Rozdział 1

-Moim zdaniem powinniśmy sprzątnąć ten stary schowek. Są tam stare zniszczone meble, którymi łatwo się pokaleczyć, a uczniowie chowają się tam gdy nie nie chcą być na jakiejś lekcji. Nawet nie wiem czy tam jest światło, to jest naprawdę niebezpieczne. Miejscem na starocie jest przecież piwnica! - Zaproponowałam.

  W tym roku zostałam przewodniczącą Liceum ogólnokształcącego imienia Peruna nr. 4 w Valenowie. Samorząd szkolny składał się z przewodniczącego, czyli mnie, wiceprzewodniczącego, Laure Tempête, przy okazji mojej siostry bliźniaczki, skarbnika, Connora Rez, sekretarki Susan Butter i dwóch osób, o rolach nie do końca wiadomo mi jakich, Andrei Black i Davida Tam. Nie byli oni tylko członkami samorządu, ale też moimi bliskimi przyjaciółmi.
Na kandydaturę zdecydowałam się, ze względu na rodziców. Na początku nie do końca miałam na to ochotę, ale ku swojemu zdziwieniu, bardzo zaangażowałam się w życie szkolnej placówki. Naprawdę się staram, by chociaż trochę umilić czas uczniom. Wiem, że większość nie ma ochoty nawet tu przychodzić, ale próbuję nie pogorszyć sprawy. Nie jest to proste, ale zawsze miło jest usłyszeć jak ktoś mówi, że szkoła zmienia się na lepsze, choć trochę. Ta praca naprawdę sprawia mi to radość.

-Aurelie, wydaje mi się, że jest dużo ważniejszych spraw niż stare, zakurzone miejsce. Wystarczy wymienić zamek, zamknąć na klucz i problem zniknie. - Moją propozycję obaliła Laure, poprawiając przy okazji czerwone kokardki, dzięki którym upięła dwa czarne kucyki. Siostra jest mistrzynią krytykowania moich pomysłów.

-Zgadzam się z Laure. Mało kogo obchodzi tamto miejsce, niepotrzebnie się narobimy. - Zabrał głos Connor. Jego błękitne oczy wraz z roztrzepanymi blond włosami stanowiły idealny kontrast z idealną Mona Lisą na jego koszulce. Chłopak ma obsesję na punkcie dzieł sztuki na ubraniach.

-Nie mam czasu na sprzątanie, moim obowiązkiem jest zajmowanie się papierkową robotą. Już i tak jestem zarobiona, wybacz. - Odezwała się Susan. Poprawiła swoje żółte okulary i wróciła do wypełniania dokumentów. Jej brązowa skóra świetnie wyglądała w słonecznym świetle, a jej blond włosy wydawały się wręcz świecić.

-Ja będę pomagać Connor'owi! - Wykrzyknęła Andrea, plecąc warkocza z długich, brązowych włosów. Kiedyś Connor zażartował,
że wygląda jak lepsza wersja Indiany Jonesa, przez co zaczęliśmy ją nazywać Indianką.

-A ja pomogę Susi! - Krzyknął David, który dotąd grał w uno sam ze sobą. Z nas wszystkich to on się najbardziej wyróżniał. Jego prawa połowa włosów była czarna, a lewa zielona. W uszach nosił muchomorkowe kolczyki, na twarzy malował serduszka, a do ubrań zawsze przypinał różnego rodzaju przypinki.

  Laure uśmiechnęła się złośliwie. Jak zwykle dopięła swego. Czasami mam wrażenie, że jej ulubionym zajęciem jest krzyżowanie moich planów. Jednakże ma trochę racji, stary schowek nie nie jest priorytetową sprawą. Nie mam jednak zamiaru odpuścić. Rozwiązałam już problemem z grupką dręczycieli i na prośbę klasy 2b rozmawiałam z panią od matematyki, by przestała robić kartkówki co lekcję. Teraz mogę zrobić coś z wystrojem liceum, ponieważ nie zauważyłam i nikt nie zgłosił mi spraw potrzebnych mojej interwencjii. Z tego błogiego spokoju trzeba korzystać, a uprzątnięcie tego starego pomieszczenia będzie kolejnym krokiem do ulepszenia wizualnego wyglądu szkoły. Przy okazji stwierdziłam, że może to być bardzo relaksujące zajęcie. Muszę to zrobić, póki jeszcze mogę, bo jutro może przyjść do mnie cała masa uczniów z różnymi prośbami. Jeżeli nie skończę dzisiaj, to przynajmniej zacznę.
Poza tym chcę zrobić na złość Laure i pokazać jej, że schowek też jest ważny, chociaż jak wiadomo, wcale nie jest.

-A więc sama to zrobię. Rozumiem, że macie swoje sprawy na głowie. Ja zrobiłam już wszystko co do mnie należało, przynajmniej na ten dzień, więc mam trochę czasu. - Oznajmiłam wstając. Zazsmuciło mnie trochę to, że nikt nie był chętny do pomocy, ale nie dałam po sobie tego poznać.

-Pamiętaj tylko, że za pół godziny masz stać przed szkołą, rodzice nie lubią na nas czekać. - Uprzejmie przypomniała mi siostra, zaczynając odbijać piłkę do nogi, którą zawsze nosiła ze sobą, na głowie.

-Nie martw się, mam przypomnienie w telefonie.

***

  Opanowała mnie ciemność, dosłownie. Jedyne światło pochodziło z bardzo brudnego okna i korytarza, ale by nie przeszkadzać innym uczniom w lekcjach, musiałam zamknąć drzwi. Światło wpadało jedynie przez dziurkę od klucza, bo okno było zbyt brudne, ale to było zdecydowanie za mało. Żeby przypadkiem się nie zabić, musiałam znaleźć magiczny pstryczek. Sprzątanie po ciemku zdecydowanie nie jest bezpieczne, zwłaszcza jeśli było się w danym miejscu tylko kilka razy.
Przesuwałam dłonią po całej powierzchni ściany, ale oprócz kilku dziur i gum do żucia, niczego nie znalazłam.

-No cholera jasna! Gdzie jest ten pstryczek?! - Rzadko używam wulgaryzmów, ale zdenerwowałam się. Miałam bardzo mało czasu, a chciałam chociaż zacząć.

-Jakieś pięć centymetrów na lewo od drzwi, gdzieś na wyskości głowy wysokiej osoby.

  Gdzieś niedaleko mnie odezwał się dziewczęcy głos. Miałam rację, uczniowie się tu chowają. Z tym też trzeba będzie zrobić porządek, ale na początek światło.
(Prawdopodobnie) dziewczyna miała rację, jak mogłam wcześniej nie dotknąć tego włącznika? Szybkim ruchem dłoni włączyłam światło.
Od razu w oczy rzuciła mi się cała masa pajęczyn (szczęśliwie nie zauważyłam żadnego pająka), stare, popsute meble z wystającymi gwoździami, połamane szczotki, kilka popękanych wiader, jakieś słoiki, papierki po słodyczach, stare, potargane firanki i dużo innych niepotrzebnych rzeczy. Jednak nie widziałam dalej osoby, która mi pomogła. Zwariowałam? Nie, to jeszcze nie ten czas. Osoba musiała się schować, a szczerze mówiąc, miała w tym miejscu sporo kryjówek.

-Bardzo ci dziękuję za pomoc, ale proszę byś się pokazał bądź pokazała. To bardzo niekulturalne nie patrzeć na rozmówcę, wolałabym rozmawiać patrząc ci w oczy. - Powiedziałam najgrzeczniej jak potrafiłam.

  Usłyszałam westchnięcie, a potem czerwona zasłona wisząca na starej szafie poruszyła się. Zza niej wyłoniła się dziewczyna o piegowatej cerze, szmaragdowych oczach i długich, kręconych rudych włosach. Na sobie miała za dużą, szarą koszulkę z nadrukiem wielkiego oka, a na nią narzuconą równie dużą, rozpiętą koszulę w zieloną kratę. Pod nimi widniała czarna spódniczka, na nogach miała zdecydowanie znoszone i pomazane czarne trampki, a w uszy wpięła złote kolczyki koła. Nie rozpoznałam jej.
Podeszła do mnie. Z tej odległości mogłam zauważyć, że jest ode mnie około 10 cm niższa. Mimo, że wcale nie musiała, stanęła na palcach.

-Teraz możesz patrzeć mi w oczy, ale ta pozycja nie jest zbyt wygodna. Musisz się niestety zadowolić moim czołem. - Stanęła na całych stopach.

-Czemu nie jesteś na lekcji? Nie wiesz, że wagarowanie jest złe i w naszym liceum karalne? Zanim wyślę cię do dyrektorki, może mi podasz jakieś wytłumaczenie? - Jako przewodnicząca nie mogę tolerować takich występków jak wagary. Czasami chciałabym zmrużyć na to oko, ale straciłabym cały autorytet. Na to nie mogłam pozwolić.

-A ty czemu nie jesteś na lekcji? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie, co trochę mnie zirytowało. Powinna mnie trochę bardziej szanować, bynajmniej ze względu na to, że wpadła w kłopoty i aktualnie tylko ja mogłam ją z nich wyciągnąć.
Ale też trafiła w punkt.

-Cóż, ja lekcje skończyłam dwie godziny temu. Teraz proszę mi wytłumacz dlaczego nie jesteś w klasie.

-Rachela Maar, klasa 1b, lekcje skończyłam dokładnie godzinę temu.

Z moich ust wydobyło się krótkie "ach", a zaraz potem przybiłam piątkę z czołem. Jak mogłam nie pomyśleć, że już skończyła lekcje? Nie powinnam osądzać jej, że uciekła z lekcji. Normalnie nie reaguję tak pochopnie. Może fakt, że żadne z moich przyjaciół nie chciał mi pomóc zdenerwował mnie bardziej niż myślałam?
Powinnam ją przeprosić.
Zanim się jednak odezwałam, uświadomiłam sobie jeszcze jeden fakt. Rachela Maar! Przecież ja ją znałam. Może nie osobiście, ale wygrała kiedyś w konkursie artystycznym. Jej przepiękny rysunek drzewa z siedzącymi na jednej z gałęzi sowami jest przypięty wraz z jej zdjęciem na jednej z tablic korkowych obok sali biologicznej. Szczerze, uwielbiam się w niego wpatrywać. Jak mogłam jej nie poznać?

-Przepraszam, nie pomyślałam, że możesz już być po lekcjach. - W końcu się odezwałam, chociaż w głowie dalej miałam obraz tego rysunku. - Jestem...

-Jesteś Aurelie Tempête. - Przerwała mi rudowłosa. - Białowłosa piękność, z czarodziejskimi czarnymi oczami i z wielkimi piersiami. Ucieleśnienie grzeczności, które roztacza wokół siebie aurę szczęścia i miłości. W dodatku ideał w każdym calu.

  Słysząc jej wypowiedź poczułam jak ogromne ciepło ogarnia moje policzki. Zapewne były całe czerwone. To był komplement czy raczej żart? Nie do końca zrozumiałam przesłanie jej wypowiedzi. W sumie brzmiało to jakby się ze mnie nabijała...

-Chciałam powiedzieć, że jestem rozkojażona... Zresztą nie ważne. - Westchnęłam. -Czy tak postrzega mnie twoja klasa?

   Jeżeli żartowali ze mnie w taki sposób, będę musiała się trochę bardziej postarać. Chcę mieć dobre relacje ze wszystkimi uczniami (z małymi wyjątkami), w końcu jako przewodnicząca mam obowiązek im pomagać. Kto chciałby pomocy od dziewczyny, z której nikt nie lubi lub z której się wszyscy śmieją?

-Nie, tak postrzegam cię ja. - Uśmiechnęła się szczerze, a ja odniosłam wrażenie, że wcześniej jednak mnie skomplementowała. Siła uśmiechu jest jednak potężna. - Och, muszę lecieć! Kot się wkurzy, jeśli go nie nakarmię, narka!

  Niemalże wyskoczyła z pomieszczenia, zostawiając mnie samą. Powinnam sprzątać, ale stałam w miejscu. "Piękność...", "ideał w każdym calu...". Te słowa wirowały w mojej głowie niczym ubrania w pralce. Po jej odejściu potężna moc uśmiechu zaczęła słabnąć i przestałam mieć pewność co do pozytywnego wybrzmienia jej słów.
Od dawna miałam problem z opinią innych ludzi i zawsze się nią martwiłam. Stałam i przetwarzałam jej słowa, aż z transu wyrwała mnie mnie piosenka "Blue" z musicalu "Heathers". Przypomnienie. Rodzice czekają i jeżeli się spóźnię, odjadą beze mnie i będę musiała wracać pieszo, do tego będą strasznie wkurzeni. Momentalnie zapomniałam o problemie i pobiegłam, by skorzystać z darmowej podwózki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top