Logan

Czas mijał szybko i nieubłaganie zbliżał się pierwszy mecz. Avengers chodzili nabuzowani z powodu zbliżającego się rozgrywki ze szkołą Charlesa Xaviera. Najbliższa gra rozegra się między Mścicielami a X-menami. 

Jakby tego było mało, Sara cały czas męczyła siostrę tym, że nie poszła na randkę ze Steve'em. Cud, że Natasha i Wanda siedziały cicho. Steve traktował Dafne z nieco większym dystansem. W końcu każdy koniec coś zmienia, prawda?

****

Adler szła razem z rudą przyjaciółką. Była już w połowie lekcji, co niesamowicie ją cieszyło. Spoglądała niespokojnie w stronę boiska. Miała już zbyt wiele przygód z piłkami powalającymi ją na ziemię. 

— Daf... nie musiałaś dawać mu kosza — zaczęła Romanoff. 

Brunetka westchnęła.

— Ale ja nie chcę... A po za tym, po co... Sama nie wiem. Za każdym razem jak się widujemy dostaje czymś w głowę — jęknęła do Natashy.

 Brakowało jej argumentów, które usprawiedliwiały by jej zachowanie. 

— Przesadzasz — skwitowała rudowłosa.

W tym samym momencie z boiska wyleciała piłka do futbolu i uderzyła Dafne w głowę.

— A może nie przesadzasz? — zastanowiła się Nat, po czym pomogła wstać przyjaciółce. 

Adler odwróciła się by ochrzanić Rogersa i choć napotkała wzrok niebieskich tęczówek, nie były to te same ciepłe, niebieskie oczy z nutką zieleni... te były stalowe, chłodne, przeszywające na wskroś, dzikie... Chłopak nie miał również blond włosów. Jego były czarne. Był lekko niższy od Kapitana, ale wciąż wysoki. 

Bez słowa podniósł piłkę z ziemi.

-Wszystko w porządku?-Spytał bez większych emocji patrząc na Dafne.

— A może jakieś przepraszam? 

Dziewczyna była zła. Po części chciała żeby to był Steve. Wtedy wszystko wróciłoby do normy. Jakby ta cała niedoszła randka nigdy się nie wydarzyła. 

Ale nie. Teraz dostała piłką w głowę od jakiegoś idioty, który nie był w stanie powiedzieć nawet przepraszam. 

Chłopak uśmiechnął się pod nosem po czym odwrócił się i odbiegł.

— Kretyn — mruknęła Daf. — Nigdy go nie widziałam w naszej szkole.

— Może jest nowy... albo po prostu przyszedł poćwiczyć, orlik jest ogólnodostępny. Nie należy wyłącznie do szkoły.

— I tak kretyn — skwitowała brunetka. — Mam nadzieję, że już nigdy go nie zobaczę.

****

— Daf... słuchasz mnie? — spytał Clint chwytając przyjaciółkę z ramię. 

Dziewczyna uniosła wzrok znad talerza i do jej uszu ponownie dotarł szum zatłoczonej stołówki. Wcześniej intensywnie myślała o tym chłopaku z boiska. Nie chciała spotkać go ponownie, ale... Coś w nim nie dawało jej spokoju. Zapomniała na chwilę o otaczającym ją świecie. To mogło być tylko pięć minut, ale mogło minąć znacznie więcej czasu. Myśli nie stosują się do zegarków. Ile by to nie trwało, minęło.

— Co? — Brunetka zerknęła tępo na Bartona.

— Pytałem czy mnie słuchasz — zaśmiał się łucznik. — Ale w zasadzie już wiem.

Dafne schowała twarz w dłoniach.

— Zmyśliłam się — mruknęła. 

Romanoff zerknęła na nią i uniosła brew.

— Daf, Wanda... Chodźcie ze mną do łazienki — powiedziała z lekkim uśmiechem, po czym chwyciła Adler za ramię.

— Co dziewczyny mają ze stadnym chodzeniem do kibla? — spytał Thor i mimowolnie zerknął na Tony'ego.

— Na mnie nie patrz, wiesz ile ja bym dał żeby wiedzieć o czym one rozmawiają?! — krzyknął Stark. — Chyba mam pomysł — dodał po chwili, po czym chwycił kubeczki i swoich przyjaciół i poszedł w stronę nieznanego. 

****

— Obie doskonale wiemy o kim myślałaś. — Natasha oparła się o umywalkę i skrzyżowała ręce na piersiach. 

Adler posłała jej w odpowiedzi mordercze spojrzenie.

— Co się stało? — Wanda była zdezorientowana. W końcu nie była wtedy na boisku...

-Dafne myśli o chłopaku, od którego dostała dzisiaj piłką na boisku — powiedziała Romanoff.

— Wcale o nim nie...-brunetka przewróciła oczami i westchnęła. — No dobra. Może trochę.

— Czy każda twoja możliwa przyszła miłość musi trafiać cię piłką? — Maximoff uśmiechnęła się do przyjaciółki. Daf zerknęła na nią spod byka. 

— Kiedy to jest kretyn. — Oddała uśmiech Adler.

— Chodźmy, bo jeszcze chłopcy zaczną myśleć, a to nie jest ich mocna strona. 

Nat popchnęła przyjaciółki w stronę drzwi. Na nieszczęście wszystkich, chłopcy zaczęli myśleć.

****

— Słyszysz coś? — szepnął Steve do Tony'ego.

Inteligenci od siedmiu boleści stali pochyleni przy drzwiach damskiej łazienki i przykładali uszy do plastikowych kubków, które z kolei były przyłożone do drzwi. Nie było słychać dokładnie, jednak, że nasi Avengers są niezwykle domyślni (tu wcale nie ma sarkazmu) wyczaili, że pojawił się jakiś nowy.

Oderwali się od drzwi.

— Słuchajcie — zaczął Bucky. — Ja nie mam pojęcia o kogo chodzi, ale trzeba go znaleźć.

— Dokładnie — powiedział Steve. — Tylko ja mam prawo rzucać w Daf!

— I ty się dziwisz, że dostałeś kosza z takim podejściem? — skwitował Tony.

— Nie kłóćcie się, teraz najważniejsze to znaleźć tego chłopaka i jasno mu wytłumaczyć, że ma się odczepić od naszych dziewczyn — podsumował Clint.

W tym samym czasie drzwi do łazienki otworzyły się. Stark odskoczył jak oparzony i pobiegł w głąb korytarza z piskiem. W sumie było to taktyczne posunięcie, gdyż reszta została wystawiona na pastwę dziewczyn.

Dziewczyny były jednak w litościwym nastroju.

 Nie wydarły się. 

Nie uderzyły nikogo. 

Aczkolwiek były złe. Bardzo złe. Odeszły bez słowa. Wszyscy zamilkli. Tylko Tony wciąż okrążał korytarz i wrzeszczał.

****

Dafne szła zadowolona. Skończyła lekcje. Już wkrótce skończy ten fatalny dzień. Tylko jedno nie dawało jej spokoju. Sama nie wiedząc czemu ruszyła w kierunku boiska. 

Gdy stanęła na trybunach i upewniła się, że ku niej nie leci żaden obiekt, zauważyła swoje przyjaciółki kilka metrów dalej, rozmawiające z innymi dziewczynami.

Stanęła obok Wandy. Na wprost stała trójka uczennic z innej szkoły. 

Jedna z nich miała krótkie, rude włosy i brązowe oczy. Jej cera była blada, a usta wąskie. Uśmiechała się, choć nerwowo zerkała na boisko.

Kolejna miała brązowe włosy z białym pasmem. Była niższa od rudej koleżanki. Była milcząca i chowała twarz za zielonym kapturem.

Trzecia była dość nietypowa. Czarnoskóra dziewczyna z białymi włosami do ramion. Krzyżowała ręce na piersiach. Jej niemal czarne oczy zdradzały jej ogromną wrażliwość.

 — Co się stało? 

Daf zmarszczyła brwi.

— Kłócą się o boisko — mruknęła białowłosa.

— Spokojnie Storm, nic się nie stanie — odparła ruda.

Storm zerknęła w stronę dwóch drużyn. 

Istotnie, na boisku stał cały skład Avengers, który niemal wdał się w bójkę z inną drużyną. Adler rozpoznała jednego z nich. 

— Nie pobiją się? Jean, spójrz na nich... powinnyśmy ich odciągnąć. — Wyraz twarzy Storm mówił, że coś może się wydarzyć. Coś, co z pewnością nie będzie przyjemne.

— Nasi przyjaciele dali wiele pokazów głupoty, ale raczej nie wdadzą się w bójkę... — Dafne wcale nie była przekonana co do swoich słów, ale bardzo chciała w nie wierzyć.

W tym momencie zauważyła jak chłopcy zaczęli się pchać jeden na drugiego. Przeszła przez barierkę, a zaraz za nią pobiegła Wanda i Natasha. Jean również do nich dołączyła. 

Znajomy Daf z południowego incydentu właśnie zamierzał się do pierwszego uderzenia. CO dziwne, to własnie jego kumple próbowali go powstrzymać.

— Ej! — krzyknęła w jego stronę. Nie wysilała się na coś mądrzejszego. W końcu nie znała jego imienia.

Chłopak odwrócił się w jej stronę i opuścił pięść.

— Bądź tak miła i zabierz stąd swoich kolegów — warknął.

Dafne chwyciła go za ramię i pociągnęła dalej od obu drużyn. Nie udałoby jej się to, gdyby brunet nie współpracował.

— Nie wystarczy ci, że znokautowałeś mnie? Nie wszczynaj bójki... — powiedziała z irytacją w głosie. 

— Musimy trenować — odparł nadzwyczaj spokojnie.

— My też — odparowała brunetka.

— Czyli, że jesteśmy od dziś przeciwnikami?

Uniósł jedną brew i lekko się uśmiechnął.

— Tradycja nakazuje znać swojego wroga. — Daf również się uśmiechnęła. Coś w nim było. Coś pociągającego...

— Jestem Dafne. 

 Podała mu dłoń. Chłopak uścisnął ją.

— Jestem Logan.

****

Witam po tygodniu! Uwaga, albowiem szykuję dramę...

Przepraszam, że nic nie dodawałam, ale leżałam pod stosem nauki :(

W tym tygodniu jednak mam luz więc... będę dodawała regularnie :)

A tym czasem wiecie, nie pogardzę kilkoma gwiazdkami i komentarzami... także ten... no... Właśnie XD 

:**

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top