Hazz, co się dzieje?

Harry ściągnął jedną rękę z Louisa aby przetrzeć sobie oczy. Czuł, że dzisiaj ma dobry dzień i uśmiechnął się na samą myśl.

Wczorajszy wieczór z Louisem był dla niego wspaniały. Żarty, śmiechy, poważnie tematy. Harry uśmiechnął się również na wspomnienie gdy przypomniał sobie jak Louis się do niego przybliżył i złączył ich dłonie aby obserwować gwiazdy.

Pamiętał też, że gdy zaczęło robić się mu zimno to poszedł szybko do auta po koc dla bruneta a następnie znów wziął jego rękę i zaczął ją całować.

Na całe szczęście Louis jeszcze spał więc Harry swobodnie mógł podnieść głowę do góry i przyjrzeć się jego twarzy. Dotychczas nie miał okazji na takie rzeczy ale teraz uważał to za wspaniały moment na takie coś.

Palcami wędrował po jego klatce piersiowej, która niestety była zakryta koszulką. Rysował różne wzroki uśmiechając się tym samym.

Harry spojrzał na twarz starszego, całkiem obcego mężczyzny. Miał kilkudniowy zarost na twarzy co Harry'emu bardzo się podobało. Jego cienkie usta były idealne do całowania i gdyby znał Louisa trochę dłużej z przyjemnością by to właśnie zrobił.

Pomimo zamkniętych oczu loczek mógł stwierdzić, że są piękne. Są takie jak niebo. Są takie jak ocean. Kochał niebieski kolor i jeszcze trochę a pokocha niebieskie oczy szatyna.

Włosy wydawały się miękkie, przyjemne w dotyku i Harry przeniósł rękę na nie, aby tylko ich delikatnie dotknąć. I faktycznie. Były miękkie i przyjemne. Były w artystycznym nieładzie przez co wyglądał jeszcze piękniej.

Teraz Harry po prostu patrzył na jego twarz. Musiał stwierdzić, że jest przystojny co w sumie jest prawdą. Louis był naprawdę cholernie przystojnym mężczyzną.

Nadal rysując ślaczki na jego klatce piersiowej i co jakiś czas zjeżdżając na brzuch położył się tak jak wcześniej przytulając się do szatyna.

Nieziemsko pachnie - pomyślał i zaśmiał się sam z siebie.

Harry poczuł jak Louis się obraca tak na lewy bok obejmując go. Twarz miał w jego lokach. Harry uśmiechnął się szeroko gdy Louis bardziej go przytulił i przyciągnął go do siebie.

-- Ładnie to się tak przyglądać śpiącemu, hmm? -- zapytał po chwili Louis swoim porannym głosem.

-- J-ja Cię p-prze-praszam -- mruknął do niego na co Louis nadal mając zamknięte oczy ułożył ich w małą i duża łyżeczkę.

-- Nic nie szkodzi, Hazz -- zaśmiał się -- nie przeszkadza mi to.

-- T-to dobrze. C-chyba -- wzruszył ramionami i uśmiechnął się nieśmiało.

Było mu tak głupio. Nie mógł pojąć jak mógł zrobić takie coś nie upewniając się czy Louis śpi czy nie.

Louis wstał do pozycji siedzącej i przetarł swoje oczy dłońmi.

Harry odwrócił swoją głowę w jego stronę aby spojrzeć co robi. Louis spojrzał na młodszego chłopaka i uśmiechnął się do niego -- jest wcześnie. Może wyjedziemy trochę później? -- zapytał spoglądając na telefon.

-- A która godzina?

-- Szósta -- mruknął i wstał po papierosy -- idź jeszcze pospać jak chcesz to wyjedziemy o ósmej albo dziewiątej.

-- Nie, nie chce mi się spać -- usiadł na łóżku i chwycił swój telefon.

-- Okej ale myślę, że o ósmej wyjedziemy. Na dziewiątą pojedziemy na jakieś śniadanie a później wyjedziemy znowu. Co ty na to?

-- Jest okey.

***

Harry odchylił głowę do tyłu łapiąc się za brzuch. Było mu nie dobrze i bolał go brzuch -- wszystko w porządku, Harry?

-- Mhm -- kiwnął głową i wymusił uśmiech w jego stronę. Chciał czy nie chciał ale przerodziło się to w grymas. 

Jechali już dobre trzy godziny a Harry od połowy drogi czuł się źle. Najchętniej położyłby się w łóżku i poszedłby spać. Syknął na ponowne kłucie w brzuchu. 

-- Hazz, co się dzieje? -- Louis po chwili zatrzymał się na poboczu autostrady. Spojrzał na niego odgarniając jego loki z twarzy. 

--Brzuch mnie boli. Nic wielkiego, Lou -- powiedział starając się nie jęknąć z bólu -- możemy jechać. 

-- Nie, Hazz. Coś Cię jeszcze boli oprócz brzucha? -- spytał się go na co ten kiwnął głową.

-- Jest mi nie dobrze. Nie czuje się najlepiej. To pewnie przez te głupie tosty -- przypominając sobie o dzisiejszym śniadaniu miał ochotę po prostu zwymiotować. 

-- Jeżeli tak to pojedziemy do jakiegoś hotelu. Odpuścimy sobie jazdy na dziś. 

-- Nie, Louis nie -- pokręcił głową patrząc na szatyna -- jest naprawdę w porządku -- ostatnie słowo załamało się w jego ustach. 

-- Za jakąś godzinę będziemy w Kansas City -- mruknął spoglądając na telefon i na mapę -- tam pod miastem się zatrzymamy. Wynajmę pokój pójdziesz do niego a ja pojadę po jakieś leki do apteki i coś do picia bo już i tak woda się kończy -- mruknął ruszając autem. 

-- Nie, Louis nie! -- prawie krzyknął -- proszę Cię, nie. I tak jestem dla Ciebie ciężarem. Masz rodzinę, masz firmę. Nie możesz sobie na takie coś pozwolić. 

-- Daj mi spokój z rodziną i firmą. Przeżyją beze mnie. Źle się czujesz. Jesteś w tym momencie ważniejszy, tak? 

-- L-Louis, j-ja... -- spojrzał na niego.

-- Tak, w tym momencie jesteś dla mnie ważniejszy niż to co czeka nie w domu i w pracy. Pojedziemy pod Kansas City i wynajmę pokój. Od razu pojadę po jakieś leki i coś do picia. Jeżeli coś będziesz jeszcze chciał to po prostu mi powiesz. Na wszelki wypadek wymienimy się numerami i napiszesz do mnie jak coś sobie czegoś zażyczysz. Nie przyjmuje żadnych odmów bo i tak zrobimy tak ja będę mówił. Koniec, kropka, Hazz -- powiedział na jednym wdechu i popatrzył na Harry'ego, który był zaskoczony zachowaniem Louisa.

-- D-dziękuje Ci -- tylko zdołał tyle z siebie wydusić.

-- Nie ma za co,  Hazz. Po prostu wiem, że to może być zatrucie a nie raz je miałem i nie  jest ono fajne -- uśmiechnął się do  niego promiennie. 

💙🚗🌎💚

Dodane: 05.03.2018r.

Jeżeli macie jakieś pytania możecie w każdej pisać 😊 odpowiem na wszystko 😉

Miłego wieczoru, kochani!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top