To przynajmniej się uspokój, okej, słońce?
-- Jestem tak wykończony, że masakra -- mruknął Harry rzucając się na wielkie łóżko -- jak ty to robisz -- mruknął go położył głowę na prawym policzku i spojrzał na chłopaka -- że masz siłę aby jeszcze normalnie funkcjonować po tej całej jeździe. Ja jako pasażer mam dosyć a co dopiero ty jako kierowca -- mruknął do niego i obserwował jak Louis wyciąga z torby piżamę.
-- Jestem przyzwyczajony -- wzruszył ramionami -- idę się kąpać -- szepnął i ściągnął swoją koszulkę chowając ją do torby. Podszedł jeszcze do szafki nocnej na której miał telefon.
Harry jęknął gdy Louis poszedł do toalety.
Wstał z łóżka podchodząc do okna znów podziwiając zachód słońca. Usiadł na fotelu, który był w miarę wygodny i zaczął nucić coś pod nosem.
Schował swoją twarz w dłonie rozmyślając co będzie robił gdy wróci do Nowego Jorku. Gdzieś z tyłu w głowie wyobraził sobie siebie, ubranego w garnitur i pracującego u ojca w firmie.
Jak przez mgłę wyobraził sobie siebie i Louisa. Trzymających się za rękę i skradając sobie co jakiś czas kilka pocałunków podczas spaceru w blasku księżyca albo oglądając jakiś film. Uśmiechnął się do siebie i musiał przyznać, że z wielką chęcią na takie coś by się zgodził.
Usłyszał jak Louis wychodzi z łazienki dlatego też się zerwał aby również się wykąpać -- gdzie Ci tak śpieszno, Harry. Hmmm?
-- C-chce się tylko szybko położyć -- szepnął wyciągając z torby ciuchy do spania i ostatni raz uśmiechając się do Louisa wszedł do toalety. Zamknął się od środka i zaczął płakać. Po prostu nad zwyczajniej w świecie płakać jak małe dziecko. Oparł się o drzwi i plecami zjechał na podłogę.
Nogi podkulił pod siebie chowając w nich twarz. Sam dokładnie nie wiedział dlaczego płacze. Dlaczego zachowuje się właśnie tak. Po prostu czuł potrzebę wypłakania się samemu sobie i nic na to nie mógł poradzić.
Jego koszulka była mokra od łez a on starał się nie zapowietrzyć i nie wydobyć z siebie żadnego głosu aby Louis go nie usłyszał.
Po dłuższej chwili wstał z podłogi i podszedł do umywalki chcąc oczyścić swoją twarz.
Ściągnął z siebie wszystkie ciuchy i wszedł pod prysznic i chwycił wcześniej zostawiony dla niego płyn do ciała.
Nalał płyn na dłoń i zaczął rozsmarowywać substancje po całym ciele tworząc tym samym pianę.
Opłukał sobie jeszcze raz, porządnie twarz.
Wyszedł spod prysznica i zaczął wycierać się ręcznikiem.
Skorzystał jeszcze z okazji, że jest w toalecie dlatego załatwił się i ostatni raz umył twarz.
Ubrał się szybko i wyszedł z toalety. Zastał tam Louisa, który już spał więc też nie chciał to budzić. Był cicho jak mysz pod miotłą i podchodząc do łóżka delikatnie położył się na przeciw Louisa. Cały czas był smutny. Smutek nie schodził z jego twarzy.
-- Dlaczego byłeś tak długo w toalecie? Coś się stało? -- usłyszał po chwili zaspany głos szatyna.
-- N-nie -- odparł cicho pod nosem i położył się tyłem do Louisa. Jak najdalej niego.
-- Płakałeś. Słychać po twoim głosie a poza tym słuchać było szloch -- szepnął do niego poważnym głosem.
-- J-ja...
-- Nie musisz mi się tłumaczyć dlaczego, Harry. Po prostu chce wiedzieć czy wszystko już okej i to przypadkiem nie moja wina -- mruknął do niego nadal leżąc.
-- N-Nie, to nie j-jest twoja wi-wina -- po jego policzkach spłynęło kilka łez ale nie wydobył z siebie żadnego głosu. Zacisnął tylko powieki.
-- Na pewno? -- zapytał się ponownie.
-- Tak -- jego odpowiedź była krótka i zdecydowana. To na pewno nie Louis zawinił. To nie przez niego płacze.
Po jego policzkach płynęły łzy a on nie mógł tego zahamować. Poczuł jak Louis obejmuje go w pasie i przytula się do niego.
Poczuł jego ciepło. Poczuł jego zapach, radość i energię. Poczuł jak Louis pocałował jego głowę i szepnął 'śpij dobrze. Jak coś to mnie obudź'. Harry tylko skinął głową.
Jego ciało zaczęło się trząść a on sam się przestraszył -- Louis... -- szepnął i odwrócił się do niego twarzą.
Wybuchnął niekontrolowanym płaczem i zaczął coś majaczyć pod nosem. Jego słowa były niezrozumiałe -- Harry, kochanie. Co się dzieje? -- szepnął do niego odchylając trochę twarz aby spojrzeć w zielone tęczówki.
-- J-ja n-nie wiem, L-Lou-is -- szepnął nadal płacząc. Jego dłonie spoczywały na jego twarzy aby wycierać kolejne krople łez jakie tak się pojawią.
Louis zaczął gładzić jego włosy szepcząc do niego słodkie słówka. Po chwili przytulił bruneta do siebie i pomimo tego on nadal się nie uspokoił -- Harry, usiądź bo się zakrztusisz, proszę Cię -- szepnął i uśmiechnął się w głębi duszy, że zrobił to o co on go kazał -- super -- szepnął i usiadł zaraz koło niego. Harry znów się do niego przytulił i znów moczył jego koszulkę -- chcesz porozmawiać, Hazz?
-- J-jak ja nawet n-nie wiem o-o czym -- mruknął w jego koszulkę.
-- To przynajmniej się uspokój, okej, słońce? -- głaskał jego włosy i co jakiś czas całował głowę. Harry przytaknął głową -- super, to się cieszę -- uśmiechnął się.
Harry nadal płakał.
Nadal nie wiedział co było powodem jego płaczu.
Louis słuchał płaczu chłopaka.
Chciał mu w jakikolwiek sposób pomóc ale dopóki Harry mu nie powie o co chodzi ten nie zrobi nic.
Harry zamknął oczy i zacisnął wargi po chwili mówiąc: -- Boję się tego wszystkiego, Louis. Boję się co przyniesie jutro. Czy znowu kogoś nie zawiodę. Czy spotkam kiedyś jeszcze te osoby, które są dla mnie ważne. Czy wstanę rano i czy będę mógł znów normalnie żyć -- szepnął -- całe życie czekam na księcia z bajki. Całe życie wyobrażałem sobie jak będzie on wyglądał. Mój pierwszy książkę okazał się jebanym dupkiem -- mówił ciągle -- później okazało się, że nie było on moim księciem. On nawet nie miał białego konia -- po jego policzkach znów zaczął lecieć wodospad łez -- czekam nadal na księcia. Księcia, który ma białego konia i będzie mnie kochał. Najszczerszą miłością na tym świecie. Będzie kochał wszystkie moje wady i zalety. Będzie ze mną rano i wieczorem. Chce po prostu miłości. Szczerej, najszczerszej miłości. Czy to jest tak wiele, Louis? -- spojrzał w jego oczy widząc w nich smutek i zmartwienie.
-- Każdy z nas chce białego księcia na białym koniu, Harry. Każdy chce zaznać miłości. Mam dwadzieścia cztery lata i mimo, że chce założyć rodzinę jak najszybciej to mój najdłuższy związek trwał pięć miesięcy. Jeżeli chcesz aby ktoś pokochał Cię szczerze musisz też pokochać kogoś szczerą, prawdziwą miłością. To jest trochę trudne ale z czasem przyjdzie to do Ciebie. Strzała Amora trafi w Ciebie przy osobie po której nawet się nie spodziewałeś. Może być to wróg, przyjaciel, kolega, sąsiad, kolega z pracy albo całkiem obcy człowiek. Nie wiesz kiedy złapie Cię miłość. Nikt nie wie.
💙🚗🌎💚
Dodane: 08.03.2018r.
Wszystkiego najlepszego dla Was dziewczyny😘❤
Miłego dnia❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top