2
Po dwunastu godzinach męczącego lotu, który J spędził głównie na rozmowie z dziewczyną siedzącą obok naszej dwójki, w końcu wylądowaliśmy na paryskim lotnisku, a ja wreszcie mogłem odetchnąć z ulgą.
Opuściliśmy samolot, po czym odebraliśmy bagaże. Wyszliśmy z budynku lotniska, aby znaleźć taksówkę, która miała nas przewieźć do hotelu, znajdującego się w samym centrum Paryża.
W dalszym ciągu nie wierzyłem w swoje szczęście. Nigdy w życiu nie przypuszczałem, że przyjadę do Paryża, a już na pewno nie sądziłem, że stanie się to tak szybko, w tak młodym wieku. W dodatku moi rodzice zamówili nam pobyt w hotelu w samym sercu miasta. Nie wierzyłem, że to wszystko jest prawdą. Byłem podekscytowany jak nigdy. J zresztą też. Co chwila na niego zerkałem. Z twarzy mojego najlepszego przyjaciela nie schodził uśmiech, co tylko potęgowało moje uczucie szczęścia.
Z łatwością znaleźliśmy taksówkę, która przewiozła nas do hotelu. Zapłaciłem taksówkarzowi piętnaście euro, po czym wyszedłem za J'em z samochodu. Kiedy tylko stanąłem na nogi, niemal nie upadłem. Nie mogłem uwierzyć w fakt, że to w tym miejscu miałem spędzić kilka dni i nocy. To przecież musiały być jakieś zwyczajne żarty.
Hotel, przed którym wysadził nas taksówkarz, z pewnością był tym, w którym pobyt dla mnie i dla J'a zamówili moi rodzice. Nazwa się zgadzała. Adres zresztą też. Co w takim razie powstrzymywało mnie przed uwierzeniem, że to naprawdę w tym miejscu spędzimy najlepszy weekend swojego dotychczasowego życia?
Powody tego były następujące :
- drzwi wejściowe do hotelu były pozłacane
- obsługa tylko czekała na to, aby nas obsłużyć
- przy wejściu znajdowały się dwie wysokie kolumny, które również były pozłacane
- za moimi plecami mogłem dostrzec Wieżę Eiffla, która oddalona była ode mnie chyba o kilometr.
- Jack, czy to wszystko dzieje się naprawdę? - spytałem przyjaciela, z niedowierzaniem wpatrując się w budynek hotelu.
- Tak, Jack. To będzie najlepszy weekend w dziejach naszej przyjaźni. - odparł blondyn, uśmiechając się do mnie szeroko.
Po chwili podziwiania hotelu przystąpiliśmy do działania. Wzięliśmy do rąk swoje walizki i podeszliśmy do wejścia. Zanim jednak zdążyliśmy wstąpić do hotelu, obsługa momentalnie do nas podeszła, odbierając od nas bagaże i prowadząc nad do hotelowej recepcji.
Tu nastąpiło moje kolejne zdziwienie. Recepcja, do której przed chwilą podeszliśmy była niezwykle zjawiskowa i jedyna w swoim rodzaju. Dodałem oczywiście do tego wszystkiego obsługę, która czekała na nas z wielkim uśmiechem.
- Rezerwacja na nazwisko Gilinsky. - powiedziałem do blond recepcjonistki, która w moich oczach była nieco za młoda na to, aby pracować w hotelu.
- Oczywiście. Poproszę o podpis w kilku miejscach na tym dokumencie. - odrzekła, podając mi do ręki kartkę papieru.
- Stary, ale laska. - wyszeptał mi do ucha J, kiedy recepcjonistka na chwilę odwróciła się do nas plecami.
- Błagam cię, Jack. Tylko nie teraz. - poprosiłem go, wzdychając ciężko.
Wypełniłem wszystkie potrzebne papiery, a następnie lokaj odprowadził nas pod pokój, który znajdował się na szóstym piętrze. Ogółem budynek miał trzynaście pięter, ale nie chciałem mieszkać tak wysoko, więc piętro szóste idealnie mi odpowiadało.
- Nie mogę przestać o niej myśleć, Jack. Myślisz, że zgodziłaby się na randkę po godzinach? - spytał mnie J, kiedy tylko weszliśmy do pokoju. Nie rozumiałem go. Jak mógł całe swoje życie myśleć o dziewczynach i to w dodatku coraz to innych? Ja byłem wierny jednej, mimo tego, iż ona nawet nie wiedziała, jak mam na imię.
Chłopak rzucił się na jedno z dwóch łóżek. Na ścianie pokoju znajdował się olbrzymi telewizor, którym nie pogardziłby żaden chłopak w naszym wieku.
Obok niego znajdowało się równie duże lustro. Moją uwagę przyciągnął jednak balkon, do którego podszedłem. Kiedy odsłoniłem śnieżnobiałą zasłonę, moim oczom ukazała się w pełnej okazałości sławna na całym świecie Wieża Eiffle'a. To było niesamowicie piękne.
- Stary, czy ty w ogóle mnie słuchasz? - spytał J, podchodząc do mnie. Widok z okna nie zrobił na nim najmniejszego wrażenia, ale rozumiałem to. Znałem go wystarczająco długo, aby wiedzieć, jakie są jego upodobania i pasje. Tak naprawdę, miał tylko jedno hobby i były nim dziewczyny. Nie rozumiałem jego obsesji na ich punkcie i z pewnością jej nie podzielałem. Lubiłem dziewczyny, ale J miał na ich punkcie totalną obsesję, co czasami mnie przerażało i od niego odciągało, ale mimo wszystko w pewien sposób go kochałem, bo w końcu razem się wychowywaliśmy i wyrośliśmy na dorosłych ludzi, wpierając siebie nawzajem.
- Przepraszam J, zamyśliłem się. - odparłem, co było zgodne z prawdą.
- Dobra. Wiem, że nie lubisz, kiedy cały czas mówię o dziewczynach, ale nie umiem się przed tym powstrzymać, rozumiesz? - spytał mnie, patrząc się na mnie z litością.
- Może ktoś powinien pomóc ci rozwiązać ten problem? - zaproponowałem. Wcale nie chciałem go rozzłościć. Nawet moi rodzice widzieli w zachowaniu J'a coś, czego nie chcieli widzieć. Moja mama często zapraszała J'a na kolacje, a on wtedy ani na chwilę nie potrafił zamknąć ust. Przez cały czas musiał opowiadać moim rodzicom o tym, jak na mieście poderwał jakąś dziewczyną, ta dała mu swój numer telefonu, a J i tak nigdy nie oddzwaniał. Nie widziałem go w żadnym stałym związku. To było zwyczajnie niemożliwe. Często sobie zwyczajnie żartowaliśmy z tej obsesji J'a, ale skoro on sam zauważył w tym problem, coś naprawdę musi być nie tak.
- Nie wiem, Jack. Zajmę się tym jak wrócimy, okej? - spytał mnie blondyn. Pokiwałem twierdząco głową. Rozumiałem jego obawy. J nie chciał rozmawiać o niewygodnych sprawach, kiedy mieliśmy spełniać swoje największe marzenia w Paryżu.
***
Po godzinie wyszliśmy na zewnątrz, aby zwiedzać Paryż. Byłem szczęśliwy, ale widziałem, że coś gnębiło mojego przyjaciela. Nie czułem się z tym dobrze. Wiedziałem, że chodziło o jego nałogowy problem dotyczący obsesji na punkcie ładnych dziewczyn, ale w tej chwili nie wiedziałem, jak mam mu pomóc. Chciałem, aby J był szczęśliwy, bo w końcu spełniliśmy swoje wielkie marzenie, przyjeżdżając do Paryża, lecz było mi coraz trudniej z tego wszystkiego się cieszyć.
- Gdzie najpierw idziemy? - spytał mnie J, patrząc się na mnie smutnymi oczami pozbawionymi radości.
- Możemy iść zwiedzić Notre Dame, potem pójdziemy do Sacré-Cœur, a na koniec możemy wjechać na Wieżę Eiffla. - zaproponowałem. Podczas kiedy J zagadywał w samolocie ślicznotkę imieniem Amber, ja ustalałem w głowie plan na kilka najbliższych dni. Chciałem, aby w jak najkrótszym czasie udało nam się zobaczyć jak najwięcej słynnych miejsc. Jutro miałem zamiar pojechać do Disneylandu, a pojutrze chciałem pójść zobaczyć Łuk Triumfalny oraz przejść się Polami Elizejskimi w pobliżu.
- Jasne, możemy iść. - odrzekł bez życia.
Po jakimś czasie, dzięki pomocy mapy, udało nam się dojść do Notre Dame. Zwiedziliśmy katedrę. Niesamowite wrażenie zrobiły na mnie misternie wykonane witraże. Wszystko było tak dopracowane, że aż trudno było mi uwierzyć w to, że dawno temu człowiek potrafił wykonać takie cuda bez użycia jakichkolwiek maszyn do pomocy.
- Podobało ci się tutaj? - spytałem J'a. Chłopak chyba nie był do końca zadowolony z naszego tej punktu wycieczki.
- Dobrze wiesz, że wolałbym iść do klubu, a nie chodzić po starych katedrach. Jestem innym typem człowieka niż ty, Jack. Mnie kręcą inne rzeczy, a ciebie kręcą inne. Obiecałem twojej mamie, że dopilnuje cię w Paryżu, a poza tym w jakiejś części twoi rodzice sfinansowali mi ten wyjazd, więc czuję się wobec ciebie zobowiązany. - wyznał blondyn. Byłem mu wdzięczny, że zawsze mówił prawdę i nigdy nie starał się uważać na moje uczucia. Może i nie było to miłe, ale przynajmniej miałem świadomość, że J jest moim prawdziwym przyjacielem.
- Nie musisz się czuć wobec mnie zobowiązany, Jack. - zauważyłem. - Nie obrażę się, jeśli każdy z nas pójdzie tutaj swoją drogą. Ty możesz iść do klubu, a ja w tym czasie będę zwiedzał i odpoczywał. Nie obrażę się na ciebie. - powiedziałem. Chciałem, aby on też miał coś z tego wyjazdu, a jeśli zwiedzanie nie dawało mu radości, nie mogłem go zmusić do tego, aby chodził za mną.
- Na pewno się nie obrazisz? - spytał mnie z nadzieją w oczach. Chłopak jakby nagle odżył.
- Na pewno. Idź już. Wiem, że tego chcesz. - ponagliłem go.
- Wiesz co? Jesteś najlepszy. Dzięki. - powiedział, przyjacielsko mnie uściskując.
- Przyjdę do hotelu przed dwudziestą pierwszą. Ty wrócisz później, prawda? - spytałem, upewniając się. Tylko ja miałem kartę do pokoju, więc J samodzielnie nie mógł otworzyć drzwi.
- Tak, wrócę po dwudziestej trzeciej, a jeśli impreza będzie naprawdę niezła, to może wrócę nawet koło drugiej nad ranem. - poinformował mnie.
- Okej. To do zobaczenia. - odparłem, po czym odwróciłem się plecami do przyjaciela i poszedłem w swoim kierunku. Było mi trochę przykro, że każdy z nas wolał coś innego, ale nie mogłem za to nikogo winić.
Do wieczora udało mi się zwiedzić bazylikę Sacré-Cœur, a także przeszedłem się po historycznej dzielnicy Paryża znanej najbardziej z malarstwa - wzgórzu Montmartre.
O ósmej wieczorem byłem pod Wieżą Eiffla. Chwilę musiałem czekać, aby kupić na nią bilety, jednak po jakimś czasie mi się to udało. Szczęśliwy wjechałem na sam szczyt wieży i zrobiłem kilka pamiątkowych zdjęć. Widok z góry zapierał dech w piersiach. Wszystko było takie idealne, że aż niewiarygodne.
Po przejściu przez najwyższy poziom wieży, stwierdziłem, że czas już wracać do hotelu. Byłem zmęczony po podróży, a jedyne czego w tej chwili pragnąłem, to odpoczynek.
Udałem się do windy, jednak nagle niespodziewanie kogoś szturchnąłem ramieniem. Kiedy się odwróciłem, osoba, którą potrąciłem, leżała na ziemi. Szybko ukucnąłem przy niej. To była dziewczyna. Na całe szczęście nie była na mnie zła. Kiedy tylko mnie zobaczyła, lekko się uśmiechnęła.
- Przepraszam, mademoiselle. Nie chciałem nic ci zrobić. - powiedziałem, podając jej rękę, aby mogła wstać. Dziewczyna nic nie mówiła. Niepokoiło mnie to. Może było głuchoniema?
Wpatrywała się we mnie przez jakiś czas, ani na chwilę nie puszczając mojej ręki. Poczułem się co najmniej niekomfortowo.
- Jestem Gisele. - powiedziała, nie przestając się do mnie uśmiechać. Mimo faktu, że była francuską, póki co ładnie mówiła po angielsku.
- Jack. - odparłem krótko, patrząc jej się w oczy.
- Masz może ochotę na spotkanie? -spytała. Moje oczy o mało nie wyskoczyły ze swojego miejsca. Czy ta młoda, piękna brunetka chciała się ze mną umówić? Przecież przed chwilą przeze mnie spadła na ziemię. Powinna była na mnie nakrzyczeć, a nie zapraszać mnie na randkę.
- Chodź. Widzę, że tego chcesz... - odrzekła nieco ciszej, nachylając się w moim kierunku.
- Nie. Nigdzie z tobą nie idę. Jeszcze raz przepraszam za upadek. - powiedziałem, po czym szybko wszedłem do windy, a drzwi momentalnie się zamknęły. Jej zachowanie było oburzające. Gdyby jeszcze zachowała się kulturalnie, a tymczasem ona myślała o czymś więcej niż o zwykłym spotkaniu. Nie mogłem do tego dopuścić. Nie byłem typem chłopaka, który wskoczyłby pierwszej lepszej dziewczynie do łóżka.
Odetchnąłem z ulgą, kiedy dotarłem do hotelu. Nareszcie byłem sam. Nie mogłem pozwolić na to, aby jakaś zwykła francuska zepsuła mi wyjazd życia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top