Rozdział 5

  Piątek, ulubiony dzień wszystkich uczniów, w tym też mój. Nareszcie nadejdą dni, w których budzik nie zrywa cię z łóżka o szóstej nad ranem.
Zanim jednak nadejdzie upragniony czas odpoczynku zostało mi jeszcze zjeść drugie śniadanie, pójść na zebranie samorządu i na zajęcia z koła matematycznego.
Akurat kierowałam się na stołówkę, kiedy zobaczyłam Davida jak wchodzi do pokoju, gdzie zazwyczaj odbywają się nasze samorządowskie spotkania. Ten widok bardzo mnie zdziwił, bo przecież zebranie miało odbyć się dopiero po przerwie...

  Zerknęłam do środka, by zobaczyć co się dzieje. Może spotkanie zostało przesunięte, a ja po prostu nie zauważyłam informacji o tym na naszej grupie na messengrze? Szczerze w to wątpiłam, bo zawsze odczytuję wszystkie wiadomości, ale warto to sprawdzić.
  Siedział tam Connor, który założył koszulkę z obrazem ,,Jedzący kartofle", David pewnie obrał sobie za cel zdenerwowanie wszystkich nauczycieli, bo na bluzie namalował sobie czerwoną farbą "jebać system edukacji" i Susan, która nie wyróżniała się niczym szczególnym, poza tym, że dzisiaj na włosach miała różową spinkę.
  Cała trójka miała przy sobie pojemniki z jedzeniem i chyba zabierała się do jedzenia.

-Przełożyliśmy spotkanie? Nie wiem o czymś? - Zapytałam wchodząc.

-Nieeeee, jest po tej przerwie tak jak planowaliśmy. - Powiedział wielbiciel sztuki na ubraniach.

-A więc co tu robicie?

-Właśnie mieliśmy jeść. Na stołówce jest głośno, a na korytarzu nie ma stolików i niewygodnie się je. Dołączysz się? - Zaproponowała sekretarka.

-Nie, dzięki. Widzimy się po przerwie!

  Prawdopodobnie nie był pierwszy raz kiedy tam jedli. Zazwyczaj to z Andreą jadłam lunch, więc nie zwracałam uwagi co robi reszta.
  Wyszłam i udałam się w stronę stołówki. Do pokoju gdzie spotykamy się z samorządem mogą wchodzić tylko jego członkowie, nawet nauczyciele nie mają tam wstępu.
Cóż, jeśli mają ochotę tam jeść, nie będę im zabraniać, nigdzie nie jest napisane, że tak nie wolno. Ja za to lubię atmosferę szkolnej stołówki, często da się tam usłyszeć interesujące plotki. Nie żeby podsłuchiwała... Ale czasem się zdąży mi się coś niechcący uchwycić.

  Stołówka znajdowała się jakieś 2 minuty drogi od pokoju samorządu uczniowskiego, więc szybko się tam znalazłam. W środku znajdowały się niebieskie ściany, stoliki i krzesła, by można było spokojnie (mimo hałasu) zjeść. W tym miejscu nie było nic szczególnego, służyło jedynie po to, by się posilić.
  Rozejrzałam się w poszukiwaniu wolnego miejsca. Zawsze to Indianka znajdowała nam stolik, ale ona dzisiaj pojechała do dentysty, bo poprzedniego dnia wybiła sobie zęba na wrotkach.
Dostrzegłam nieopodal siedzącą Laure wraz z dziewczynami z drużyny koszykarskiej i piłkarskiej. Były naprawdę podekscytowane i bardzo angażowały się w rozmowę, pewnie o jakimś meczu. Nie chciałam im przeszkadzać, więc postanowiłam się nie dołączać. Znajdę inne miejsce...

-Ładna dziewczyno! Zbądziłaś? - Usłyszałam za sobą. Obróciłam się. To była Rachela, ubrana dokładnie w to co w dniu, kiedy ją poznałam, tylko, że tym razem miała kolczyki z żabkami. - A gdzie ta z warkoczami? Ona też się zgubiła?

-Nie, Andrea dzisiaj nie przyszła, a ja szukam miejsca. - Uśmiechnęłam się przyjaźnie.

-Oooochhh, to chodź do nas! Siedzimy pod oknem z Arnoldem i Sashą.

-Jeżeli oni się zgodzą, to nie widzę problemu.

-Nie będą mieć nic przeciwko, jestem pewna. - Oznajmiła zadowolona.

  Ruda zaprowadziła mnie do stolika gdzie siedziała razem ze swoimi przyjaciółmi. Był to stolik najbardziej oddalony od wejścia i innych stołów, więc było tu najciszej. Zaraz obok było okno, z którego jedyne co było widać to pień ogromnego, pewnie starego drzewa. Kiedy podeszłam bliżej, to zauważyłam jak wiewiórka z niego zbiega.

-Hejka, mogę się dosiąć? - Zapytałam.

-Jasne, o ile naprawdę chcesz. Debata, którą prowadzą Ray i Sasha jest obrzydliwa. - Powiedział Arnold, a czarnowłosa spojrzała na niego jakby chciała go zrzucić z krzesła.

  Rachela usiadła naprzeciwko brązowoskórej dziewczyny, a ja tuż koło niej. Wyciągnęłam swoje drugie śniadania, czyli termos z ciepłą, malinową cherbatą, czekoladowy jogurt i bułkę z pomidorem, sałatą, ogórkiem i cebulą. Ruda zaczęła zajadać się kromkom chleba z masłem, Sasha piła żółtego monstera i właśnie zabierała się do jedzenie bułki, najpewniej posmarowaną nutellą, a Arnold delektował się kiślem z bidonu.
Czarnowłosa zatrzymała rękę trzymającą pożywienie w połowie drogi do ust.

-Właśnie, nie skończyłyśmy bardzo ważnej rozmowy! A więc... Ławka może być w głównie, ale gówno nie może być w ławce.

  Zakrztusiłam się gorącym napojem słysząc to. Różowłosy nie kłamał, twierdząc, że temat ich debaty nie jest zbyt przyjemny, zwłaszcza do śniadania. Jednakże wydał mi się dość ciekawy. W końcu jak ktoś mógł w ogóle na to wpaść? Zainteresowałam się dalszym rozwojem sytuacji i postanowiłam się im przysłuchiwać, ale nie analizować, by bez odruchów wymiotnych dokończyć jedzenie.

-A nie mówiłem? - Fan ozdób ze zwierzętami przywrócił oczami.

-Przymknij się Arnold! Nie uczestniczysz w tej rozmowie!

-Ale jeśli jest taka otwierana ławka tak jak w filmach czy bajkach, to gówno może być w ławce! - Nie zgodziła się z kolażanką ruda.

-Mówimy o tych zwykłych ławkach!

-Dyskryminujesz otwierane ławki!

-To nie prawda!

  Dziewczyny niemalże przez całą pół godzinną przerwę kłóciły się o odchody i szkolne stoliki. Ta sytuacja była  komiczna. Śmiałam się niemalże cały czas i czasami wtrącałam pojedyncze słówka typu: ,,dobre"
,,tak", ,,nie", ,,racja", ,,skąd wy w ogóle wzięłyście taki temat".
Jedyny chłopak przy stoliku najwyraźniej nie bawił się tak dobrze jak ja, bo minę miał zniesmaczoną, ale nie przeszkadzało mu to w zajadaniu się kiślem. W końcu  postanowił zakończyć tą absurdalną dyskusję.

-A wiecie kto jest prawdziwym gównem? Pani od fizyki!

-Racja. - Przytaknęła Ray.

-Zgadzam się w stu procentach. - Przytaknęła Sasha.

-Chyba o czymś nie wiem... Dlaczego pani Saddie jest taka zła? - Zapytała.

-Chcesz kolejność alfabetyczną czy chronologiczną? - Zażartowała Rachela.

-Daj spokój. - Przerwała jej brunetka. - Fizyczka chyba co lekcję się na nas wydziera, wyzywa nad od nieuków i idiotów, nie można się spojrzeć nigdzie indziej niż na tablicę, bo od razu ma problem, a jedynki to się u niej sypią garściami. To demon, nie kobieta.

  Czarnowłosa nie wyglądała jakby kłamała, nawet nie miała do tego powodów. Tylko czy nauczycielka była taka okropna tylko dla ich klasy? Nie dostałam więcej skarg... Chociaż gdy koleżanki Laure były u nas w domu mówiły coś o złym zachowaniu fizyczki, ale zawsze traktowałam to jako żart... Rachela, Sasha i Arnold jednak na pewno nie żartowali, miny mieli poważne.
Chciałam zadać im więcej pytań, ale akurat rozbrzmiał dzwonek i wszyscy zaczęli się zbierać do klas, w tym ja. Nie było czasu na mały wywiad. Oni musieli iść na lekcję, a ja na zebranie samorządu.
Razem poszliśmy do wyjścia ze stołówki żagnając się, a potem mieliśmy się rozejść. Już miałam iść do pokoju samorządowskiego, kiedy zatrzymał mnie głos rudej.

-Właśnie, ładna dziewczyno! Dzisiaj nie dam rady przyjść sprzątać z tobą schowka, muszę pobić najgłupszego starszego brata, o imieniu Adler, bo ukradł mi kredki!

-Nie szkodzi, sama dzisiaj też miałam tam nie iść, bo obiecałam Laure, że pójdę z nią na mecz koszykówki. - Zaśmiałam się, chociaż bardzo ucieszyły mnie jej słowa. Nie sądziłam, że dalej będzie chciała mi pomagać. Było mi bardzo miło z tego powodu, w końcu ktoś poparł ten pomysł!

-Chwila moment, Ray, ty chcesz sprzątać? Ty w pokoju masz taki syf, że nawet karaluchy tam nie chcą wchodzić! - Wtrącił różowowłosy.

-Zamknij się! To jest nieład artystyczny!

  Sasha i Ray zaczęły kierować się w kierunku swojej sali, sprzeczając się żartobliwie, a Arnold szedł tuż za nimi, pilnując, jak to sam określił, żeby się nie pozabijały. Ja zaś poszłam na zebranie.

  Moja siostra już tam była, a reszta pewnie przez pół godziny z tamtąd w ogóle nie wychodziła, więc wszyscy, którzy powinni być, byli.

-Okej, wszyscy są! - Powiedziała sekretarka, widząc mnie. - Możemy zaczynać... Jak wiecie, niedługo jest spotkanie z rodzicami, więc musimy przygotować dokumenty...

-Chwila... Zanim zaczniemy, to dostałam pewne skargi na panią Saddie Freund. Podobno nie traktuje dobrze uczniów i myślę, że moglibyśmy zbadać tą sprawę. - Zaczęłam temat. Nawet jeśli była okropna tylko dla jednej klasy, to i tak powinniśmy się temu lepiej przyjrzeć.

-A to przypadkiem nie jest rola dyrektora lub kuratorium? I tak charujemu tu bardziej niż większość nauczycieli. - Zabrała głos Laure.

-No niby tak, ale mamy obowiązki względem uczniów... Powinniśmy przynajmniej zobaczyć czy to prawda.

-To nie jest nasze zadanie, nie mamy obowiązku się przepracowywać! - Laure znowu się ze mną sprzeczała.

-Ale nauczyciele...

-DO PAPIERÓW, BO ZEBRANIE JEST JUŻ ZA PARĘ DNI, A MY JESTEŚMY W CZARNEJ DUPIE! DO ROBOTY, ALE JUUUUŻ! - Wrzasnęła Susan.

  Poganiała nas już od tygodnia, ale jakoś się się za to nie zabraliśmy. Nic dziwnego, że dziewczyna się wkurzyła, mieliśmy naprawdę wielkie opóźnienie...
  Tak się wystraszyliśmy, że od razu zaczęliśmy wypełniał dokumenty, nawet Connor, który unika papierkowej roboty jak ognia. Żadne z nas nie chciało, żeby Susan zaczęła wrzeszczeć. Brzmiała niczym potwór, który pożera niegrzeczne dzieci. I chociaż my byliśmy nawet dobrymi ludźmi oraz jej przyjaciółmi i tak groziło nam pożarcie. 
Temat fizyczki umarł zanim jeszcze się narodził.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top