Prolog
Kiedyś przyjeżdżał tu tylko jesienią.
Gdy był małym chłopcem, przyjeżdżał tylko na weekendy, gdy skończył dziesięć lat na całe wakacje, ale kiedy dorastał, tracił dziecięcą wyobraźnię i możliwość czerpania przyjemności z każdej chwili życia. Przestał być dzieckiem.
Gdy stał się nastolatkiem, coraz częściej się nudził i wątpił w możliwość znalezienia nowego, ciekawego zajęcia na farmie dziadków, więc czytał czasami sportowe magazyny w domku na drzewie, zbudowanym razem ze starszą siostrą Alice, gdy byli mali, i błąkał się po okolicy, odkąd przyjeżdżał tu sam. Bo dla Alice ważniejsze były studia.
Miał jeszcze jedną siostrę, trzyletnią Chloe, ale była zbyt duża, aby wkurzać, i zbyt mała, aby cokolwiek rozumieć.
Dlatego zawsze gdzieś chodził sam.
Kiedyś miał trzynaście lat.
To wtedy z ogromnym zawodem zauważył, że babcia wyrzuciła wszystkie jego magazyny przez zupełny przypadek, myląc je ze starą formą telezakupów na papierze z lat osiemdziesiątych, należących do dziadka. Był zły, ale jej tego nie powiedział, zwierzył się jedynie dziadkowi, który klepiąc go po ramieniu rzekł:
- Pod starym dębem jest huśtawka, Harry.
Rzeczywiście tam była, ale nie widział jej wcześniej. Zrobiona z kawałka starej, spróchniałej deski i kawałka liny górskiej nie wyglądała odpychająco, wręcz przeciwnie - bardzo tajemniczo i zachęcająco. Usiadł na niej i od razu zaczął się kołysać, postanawiając spędzić tutaj każdy ranek i wieczór, pragnąc podziwiać zachody słońca i gwieździste niebo, gdy znowu wymknie się przez okno swojego pokoju.
Pewnego wieczoru, gdy słońce powoli chowało się za horyzontem, ponownie spędzał czas na huśtawce. Jednak nagle przestał odpychać się nogami od ziemi, stopniowo zwalniając, a jego głowa przechylona była lekko w bok, gdy coś przykuło jego uwagę.
Harry bardzo chciał mieć przyjaciela i dotąd nie spotkał ani jednego chłopca w swoim wieku w Doddington, byli tylko ci starsi, przyjaciele jego siostry. Dlatego nie mógł oderwać wzroku od drobnego, uśmiechniętego chłopca, zajętego monologiem z samym sobą podczas wyczesywania szczotką długiej, ciemnej i gęstej grzywy swojego konia. Zabawnie gestykulował, uroczo odgarniał karmelowe kosmyki włosów, które opadały mu na twarz, a chociaż nie widział jego oczu, zechciał nagle poznać, jakie były i czy tak, jak w jego wyobraźni, były równie piękne.
Ale nie chciał podchodzić. Nie chciał rozmawiać, nie chciał poznać jego imienia i usłyszeć brzmienia jego głosu. Nie mógł, nie umiał. Chciał tylko móc patrzeć, jak słońce oświetla jego skórę wieloma promieniami, opaloną i złotą, jak niebo przy zachodzie słońca, które tak kochał. I był wtedy pewien, że mógł pokochać coś o wiele mocniej.
Od autora: Kochani! Witam Was w nowym, świeżutkim opowiadaniu, chociaż nie do końca takim świeżym. Napisałam ten prolog dobre dwa lata temu i nie wiedząc czemu, porzuciłam to opowiadanie. Teraz jednak natrafiłam na nie znowu w swoich szkicach i pomyślałam: Czemu nie? Prolog jest dość krótki, ale stwierdziłam, że nie będę nic w nim zmieniała i zostanie ten, ktory napisałam dawno temu.
Nie wiem jeszcze, jak często pojawiać się będą rozdziały, ale chciałabym, abyście dali znać, jak to się zapowiada i czy bylibyście chętni czytaniem tego. Opowiadanie będzie miało klimaty lekko wakacyjne, ale postaram się wzbogacić je w jakieś ciekawe akcje, chociaż chciałabym, aby było luźne, młodzieżowe. Trochę jak połączenie Afire Love oraz Fast And Dangerous. Do pomysłu opowiadania zainspirowała mnie oczywiście piosenka Eda Sheerana - Autumn Leaves.
#AutumnLeavesFF
chojrak
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top