4

Uśmiechałem się sam do siebie jak opętany głupek. Nie wierzyłem, że mogłem tak się cieszyć ze zwyczajnego spotkania. W porządku, może jednak nie było ono takie zwyczajne biorąc pod uwagę fakt, z kim miałem się dzisiaj spotkać. Już dawno nie byłem na randce z żadną dziewczyną. Dobra, prawdę mówiąc, nie pamiętam, kiedy ostatnio z kimś gdzieś wyszedłem, nie licząc oczywiście J'a, z którym to spotykałem się praktycznie codziennie.

Musiałem ochłonąć i zwiedzać dalej miasto. Przecież i tak za kilka dni miałem wrócić z powrotem do Ameryki, więc nie mogłem na nic liczyć. Nie chciałem się w żaden sposób przywiązywać do Marie, bo nie chciałem się potem rozczarować.

To tylko niewinne spotkanie, Jack. Przecież się w niej nie zakochasz w dwie godziny, mam rację?

Po chwili odpisałem dziewczynie.

" Oczywiście. Będzie mi niezmiernie miło :)

Jack "

Wysłałem wiadomość, po czym poszedłem dalej w miasto. Wyjąłem ze swojego plecaka mapę. Zastanawiałem się nad tym, gdzie można by iść i zobaczyć coś nowego. Paryż nie słynął tylko ze starych budynków, bo jego nowsze dzielnice również cieszyły się całkiem dużą popularnością wśród turystów, wliczając w nich mnie.


Musiałem jeszcze poinformować J'a o moich planach. Nie chciałem przerywać mu randki, ale taki sms chyba nie zaszkodziłby niczemu. Biorąc pod uwagę to, jak J potrafił zbajerować dziewczynę, nie stanowiło to żadnego problemu.

" Siema, Jack!

Mam nadzieję, że spotkamy się dzisiaj popołudniu, bo wieczorem umówiłem się na randkę z piękną dziewczyną. Chyba się na mnie nie obrazisz, prawda? Z pewnością i tak już masz dyskotekowe plany na wieczór, więc raczej nic nie zniszczę. Odpisz, jak ci idzie :) "

Nie musiałem długo czekać na jego wiadomość zwrotną.

" Stary, jestem w niebie. Nie wiem, czy już umarłem, ale skoro dostałeś tą wiadomość i w tej chwili ją czytasz, to chyba jednak jeszcze żyję. Ta dziewczyna jest boska. Nawet nie wiesz, jak dobrze mi się z nią rozmawia. Mamy wiele wspólnych tematów. Opowiem ci wszystko, jak się spotkamy. Napiszę do ciebie, kiedy nasza randka się skończy. Choć myślę, że nie skończy się ona tak szybko. "

Uśmiechnąłem się czytając wiadomość od mojego przyjaciela. Już dawno nie był on taki szczęśliwy, ale to, co działo się teraz, jak najbardziej mu się należało. Po śmierci rodziców całkowicie się załamał, jednak dziewczyny trzymały go przy życiu. Cieszyłem się, że każdy z tego wyjazdu coś miał. Mimo tego, że myślałem, iż inaczej to wszystko będzie wyglądało, byłem szczęśliwy.

Po krótkiej chwili dostałem wiadomość od Marie.

" Spotkajmy się o dziewiętnastej na trawnikach pod bazyliką. Już nie mogę się doczekać naszego spotkania, Jack :) "

" Ja też się cieszę, Marie. Do zobaczenia. "

Szedłem przed siebie. Po całkiem długim spacerze wreszcie dotarłem na miejsce. Nowoczesna dzielnica Paryża była całkiem obszerna. W centrum znajdował się tak jakby nowoczesny Łuk Triumfalny na wzór tego, który znajdował się na Polach Elizejskich. Ten pierwszy skupiał wokół siebie większą magię, ale ten też był ciekawy i jego "inność" przyciągała do siebie turystów z całego świata.

Zrobiłem kilka zdjęć w okolicy, po czym przejechałem metrem do galerii handlowej Lafayette. Nie miałem zamiaru nic tam kupować, bo z tego, co słyszałem, znajdowały się tam tylko sklepy pokroju Louis Vuitton czy Gucci, więc zakupy w tym miejscu od razu odpadały. Chciałem po prosto zobaczyć tą słynną paryską galerię i odkryć jej fenomen.

Po przejściu przez trzy piętra Lafayette stwierdziłem, że tylko marnuję w tym miejscu swój cenny czas.

Nagle dostałem sms'a od J'a.

"Stary, możemy się już spotkać. Umówiłem się z nią na jutro wieczór. Wszystko wypadło idealnie. Gdzie mam przyjechać?"

"Przyjedź pod Louvre. Za piętnaście minut tam będę."

"Okej, poczekaj na mnie, mogę nie zdążyć na czas."

Podjechałem pod muzeum Louvre. Idealnie zmieściłem się w piętnastu minutach. Nie wierzyłem w to, ze J naprawdę specjalnie dla mnie miał tutaj przyjechać, aby pooglądać ze mną słynne obrazy.

Były dwie opcje.

Albo J naprawdę z własnej, dobrej woli chciał ze mną spędzić trochę czasu, albo po prostu nie wiedział, co to jest Louvre. Obstawiałem bardziej drugą opcję, ale o tym miałem się przekonać nieco później.

- Już jestem, Jack. - powiedział J, który nagle zaszedł mnie od tyłu. - Nie wiedziałem, że to tutaj są te szklane trójkąty. - rzekł, pokazując palcem na znajdujący się przed nami znany symbol Paryża.

- Tak, to tutaj. Wiesz w ogóle, co znajduje się w środku? - spytałem blondyna z ciekawości. Byłem pewien, że on nie będzie miał pojęcia, gdzie my w ogóle byliśmy.

- A to nie jest tylko do podziwiania z zewnątrz? - spytał zaskoczony chłopak, na co ja się zaśmiałem.

- Wiedziałem. - odparłem z uśmiechem, kierując się do wejścia do muzeum.

- Stary, ja nie żartuję. Gdzie my w ogóle idziemy? Zaczynam się bać. - oznajmił J, a ja nie mogłem przestać się z niego śmiać.

- Czy ty naprawdę nie wiesz, co tutaj się znajduje? - spytałem chłopaka, na co on przecząco pokiwał głową.

- Dobra, to może ja ci to powiem. - oznajmiłem, kładąc mu rękę na ramieniu. - Jesteśmy w Louvrze. Tutaj znajduje się najsłynniejsze paryskie muzeum, w którym możemy zobaczyć między innymi "Mona Lisę" i inne znane obrazy. - powiedziałem. Widząc to zmieszanie i zdziwienie na twarzy mojego najlepszego przyjaciela, nie mogłem przestać się z niego śmiać.

- Ja naprawdę tego nie wiedziałem. - odparł, broniąc się. Chyba było mu trochę wstyd, ale wybaczyłem mu to. Każdy z nas miał inne zainteresowania, ale przepaść między nimi była wielka.

Kupiłem bilety do muzeum, po czym do niego wkroczyliśmy. Obejrzeliśmy najbardziej znane obrazy na świecie. Nawet nie zauważyłem, jak ten czas szybko zleciał. Spojrzałem na swój zegarek w telefonie komórkowym, który wskazywał osiemnastą. Do mojego spotkania z Marie została tylko godzina, a nie mogłem się na nie spóźnić. Ja sam nie tolerowałem spóźnień, więc nie mogłem się spóźnić, bo to tylko źle świadczyłoby o moim wychowaniu. Nie chciałem, aby Marie miała o mnie złe zdanie, więc starałem się, aby wszystko wypadło idealnie.

- Nie obraź się, Jack, ale muszę już lecieć. Umówiłem się na dziewiętnastą z tą dziewczyną z kafejki. - powiedziałem, na co przyjaciel się do mnie uśmiechnął.

- Nareszcie przelałem w ciebie trochę mojej pasji. Powodzenia, stary. - rzekł, klepiąc mnie po ramieniu.

- Czekaj. A co z tobą? Masz jakieś plany na wieczór? - spytałem blondyna, zanim ten zdążył odejść.

- Spokojnie, Jack. Idę na dyskotekę w centrum miasta, a potem się zobaczy. Mogę wrócić późno. - rzekł, po czym każdy z nas poszedł w swoim kierunku.

Skierowałem się do metra, którym podjechałem pod Sacré-Cœur. Do spotkania z Marie zostało jeszcze dziesięć minut. Pod bazyliką starsza pani sprzedawała kwiaty. Kupiłem jedną różę. Nie rozumiałem jednak, co ona do mnie mówiła. Kobieta nie znała angielskiego, ale jakoś się dogadaliśmy. Tak naprawdę, nasza rozmowa polegała głównie na gestykulacji, ale wkrótce udało mi się kupić ten nieszczęsny kwiatek.

Po chwili usiadłem na trawniku. Przez kilka minut wpatrywałem się w piękny widok na miasto, znajdujący się przede mną. Oglądałem pary, które rozmawiały ze sobą. Przypatrywałem się dzieciom, które to jeździły w kółko na karuzeli i cieszyły się wszystkim. Podziwiałem piękny zachód słońca. I przede wszystkim - czekałem na Marie.

- Hej, Jack. - usłyszałem za sobą dziewczęcy głos. Odwróciłem głowę w tył, po czym gwałtownie wstałem. Patrzyłem się na dziewczyną jak na zjawisko tak rzadkie, jak spadający meteor, czy coś w tym rodzaju.

Marie była ubrana w długą białą sukienkę, a jej włosy swobodnie opadały na jej lekko opalone ramiona. Mógłbym wpatrywać się w nią długimi godzinami, ale chyba byłoby to trochę nie na miejscu.

- To dla ciebie. - wykrztusiłem w końcu z siebie, podając jej czerwoną różę.

- Dziękuję. - odparła, uśmiechając się i wdychając zapach kwiatka. Czułem się jak w bajce. Marie wyglądała jak księżniczka, tylko ja nie pasowałem do tej całej scenerii.

- Usiądziemy? - spytała dziewczyna, na co ja pospiesznie pokiwałem twierdząco głową. Marie usiadła na trawie, a ja obok niej. Wpatrywałem się w nią i nie mogłem przestać. Rano, w kafejce, wyglądała tak normalnie i niepozornie, a teraz zaskakiwała mnie swoim pięknym i nadzwyczajną urodą.

- Coś się stało? - spytała, kiedy ja tak jej się przyglądałem.

- Nie. Chyba nie. Po prostu ładnie wyglądasz. - wyznałem, patrząc się w jej oczy, którego były obmalowane kreskami. Nie znałem się kompletnie na makijażu, ale to jej pasowało.

- To miłe. Dziękuję. - odparła, zaczesując włosy za ucho. - Cieszę się, że zechciałeś się ze mną spotkać, Jack. Wiem, że niedługo wyjeżdżasz, ale po prostu chciałam miło spędzić z tobą czas. - powiedziała.

- To dobrze. Dzisiaj zwiedziłem już dużo obiektów, a wieczór spędzony w miłym towarzystwie chyba nie zaszkodzi, prawda? - spytałem, na co odpowiedź była chyba oczywista.

- To prawda. Jak ci się żyje w Ameryce? Kiedyś czytałam dużo książek, w których akcja toczyła się właśnie w amerykańskich szkołach. Widziałam dużo filmów na ten temat. Czy to wszystko wygląda tak, jak jest to pokazane w filmach? - spytała.

- To zależy, jakie filmy oglądałaś. - odparłem, uśmiechając się do niej. Aż miło mi się zrobiło, kiedy zrozumiałem, że właśnie dołączyłem do grona tych wszystkich romantycznych par, które siedziały wokół nas.

- Aż wstyd się przyznać, ale oglądałam "High School Musical". - wyznała, na co ja zareagowałem niepochamowanym śmiechem. Nie mogłem tego powstrzymać. Może i w Europie ten film był hitem, ale ja i moi koledzy go wyśmiewaliśmy pod każdym względem. W ogóle nie pokazywał on realiów amerykańskich szkół, a jedynie wszystko koloryzował. Ten film był pewnie fenomenem wśród nastolatek, ale na chłopaków z pewnością nie zadziałał.

- No co? - spytała, jakby nie wiedząc, o co mi chodzi. Szybko jej wszystko wytłumaczyłem, aby moja reakcja stała się dla niej jasna.

- Jeśli myślisz, że życie w Ameryce wygląda tak jak "High School Musical", to jesteś w wielkim błędzie, Marie. Ten film nie ma nic wspólnego z moim życiem. - wyjaśniłem jej.

- To jak w takim razie wygląda typowe życie amerykańskiego nastolatka? - spytała mnie z ciekawością.

- Rano przyjeżdża pod mój dom autobus szkolny. Wsiadam do niego i jadę do szkoły. Staram się przeżyć tych osiem czy dziewięć lekcji, a potem wracam do domu i gram na komputerze. - wyjaśniłem jej. Marie nie mogła uwierzyć w moje szkolne opowieści. Wyjaśniłem jej wszystkie sprawy i wtedy zrozumiała, że nauka w Europie jest zdecydowanie bardziej komfortowa niż w Ameryce.

Po rozmowie pod bazyliką, która trwała dobre dwie godziny, ruszyliśmy dalej. Marie zaprowadziła mnie na główny plac dzielnicy Montmarte, a tam podziwialiśmy malarzy, którzy przenosili na płótno obrazy widoczne przed ich oczami lub na zdjęciach, które przyczepione były do górnej części obrazu.

- Dobrze mi się z tobą rozmawia, Jack. - wyznała dziewczyna, patrząc mi się w oczy.

- To samo mogę powiedzieć o tobie, Marie. - odrzekłem z uśmiechem. Gdyby ta dziewczyna tylko mieszkała w moim sąsiedztwie, nie miałbym oporów, aby z nią być. Niestety, ale tutaj musiała mi wystarczyć tylko miła rozmowa. Nie mogłem liczyć na nic więcej.

- Szkoda, że już pojutrze wyjeżdżasz. Chyba będzie mi ciebie brakować. - zauważyła, a ja się zdziwiłem.

- Naprawdę? - spytałem.

- Tak. Możemy spotkać się jutro do południa? Chciałabym z tobą jeszcze trochę porozmawiać, a dzisiaj muszę już stąd iść. Jestem umówiona. Nie chcę ci przeszkadzać w twoich planach, ale jeśli nie miałbyś nic przeciwko.

- W porządku. Możemy się spotkać, ale nie pasuje ci może wieczór? Rano chciałbym pojechać do Wersalu i coś pozwiedzać. - powiedziałem. Wizja kolejnego spotkania z Marie jak najbardziej mi odpowiadała, ale ja też chciałem coś mieć z tego wyjazdu.

- Wieczorem nie mogę. Jestem umówiona. - wyznała, a ja się zdziwiłem. Czy ona naprawdę miała tak bujne życie towarzyskie, że cały czas była z kimś umówiona?

- Dobrze. To spotkamy się rano. - powiedziałem.

- Super. Rano wyślę ci wiadomość ze szczegółowymi informacjami co do miejsca i godziny. Pa, Jack. - rzekła, po czym pocałowała mnie w usta i odeszła.

Przez chwilę patrzyłem się przed siebie. Byłem w szoku.

Czy ona naprawdę mnie pocałowała?

Czym sobie na to zasłużyłem?

Nie rozumiałem nic, ale jutro miałem zamiar wszystkiego się dowiedzieć.






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top