuchał jej, a następnie kazał ruszyć dupę z łóżka, bo jest Dafne "naprawmy świat tęczą i szczeniaczkami" Adler A.K.A. Jamie Barnes i zamiast się użalać ma coś zrobić.
Dafne wzięła sobie do serca jego radę. Stwierdziła też, że ma trochę za dużo tytułów.
*
Ktoś krzyknął "otwarte" i weszła do środka domu, do którego włamała się z Pietrem jeszcze nie tak dawno temu. Na kanapie w salonie zawinięty w kocyk siedział Fury, jedzący wielki kubeł lodów. Coulson i Hill siedzieli obok niego, wbijając w dziewczynę wrogie spojrzenie.
— Dyrektorze, możemy porozmawiać?
Fury skinął głową, a dwójka nauczycieli po jego bokach rozsiadła się wygodniej.
— Na osobności — dodała.
— Cokolwiek chcesz powiedzieć, możesz powiedzieć nam wszystkim. Nie mamy przed sobą tajemnic — rzucił szorstko Fury.
Dafne odchrząknęła, czując się jakby była oceniana przez najsurowsze jury, jakie istnieje.
— Po pierwsze, chciałam przeprosić za całe to zamieszanie...
— Ekhem które sama spowodowałaś ekhem — Maria udała kaszel.
— Tak. Nie powinnam była się mieszać. Przepraszam.
— Przepraszam nie naprawi jego złamanego serca — prychnął Coulson i wskazał na opaskę z płaczącą emotikoną, którą nosił Fury. — Wiesz, co to jest? To jest opaska rozpaczy.
— Bardzo ładna.
Hill skrzyżowała ręce na piersiach.
— To wszystko, co chciałaś powiedzieć?
Dziewczyna pokręciła głową i odetchnęła głęboko.
— Moja mama cię kocha — ledwo przeszło jej to przez gardło. — I pewnie część jej ciągle kocha mojego tatę, ale to nie ważne, bo nie jest z nim szczęśliwa. Od dawna nie była.
— Wiem — mruknął Fury. — Była szczęśliwa ze mną.
— Tak. Bóg jeden wie dlaczego, ale tak — mruknęła Dafne. — W każdym razie, to wszystko moja wina. Więc... Jeśli ciągle...
Wzięła kilka głębokich oddechów i użyła całej siły woli, by powstrzymać odruchy wymiotne, a następnie wystrzeliła z słowa jak serię pocisków z karabinu maszynowego.
— Jeśli ciągle chcesz się jej oświadczyć to droga wolna. Masz moje błogosławieństwo.
Cała trójka rozdziawiła usta ze zdziwienia. Dafne pobladła i wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć.
— Wiem, że nie zachowywałam się wobec ciebie najlepiej. Teraz widzę, jak głupie to było. Jesteś dobrą osobą, dyrektorze. W bardzo dziwny i niepokojący sposób, ale jednak.
Fury uśmiechnął się do niej szeroko.
— Dziękuję. I jeszcze jedno... — powiedział, gdy dziewczyna już miała wyjść. — Dasz mi numer do Starka? Muszę się skonsultować w sprawie zaręczyn. To on miał ludzką armatę, tak?
Dafne kiwnęła głową, zastanawiając się, czy jej życie może stać się jeszcze bardziej pokręcone.
*
Pietro wyszedł na ganek, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Otworzył szeroko oczy, gdy zobaczył w progu drobną postać z brązowymi lokami schowanymi pod czapką i lekkim uśmiechem.
Wbił w Dafne wyczekujące spojrzenie, drżąc z nerwów, bo jeszcze kilka dni temu dokładnie w tym miejscu mówiła mu, że nie jest w stanie się zdecydować.
Jeśli świąteczne cudy istniały, to był doskonały czas na ich objawienie.
— Myślałam długo, co ci kupić na święta — powiedziała, patrząc w jego błękitne oczy. Serce biło jej ociężale, nogi trzęsły się lekko. — I w końcu zdecydowałam, jaki będzie twój prezent. Nie wiem tylko, czy ci się spodoba.
Wyciągnęła zza pleców wiązankę liści otoczonych czerwoną kokardką. Pietro z początku nie zrozumiał, na co patrzy. W jej obecności zawsze myślał jakoś wolniej.
— Dzięki, Daf. To naprawdę ładne... Em... Liście.
Brunetka zaśmiała się słodko, a Pietro mógł przysiąc, że w życiu nie słyszał czegoś równie pięknego.
— To jemioła.
— Och. Jemioła — pokiwał głową, udając, że rozumie. A później zrozumiał i oczy błysnęły mu jasno. — Jemioła!
— Pytanie tylko, co zamierzasz z nią zrobić — powiedziała niewinnym głosem, jakby zupełnie nie miała pojęcia, jak sytuacja może się dalej potoczyć. Jednak w duszy oczekiwała konkretnej odpowiedzi.
— Nie można zmarnować takiej okazji — Pietro wyszczerzył się do niej i zbliżył, kładąc dłonie na jej talii.
Dafne złapała go za kark i przyciągnęła do siebie, łącząc ich usta w pocałunku. Zamknęła oczy i dała się ogarnąć fali ciepła, która raz po raz oblewała jej ciało.
Byli powolni. Nigdzie im się nie spieszyło. Liczył się tylko ten moment, który mógł trwać i trwać, nigdy się nie kończąc.
— Jest coś, co chcesz mi powiedzieć? — spytała, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
— Mam na drugie imię Django.
Dafne zamrugała kilka razy.
— Nie do końca o to pytałam... Twój chrzestny to Tarantino, czy coś?
Nie odpowiedział, tylko przyciągnął ją raz jeszcze, odszukując jej wargi. Były ciepłe, słodkie, upragnione od tak dawna.
Była jak zakazany owoc, o którym wcześniej mógł tylko marzyć, a teraz sam spadł z drzewa na jego głowę. Była huraganem, który porywał wszystkie jego myśli i wywracał świat do góry nogami.
I wreszcie była jego.
****
Taki krótki, więc wstawię jeszcze dzisiaj ^^
Wesołych świąt!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top