Rozdział 5- Gladiator
Babcia zabrała mnie na rynek. Ubiła ser z mleka Zołzy i chciała go sprzedać. Ja miałem poszukać jakichś zdatnych do sporzycia odpadków koło śmietników. Nawet nie wiecie ile skarbów można tam znaleźć, jak ludzie marnotrawią jedzenie.
Przechodziłem koło czyichś domów grzebiąc ludzią w śmietnikach kiedy nagle ktoś wyszedł z jednego ( że z domu, nie ze śmietnika). Ukryłem się za pobliskim drzewem aby mnie nie popędzili. Z domu wyszli 3 panowie ubrani w stroje funkcjonariuszy Białego Lotosu z Miasta Republiki. Uczyliśmy się o nich w szkole. Jeden z nich przystanoł jeszcze i rozmawiał z kobietą w drzwiach. Obok kobiety stała dziewczynka na oko 7 letnia.
-...Niestety obawiamy się, że to nie pani córki szukamy...
Tyle zdołałem wychwycić.
Pewnie znowu szukają Avatara. Naprawde rekordowo długo nie idzie im go znaleźć. Z tego co mówiła pani w szkole to objechano już wszystkie dzieci urodzone 13 lipca w kraju. Powoli zaczęto spekulować czy avatar nie umarł aby za młodu i zaczęto przenosić poszukiwania do Narodu ognia. Ale jak widać jeszcze szukają.
Trzej panowie przeszli koło mnie. Na szczęście zostałem niewidoczny.
-Mamy jeszcze kogoś na liście?- spytał jeden.
-Nie to już wszyscy.- odpowiedział drugi spoglądając na jakieś płaskie użądzenie.
-Chodźmy na targ zjemy coś. Poduszkowiec przylatuje dopiero za 1,5 godziny.- zaproponował trzeci.
Do głowy przyszła mi świetna myśl. A co jeśli skierować ich do stoiska mojej babuni? Przecież robi najlepszy serek pod słońcem. Szedłem za nieznajomymi jakiś kawałek trasy prowadzącej z powrotem na targ.
Nagle moje oczy dopadł straszny widok. Zamarłem w pół kroku, a serce zatrzymało się na ułamek sekundy.
-Babuniu!!!- krzyknołem widząc z daleka całą sytuację. Jakiś mięśniak trzymał moją babunię za gardło w powietrzu. Dusił ją.
-Babuniuuuu!!!- darłem się jak opętany. Z oczu popłyneły mi łzy. Sprintem zaczołem biec by jej pomóc. Zatrzymały mnie czyjeś silne ręce i uniosły do góry. To był jeden z tych meżczyzn. Jeden wzioł mnie na ręce. A dwaj ruszyli babci na ratunek. Byli magmi, jeden był magiem ziemi, a drugi magiem wody.
Wielki wściekły, mag ziemi o posturze gladiatora puścił nieprzytomną babcię, która uderzyła ciałem o ziemie. Usłyszałem trześnięcie. On złamał jej kość!!! Byłem rozpaczony i wściekły, zaciskałem piąstki tak mocno, że przebiłem paznokciami skórę.
Magowie zaatakowali oprawce babci. Ludzie się tylko gapili gromadząc się w okół widowiska. Niestety okazało sie, że mag o posturze gladiatora przyszedł z ekipą osobników podobnych sobie. Już w krótcę, targowisko zostało rozwalonę przez napitalających się magów. Niestety Funkcjonariusze Białego Lotosu przegrywali. W końcu ten, który mnie pilnował zostawił mnie pod opieką jakichś ludzi z nakazem ,,że mają mnie pilnować" i pobiegł wspomóc towarzyszy.
- Co ci zrobiła ta biedna staruszka?!- rzucił w przestrzeń.
-A czy musi być jakiś powód?! Stara **** nie chciała oddać sera zmęczonym wojom!!!
Wielki gladiator odwrócił się i wymierzył babci cios w biodro. Usłyszałem trzask. Oczy babci wyszły z orbit przepełnione bólem, wszystkie mieśnie napieły się, a z ust wydobył się cichy, zbolały jęk.
To była ta granica, byłem wściekły. Niewiadomo jak odepchnołem kilku rosłych mężczyzn, którzy mnie trzymali. Sprintem poleciałem w kierunku gladiatora.
Miałem wrażenie, że się unoszę. Zerwał się porwisty wiatr, ziemia zaczeła drżeć, ogień tańczył gdzieś na niebie. Wszystkie żywioły utorzyły w okoł mnie wirujące pierścienie. A mnie wypełniła siła o jakiej nie marzyłem. Całą energię skupiłem na gladiatorze, którego oczy wyrażały teraz tylko strach i niedowierzenie.
Moja wściekłość była wymierzona tylko w niego. Czułem w sobie potęgę i siłę nie do opisania, byłem niezwyciężony. Wszystkie tańczące wokół mnie żywioły uformowały się w strzałę i ruszyły na polecenie mojej ręki. Strzała żywiołów została wysłana w pierś tego człowieka.
-Tom, nie!!!!- usłyszałem krzyk babci.
Obróciłem głowę, a żywioły padły na ziemię, centymetry od piersi mojej ofiary.
-Babuniu.- wyszeptałem patrząc jej w oczy czując jak powoli opuszczają mnie siły i chyba lece w dół na spotkanie z glebą. Potem świat pogrążył się w ciemnościach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top