Rozdział 8
Wstałam zaspana, nie mając chęci do życia. Każdy zna gorzką prawdę o mnie, więc ich zaufanie zniknie. Może wtrącą mnie do więzienia? Usłyszałam cichy stukot do moich drzwi.
- Proszę. - odpowiedziałam, ziewając. Do środka wszedł czarnowłosy, usiadł na krawędzi łózka, obok mnie. Dopiero będąc blisko zauważyłam, że na prawym ramieniu ma znak Konohy, starannie wytatuowany. - Co jest, Sai?
- Długo rozmawialiśmy o tobie. - zaczął, lekko przytulając się. Mam czekać na najgorsze?- Musisz zdobyć jak najwięcej umiejętności, skarbie.- oddalił się i przeczesał moje włosy dłonią.
- Nie wyrzucicie mnie?- delikatnie otworzyłam usta, a on położył na nich dłoń. Przez uchylone okno wpadło trochę grudniowego powietrza, złapałam się za zmarznięte ramiona.
- Nie. Pod warunkiem, że od dziś będziesz z nami rozmawiać, gdy tylko Sasori powie coś nie tak. Jasne? - uśmiechnęłam się delikatnie. Pierwszy raz ktoś mi wybaczył, to miłe. Nie mogę ich zawieźć, nie będę stać zawsze w tyle, broniona.- Pojutrze idziemy do tatuażysty. - wskazał na zawiły znak. Kiwnęłam głową, a on wstał i wyszedł. Spojrzałam na zegar naścienny, szósta pięćdziesiąt trzy. Pora się zebrać.
*
Wyszłam ubrana w mundurek, a różowe włosy związałam w kok na czubku głowy. Nawet ciepła, puchowa kurtka i kozaki nie ogrzewały mnie jak należy. Dziś z pewnością jest jeden z zimniejszych dni w wiosce. Ustałam przed wejściem, czekając na innych z torbą. Pierwszy wyszedł Itachi, który wsiadł na miejsce pasażera w samochodzie Uchiha. Drugi wyszedł Naruto, a potem Sasuke.
- Haruno, jedziesz z nami. - krótko stwierdził, więc nie sprzeciwiłam się. Dziś mam zajęcia z Orochimaru, a jutro z Kakashi'm. Cholernie bałam się gada. Jak młodszy z rodzeństwa nawet nie szanuje go! Wsiadłam na przednie miejsce i wtuliłam się w fotel. Wjechaliśmy na główną drogę.
- Ale jest zimno. - energicznie pocierałam ramiona, a klimatyzacja nadal nie grzała.
- Chodź Sakurcia, to cię ogrzeje. - odpowiedział Itachi, a ja cicho zaśmiałam się. Nagle Sasuke zahamował, a jego brat uderzył czołem o zagłówek. Wyglądało to komicznie, ale starałam się nie wybuchnąć śmiechem. - Co ci jest, Sas?
- Nic. - burknął i wyszedł z samochodu. Dopiero teraz zauważyłam, że jesteśmy na miejscu. Wysiadłam druga i pognałam do szkoły. Szybko ogarnęłam się, a gotowa pobiegłam do klasy.
- Hi-na-ta! - rzuciłam się na nią, mocno przytulając. Pierwszy wf, jejku. Wykończą mnie. Weszłyśmy do szatni. Granatowo-włosa była dziś jakaś szczęśliwa. Promieniała z kilometra. Zagadkowo patrzyłam na nią, zdjęła górę mundurka. Czekaj...Ona też ma ten znak co Sai i reszta Team 7? Muszę porozmawiać z nią w sobotę, coraz bardziej ją lubię. Przebrałyśmy się i wyszłyśmy na salę. Chłopacy z klasy Naruto ustawiali się do gry w koszykówkę. Dziś była siatkówka, dobrze, że umiem skakać wysoko i dobrze ścinać. Może zapiszę się do klubu? Co prawda będę wracać około osiemnastej...Gwizdek trenera rozległ się po sali, brutalnie wyrywając mnie z przemyśleń. Tak, brutalnie, bo Gai-sensei ustał obok i użył gwizdka koło mojego ucha. Odwróciłam się z chęcią mordu, ale uśmiechnął się szeroko i zaśmiał.- Dziewczyny, żwawiej! Bo wasza wiosna młodości przeminie! - krzyknął, gestykulując.
- Wiesz o co mu chodzi?- szepnęłam do Tenten, która poruszyła ramiona w geście niewiedzy.
- Dziś zmierzycie się z dziewczynami drugiej klasy! Uwaga! Większość z nich jest w klubie! Celujcie wysoko! - albo mam zwidy albo przez chwilę widziałam ogień w jego oczach. Haruno, ogarnij się. Dużo wyższe starszaki uśmiechnęły się mrocznie, jakby nie zamierzały być miłe. Najgorzej, że nie lubiły Hinaty, bo Naruto szaleje na jej punkcie. Ja im dam popalić! Ustałyśmy na swoich miejscach, zaczynałam serwem. Ruszyłam do biegu i wycelowałam w Ino. Przechwalała się jaka jest dobra, więc odbije to bez problemu, nie jestem mistrzem w każdej dziedzinie. Wyskoczyłam i zagrałam. Kula odbiła się z hukiem. Nie przyjęła jej, a gra toczyła się dalej...
Niedługo miał być dzwonek, a każda ze stron nie odpuszczała. Wygrywałyśmy jednym punktem na przewagi. Jeśli nie zdobędziemy tej piłki, to nie wygramy. Są na skraju wyczerpania. Chłopacy skończyli dawno grę, bo Kakashi-sensei nawet nie zauważył, czytając książkę, że przestali cokolwiek robić.
- Nie uda ci się, Haruno. Jesteś bardzo irytująca. - fuknęła Yamanaka, kiedy była po drugiej stronie siatki. Zrobiło mi się smutno, nie lubię tego określenia. Przygryzłam wargę, aby nie zrobić czegoś głupiego.- Nie odszczekasz się, brzydulo? Potwierdzasz fakty?- Jeszcze jedno słowo, a wybuchnęłabym. Rudowłosa rozgrywająca podała mi nad siatkę bardzo szybko, a ja odruchowo wzbiłam się w powietrze. Blond włosa zdzira nie zajarzyła, a ja wiedziałam co robić. Z całej siły wycelowałam w jej twarz, a piłka odbiła się z hukiem od jej głowy i uderzyła w siatkę. Wygrałyśmy. Zaśmiałam się i szeroko uśmiechnęłam. Granatowowłosa przytuliła mnie, a Gai-sensei zakończył mecz gwizdkiem. Nagle Ino przeszła z zakrwawionym nosem, nawet nie próbując zatokować ciecz. Złapała Hinatę za włosy i pociągnęła do góry.- Zrobiłaś to specjalnie!
- Nawet jeśli to co? Zostaw ją! - warknęłam zła. Zaraz jej przywalę drugi raz, boże trzymaj mnie, bo nie ręczę za siebie!
- To chodź po tą dupodajkę!
- Nie mów tak do niej! Sama jesteś taka i dobrze o tym wiesz! - Sasuke i Naruto chcieli zainterweniować razem z trenerami. Może mówić o mnie co chce, ale nie daruje jej tego, że obraziła taką spokojną dziewczynę jak Hyuuga. Kiedy zbliżyłam się, puściła ją i wycelowała zaciśniętą pięść w moją stronę. Instynktownie ominęłam dłoń i skontrowałam ją. Upadła na ziemię, brudząc ją nadal rozwalonym nosem. Nastała głucha cisza. Blondynka wiła się na podłodze, skiełcząc o pomoc. Postawiłam na nogi Hinatę, a ta lekko zapłakana, wtuliła się we mnie. - Nie bój się. - krążyłam dłonią po jej plecach, uspokajając ją. Trochę to dziwne, że należy do oddziału ninja, skoro dała się tak złapać łatwo. Może jest medykiem? Kakashi pomógł zaprowadzić Ino do pielęgniarki, a Gai puścił nas wcześniej do szatni. Nie obyło się bez pogadanki. Brawo ja, teraz pomyślą, że jestem chuliganem, jeszcze trochę, a stwierdzą, że ludzie z Suna-gakure są jakimiś popaprańcami. Przebrana ruszyłam na matematykę z Orochimaru.
*
- Hu, hu, hu, ale pobiłaś tą dziewczynkę.-Dyrektor zaśmiał się, kiedy tylko weszliśmy na pole treningowe.
- Dobrze wiesz, że to ona zaczęła. - Nie patyczkowałam się z mówieniem "per pan" do niego. Słyszałam wiele plotek, które potwierdziły się, że to gnida. Ale dobrze uczy.
- Już nie denerwuj się, Sakurcia. - syknął niczym wąż.- Jeszcze nie potrafisz wszystkich podstaw, ale zadziwiająco szybko się uczysz samoobrony. Cóż, twoja rodzina zawsze specjalizowała się w brudnej robocie.- podał mi wszystkie bronie i specjalny strój. Prawie jak tych z CIA albo oddział antyterrorystyczny. W między czasie ubierałam się i zapytałam:
- Co masz na myśli?
- To ty nie wiesz, hu, hu, hu. - ponownie zaśmiał się charakterystycznie.- Jeszcze do niedawna byli płatnymi zabójcami, niczym Akatsuki. Sai musiał pracować dla Danzo, aby spłacić dług wdzięczności. Za czasów, kiedy był przez dwa tygodnie Hokage, uniewinnił twój ród od zarzutów. Ale Haruno dużo zapłacił za to. Prawie życiem. Jednak potem Sasuke zabił go. - stałam wryta. Znowu tajemnice, czym głębiej w nie wchodzę, tym gorszej prawdy dowiaduję się. Wiedziałam tylko to, że mieliśmy dług do spłacenia u niego. Sądziłam, że raczej pieniężny... - Nie jestem miły jak reszta. W każdej chwili mogę przywrócić oskarżenia. Ale mam dla ciebie propozycję.
- Myślisz, że się zgodzę? Najwyżej wyjadę z Konohy.
- Ale raczej nie chcesz, aby starania twojego braciszka poszły na marne? Te przestępstwa były na skalę światową, Sakurcia.- Wycelowałam pistolet w jego stronę. Był bardzo poręczny, jak te bronie z napisem "kunai". Sztylety o dziwnym, nietypowym kształcie. Przesunęłam lufę w bok i strzeliłam w tarczę za nim. Nie trafiłam, ale chociaż wiem, że są prawdziwe. Wiedział gdzie trafić, by zabolało.
- Gadaj, gadzino. - warknęłam, zabezpieczając broń i chowając do kieszeni.
- Pomogę ci w treningu. Dołączysz do specjalnej jednostki ANBU, która wyeliminuje ich.
- Może jeszcze gwiazdkę chcesz z nieba? Powaliło cię? - w ułamku sekundy pojawił się przede mną i złapał za brodę, boleśnie ją ściskając. Zostaną ślady, fioletowe siniaki. Cholerny zwyrol.
- To mała cena, za setki, ba! Tysiące dzieci szlachty, które ubijaliście dla pieniędzy. Bycie zabójcą, ale na usługi szczytnego celu to co innego. Za to się honoruje. Wyszkolę cię. Poczujesz ból prawdziwej walki, przygotuj się na siniaki i dużo szwów. Możesz strzelać do mnie, wbijać kunaie w serce. O ile dasz radę. - odsunął się i ustał luźno. Nie chcę być w żaden sposób połączona z rodzicami czy bocznym pokoleniem, ale nie mogę od tak zostawić ich grzechy. Szczerze to mam ich w dupie, zniszczyli mi przez to życie.- Ta wiadomość zostanie przekazana akademikowi wraz z tobą i posłańcem, mną. Zaczynaj.- wzdychnęłam głęboko i jak najszybciej wyjęłam pistolet. Nie mam cela, ale wolę sprawdzić jakie ma ruchy w bezpiecznej odległości. Ominął każdą kulę, która, o dziwo, mogła go drasnąć. Wyjął swoją broń, kto wie skąd, i trafił mnie w ramię, lekko, ale boleśnie. Pistolet spadł na ziemię, a rana lekko krwawiła, wyjęłam ten sztylecik. Nie dam się zabić psychopacie, oj nie. Podbiegłam do niego z zamiarem przecięcia tętnicy...
*
Skończyło się na kilku zadrapaniach i ranach ciętych. Nawet na policzku miałam jedno. Jak na dyrektora przystało, opatrzył mnie dobrze, smarując dziwną maź, która od razu, bagatelizowała ból towarzyszący ranom. Nie byłam w stanie, ani razu go drasnąć, czy uderzyć. Kakashi chociaż dawał się raz trafić. Oparłam się o półkę, przebiorę się w domu. Sannin(dowiedziałam się, że jest wysoko rangą), zabierał ostatnie rzeczy i poprowadził mnie do samochodu. Wyjechaliśmy z podwórza szkoły.
- Zbyt długo wpatrujesz się w miejsce, gdzie chcesz zaatakować i robisz to w zbyt prosty sposób. Ale masz siłę. - zagaił rozmowę.- Popracujemy nad tym. W poniedziałki zamiast z Kakashi'm, będziesz miała zajęcia ze mną. Zaczniemy od podstaw.- Kiedy tak mówił normalnie, a nie tym swoim wrednym, ironicznym tonem, był całkiem spoko. Ale może tylko mam zwidy? Dojechaliśmy pod dom w kolorze kawy z mlekiem. Weszłam nie pukając, a on za nim. W salonie, jak zawsze, gwarno. Wreszcie nie ta tępa i głucha cisza. Każdy zdziwiony moim widokiem popatrzył na mnie i towarzysza obok.
- Co tu robisz i z nią?! - krzyknął Sasuke i podszedł do Orochimaru, chcąc go walnąć.- I dlaczego Sakura ma tyle ran!?- zatrzymałam jego pięść, na co dyrektor uśmiechnął się złowieszczo. Cofam słowa, jest przerażający, nie spoko.- Hę? Co robisz?
- Siadaj i wysłuchaj go. - głęboko oddychałam. Jest tak gorąco w tym stroju.
- Od dziś wcielam Sakurę do ANBU. Będzie pod moim przewodnictwem. To tyle, resztę dowiecie się wkrótce bądź zaraz od kunoichi. - odpowiedział szybko i wyszedł, nawet ja byłam zdezorientowana. Zdjęłam górną warstwę stroju, odsłaniając białą podkoszulkę. Już dawno ściemniło się, jest przecież grudzień.
- Przebiorę się i ZNOWU wytłumaczę o co chodzi. - Nic tylko "Sakura ponownie zawodzi ich?" Przez myśl nie raz przeszło mi, abym zamieszkała sama, ale portfel mówi inaczej. Ubrana w czarne legginsy i luźną bluzkę z rękawem za łokieć w kolorze kremowym, zeszłam na dół. Usiadłam na krawędzi stołu. Nie pomijając nic, dopowiedziałam resztę, Kakashi, Itachi i Sai nie byli zdziwieni. Tylko młodsi coś gadali, a Naruto powtarzał w kółko "Gdy będzie Hokage, nie pozwoli na coś takiego, że to nie moja wina i tym podobne." Po skończonej rozmowie, udali się do swojego pokoju. Jedynie młodszy z braci pozostał, podchodząc bliżej. Lekko speszyłam się, kiedy włożył nogę, między moje zwisające w dół kolana oraz pochylił się do przodu.-C-co jest?-wydukałam, a cała pewność siebie wyparowała w oka mgnieniu.
- Myślałem, że jesteś typową damusią ze sławnej rodziny. A jednak masz swoje czarne sekrety, Haruno. - Pogłaskał mnie po zdrowym policzku. Delikatnie dotykał go ze skruszoną miną, jakby nie chciał więcej widzieć tych ran. Jednak zmienił swoje nastawienie szybko, zaśmiał się ironicznie.- Powiedz szczerze, ile będziesz udawać taką obojętną i niegrzeczną do mnie? Wiem, że chcesz już wskoczyć do mojego łóżka nawet teraz. Panno irytująca.- jedna łza spłynęła szybko po moim policzku. Nie, nie, nie był taki okej, czy to zwykła iluzja? Jest, aż tak fałszywy!?
- Ja również dużo o tobie myślałam, Sasuke. Myślałam, że miałeś trudne dzieciństwo. Ale to nie to. Byłeś i będziesz tym zdrajcą, który wystawi dla korzyści i jest prawdziwym dupodajką! Pierdol się! Mam w nosie nasze spotkanie w niedzielę, nie chcę cię widzieć, rozumiesz!? Zaczęłam ci ufać! Już więcej nie popełnię tego błędu!- wymierzyłam mu solidnego plaskacza w policzek i uciekłam zapłakana do pokoju. Panna irytująca, panna irytująca, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top