Rozdział 7
Wchodząc mijałam te same popielate ściany. Nic nowego, ale czułam się szczęśliwa, bo on przyjeżdża. Ustałam w holu i zmieniłam buty. Sasuke wszedł znudzony z gromadą do środka, ust zł dopiero przy szafce obok.
Powiesiłam kurtkę i szalik na wieszaku. Naruto podbiegł do mnie i szczerze uśmiechnął się.
— Co tam Sakurcia!? — I jemu nie brakowało fanek. Oparłam się o metalowe pułki i cicho wzdychnęłam. Chce już go widzieć. Obróciłam głowę, a czerwona czupryna zafalowała przede mną. Ustał przed wejściem i zagadkowo patrzył na ludzi. Cały on. Rzuciłam torbę blondynowi, sama pobiegłam do niego. Przytuliłam się mocno, nasza dwójka zwróciła uwagę wszystkich.
—Tak tęskniłam, Sasori. —wtuliłam się mocniej. Mój przyszywany braciszek, ukochany braciszek. W oczach pojawiły mi się łzy. Wreszcie możemy porozmawiać normalnie, bez kapturów i tajemnic.
—Sakura. Wyrosłaś. — Powiedział spokojnie, głaszcząc mnie po różowych włosach. — Spotkajmy się na przerwie obiadowej.— Pokiwałam głową i odeszłam, a ten skręcił w stronę sekretariatu. Wróciłam po torbę i Uzumakiego, który chętnie odprowadził mnie pod klasę. Dziś środa, czyli pierwszy angielski. Z...Umino Iruka. Okej. Usiadłam w ławce i cicho podśpiewywałam piosenkę. Tylko Akasuna potrafił ją dokończyć.
—Widzę, że humor dopisuje, Sakura-san. —Hinata oderwała się od telefonu i spojrzała na mnie. Zrobiła się cała czerwona, kiedy Szpaner numer jeden w tej szkole usiadł na ławce.
— Dziś zdarzyło się wiele dobrego. Opowiem ci po lekcji. —uśmiechnęłam się.— Przychodzisz do mnie w sobotę?
—T-tak.
—Naruto nie patrz tak na nią, bo nie mogę z nią pogadać. Pa, pa! — pomachałam mu, a ten smutno odszedł do siebie. Niedługo po tym zadzwonił dzwonek. Lekcja była bardzo ciekawa, czy tak, czy tak lubię angielski. Zniecierpliwiona czekałam cały czas na przerwę obiadową, która wreszcie nastąpiła. Wybiegłam z klasy spakowana jako pierwsza, prawie z dzwonkiem. Podeszłam do jego klasy. Rozmawiał z Uchihą i Uzumaki'm.
— Już jestem, Sasori. —uśmiechnęłam, a on również wyszczerzył ząbki.
— Ja lecę chłopaki, do później. — zbił z nimi piątki i odszedł. Pozostała dwójka wpatrywała się w nas jak eksponaty. O co im chodzi?
/
— Powiemy o tym Sakurze? — zapytał Sasuke, kiedy dołączył do starszego brata.
— Załamie się. Widać, że są jak siostra i brat. Jak na razie wykonujcie zadanie, jasne? Obserwujcie go. — stwierdził Itachi. — I mówcie mi, jeśli młoda będzie zachowywać się nietypowo.
— Nasza Sakurcia jest zbyt miła i niewinna, aby wstąpić do Akatsuki. I nie wiemy czy to prawda. - Naruto żwawo gestykulował. Starszy z rodu popijał sok, podjadając śniadanie.
— To typowa dziewczyna, która zachowuje się jak wszystkie. Po co mieliby zainteresować się nią? — mruknął Sasuke, niezadowolony z tematu rozmowy.
— A żebyś się zdziwił. Sakura zbyt szybko się uczy, jak na nową osobę w tym fachu. I dlaczego Orochimaru wcielił ją w nasze plany? Musiała coś przeżyć albo być w oddziale. — Czarnowłosy wstał i pochylił się nad młodszym bratem. — Taka zwyczajna, a zaprosiłeś ją na randkę. Huhu, Sasuke, powodzenia.
— To nie tak! — krzyknął, ale trochę za głośno. Zwrócił uwagę tłumów. Zdenerwowany odszedł od zgromadzenia, bezszelestnym krokiem.
— Dlaczego on jest taki zły? — Uzumaki nadal nie wiedział o co chodzi. Zdziwiony zmrużył oczy i cicho się zaśmiał. — A co mi tam. Itachi, idziesz dziś po szkole na Ramen?
— Nie, dzięki. Muszę zobaczyć jak Sakura ćwiczy z Tsunade. Została jej mentorką, więc będzie dużo wymagać. Ach, ta baba... nieważne. — oparł się o ścianę i napchał pyszne żarcie do buzi. Haruno potrafiła gotować.
/
Usiedliśmy na dachu szkoły, zdala od innych uczniów. Czerwonowłosy co jakiś czas podkradał moje przekąski.
— Ej! Zostaw! — krzyknęłam, kiedy zabrał omlet.
—Smaczne! A myślałam, że będzie okropne jak za małolata. — uśmiechnął się prowokująco.
— Wtedy uczyłam się! U-CZY-ŁAM! — fuknęłam zła.
— Miałem zatrucie pokarmowe. Nadal obawiam się moje zdrowie. — założyłam rękę na rękę i udałam obrażoną. Jak zawsze zaczął mnie łaskotać, a ja nie wytrzymałam i zaśmiałam się. — Co tam u ciebie się działo?
— Ach wiele, Sasori, wiele. Uciekłam od despotycznej ciotki, a rodzice w ciągłej podróży. Nawet nie odpisują na wiadomości. Ale znów jestem z Sai'em. — odetchnęłam głęboko. Przy nim te wszystkie wspomnienia nie są złe. Jego mina zrzedła. — Coś się stało?
— Masz czas po szkole?
—Mam trening z Tsunade, a potem już nic. Jednak kończę o siedemnastej.
— Będę czekał przed wejściem. Okej?
— Spoko. — dokończyliśmy MOJE śniadanie, a potem było mało czasu, więc udaliśmy się do klas. Nasza rozmowa była swobodna, nie musiałam się o nic martwić. Chociaż boli fakt, że jest w Akatsuki. Czerwone chmury... Przy najbliższej okazji nie mogę się powstrzymać i zapytam co się stało. Przez resztę lekcji miło rozmawiałam z Hinatą. To naprawdę uprzejma i dobrze wychowana dziewczyna, chyba się z nią głębiej zaprzyjaźnię. Po końcowym dzwonku dotarłam pod pokój nauczycielski. Blond włosa kobieta wyszła do mnie, ubrana w białą koszulę z dekoltem i czarną spódnicę. Tak zamierza ćwiczyć?
— Jesteś punktualnie, to dobrze. Nienawidzę leniwych ludzi. — powiedziała i ruszyła w stronę przeciwną do sali gimnastycznej. Weszliśmy do laboratorium chemicznego. Kazała mi przystawić krzesło do jej biurka. — Więc zaczniemy od podstaw, ale na początek Haruno, jakie masz oceny z chemii i biologii?
— Szóstki. — odpowiedziałam tryumfalnie.
— To są trzy rodzaje trucizn. Powiedz czym się różnią. Masz do dyspozycji wszystkie narzędzia tu dostępne. — podała mi trzy buteleczki. Zabrałam je i sprawdziłam każde parametry. Ale i tak za dużo nie wyszło. Ona natomiast sprawdzała kartkówki i tym podobne rzeczy.
— Oprócz różnych właściwości, nie wiem czym się różnią, Tsunade-sama. — dodałam, siadając z powrotem na miejsce.
— Podaj mi te właściwości. — odpowiedziała bez zastanowienia.
— Pierwsza szybko staje się ciałem stałym, druga w większości jest tylko cieczą, a trzecia szybko paruje.
— Co z tego wynika? — Zdumiona otworzyłam oczy. Myślałam długo i wpadłam na ciekawy pomysł.
— Wiem jedynie, że ich stany skupienia mogą być wykorzystywane w różnych miejscach.
— Jesteś bardzo pojętna, Haruno. Masz tą książkę i naucz się wszystkich trucizn oraz jak im zaradzić. Mamy mało medyków, a ty nadajesz się idealnie. Usiądź na końcu, jak skończę będziesz miała czas wolny. Eksperymentuj. — mruknęła coś pod nosem i skrzywiła się, widząc stos papierów. Zrobiłam to o co prosiła, przez co wypuściła mnie piętnaście minut później. Zbiegłam na dół w ekspresowym tempie.
—Już jestem. — odezwałam się, kiedy zauważyłam posturę mężczyzny.
— Okej, chodźmy do pobliskiej knajpy. Ichiraku.
— Bardzo dobrze znasz to miasto.
— Jestem tu od mojego wyjazdu. — zamarłam. Dlaczego akurat tu, Konoha? Dotarliśmy pod wymieniony lokal, weszliśmy do środka. Zamówiłam słynny Ramen, wraz z Akasuną. W rogu zauważyłam energicznego Naruto i znudzonego Sasuke z wianuszkiem dziewczyn wokół. Widzieli mnie. Ja jednak starałam się ukryć to, że wiem o ich obecności. Oddaliśmy się jak najdalej, aby nikt nie słyszał naszej rozmowy.
— Masz jakieś pytania do mnie?
— Całą masę. — stwierdziłam. — Dlaczego uciekłeś do Akatsuki? — Wkurzający Uchiha ciągle lampił się na nas. Ważne, że nie słyszy.
— Zabito moich rodziców. Chciałem pomścić ich, a Akatsuki stało dla mnie otworem. Teraz spłacam dług wdzięczności. —Czyli kogoś zabił? Nie, to niemożliwe. On taki nie jest!
— Dlaczego nie kontaktowałeś się ze mną?
— Nie chciałem cię wciągać w to. Miałem z resztą zakaz. Policja ciągle siedzi nam na ogonie.
—Tak mi ciebie brakowało, Sasori. A teraz twoja część.
— To, co usłyszysz może być dla ciebie absurdalne. Ale to prawda, przykra, ale prawda. — zmarszczyłam brwi, niespokojna. Coraz mniej podobała mi się ta konwersacja.
— Dowiedziałem się, że nasz dawny towarzysz, którego się kilka tygodni temu pozbyliśmy, zabił twoich rodziców. Twój brat trzymał to w tajemnicy. — Co? Nie, nie, to jakiś żart. Spojrzałam na dłonie, które nerwowo ściskałam. Sasori powiedział mi coś, co ukrywała moja najbliższa rodzina. Dlaczego ja nadal tu jestem, a gdybym wstąpiła do Akatsuki... Nie! Nie wstąpię tam, gdzie ktoś zabił moją matkę i ojca. Nienawidzę ich. Jak to się stało, że zabił ich? Miał motyw? A może to chory psychopata!?
— Ty siebie słyszysz!? — krzyknęłam, unosząc się. Pierdole te żarcie, nie wytrzymam tu dłużej. Zaraz się popłaczę, jestem taka beznadziejna.
—Ale to prawda! — mówił nadal ściszonym głosem. Wybiegłam z baru, a chłopacy ruszyli za mną. Biegłam długo, aż dotarłam do parku. Uderzałam pięściami drzewo, a dłonie bolały niemiłosiernie. Nie chciałam w to wierzyć.
— Sakura! — odciągnęli mnie od pnia. — Uspokój się. — Uchiha przytulił mnie do piersi. Wyrwałam się, ale był silniejszy.
— Co się stało? — Uzumaki ustał obok.
— Oni...oni... — z oczu poleciały mi te cholerne łzy. — Moi rodzice nie żyją! Ale nikt mi kurwa nie powiedział! Okłamywali mnie!
—Kto? — zapytali razem.
— Sai i reszta rodziny.
— Nie jesteś pewna, prawda? Sasori mógł kłamać. Kto wie, co się z nim dzieje. Chodź do domu, zapytamy twojego brata.— wyrwałam się z uścisku. Nie chcę żadnych relacji, bo znowu ucierpię. Ale czy mogę sądzić, że próbował mną manipulować? Najgorsze w tym to, że zaraz zaczną się nieprzyjemne pytania. Dotarliśmy do domu. Weszłam do środka, usłyszałam rozmowę Sai'a i Itachi'ego. Kakashi gotował coś w kuchni. Wszyscy zebrali się przy stole, ale ja nie siadałam. Oparłam się o ścianę i przypatrywałam się każdemu. Coś ukrywali. Może nie potrafię czytać z twarzy jak niektórzy, ale nawet ślepy zauważyłby zmianę w ich zachowaniu.
—Więc? O co chodzi, Sakurcia?—zapytał pierwszy białowłosy.
— Rozmawiałam z Sasori'm. Powiedział, że rodzice moi i Sai'a, nie żyją. Czy to prawda? — Brat zrobił zaskoczoną minę, jakby pierwszy raz coś usłyszał. Już miałam uwierzyć, ale przecież jest doskonałym aktorzyną. Mógł łgać. Komu mam ufać w tym domu?
— To niemożliwe. Rozmawiałem z nimi wczoraj. Wydawali się przepracowani. Czy podał powód i sposób w jaki zginęli?— odpowiedział, zdenerwowany.
— Skąd mam pewność, że nie kłamiesz? — Głęboko wzdychnął. Wszyscy patrzyli na nas uważnie, nie chcąc przeszkadzać.
— Jak chcesz, jutro napiszę do nich wieczorem. Pogadamy na wideo rozmowie. — Mruknął, zrezygnowany. Przybrał jednak swoją typową twarz, bez uczuć.— Ponawiam pytanie.— Jego wytłumaczenie było wiarygodne. Kurde, mam przewalone. Posądzą mnie o zdradę, z pewnością. Powolnym krokiem dosiadłam się do nich, pomiędzy Naruto, a Itachi'm.
— Dzień po przyjeździe spotkałam Sasoriego, zaciągnął mnie do zaułka. Na początku nie wiedziałam, dlaczego ma na sobie ten dziwny strój. Jednak z czasem, kiedy wcielili mnie do organizacji, dowiedziałam się, że pracuje dla Akatsuki. Jest niczym mój drugi brat, kiedyś mnie uratował. Prawie poświęcił swoje życie, kiedy samochód chciał we mnie wjechać, przez fortunę rodziców. Od tamtego czasu byliśmy nierozłączni. Nagle uciekł, a dalej wam nie powiem. To osobiste sprawy jego i moje. Jednak powrócił i opowiedział mi, iż rzekomo stary człowiek, którego się pozbyli, zabił ówcześnie starszych...To chyba wszystko.— Każdy z wyjątkiem Uchih'ów, wpatrywali się we mnie jak w lustro. Nie odzywali się, lekko oddychali. — No już, krzyczcie, że was zdradziłam. Ale nic mu nie powiedziałam o was, na prawdę.— Skryłam twarz w dłoniach. Łzy znowu cisnęły mi się do oczu, źle mi z tym. Czym dłużej milczeli, coraz gorzej to znosiłam. Jeden z braci zabrał głos.
— To dla nas szok, ale nie możemy cię winić. — Powiedział starszy. — Jak na razie powinnaś pójść na górę, uspokój się. My obgadamy to wszystko, dobrze?— kiwnęłam głową i opuściłam zgromadzenie. To wszystko zwaliło się tak nagle. Sasori mnie okłamał, ale w jakim celu? Żebym wstąpiła do Akatsuki? Nie powinien skłamać jeszcze bardziej, mówiąc, że jakiś morderca to zrobił, a nie dawny kompan? Gdyby naprawdę nie żyli, czułabym do nich jeszcze większą nienawiść. Nie wiem dlaczego. Bo pozostawili nas z pieniędzmi i zniszczonym dzieciństwem? Muszę zdecydowanie więcej ćwiczyć, inaczej nie pokonam ich i wyswobodzę Akasunę od ciężaru długu. Nawet za cenę zabicia kogoś. Od kiedy traktuję takie sprawy normalnie? To wszystko przez przyjazd tu. Ale i tak jest lepiej, niż zakładałam.
*
— Wszystko zgodnie z planem, szefie. — Czerwonowłosy ukłonił się lekko, aby oddać szacunek Pain'owi. — Haruno złapała haczyk, więc pewnie wygadała się o mnie, reszcie.
— Rozumiem. Co zamierzasz zrobić? Miałeś ją wcielić, ale teraz to się nie uda. — Warknął przywódca.
— Mam wszystko pod kontrolą. Dziewczyna jest zaślepiona we mnie, więc nie wie, że tak naprawdę manipuluję ją, jak jedną z marionetek.
— Co masz na myśli? — Mężczyzna zdjął wychudzone ręce z blatu i oparł się o skórzany hotel. Lekko wzdychnął, próbując zrozumieć tok rozumowania podwładnego.
— Haruno jest beznadziejna i nic nie potrafi. Podszkoli się, a wtedy ją porwiemy. To będzie proste jak bułka z masłem. Ufa mi. Nie będę chodzić do szkoły, zmartwi się i skontaktuje, a po czasie odpiszę. "Będę w potrzebie." — przy ostatnich słowach zrobił palcami cudzysłów w powietrzu. Mimo ciemności, jakie tu panowały, wiedział, że lider zauważy ten znak.— A pozostali pognają za nią. A wtedy usuniemy specjalny oddział Konohy. — Wyjął z torby małą laleczkę. Z pozoru wyglądała niegroźnie.— Ma w sobie jad, który bardzo trudno usunąć z organizmu. Nawet małe draśnięcie, po czasie jest śmiertelne. Użyjemy jej jako atrapy, a potem wykończymy ich. W ostateczności użyjemy tego.— schował drewnianą zabawkę z powrotem.
— Warto było cię uratować.— stwierdził i odesłał Snycerza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top