ROZDZIAŁ 5

  Max wiedział, że niestety, ale jest źle i nie ma szans na to, aby było jakkolwiek lepiej – takie rzeczy tylko w bajkach, które jako tako kojarzył z dzieciństwa.
  Nadszedł ten dzień. Dzień nieunikniony. Dzień prawdy. Dzień, który prędzej czy później, by nadszedł.
  Tylko że dla niego nadszedł prędzej... zbyt prędko, mimo iż szybkość była dla niego chlebem powszednim.
  Verstappenowie w trójkę przyjechali do Schumacherów, aby młody Holender w pełni zmierzył się z odkrytą przed nim tajemnicą, szokującą i nieco go wyniszczającą prawdą skrzętnie chronioną przez lata.
  Gdy stali już na werandzie domu, Jos i Sophie ustawili się przed drzwiami wdając się w rozmowę między sobą, dlatego Max odwrócił się do nich tyłem i oparł dłonie o drewnianą barierkę – nie miał ochoty ani dołączyć do rozmowy, ani się jej przysłuchiwać. Potrzebował się wyłączyć i chociaż minimalnie uspokoić kotłujące się w nim nerwy.
  Westchnął, po czym powoli wciągnął chłodne powietrze przytrzymując je w sobie przez dłuższą chwilę, by następnie powoli je wypuścić i skupić się na pięknym Szwajcarskim otoczeniu.
  Zaczynał rozumieć, dlaczego Schumacherowie tu mieszkają, dlaczego uciekli z dala od innych – było tu sielsko, pięknie, bezpiecznie, a czas spowalniał tu w magiczny i odprężający sposób.
  Jak tylko nastolatek zaczynał powoli wygrywać ze stresem wtedy Johannes właśnie zapukał, a po dłuższym momencie drzwi otworzyła im Corinna, przywitała się serdecznie z Belgijką, a potem ze starszym Holendrem.
  Mężczyzna zorientował się dopiero w chwili gdy Niemka zawiesiła wzrok za ich dwójką, że syn jego żony oddalił się od nich.
  - Max! - krzyknął zdenerwowany jego postawą.
  Chłopak poczuł się jakby ktoś gwałtownie i bez krztyny delikatności wybudził go ze snu, ale w sumie co się dziwić, taki był jego ojczym.
  Odwrócił się w ich stronę.
  - A tak...Dzień dobry. - uśmiechnął się smutno i zarazem sztucznie kiwając przy tym nieznacznie głową w stronę żony 7-krotnego Mistrza Świata.
  Gdy weszli do środka i zdejmowali odzież wierzchnią, okazało się, że Giny-Marii oraz Micka nie ma, jest jedynie Corinna no i oczywiście Michael. Zdaniem blondynki miało to zbudować bardziej komfortową atmosferę dla młodego kierowcy Formuły 1.
  On jednak nie był pewny czy rzeczywiście mu to jakoś pomagało w tym wszystkim, skoro i tak w najmniejszym stopniu nie czuł się gotowy na to spotkanie, na poznanie się z nim. Z ojcem.
  Kiedy Emilian zdjął już wszystko, co miał zdjąć został poproszony przez panią domu o to by poszedł do salonu, jako że starał się funkcjonować zero-jedynkowo wykonał prośbę zostawiając trójkę dorosłych w przedpokoju i pospiesznie udał się w wyznaczone miejsce.
  Nie zagrzał długo miejsca na kanapie, bo zaledwie po paru minutach cała trójka pojawiła się tam, gdzie on, a żona Schumachera oraz jego matka zabrały go na górę.
  Nie miał pojęcia czy to rzeczywiście dzieje się w tak zadziwiająco szybkim tempie, czy może jednak jego mózg stwarzał taką iluzję przez stres.
  Ale tak. Czuł się jakby to wszystko działo się z taką prędkością z jaką prowadzi się bolid podczas sesji kwalifikacyjnej.
  Zresztą cały ten tydzień można było porównać do pioruna pędzącego w stronę ziemi – nigdy by nie pomyślał, że jedna rozmowa tak bardzo zaburzy jego życie, jego spokój. Tak samo nigdy by nie pomyślał, że jeden malusieńki tydzień w skali całego roku, może zmienić życie człowieka o 180 stopni.
  Obawiał się, co zobaczy, albo raczej kogo mając w głowie wypadek Schumachera, jak i swoje koszmary z tamtego okresu powiązane z właśnie tym nieprzyjemnym incydentem. Czuł, że przez te sny zaledwie krok wtedy dzielił go od wariatkowa.
  Jednak jeżeli chodzi o stan Michaela – był dobry – tak raczej można go było określić, ponieważ mężczyzna nie chodził wiele, raczej coś około 5 minut dziennie wraz z Corinną po pokoju, jeżeli chciał pozostać jeszcze w ruchu, w grę wchodził jedynie wózek, a tak naprawdę większość czasu spędzał w łóżku medycznym.
  Męczył się szybko – nawet mówienie potrafiło go wyczerpać, dlatego czasami się wyłączał i po prostu kiwał głową twierdząco lub przecząco.
  Corinna szła na przedzie, za nią Max, a po jego lewej Sophie, która w pewnym momencie szepnęła do syna:
  - Ty też jesteś Mini-Schumim - złapała go delikatnie za ramię. - Pamiętaj o tym. - dodała z naciskiem.
  Verstappen Junior miał świadomość, że już gdzieś słyszał to przezwisko, jednak zajęło mu dłuższą chwilę, by połączyć kropki i uświadomić sobie, iż niemieckie tabloidy nazywały tak Micka, później i media z innych krajów przejęły ten pseudonim.
  A od tej chwili i on został ochrzczony tym otóż mianem.
  Brunetka stanęła za nim, zaś blondynka otworzyła przed nim drzwi do czekającej na niego długo skrywanej prawdy jak i przyszłości, do osoby którą zna, ale tak naprawdę nie, do nowego rozdziału w jego młodym życiu.
  Niemiec akurat czytał, kiedy Holender wszedł, a raczej został wepchnięty przez Niemkę.
Chłopak spojrzał przez ramię na matkę, szukając ratunku, lecz ona tylko zachęcająco machnęła parokrotnie ręką, by wszedł dalej.
  Gdy rzeczywiście odwrócił głowę i zrobił krok podłoga zaskrzypiała, a Schumi jak na zawołanie odłożył z prawej strony książkę leżąc nadal w łóżku.
  Drzwi dźwięcznie zostały zamknięte, a ich spojrzenia się spotkały tworząc tym samym paraliżującą ciszę.
  Schumacher nie mógł uwierzyć, że stoi przed nim osiemnastoletni chłopak, mając nadal w głowie wspomnienie sześciolatka, którego kiedyś przytulał, tymczasem stał przed nim młody oszołomiony tym wszystkim mężczyzna.
  - Witaj tato...-powiedział cicho i piskliwie zupełnie, jak w dniu kiedy przytulił się do Schumachera nie mając jeszcze żadnej świadomości, że to jego prawdziwy ojciec.
  Po wypowiedzeniu tych słów po polikach spłynęły mu łzy.
  On niby dorosły mężczyzna?
  Nie.
  Wciąż czuł się jak dzieciak.
  Gotowy na to wszystko?
  Nie.
  Na nic z tego co wydarzyło się w ciągu tego tygodnia nie był ani trochę gotowy.
  A teraz nie potrafił nawet podejść bliżej, by usiąść w fotelu przy łóżku... ojca...
  Jedyne co przychodziło mu w tej chwili z nie chętną łatwością to oddawanie się w ramiona płaczu. Pierwszy raz odkąd sięgała jego pamięć nie umiał nad tym zapanować.
  A w pokoju po prostu było słychać płacz dziecka, mimo iż płakał 18-letni Max Verstappen...
  Ale dla Michaela nadal był dzieckiem.
  Jego dzieckiem.
  Tym samym malcem z fotografii w jego portfelu.
  Jego synem.
  Tym samym, którego widywał tak rzadko.
  Jego skarbem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top