10 - ostatni rozdział
Na lotnisku czekała moja mama. Stała przed nami i rozglądała się nerwowo wokół siebie. Nie miałem pojęcia, co tutaj robi.
- Czy ja mam fatamorganę, czy tam naprawdę stoi twoja mama? - spytał mnie J.
- Nie masz fatamorgany, Jack. Tam stoi moja mama. - odparłem.
Byłem zszokowany. Naprawdę zszokowany.
Po chwili zebrałem się na odwagę i podszedłem do swojej mamy.
- Jack! Jak dobrze, że żyjesz! - krzyknęła, po czym mocno mnie przytuliła. Nie miałem pojęcia, o co jej chodzi. Dlaczego miałbym nie żyć? Nic nie rozumiałem, ale czułem, że zaraz wszystko mi się rozjaśni.
- O co chodzi? - spytałem, osuwając od siebie mamę tak, abym mógł spojrzeć się w jej oczy.
- To ty nic nie wiesz? W nocy był zamach w centrum Paryża, a wiem, że wy mieliście hotel gdzieś w centrum, więc siłą rzeczy sądziłam, że nie żyjecie. To znaczy, miałam nadzieję, że nic wam nie jest, ale wsiadłam w pierwszy samolot do Paryża i tutaj przyleciałam.
- Dlaczego nie przyjechałaś do naszego hotelu? Znałaś przecież adres, prawda? - spytałem. Mama przecież musiała znać nasz adres. Sama płaciła za nasz pobyt w tym hotelu, więc musiała go znać.
- Dopiero przyleciałam. Wiedziałam, że macie wylot za niedługo, więc postanowiłam chwilę poczekać. Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiłam, Jack. - powiedziała mama, jeszcze raz mocno mnie przytulając.
- A o mnie pani też się martwiła? - spytał J, wychylając się zza moich pleców. Myślałem, że dostanę zawału. Dlaczego on zawsze musiał mnie tak straszyć?
- Oczywiście, Jack. - oznajmiła, po czym mnie puściła i przylepiła się do mojego najlepszego przyjaciela.
Muszę przyznać, że zszokowała mnie informacja o zamachu. Dlaczego ktoś miałby robić zamach w tak pięknym mieście? Nie rozumiem polityki ani innych spraw z tym związanych, ale wiem, że na świecie dzieje się coraz gorzej. Ludzie walczą ze sobą o bardzo nieistotne rzeczy, chcąc tylko i wyłącznie udowodnić innym swoją rację. Istnieje wiele konfliktów na tle religijnym. Po co to komu? Naprawdę, po co? Zamiast żyć w spokoju i cieszyć się każdą piękną chwilą, inni wszystko psują. Co, jeśli dojdzie do wojny? Nie chcę tego. Ja naprawdę tego nie chcę.
Wiem, że Europa jest tym bardziej zagrożona niż Ameryka, ale nic na to nie poradzę. Póki co, mogę się cieszyć, że nie jest gorzej.
Dopiero po chwili przypomniałem sobie o Marie. Co, jeśli ona też uczestniczyła w tym zamachu? Co, jeśli zginęła?
Nie wiem. I tak już jej nigdy nie zobaczę. Mam wielką nadzieję, że Marie żyje i ma się dobrze, ale o tym tak naprawdę już nigdy się nie przekonam.
- Tak się o was bałam, chłopcy. Jak dobrze, że nic wam się nie stało i dzisiaj wracacie do domu. - powiedziała. Uśmiechnąłem się do niej. Moja mama przebyła kawał drogi, aby sprawdzić, czy nic nam się nie stało. Takie gesty się docenia.
Wiem, że jestem jej synem i z pewnością każda matka tak by postąpiła, ale moja mama jest jedyna w swoim rodzaju i jestem bardzo wdzięczny za to, że właśnie ta kobieta mnie wychowuje.
- Musimy już iść do odprawy. Do odlotu została godzina. - zauważył J.
Odprawiliśmy się w kilka minut, ponieważ o dziwo nie było kolejki, dzięki czemu wszystko poszło szybko i sprawnie.
Po chwili przeszliśmy drugą odprawę, przy której trochę dłużej postaliśmy. Straż graniczna bardzo dokładnie sprawdzała nasze bagaże podręczne. Wszystko przez zamach z zeszłej nocy.
W dalszym ciągu nie wiedziałem, ile osób zginęło i jak w ogóle doszło do tej tragedii. Byłem pewien, że jeśli przyjadę do Ameryki, wszystkiego się dowiem. Wtedy będę czuł się bezpieczny, bo póki co, tak nie jest. Rozglądam się wokół siebie i szukam potencjalnego mordercy. Przecież tak nazywa się sprawców zamachu, mam rację?
Kiedy wsiadłem na pokład samolotu, odetchnąłem z ulgą. Wiedziałem, że teraz mam już spokój i nic mi nie grozi. Współczułem oczywiście tym, których bliscy zginęli w zamachu, ale nie odwrócę czasu. Tak naprawdę, nigdy nie wiesz, czy na ciebie kiedyś nie trafi takie nieszczęście. Żyjemy w cywilizowanym świecie, ale i tak jest w nim niebezpiecznie. Istnieją organizacje przestępcze. Istnieje ryzyko.
Nie tak sobie wyobrażałem nasze wakacje w Paryżu. Mieliśmy je spędzić spokojnie i przede wszystkim razem. Niestety, ale stało się inaczej. Gdyby nie Marie, jestem pewien, że wszystko byłoby inaczej. Gdybym mógł cofnąć czas, sprawiłbym, abym jej nie poznał. Spędziłbym swoje wakacje wtedy w bardzo miły i dogodny dla mnie sposób.
Wyjazd zakończył się w dość nieoczekiwany sposób. Przeżyłem przygodę, ale gdybym wiedział, jak to będzie wyglądać, nie pojechałbym w tę podróż. Teraz już wiem, jakie czyhają zagrożenia na młodych ludzi i wiem, że prędko nie pojadę z J'em za granicę. Mogę jechać z rodzicami, ale nie sam lub tylko z J'em. To zbyt niebezpieczne.
Po kilkunastu godzinach lotu, który w całości przespałem, dotarliśmy do domu. Byłem szczęśliwy, że wróciłem. Naprawdę, nie spodziewałem się, że wrócę z Paryża szczęśliwy i nie będę za nim tęsknił, ale faktycznie tak było.
J został u mnie na noc. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, wspominaliśmy ciekawe przygody z Paryża i zaczęliśmy planowanie następnej wycieczki.
- Może pojedziemy do Australii? - zaproponował J, który siedział na moim fotelu obrotowym i patrzył się za okno.
- Może na Hawaje? - spytałem, zerkając na niego.
- Może zostaniemy w domu? - spytał blondyn. Oboje zaczęliśmy się śmiać.
- To jest chyba najlepsza opcja. - odparłem, nie przestając się śmiać.
***
Nadszedł koniec "Autumn Fall". Mam nadzieję, że spodobała Wam się moja opowieść. Jesienią tego roku ukaże się druga część "Autumn Fall", w której Jack i J wyruszą w kolejną podróż z przygodami.
Dziękuję wszystkim, którzy przeszli ze mną przez podróż z chłopakami i zapraszam Was do następnej części. Informacja o tym, kiedy dokładnie zacznę pisać i link do drugiej części, zamieszczę w następnym rozdziale, który pojawi się w drugiej połowie tego roku. Przewidywany czas to październik\listopad.
Dzięki jeszcze raz i do zobaczenia w "Autumn Fall 2"!
Martyna
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top