Niespodzianki cz. 1
Avengers bardzo poważnie podeszli do kwestii prezentów niespodzianek. Nie tylko strzegli tożsamości swojej wylosowanej osoby jak kodów nuklearnych, ale w dodatku starali się bardziej o sposób dostarczenia prezentu, niż o sam prezent. Niespodzianką nie miała być rzecz, którą się dostawało ani osoba doręczająca.
Niespodzianką miało być kiedy, jak i gdzie się się go dostanie.
*
Steve obudził się w środku nocy, gdy usłyszał huk. Zszedł na dół tylko po to, żeby zobaczyć Tony'ego, siedzącego w otoczce pyłu w kominku ubranego jak Grinch. Rogers dostał bokserki z napisem That's Americas ass i baseballówkę z wyszywanymi cekinami twarzami jego i Starka na plecach.
Nosił ją przez cały grudzień.
Kiedy Tony wychodził, próbował podpierdzielić choinkę, bo, jak to stwierdził, jego strój zobowiązywał. Drzewko przewróciło się na niego i przygniotło do podłogi. Steve pomógł mu dopiero po zrobieniu miliona zdjęć. Bo tak właśnie robią prawdziwi przyjaciele.
*
Clint schował się do paczki i podrzucił do domu Tony'ego, a kiedy ten ją otworzył, Barton rzucił w niego Pingwinem. Gdy Stark pozbył się kaczki, Clint klękał przed nim z otwartym pudełkiem z cheesburgerem w środku.
— Anthony Edwardzie Starku, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i przyjmiesz tego o to cheeseburgera? — spytał z powagą w głosie łucznik.
— Tak! Tak, po stokroć tak!
Przyrzekli sobie, że nigdy nie zjedzą cheeseburgera, gdy jednego z nich nie będzie obok. Cała ta scena była tak piękna, że Pingwin się popłakał.
*
Wanda użyła swoich mocy na umyśle Clinta i przez tydzień jedynym o co Barton miał w głowie, było All I Want For Christmas. Zupełnie mu odbijało od tej piosenki, a na dodatek wszędzie widział Mariah Carey
Wydało mu się, że zupełnie oszalał, kiedy zobaczył piosenkarkę na stołówce szkolnej.
Wanda przebrała się za nią i skatowała świąteczny przebój na oczach całej szkoły tylko po to, żeby na samym końcu wręczyć Clintowi wielki rulon folii bąbelkowej.
Coulson poprosił dziewczynę o autograf po występie.
Należy odnotować, że łucznik nigdy w swoim życiu nie był szczęśliwszy. Rozwinął folię na korytarzu, biegał po niej i turlał się przez resztę dnia.
*
Bruce specjalnie schował się do szafki Wandy i czekał w niej niemal cały dzień, by wyskoczyć w końcu na dziewczynę z maską Michaela Myersa. Kto jak kto, ale Banner zdecydowanie czuł ducha świąt.
Oprócz małego zawału, Wanda dostała karnety Hulka. Mogła je wykorzystać za każdym razem, kiedy chciała coś zmiażdżyć, więc od tamtego momentu Pietro bardzo uważał, żeby jej nie zdenerwować.
Bruce włożył między zielone karnety małą kartkę z numerem Stephena Strange'a. Wanda myślała, że zemdleje z radości.!
*
Klasa Bannera grała właśnie w zbijaka, gdy nagle zamiast piłki w jego głowę poleciał młot. Bruce upadł na podłogę, a gdy się podniósł, zobaczył Thora wjeżdżającego do sali na reniferze. Wolał nie wiedzieć, skąd wytrzasnął renifera.
Później tego dnia informowano w wiadomościach o napadzie na pobliskie zoo i uprowadzeniu renifera.
Za Thorem weszło trzech mędrców, niosących dary, każdy pomalowany na zielono w stylu Hulka. Wręczyli Bruce'owi DVD z podstawowymi ćwiczenia do jogi, pudełko pełne igieł i suchych gałęzi z napisem Choinka - zrób to sam i karton snickersów, które miały pomóc mu w panowaniu nad złością. Jak to Thor określił, ma je jeść za każdym razem, kiedy zacznie gwiazdorzyć.
*
Natasha przebrała się na ninję, weszła do szybu wentylacyjnego i czekała nad szatnią chłopców, aż ci wrócą z treningu. Kiedy przyszli, wybrała odpowiedni moment i wysypała na Thora wiadro brokatu, które wzięła ze sobą. Jak się później tłumaczyła, chciała, żeby bóg wreszcie mógł zabłysnąć.
Następnie zeskoczyła na niego, powalając na ziemię, co Clint skomentował krótko, mówiąc, że Natasha zawsze robi uderzające wrażenie.
Thor dostał lalkę wyglądającą jak loki, która po przytuleniu mówiła: kocham cię bracie.
*
Pietro podłożył do szafki Bucky'iego mapę ze wskazówkami, jak dość do swojego prezentu. Zostawił w szkole szlak śliwek, po którym miał podążać brunet. Od czasu do czasu uaktywniały się pułapki ściągnięte z Kevina Samego w Domu. Bucky o mało co uniknął oberwania żelazkiem. Niestety Coulson nie miał tyle szczęścia. W końcu Barnesowi udało się dotrzeć do celu, to jest do męskiej szatni.
Tam czekał Pietro, który dał przyjacielowi specjalny koktajl z etykietką, na której wielkimi literami napisano: eliksir szybkości. Było to 30 saszetek kawy rozpuszczalnej zmieszanej z każdym energetykiem, jaki Maximoff mógł znaleźć w sklepie. Załatwił nawet czystą, sproszkowaną kofeinę i wsypał ją do środka.
Załączona do napoju notka informowała, że należy pić w rozsądnych dawkach w noc przed wielkim egzaminem, który Bucky zupełnie olał się na niego nie nauczył,a teraz musi kuć na wariata. Była też uwaga o nie jedzeniu niczego przed spożyciem eliksiru.
Za wszelkie efekty uboczne typu bieganie po suficie i przebicie się przez drzwi, bo te za wolno się otwierają, Pietro nie odpowiadał.
*
Natasha spodziewała się wielu rzeczy, ale nie tego, że Bucky wejdzie na jej lekcje angielskiego w czarne body i leginsy.
Na pytanie, co on do cholery robi, odparł, że sztukę i odtańczył układ baletowy, przy którym użył nawet różowej wstążki. Chłopak nauczył się wszystkiego, jak trzeba. Nawet spróbował zrobić szpagat, co nie skoczyło się zbyt dobrze, ale przecież starania są najważniejsze.
Na samym końcu wykonał wspaniały piruet i wręczył Natashy plastikowy pistolet strzelający bańkami i kanapkę z masłem orzechowym.
Maria Hill, która prowadziła przerwaną lekcję, nagrała występ i wrzuciła go do sieci. Prawdopodobnie po to, żeby inni też podzielili jej brak wiary w przyszłość narodu.
Odezwał się teatr Bolszoj. Rosjanie bardzo polubili Bucky'ego i chcieli go na castingu do najnowszej produkcji pod tytułem "Zimowy Żołnierz".
*
Steve zaangażował do pomocy Chase'a, chłopaka z laser taga, który, jak się okazało, miał więcej szarych komórek niż cała drużyna Avengers razem wzięta. Rogers wziął Dafne,Natashę i Wandę do Marvela, gdzie już czekał Chase z bandą kolegów. Podeszli do dziewczyn i zaczęli je komplementować, a te nie mogły rozczulać się nad słodkimi dwunastolatkami. I wtedy, kiedy były najmniej ostrożne, chłopcy rzucili się do ataku. Przywiązali je do krzeseł skakankami i zaczęli skakać wokół nich, krzycząc przy tym przeraźliwie.
Steve zniknął bez śladu.
Chłopcy biegali wokół nich, kolędując przy tym. Śpiewać zdecydowanie nie potrafili. Na znak Steve'a obrócili dziewczyny w stronę baru, gdzie siedział Stan z wielkim pistoletem konfetti. Zaczął strzelać jak do nazistów w 41'.
Gdy kolorowe płatki opadły na ziemię, Steve stał na barze z wielkim obrazem, przedstawiającym Daf, Nat i Wandę jako Jamie Barnes, Stacy Rogers i Chloe Barton z podpisem Golden Trio.
Poza dawaniem prezentów sobie, wszyscy złożyli się na sweter dla Peter'a Parkera z wydzierganymi słowami: najsłodszy Avenger. Był to pomysł Tony'ego, który ostatnio bardzo polubił Parkera.
Peter zaczął skakać dookoła drużyny, jak najszczęśliwsza piłka na świecie.
Święta zapowiadały się wyjątkowo dobrze w tym roku.
*
Sara siedziała razem z Thorem w Marvelu i narzekała na problemy związane z jej ulubioną parą, która aktualnie nie była parą i robiła wszystko, żeby nią nie zostać.
— Ile jeszcze razy mam ich zamknąć w jakimś pomieszczeniu? — skarżyła się blondynka. — Zrobiłam to w tym tygodniu już cztery razy. A jest wtorek. Dafne jest o tyle od przyłożenia mi patelnią — Sara niemal złączyła swój kciuk i palec wskazujący. — Ostatnio nawet mi nią groziła. Strasznie się agresywna robi.
— Mhm. Pewnie, to super — mruknął Thor, skupiony na zupełnie innej osobie. Oczywiście wiedział, co Sara do niego mówi, ale nie potrafił dobrać żadnej adekwatnej odpowiedzi. Carol Denvers zbyt przyciągała jego uwagę.
Sara pstryknęła mu placami przed nosem.
— Ty w ogóle mnie słuchasz?
— Zawsze cię słucham — odparł natychmiast. — Nie zawsze rozumiem, co masz na myśli... Ale zawsze słucham!
— Idź do niej — westchnęła Adler, wskazując ręką kelnerkę. Następnie dodała pod nosem: — bądź lepszy niż twój brat i zrób coś, jak ją lubisz.
Thor uśmiechnął się do niej smutno, bo zdawał sobie sprawę, jak tęskniła za Lokim.
Usiadł za barem, opierając brodę na pięści wpatrując się słodko w Carol. Uśmiechał się jak małe dziecko w sklepie z zabawkami.
— Hej — zaśmiała się Denvers, przecierając blat.
— Hej — odparł rozmarzonym tonem.
— Coś się stało? Wyglądasz na zadowolonego.
— Lubię mieć ładny widok. A ty jesteś przepięknym widokiem.
Carol parsknęła, kiwając z niedowierzaniem głową. Właśnie to w niej było pociągające. Nie rumieniła się na głupawe komplementy. Nie traktowała poważnie jego zaczepek i tylko śmiała się uroczo, patrząc na niego jak na szczeniaczka, który goni własny ogon.
— Czy te teksty w ogóle działają?
— Ty mi powiedz — wyszczerzył się jeszcze szerzej.
Carol oparła się łokciami o blat i nachyliła nad nim, zbliżając swoją twarz do jego.
— Nie działają — szepnęła, niemal muskając nosem czubek jego nosa.
Jak gdyby nigdy nic wróciła do poprzedniej czynności. Thor patrzył na jej usta, myśląc tylko o tym, jak by to było je pocałować.
— Tak się zastanawiałem — zaczął, bawiąc się nerwowo palcami — czy chciałabyś gdzieś ze mną wyjść. Jeśli masz czas... I ochotę. I jeśli nie masz chłopaka. Jeśli masz, najpierw wypadałoby z nim zerwać.
Jej perlisty śmiech raz jeszcze wypełnił pomieszczenie.
— Nie mam chłopaka. Ale mam czas. I ochotę.
— Na mnie? — upewnił się Thor. Carol pokiwała głową. Jej oczy błyszczały. Jakie ona miała ładne oczy. — Jeszcze jedno...
Wystawił palec do góry, kierując tam swój wzrok. Carol zadarła głowę i zobaczyła wiszącą pod sufitem jemiołę. Spojrzała na Thora z politowaniem.
— To tradycja — bronił się chłopak.
Blondynka złapała delikatnie jego podbródek.
— Jeszcze tyle się musisz nauczyć — wyszeptała, po czym zniknęła na zapleczu.
— Taką szkołę chyba polubię — mruknął do siebie Thor.
*
Dafne mordowała widelcem ziemniaki, nie podnosząc wzroku znad talerza od dwudziestu minut. Zbyt bała się to zrobić i złapać kontakt wzrokowy z Furym, siedzącym po drugiej stronie stołu.
Nie była zadowolona, że miał spędzać z nimi święta, ale rozumiała, że dla jej mamy to ważne. Liczyła też po cichu na świąteczny cud, coś w stylu trafienia dyrektora piorunem, albo śmierci od przejedzenia pierogami. Ale dlaczego, och dlaczego jedli teraz razem kolację?
Patrzyła co jakiś czas na zegarek na nadgarstku. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, obiad stanie się o wiele ciekawszy już bardzo niedługo.
— Dafne, jak tam Pietro? — zagaiła Martha.
— Żyje — odparła lakonicznie dziewczyna.
— To... dobrze dla niego. Sara? Coś ciekawego ostatnio? — kobieta posłała córce błagalne spojrzenie.
Czy coś ciekawego się ostatnio zdarzyło? Tak. Fury poprosił siostry Adler do gabinetu na rozmowę. Siedziały na krzesłach ze zmarszczonymi brwiami, nie mając pojęcia, o co chodzi, aż Fury wyciągnął z szuflady welurowe pudełeczko i je otworzył.
Cholerny pierścionek. Był tam cholerny pierścionek zaręczynowy.
Sara zniosła to nieco lepiej niż Dafne, która zwymiotowała pod biurkiem dyrektora. Pierścionek nie był aż taki zły, ale sytuacja tragiczna.
Później Fury poprosił ich o błogosławieństwo ich związku i Dafne zwymiotowała po raz drugi. Siostry opuściły gabinet bez udzielenia konkretnej odpowiedzi, chociaż reakcja starszej Adlerówny rzucała pewne światło na tą sprawę.
Sara wcale nie miała zamiaru nic z tym robić. Zwyczajnie nie miała siły na mieszanie się w kolejny związek i męczyła ją Dafne ze swoimi planami na rozbicie tej dwójki. Blondynka zwyczajnie wolała dać im święty spokój. Tyle wariackich rzeczy zdążyło się wydarzyć, że jej tolerancja absurdu znacznie się zwiększyła.
— Wszystko po staremu — odparła sztywno.
Powiedzenie mamie o nadchodzących oświadczynach prawdopodobnie nie było dobrym pomysłem.
— Czyli nic nowego?
Nim Fury zdążył pochwalić się nową kolekcją opasek na oko, do ich uszu dobiegł brzęczący dźwięk dzwonka do drzwi. Martha zmarszczyła brwi i wstała od stołu. Nacisnęła klamkę i zamarła, gdy zobaczyła stojącą w progu postać.
— William.
Sara upuściła widelec na podłogę. Fury upuścił szczękę. Spadła zaraz obok widelca.
— Tata! — Dafne podbiegła do mężczyzny, rzucając się mu na szyję.
William uśmiechnął się szeroko, jak gdyby wracał do rodziny po ciężkim dniu pracy.
— Co ty tu robisz? — spytała ostro pani Adler, powstrzymując się przed zatrzaśnięciem mu drzwi przed nosem.
— Dafne zadzwoniła. Prosiła, żebym przyjechał.
Objął straszą córkę ramieniem. Dafne rozpromieniła się, zupełnie ignorując morderczy wzrok matki. Żyła na jej czole zaczęła niebezpiecznie pulsować.
— Jesteśmy chwilowo zajęci. Wróć kiedy indziej. Najlepiej nigdy.
Sara podeszła ostrożnie do rodziców. Wbiła w ojca uważne spojrzenie. Nie widziała go od tak dawna. Wcale nie chciała go widzieć.
— Hej, kochanie — powiedział czule. Mógł się wypchać tą czułością.
— Idź stąd — zażądała Martha.
— Mamo — skarciła ją Dafne. — Tata chce nam coś powiedzieć.
— Ach tak? — matka zacisnęła pieści tak mocno, że paznokcie przebiły skórę we wnętrzu jej dłoni.
— Tak — odparła twardo brunetka.
Trzy kobiety popatrzyły po Willu wyczekująco.
— Tak, tak, mam coś do powiedzenia — mężczyzna odchrząknął. — Martha, ciągle cię kocham. Jesteś miłością mojego życia i wiem, że popełniłem wiele błędów i masz jak najbardziej prawo mnie nienawidzić, ale chcę to naprawić.
Po jego słowach nawet Fury dołączył się do rozmowy.
— Jesteś uroczy. Możesz zamknąć drzwi, jak będziesz wychodził?
— Nie odzywaj się do mnie — warknął William. — Jesteś tutaj nikim.
— Nie, Will. Ty jesteś tutaj nikim — warknęła Martha. — Nie chcę na ciebie patrzeć. Wynoś się!
— Nigdzie nie idę. Nie ty mnie zaprosiłaś, tylko Dafne.
— Więc weź ją ze sobą, bo ja już nie mogę — kobieta wyrzuciła ręce w powietrze w geście bezsilności. Następnie zwróciła się do córki. — Naprawdę? Zadzwoniłaś po niego? Co jeszcze, może jeszcze zadzwonisz do mojej matki?
— Nie zrobiła niczego złego — bronił jej ojciec. — Kocham cię. A ty kochasz mnie. Nie wierzę, że przestałaś. Zaprzecz, jeśli kłamię.
Martha otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nie mogła. Bo William Adler nie kłamał. Nie mogła od tak przestać kochać kogoś, kogo kochała przez dwadzieścia lat swojego życia. Ale nie mogła też wszystkiego wybaczyć.
Trzy szanse. On wykorzystał je wszystkie.
— Więc mam rację — mruknął ze zwycięskim uśmiechem.
Martha zaczęła kręcić głową, ale nic nie powiedziała. Fury wbił wzrok w podłogę i odchrząknął. Na twarzy malował mu się smutek zmieszany z rozczarowaniem. Dafne i Sara jeszcze nigdy go takiego nie widziały. Nie miały pojęcia, jak bardzo mu zależało. Aż do teraz.
— Powinienem wyjść.
Martha złapała go za ramię, posyłając błagalne spojrzenia.
— Nie, wcale nie musisz, zostań. Proszę... Nick, nie idź...
Fury i William wymienili się nienawistnymi spojrzeniami i dyrektor zniknął w progu. Dafne widziała, jak twarz mamy gwałtownie zmienia się z wściekłości w rozpacz.
— Nie chcę cię widzieć — zwróciła się do Willa i zamknęła drzwi z głośnym trzaskiem. Następnie odwróciła się do starszej z córek. Jej głos był niebezpiecznie spokojny. — Tolerowałam wszystkie twoje akcje. Starałam się, bo wiedziałam, że postawiła ciebie i Sarę w bardzo dziwnej sytuacji. Ale twój ojciec, Dafne? Zaproszenie go tutaj to za dużo. Chciałaś zepsuć to wszystko? Brawo. Udało ci się. Bądź szczęśliwa. Któraś z nas musi być, bo ewidentnie nie potrafimy być szczęśliwe w tym samym czasie.
Sztywnym krokiem wspięła się na górę, zostawiając córki w salonie. Sara wbiła wzrok w siostrę i wzięła głęboki oddech. Milczały.
— Myślałam, że dajemy sobie z tym spokój — powiedziała w końcu młodsza Adlerówna. — Chyba się pomyliłam.
— Tak będzie lepiej dla wszystkich — Dafne sama nie wierzyła w to, co mówi.
— Pewnie. Mama płacze w pokoju. Tata ma złudną nadzieję, że odzyska rodzinę. Fury jest sam, załamany, bo serio się zakochał. A ja jestem wściekła. Ale masz rację. Tak jest zdecydowanie lepiej. Czuję magię świąt.
— Zamknij się! — krzyknęła Dafne. — Ze wszystkich ludzi, ty akurat nie możesz mnie oceniać!
Sara zaśmiała się pusto, przykładając dłoń do czoła.
— Ja? Bo co? Przejrzyj na oczy! Ja nigdy nie próbowałabym rozdzielić dwójki zakochanych ludzi! Nigdy!
— Robisz wszystko, żeby Steve i Nat się rozstali! — skontrowała brunetka.
— Ale ona go nie kocha! A on nie kocha jej!
Sara przyłożyła dłoń do ust, nie wierząc w to, co powiedziała.
— Mama kocha tatę, ale co z tego — wyszeptała, patrząc tępo w podłogę. — On nas zostawił. Nie chciał wracać i musiałaś go do tego przekonać. Musiałaś mu przypomnieć, że ma rodzinę, o którą może powinien się zatroszczyć, ale on sam powinien to wiedzieć. Czasami miłość to za mało. Ja kocham Lokiego, ale to nie ma sensu, więc się w to nie pcham.
Oddech miała niespokojny, łzy płynęły kaskadą po policzkach.
— On też cię kocha, ale uważał, że będzie lepiej, jeśli da ci spokój...
— Skąd to wiesz? — spytała ostro. — Nie cierpisz go. Nie rozmawiasz z nim. Nie... Kazałaś mu odejść?
Pokręciła szybko głową.
— Nie, to nie tak. Spytał, co powinien zrobić...
— I kazałaś mu odejść — powtórzyła z niedowierzaniem blondynka. Oparła się ciężko o blat stołu i ukryła twarz w dłoniach. Wbiła w siostrę lodowate spojrzenie. — Zrób nam wszystkim przysługę, Daf, i przestań się o nas troszczyć, bo tylko wszystko niszczysz.
Obróciła się napięcie i twardym krokiem skierowała się po schodach na górę. Nie wierzyła w to, co usłyszała. Kochała Dafne bardziej niż kogokolwiek na świecie, ale w tamtym momencie nienawidziła jej równie mocno.
Brunetka stała jeszcze jakiś czas w salonie. Zacisnęła mocno powieki, jakby miała nadzieję, że to wszystko to był tylko koszmar. Otworzyła je i wszystko było dokładnie takie samo.
Westchnęła ciężko i wyciągnęła telefon.
— Babciu? Słuchaj, musimy porozmawiać o twoim przyjeździe na wigilię... Tak, ja też się bardzo cieszę... Głupia sprawa, ale jakbyś mogła jednak nie przyjeżdżać...
*
Dafne sama nie wiedziała, dokąd idzie, dopóki nie stanęła przed znajomymi drzwiami nie nie zapukała kilka razy.
— Naprawdę potrzebuję porozmawiać z przyjacielem — powiedziała słabo, gdy twarz Pietra pojawiła się w progu.
Z przyjacielem, pomyślał smutno. Przyjacielem. Był tym, do kogo przybiegała, kiedy miała problem i tym, od kogo uciekała, kiedy próbował się zbliżyć.
Chłopak patrzył na nią przez chwilę, wziął głęboki oddech i złapał ją za ręce. Była na granicy płaczu, oczy miała zaczerwienione, dolna warga jej drżała, ledwo wstrzymywała łzy.
Chciał ją przytulić, pocałować i trzymać w ramionach tak długo, aż wszystkie jej problemy znikną bez śladu, ale nie potrafił. Potrzebowała przyjaciela, a on nie potrafił być jej przyjacielem.
— Daf, nie mogę. Nie dam rady — szeptał z trudem, bo serce bolało go na jej widok. — Chcę być dla ciebie, kiedy mnie potrzebujesz, ale to zbyt trudne. Myślałem, że pokazywałem jasno, czego chcę. Chcę z tobą być, Daf. I naprawdę nic się nie stanie, jeśli ty nie chcesz. No, może będę płakać przez kilka nocy — zaśmiał się cicho. — Tylko daj mi odpowiedź. Tak albo nie.
Dafne naprawdę chciała mu odpowiedzieć. Gdy te błękitne tęczówki obserwowały ją z wyczekiwaniem i nadzieją, gdy całe jego ciało spięło się z nerwów, chciała odpowiedzieć.
— Nie wiem — zaszlochała cicho łamiącym się głosem. — Nie mam pojęcia.
Pierwsza łza spłynęła powoli w dół jej policzka. Pietro uśmiechnął się smutno i otarł ją kciukiem.
— To jest jedna z trudniejszych rzeczy, jakie zrobię. — Serce łomotało mu ciężko w piersi. — Zasługuję na odpowiedź, bo ta niewiedza mnie wykańcza.
Odwrócił się i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Użył całej siły woli, aby nie spojrzeć za siebie. Chciał jej pomóc, ale nie potrafił zachowywać się, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Nie, kiedy ciągle miał nadzieję na coś więcej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top