ROZDZIAŁ 3

  Przez cały ten stres jaki go trzymał po poznaniu prawdy, powrócił jego trądzik i musiał wrócić do smarowania twarzy jakimś mazidłem na noc, które pachniało (a raczej dla Maxa śmierdziało) jak świeżo wylany asfalt; czyli zapach bez zmian zupełnie jak jakiś czas temu, kiedy musiał nakładać to systematycznie. Tak samo jak wtedy i teraz – nienawidził tego. Śmierdziało i było tłuste jak jakiś smalec.
  Dopóki Max miał zajęcie lub był wśród ludzi wszystko było okej, ale gdy już zostawał sam jego myśli stawały się jednym wielkim chaosem oscylującym wokół prawdy jaką przed nim odkryto:
  Czemu jestem podobny do Josa skoro Michael to mój ojciec? Czy gdyby Jos po tym wszystkim rozstał się z moją matką to, czy miałbym na nazwisko Schumacher? Czy Michael byłby zdolny zostawić Corinnę dla mojej mamy i dla mnie? Czemu to przede mną ukrywali?! Czy Jos i mama byliby zdolni mnie porzucić... i oddać na przykład Schumacherom?
  Życie prywatne życiem prywatnym, ale Max pracował jako pełnoetatowy kierowca jednocześnie robiąc karierę w tej oto królowej motosportów i mimo iż było to trudne to musiał swe osobiste sprawy rozdzielać od tego czym się zajmuje, aby nie zmarnować, tego co ma, tego, na co zapracował. A chcąc nie chcąc cieszył się, iż ma swoje pieniądze, bo to między innymi, kiedy dostał się do F1 Jos złagodniał i zaczął go wspierać, a nawet został jego menadżerem; ale teraz po tym wszystkim Max miał nieodparte uczucie, iż to właśnie wtedy w oczach Holendra przestał być nieletnim oraz niechcianym darmozjadem i zaczął wzbudzać w nim coś na kształt podziwu, ponieważ udało mu się i to tak w młodym wieku wejść do stawki.
  I tak jak zwykle od kiedy zburzono jego mury normalności wychodził ostatni, bo te jak i podobne myśli zawsze kotłowały się w jego głowie i niemiłosiernie trzymały go przez dłuższy czas.
  Jednak pewnego dnia ktoś na niego czekał.
  Mick.
  Sam jutro miał mieć tu wyścig w niższej Formule, ale to nie tłumaczyło jego obecności na torze akurat teraz.
   - Czego chcesz? - warknął nie do końca wierząc swoim oczom.

  - Porozmawiać - powiedział beztrosko młody Niemiec.

  Max, słysząc natychmiastową odpowiedź prychnął.

  - Nie mamy o czym.

  - Jak nie? Jesteśmy braćmi więc wydaje mi się, że jest sporo tematów o których moglibyśmy porozmawiać.

  Spokojny ton Micka jak i jego słowa podziałały na Maxa jak płachta na byka. Nie mógł zrozumieć jak Niemcowi to wszystko nie wadzi, jak podchodzi do tego z zimną krwią i traktuje jak coś najnormalniejszego w świecie.

  W mig doskoczył do młodszego chłopaka łapiąc go agresywnie za bluzę i łypiąc przy tym groźnie prosto w jego oczy.

  - Spierdalaj! - szepnął gniewnie zupełnie jakby chciał splunąć mu jadem prosto w twarz. - I pamiętaj! Nigdy nie byłeś i nigdy nie będziesz moim bratem! Jestem Verstappen, a nie Schumacher!

  Po wypowiedzeniu, a wręcz wykrzyczeniu wściekle tych słów szarpnął nim w swą stronę, a potem szybkim ruchem pokierował jego ciało w lewą, a nastolatek poleciał za jego plecy.

  Holender ruszył przed siebie.

  Nie obejrzał się ani na milimetr, dopóki nie opuścił toru.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top