Przykro mi, Hazz. Może następnym razem.
-- Mówiłeś -- zaczął i napił się lemoniady -- że nie będziesz chciał pracować u ojca.
-- Wiesz. To pozwoliło mi zająć czymś czas. Cały czas byłem u Zayna nawet jak był na randce z Liamem albo po prostu nie miał dla mnie czasu. Postanowiłem sobie dorobić i później znaleźć coś co lubię robić -- wzruszył ramionami -- ciągłe przesiadywanie w domu nie jest dla mnie -- wzruszył ramionami i napił się shake truskawkowego. Louis kiwnął głową a między nimi zapanowała cisza.
Harry spojrzał przez okno i zagryzł wargę widząc jaki wiatr zerwał się na dworze a krople zaczęły zlatywać w dół -- jesteś pieszo, prawda? -- usłyszał po chwili i siknął głową nie odrywając wzroku od dworu -- podwiozę Cię -- stwierdził.
-- Nie trzeba, Louis. Przejdę się -- spojrzał w niebieskie tęczówki.
-- Harry, proszę Cię. Do domu masz jakąś godzinę. Urwie Ci głowę jeżeli pójdziesz pieszo. Auto mam niedaleko więc jeżeli będziesz chciał już iść to wystarczy powiedzieć -- szepnął spoglądając w puste zielone oczy.
-- Dziękuje -- uśmiechnął się spuszczając głowę w dół. Zagryzł swoją wargę i po chwili poczuł jak coś przejechało po jego nodze. Spojrzał w górę.
-- Umm.. przepraszam. Nie chciałem... po protu noga mi zdrętwiała i się poprawiałem -- mruknął.
-- Spokojnie -- zaśmiał się. Tym razem to Louis opuścił głowę jednak nie na tyle, że nie było widać jego twarzy. Przyjrzał się zbyt zmęczonej twarzy szatyna. Lekki zarost, który lubił, włosy w idealnym nieładzie a kości policzkowe lekko zapadnięte -- rozmawialiśmy o mnie -- szepnął -- porozmawiajmy o tobie.
-- O mnie? Co chcesz wiedzieć?
-- Ogólnie. Będąc nawet w podróży mało o tobie się dowiedziałem -- wzruszył ramionami.
-- Mało? Myślałem, że wystarczająco o mnie wiesz. Jeżeli chcesz się o coś zapytać to pytaj śmiało. Postaram się odpowiedzieć jak najbardziej z sensem.
-- Okey -- zamyślił się -- opowiedz mi coś o swojej pierwszej miłości -- zachichotał ty zauważył minę szatyna.
-- siedzi przede mną -- szepnął naprawdę cicho.
-- Hmm? Co mówisz? Nie słyszę -- powiedział śmiejąc się.
-- Nigdy nie miałem pierwszej miłości, wcześniej -- podkreślił ostatnie słowo -- Nigdy wcześniej nikogo nie kochałem. Do czasu -- wzruszył ramionami patrząc w zielone tęczówki.
-- Tak?
-- Tak.
-- To w takim razie powiedz coś o swoim pierwszym chłopaku.
- Frode -- szepnął -- pochodził z Norwegii, Oslo -- zaczął -- był przystojny, miał ładne ciało, fakt. Ale za to był głupszy od Niall'a co znaczy, że był na bardzo niskim poziomie.
-- Aż tak?
-- Mhm -- skinął głową -- Nie był jakos wybitnie mądry. Tak jak wspomniałem to nie kochałem go. Po prostu go lubiłem.
-- To po co z nim byłeś?
-- Chciałem go pokochać ale nie byłem w stanie. Dla niego też ciągle liczył się jakiś głupi aktor. A to nie masz ciała jak on, fryzury, ust, oczu, dłoni, nóg, charakteru -- wymieniał -- Nie pamiętam już jak się nazywał ale miałem już dosyć. Jeszcze trochę a zacząłby porównywać nasze kut...
-- Nie musisz kończyć -- przerwał mu -- rozumiem.
-- Okey -- posłał mu mały uśmiech -- więc Frode był naprawdę trochę psycholem. Czasami się spotkamy na mieście to normalnie ze sobą pogadamy. Kilka razy byliśmy na piwie.
-- O, to fajnie -- uśmiechnął się.
-- Taa, ma teraz męża i starają się o adopcje bliźniaków. Frode nigdy nie był w stanie zdecydować się co chce pierwsze.
-- Ja bym chciał córkę -- rozmarzył się -- księżniczkę.
-- Oszalałeś? Pierwszy ma być synek! Uczyć go będę grania w piłkę. Wyrywania dziewczyn, lub chłopców -- podkreślił -- chociaż ostatnio zrozumiałem, że nie jestem w stanie zatrzymać przy sobie nikogo -- mówił patrząc w szmaragdowe tęczówki -- gdyby młodszej coś by się stało on by ją obronił przed złymi chłopcami. Nauczyłbym go jak się bić, jak się kłócić -- zaśmiał się -- i na jednym synu i jednej córce na pewno by nie pozostawił.
-- To dobrze -- uśmiechnął się nieśmiało i znów spojrzał przez okno. Zagryzł wargę -- i gdybyś nie umiał przy sobie nikogo zatrzymać -- spojrzał na niego -- to czy bym tutaj właśnie siedział z Tobą?
Louis oczy zaświeciły a na twarz wkradł się mały uśmiech.
***
-- J-jesteś pewien, że nie chcesz wejść? -- spytał po chwili nadal siedząc w aucie.
-- Przykro mi, Hazz. Może następnym razem.
-- Nie no, rozumiem -- powiedział smutno i chwycił za klamkę -- dziękuję za mile spędzony czas. Naprawdę. Dobrze się bawiłem. A ten shake truskawkowy znakomity -- mówił z uśmiechem.
-- Mówiłem, że będzie Ci smakować.
-- Mam nadzieję, że będziemy tam chodzić częściej -- odpowiedział trochę ciszej.
Louis uśmiechnął się i pokiwał głową -- jeżeli tylko będziesz miał ochotę na shake truskawkowego to tam pójdziemy. Wystarczy jedno słowo, Hazz.
-- Dobranoc, Louis -- zachichotał wychodząc z auta i zamykając je szybko. Wiatr trochę rozwalił jego fryzurę a kurtka pożyczona od Louisa latała na wszystkie strony.
💙🚗🌎💚
dodane: 01.04.2018r.
Wesołych świąt jeszcze raz! 🐤🐣
Miłego dnia, kochani!❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top