Naprawdę straszne Halloween
Natasha nie była typem dziewczyny, który w nowej szkole od razu otaczał się wianuszkiem ludzi. Nie potrzebowała ich, lubiła swoje towarzystwo, a większość uczniów nowego liceum traktowała jak idiotów, którzy tylko ciągnęliby ją w dół.
Pierwsze dwa tygodnie były ciche i samotne. Część jej chciała znaleźć przyjaciół, a druga mówiła, że nikomu nie wolno ufać, a szkoła to jedna wielka fabryka fałszu. Za każdym razem upewniała się w tej teorii, gdy widziała Sharon Carter, z którą zdążyła się pokłócić już pierwszego dnia.
Później poznała Clinta Bartona i wszystko się zmieniło. Od razu pojawiła się między nimi więź porozumienia, jakieś uczucie. Natasha nie chciała tego przyznać, ale Clint był dla niej ważny. I to bardzo.
Co z tego, że poznali się, gdy Clint "przypadkiem" rzucił w nią ziemniakiem na stołówce.
Przecież Barton nigdy nie pudłował.
Przez pół pierwszej klasy byli blisko. Clint zawsze mógł na nią liczyć i w duchu wiedział, że to nie jest tylko jego przyjaciółka. Wydawało mu się, że już zawsze tak będzie - on i ona przeciw całemu światu.
Wtedy pojawił się Steve Rogers i wszystko szlag trafił. Natasha się odsunęła, a Barton nie próbował jej dogonić. Wiedział, że nie mógł. Obwiniał Rogersa o to, że ją stracił. Nienawidził go i nie spodziewał się, że to kiedykolwiek może się zmienić.
****
— Clint! Clint, ty mała cholero, zaczekaj!
Dafne przepychała się przez tłum uczniów na korytarzu, próbując złapać Bartona. Ten w ogóle nie reagował, tylko szedł przed siebie. Co się z nim stało? Zawsze był roześmiany i radosny, a teraz się zachowywał jakby miał szyszkę w dupie i kij w przełyku.
— Hej, co ci się dzieje? Unikasz mnie ostatnio.
Dziewczyna była przyzwyczajona do spędzania z nim czasu. Zaprzyjaźnili się podczas wspólnego projektu naukowego, ale teraz chłopak trzymał się na uboczu. Adler nie była głupi i była pewna, że to ma coś wspólnego z jej nagłą znajomością ze Stevem i Natashą.
— Nie unikam — odparł ponuro. — Pogratulowałem ci przecież mistrzowskiego dogadania Sharon.
— Skoro wszystko w porządku, to pewnie się zgodzisz spotkać dzisiaj przed imprezą Halloweenową z Avnegers, Nat, Wandą i mną?
Barton wydał z siebie jęk umierającego człowieka. Dafne wymierzyła mu kuksańca pod żebro.
— Daf, jakby ci to powiedzieć, żebyś zrozumiała...? Nie.
— O piątej u mnie.
— Nie.
— I musisz załatwić sobie przebranie, inaczej będziesz wyglądać głupio.
— Nie.
— Clint, ja nie pytam. Ja ci to oświadczam. Jeśli cię nie będzie przed moim domem o piątej, poszczuję cię Starkiem. Chcesz tego?
Barton zacisnął zęby i westchnął głęboko.
— Nie.
Dafne uśmiechnęła się szeroko. Nic nie sprawiało jej tyle radości, co zmuszanie ludzi do robienia czegoś, czego nie chcieli robić. Dlatego tak się cieszyła, że ma młodsze rodzeństwo.
— Nie cierpię cię — prychnął pod nosem.
— Proszę cię, wszyscy mnie kochają.
Spojrzał na nią spode łba i zaśmiał się cicho.
— Widać, że zadajesz się z Tonym.
****
— Wow! Wyglądasz świetnie!
Sara otworzyła drzwi i wpuściła Steve'a do środka. Chłopak miał na sobie lotniczy kombinezon i okulary przeciwsłoneczne. Wyglądał, jakby dopiero co zszedł z planu Top Gun.
Chłopak zdziwił się, że przyszedł jako pierwszy. Blondynka nie była za to zdziwiona wcale, bo to ona wysłała wszystkim SMS-a, żeby przyszli później.
— Daf jest u siebie, drugie drzwi na lewo.
— Nie lepiej będzie, jeśli poczekam tu...
— Nie, nie — zaprzeczyła blondynka, pchając go w stronę schodów. — Idź na górę, raz, raz.
Steve nie stawiał większego oporu. Młodsza Adler zbiegła na dół, a on kierował się w stronę pokoju przyjaciółki.
— Sara! Sara, możesz tu przyjść na chwilę?
Usłyszał wołanie Daf i ostrożnie otworzył drzwi. Jej siostra bynajmniej nie spieszyła się z pójściem na górę, a on był tuż obok. A przecież przyjaciele sobie pomagają.
Wszedł do środka, gdzie Dafne stała przed lustrem, siłując się z suwakiem. Blondyna oparł się o framugę drzwi i patrzył na dziewczynę, ubraną w białą sukienkę w stylu lat pięćdziesiątych. Włosy miała spięte w dwa warkocze, na policzkach narysowane duże piegi i szramy, jak pęknięta porcelanowa lalka.Mięśnie jej odsłoniętych pleców spinały się, gdy próbowała sięgnąć zapięcia.
— Pomóc ci?
Dopiero teraz zobaczyła Steve'a. Jej twarz zrobiła się czerwona. Pokiwała głową na tak. Chłopak podszedł do niej i złapał suwak w palce.
— W górę czy w dół? — spytał, unosząc nieznacznie kącik ust.
— Nie wiem, może spytamy twoją dziewczynę?
Dziewczyna odwróciła się do niego i wygładziła odruchowo kombinezon.
— Przepraszam — mruknęła, ale nie zabrała ręki. — Moja mama zawsze tak robiła tacie. Jest pilotem w wojsku i kiedy przyjeżdża, ma na sobie taki kombinezon. Dobrze ci w nim.
W sekundzie, w której Dafne się odsunęła, do jej pokoju wparowali Pietro, Bucky i Wanda. Pietro stanął jak wryty, nie mogąc oderwać oczu od brunetki.
— Zrób zdjęcie, starczy na dłużej — droczyła się siostra. On jednak nie wyczuł sarkazmu.
— Dobry pomysł. Daf, uśmiech!
Dafne na zdjęciu zamiast uśmiechu miała mocno zmarszczone brwi i skonfundowany wyraz twarzy. Dla chłopaka było to jednak piękne zdjęcie, w którego tle dało się zobaczyć wywracającego oczami Rogersa.
Wszyscy zaczęli się mniej lub bardziej przygotowywać. Wanda przyszła już przebrana, potrzebowała jedynie pomocy z makijażem, by dopełnić swój strój martwej atomówki. Pietro paradował w swoim kostiumie Freddiego Mercury'ego, na który składały się białe spodnie i królewska peleryna, oraz nieśmiertelny wąs. Bucky natomiast ubrał się w koszulę z podwiniętymi mankietami i spodnie od garnituru.
— Przebrałem się za najprzystojniejszego człowieka na świecie — wyszczerzył się brunet.
— Bucky, wyglądasz normalnie — skwitowała Daf.
— Bo z taką twarzą — zarzucił teatralnie włosami do tyłu — nie potrzebuję wielkich zmian.
Wkrótce dołączył do nich Bruce, przebrany w połowie za doktora Jekyll'a a w połowie za Mr. Hyde'a. Niedługo później zjawili się Natasha i Clint, którzy wpadli na siebie po drodze. Romanoff była zakrwawioną baletnicą. Barton zmienił się w kapitana drużyny futbolowej.
Dafne posłała mu spojrzenie spod uniesionych brwi. Chłopak skwitował je wzruszeniem ramion.
Największą furorę zrobił Thor, który wyglądał jak Big Lebowski.
— No, stary, wszystkie laski twoje — zaśmiał się Tony, który pojawił się w glorii chwały. Dosłownie. Puścił sobie z telefonu anielski chór, kiedy stanął w drzwiach.
— Stark? Co ty odbenedyktyniasz? — Bucky zmierzył bruneta spojrzeniem. Był ubrany w zielony, lateksowy kostium, a twarz pomalował farbą.
— Jesteś Hulkiem? Mam się obrazić? — Bruce skrzyżował ręce.
— Ja wiem! — Klasnął Steve. — Bakteria z reklamy domestosa.
Tony westchnął i doczepił sobie do klatki piersiowej złoty znak dolara.
— Teraz wiecie?
— Bakterią z reklamy domestosa, która zrobiła karierę i jest bogata? — spytał Clint z uśmieszkiem na ustach.
— Zadaję się z bandą kretynów. — Przejechał dłonią po twarzy. — Jestem banknotem!
— No tak — potaknął Thor, machając na wszystkie strony swoją sztuczną brodą, w której były okruchy po oreo. — Zdecydowanie to on zadaje się z bandą kretynów.
****
Tony zdecydowanie bawił się najlepiej. Przechadzał się po łazienkach i gdy widział, że jakaś kabina jest zajęta, wspinał się na toaletę obok, tylko po to, by móc krzyknąć do okupanta: Hello there! Od czasu do czasu zakradał się do kogoś od tyłu, by krzyknąć Bu! Próbował nawet wejść do szafki, żeby z niej wyskoczyć i kogoś przestraszyć, ale się w niej zaklinował, co dało nastolatkom pół godziny spokoju.
Dafne i Wanda tańczyły przy sobie na środku sali. Natasha popijała poncz, rozmawiając o czymś z Sarą i Brucem. Clint i Steve chyba wypowiedzieli sobie nieformalny taneczny pojedynek, co wyglądało komicznie, bo żaden z nich nie posiadał takich umiejętności. Thor i Bucky stali przy Pietrze i niczym Anioł i Diabeł mówili mu, co ma zrobić w sprawie Dafne.
— Zaproś ją do wolnego — zasugerował James.
— Albo nie — zaoponował Thor.
— Dlaczego nie? — Brunet zmarszczył brwi.
— Bo to zepsuje plan... — bóg ugryzł się w język. — Plan, żeby grać trudnego do zdobycia.
Odetchnął z ulgą. Jeszcze nigdy w życiu tak szybko nie myślał.
Jak na życzenie muzyka się zmieniła i z głośników poleciała ballada i większość par ruszyło na parkiet. Czytaj: większości dziewczyn udało się zaciągnąć swoich chłopaków na parkiet. Steve już podchodził do Natashy, wyciągając do niej dłoń, ale Sara go uprzedziła, sama ciągnąc rudą do tańca.
— Sorry — rzuciła do Rogersa. — Zaklepana.
Thor nie wpadł jednak na wspaniały pomysł, by zająć czymś Pietra. Kiedy Steve odszukał Dafne wzrokiem, ta już kołysała się razem z białowłosym chłopakiem do spokojnej melodii.
Maximoff patrzył na nią z szerokim uśmiechem, podczas gdy Dafne rozglądała się po sali. Trzymał ręce na jej talii tak delikatnie, jakby dziewczyna była ze szkła.
— Wyglądasz pięknie. — Słowa uciekły mu z ust mimowolnie. Nie mógł jej tego nie powiedzieć. — Nie tylko dzisiaj. Zawsze wyglądasz pięknie
Dafne poczuła jak ogarnia ją fala ciepła. Ale gdy spojrzała w jego niebieskie oczy, na myśl przyszły jej zupełnie inne tęczówki.
— Też nie wyglądasz źle. Zawsze miałam słabość do Queen.
Serce Pietra zapieprzało jak japoński pociąg.
Tymczasem Bucky prowadził pociąg, w którym poza nim były same dziewczyny. Jego kostium działał jak należy.
Steve i Clint prezentowali jeden z popularniejszych ruchów na dyskotekach szkolnych, znany jako podpieranie ściany. Nie zdążyli długo się nudzić, bo podbiegł do nich Stark, nerwowo obracając się za siebie.
— Musimy się zmywać.
— Co zrobiłeś? — westchnął Rogers.
— Pamiętasz, jak chciałem wylać wiadro sztucznej krwi na Fury'ego?
Cała trójka przybiła piątkę swojemu czołu.
— Poczekajcie. Nie zrobiłem tego. Nie Fury'emu, bo gościu gdzieś wyparował. I ta krew poleciała na kogoś innego...
Nastolatkowie ponownie przejechali dłonią po twarzy.
— Na Pepper Potts. I teraz mnie szuka, żeby "powyrywać mi nogi i wsadzić tak głęboko do tyłka, że będę wiązać buty przez gardło."
Bucky, Steve i Clint równocześnie zrobili facepalm. Gdy rudowłosa pojawiła się ma sali, Tony runął plackiem na ziemię i zaczął czołgać się pod stół. Oczojebny strój bakterii z domestosa nie był najlepszym kamuflażem.
****
Wyszli ze szkoły wcześniej, niż planowali. A raczej wyturlali się ze śmiechu, gdy zobaczyli Pepper idącą na Starka z wielką butlą środków do czyszczenia toalet. Dafne zaoferowała, że mogą posiedzieć u niej, bo jej mama wspominała, że wychodzi.
— Włączymy jakiś horror, no wiecie, żeby to było naprawdę straszne Halloween. — Natasha miała błysk w oku.
— Nat, ja chcę móc dzisiaj zasnąć — powiedziała Daf.
— Ja też — dodała Sara.
Ruda objęła ją ramieniem.
— Spokojnie. Obronię cię.
— Zdradzasz mnie? — obruszyła się Dafne.
— Chwila... — Steve zmrużył oczy.
Wanda wzięła starszą Adler pod rękę i powiedziała ze śmiechem:
— Nie przejmuj się, Daf. Jestem tu.
— Chwila... — Tym razem to Pietro nie wiedział, co się dzieje.
Brunetka zatrzymała się przed domem i odruchowo nacisnęła klamkę. Jakimś cudem drzwi były otwarte. Weszła do środka tylko po to, by przekonać się, że wcale nie musieli oglądać horroru, by zmienić tą noc w przerażającą.
W kuchni stała mama Dafne, całując namiętnie jakiegoś mężczyznę. Siostry wiedziały, że to nie ich ojciec. Mężczyzna wydawał się dziwnie znajomy.
Wszyscy otworzyli szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć, w to, co się dzieje.
Dafne krzyknęła głośniej, niż planowała.
— Mamo? Dyrektorze?!
Martha zobaczyła córki w towarzystwie przyjaciół i popchnęła Fury'ego na ziemię.
— Spokojnie, żyję — mruknął Nick. Następnie złapał mordercze spojrzenie posyłane my przez panią Adler. — Znaczy się... Widzę światło... Umierające dźwięki...
Zaczął udawać, że się dławi. Martha poprawiła bluzkę i spojrzała na córki i jej przyjaciół, którzy stali otępiali w przejściu.
— Myślałam, że jesteś w szkole.
— Myślałam, że jesteś zamężna.
Tony złożył dłonie w tubę i krzyknął:
— Uuuuuu, wyjaśniona.
Później zamarł, zdając sobie sprawę z tego, co zrobił.
— Przepraszam, nie wiem, czemu to powiedziałem.
Clint popchnął go w kierunku drzwi.
— Sami wyjdziemy.
— Nie możemy zostać? — szepnął do łucznika Thor, który bardzo chciał poznać dalszy ciąg wydarzeń.
— Pogrzało cię? Oczywiście, że nie! Oni potrzebują prywatności! — Następnie nachylił się nad blondynem i dodał szeptem: — Będziemy podsłuchiwać przez drzwi.
****
I jak wrażenia? Nie spodziewaliście się tego, co? 😎
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top