Rozdział 2
Poczuła ciepły powiew na swoim uchu, a jej ciało zadrżało. Piąstki nieudolnie ścisnęła, a z oczu poleciały jej łzy.
— Cicho. — wyszeptał głos, trzymając dłoń na jej ustach. Nagle na głównej ulicy rozległy się strzały oraz krzyki. Trójka ludzi w czarnych płaszczach ustała nieopodal na tyle, by mogła usłyszeć ich rozmowę. Pierwsza osoba miała krótkie pomarańczowe włosy.
— Znajdźcie Deidarę i zwijamy się. Zaraz będzie tu policja.
— Jasne. — dodała fioletowo włosa kobieta i niski facet, który zakrył twarz maską. Uciekli szybciej niż się spodziewała. W alejce zapanowała przenikliwa cisza.
— Będziesz krzyczała? —zapytał. Odpowiedziała kiwnięciem głowy na znak "nie". Uchylił dłoń, po czym obrócił ją w swoją stronę. Zamarła widząc jego twarz.
— Jak to możliwe? —wyszeptała, dławiąc szloch.
~~~~
Cała gromada z akademika poszukiwała różowo włosą, ale nigdzie nie było śladu po niej. Blond włosy zaczął nawet krzyczeć, ale od razu skarcono go.
— A co jak ją porwali? — wydał z siebie jęk zawodu.
— Prędzej zabili. Nie biorą zakładników. —powiedział Sai. Zdenerwowany trzymał kurczowo kartkę z jej zdjęciem. Pierwszy dzień, a jego siostra wpadła w tarapaty! Co z niego za brat, skoro pozwolił siostrze na to? Pozostawił ją! Młody Uchiha również nie popisywał się dobrym humorem. Obwiniał się, że tak luźno wypuścił ją. W jakiś sposób intrygowała go... Rozsądkiem i stoickim spokojem wykazywał się jedynie Hatake. Analizował każdy szczegół z pod białej grzywki, która luźno spływała na jego oko. Nagle z zaułku wyszła cała zdrowa, ale poddenerwowana dziewczyna. Dłonie drżały jej, a sama wyglądała z twarzy jak żywy trup.
— Sakura! — krzyknął Haruno. — Nic ci nie jest? — podbiegł i przytulił ją mocno do ciała. Jej oddech unormował się.
— Usłyszałam zamieszki, więc schowałam się. — skłamała, tępo patrząc w koszulę rodzeństwa. Wyglądała ładnie i firmowo. Musiał szukać jej prosto z pracy. — A wy skąd tu?
— Usłyszeliśmy o strzałach w telewizji.— streścił Kakashi. Coś jej nie pasowało. Przecież jeszcze tu nie dotarli, radia nie mają. Czy oni coś ukrywają? Z resztą sama nie jest lepsza, więc nie chce wyciągać pochopnych wniosków.
— Wracajmy, bo Itachi zejdzie na zawał. — zaśmiał się czarno włosy obok niej. Chwyciła brata za rękę i ruszyła do domu. Wróciwszy przywitano ją krzykiem i setką pytań. Gdyby nie sensei, prawdopodobnie nie zasnęła by do rana. Rzuciła się na miękki materac i głęboko oddychała. Jak to możliwe, że on tam był? Jaki ma związek z wystrzałami? A może przechodził obok? Myślała, że już nigdy się nie spotkają, a tu zjawia się w środku jakiegoś zamachu! Z resztą... Jak ją poznał? Minęło pięć lat od ich rozdzielenia. Na palcu nadal nosi pierścionek od najlepszego przyjaciela... Rozmyślenia przerwał jej cichy łoskot do drzwi.
— Wejść! — krzyknęła na tyle cicho, by nie zbudzić pozostałych domowników. W przejściu pojawił się młodszy Uchiha, który po krótkim namyśle, usiadł na krześle od biurka. Łokcie ułożył na kolanach, a brodę oparł na dłoniach. Intensywnie patrzył się na nią, jakby chciał wybadać każdy szczegół jej ciała.
— Nauczyłeś się pukać. Brawo. — stwierdziła, prostując się na łóżku.
— Yhym. —mruknął pod nosem.
— Masz jakiś ukryty motyw, jeśli nie, co chcesz?
— Przepraszam. — swój wzrok wlepił w ścianę obok. Ukradkiem podglądał jej poczynania.
— Prze-co? — zdziwiona uszczypnęła się w palec, aby sprawdzić czy nie śpi.
— Nieważne. — dodał i wyszedł, trzaskając drewnem.
Sasuke Uchiha przeprosił mnie! Niebywałe! Dobra Haruno, jutro zapytasz się o co chodzi i za co!
Z optymistycznym nastawieniem usnęła, tuląc się do poduszki.
~
— Gdzie byłeś!? — krzyknął mężczyzna, głośno uderzając kosą o ścianę.
— Wykonałem swoją robotę. — warknął obrońca Sakury. — O co ci chodzi? — dobrze wiedział, że kłótnia z Hidanem nie jest dobrym pomysłem. Potrafił gadać nieprzerwanie godzinę, niekiedy dochodziło do rękoczynów. Błogi głos Konan uratował go z opresji.
— Przestańcie. Pain chce porozmawiać z tobą. — oznajmiała czerwono włosemu.
— Powiedz mu, że już idę. — fioletowo włosa momentalnie zniknęła, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Wiedział, że to głupie, a nikt tak nie robi. Jednak do tej pory nie wiedział jak wytłumaczyć zadziwiające umiejętności załogi dla której pracował. Powolnym truchtem opuścił salon, gdzie Hidan śpiewał wiązankę przekleństw pod jego adresem.
— Jestem. — oznajmił, stojąc przed brzozowym biurkiem szefa. Z lewej strony pod akasamitną ścianą stały dwa regały, przepełnione dokumentacją. Były tam kartoteki mieszkańców Konohy, jakże i społeczeństwa poza murami miasta.
— Mam dla ciebie misje. Będziesz musiał uczęszczać do Akademii. — pomarańczowo włosy wstał, okrążył stół i spojrzał w kierunku podwładnego. — Do miasta przyjechała ciekawa osóbka. Kontroluj ją i zapisuj postępy we wszystkich dziedzinach, a głównie samoobrony. Jasne?
— Dobrze wiesz jakie łączą nas relacje. Dlaczego nie Deidara? — napięcie pomiędzy dwójką wzrosło. Atmosfera stała się ciężka.
— Jest zbyt energiczny. I wybuchowy. Wracając, mam dla ciebie ustaloną wersje "powrotu", więc naucz się jej na pamięć. To na tyle. — wrócił do swoich zajęć.
~~~~~~
Niedziela, czyli najlepszy dzień na lenistwo. Sakura teżtak z początku myślała, gdyby nie pobudka z rana. Dostarczono bowiem paczkę z mundurkiem szkolnym, który i tak "lekko" zmodyfikowała. Wraz z innymi rzeczami dotarła broszura, która zawierała między innymi jej rozkład zajęć i pomieszczenia w szkole.
— Nieźle się postarali. — powiedziała sama do siebie.
— Mimo wszystko to wysoko postawiona Akademia. — zaśmiał się Kakashi, widząc jej zakłopotanie. — Będę twoim wychowawcą. Miło mi.
— R-również. — spojrzała na niego z zadumą.
Nauczyciel samoobrony, tak? Umiem co nieco, nie powinno być problemu.
— Jesteś trochę do tyłu, więc po lekcjach zostaniesz na dodatkowe zajęcia. Codziennie. W poniedziałki, wtorki, czwartki masz ze mną, w środę z Tsunade, a piątek Orochimaru. —dodał i wyszedł.
— Będzie ciężko. — wyszeptała pod nosem.
~~~
Szósta trzydzieści trzy. Różowe włosy były rozrzucone po poduszce w chaotyczny sposób, a ich właścicielka mozolnie pocierała powieki. Z nieznanych przyczyn obudziła się wcześniej, ale jakoś nie drażniło ją to. Usiadła na łóżku i głośno ziewnęła. Był dziś poniedziałek, więc musiała jakoś ogarnąć się. Posadziła delikatnie stopy na zimnej posadzce i ruszyła w stronę łazienki. Zabrała potrzebne kosmetyki, a szczoteczkę i tego typu rzeczy trzymała już tam. Sakura wzięła krótki prysznic, wysuszyła włosy i związała w kok. Niedokładny aczkolwiek uroczy. Nałożyła na rzęsy tusz, a dalej nic nie robiła. Ruszyła do pokoju, gdzie ubrała się w czarną, rozkloszowaną spódniczkę, ciepłe rajstopy pod to i białą bluzkę z marynarką tego samego koloru co dół. Na prawym ramieniu znajdował się herb szkoły. Nie przypomniał jej żaden znajomy kształt, więc długo nie zwracała na niego uwagi. Spojrzała na plan i zapamiętała wszystkie lekcje oraz salę. Wręcz uwielbiała swoją idealną pamięć. Szkoda, że Sai takiej nie miał...Gotowa zeszła na dół, gdzie stał Kakashi-sensei. Przywitała się z nim kiwnięciem. Na zegarze wybiła siódma dziesięć, większość domowników zeszła na dół. Jedynie młody i starszy Uchiha nie zjawili się. Już miała zapytać dlaczego, kiedy czarno włosy uprzedził ją.
— Mają własny samochód. Jadą później. — mruknęła pod nosem coś o tym, że "wcale nie interesuje ją Sasuke". Ze średnim humorem wsiadła do białego sportowego pojazdu, wcześniej zakładając kozaczki i płaszcz oraz zabierając torbę.
Do szkoły dojechali dość szybko mimo, że była trochę daleko. Czuła się osaczona, widząc grupy znajomych wokoło, a ona... Jest nowa, więc samotna. Z resztą ludzie nie są jej potrzebni! Włożyła słuchawki do uszu i puściła jej ulubiony zespół. Wsłuchała się w piosenkę "Chop suey" i tak doszła do klasy.
Sala dwadzieścia trzy, chemia! Brawo Haruno!
Pogratulowała sobie w duszy. Usiadła na drewnianej ławeczce pod pomieszczeniem i zaczekała na dzwonek. Pięć minut przed dzwonkiem usłyszała głos, który prawdopodobnie był skierowany do niej. Przed nią ustała wyższa od niej fioletowo włosa dziewczyna. Twarz miała w odcieniu dorodnego pomidora.
— Przepraszam... — wyszeptała, trzęsąc się ze strachu.
— Nie denerwuj się tak. — Haruno uśmiechnęła się do niej.
— J-jasne. Sakura Haruno? — po chwili dodała, mocno ściskając piąstki.
— Tak. To ja, słucham.
— Jestem Hinata Hyūga. Miło mi. Pan dyrektor prosił, aby zaprowadzić cię do niego. Chodzimy do jednej klasy. — po tych słowach dziewczyny udały się do gabinetu wspomnianej osoby. Najpierw przeszły przez sekretariat, gdzie pracowała miła pani, a na wizytówce napisane miała "Shizune".
Potem przez mosiężne drzwi dostały się do pokoju władzy.
— Dzień dobry panienki. — przywitał ich głos przepełniony jadem. — Hinato wróć na lekcje. Dziękuję.
— J-jasne. — opuściła pokój w szybkim tempie, kiedy zadzwonił dzwonek ogłaszający rozpoczęcie zajęć. Bez skrupułów Haruno o usiadła na krześle na przeciw mężczyzny. Koleżanka z klasy, którą poznała polubiła. Jakiś wewnętrzny głos powtarzał jej, że ta znajomość będzie owocna i miła. Rozejrzała się po gabinecie dyrka. Znajdowały się tu trzy szafki po lewej stronie. Obładowane były danymi uczniów. Jedna z teczek leżała na biurku, otwarta na pierwszej stronie. Z drugiej strony całą ścianę zajmowały ogromne okna, które dawały pokaźną ilość światła, chociaż pogoda nie dopisywała.
— Sakura Haruno, uczennica klasy pierwszej liceum, przeniesiona z Sunagakure. Kiedyś zamieszkiwała Konohe do dwunastego roku życia. — podnosił kartotekę i zaczął czytać informacje o niej. — Znajomość z jednym z członków organizacji Akatsuki, która obecnie działa w tym mieście. Nie ładnie.
—Ale skąd...? — szeroko otworzyła oczy, słysząc to.
—Sakurcio nie bój się, nie wydam cię. Ale mam propozycję.
— A co jak odmówię?
— Wydam to policji? Dobrze znam porucznika, hmm, mój stary znajomy. —zatrzęsła się na to. Była to stara znajomość można rzec, że nieaktualna. Skąd mogła wiedzieć, że ON będzie zbirem?
—Zamieniam się w słuch.
— Chciałbym zwerbować cię do specjalnych zajęć z samoobrony, wiesz pistolety i te sprawy nie wchodzą w rachubę. Chodzi mi o bardziej drastyczne środki. Na razie tyle ci wystarczy, reszty się dowiesz po zajęciach, a teraz zmykaj. — zaśmiał się gardłowo, ale różowo włosej nie było do śmiechu. Dopiero co przyjechała, aby zacząć nowe życie, a już zostaje wplątana w porachunki z mafią. Może powinna zostać u ciotki? Od razu odgoniła tą myśl. Odrobina dodatkowego ruchu nie zaszkodzi! Dyrektor wydaje się ekscentryczną osobą i stawiającą na swoje. Nie chciała go oceniać, zna go po rozmowie, ale... Normalny nie jest. Trochę zyskał w jej oczach, bezwzględnie dopinając to co chce. Teraz pozostało jej wrócić do klasy... Jaka ona będzie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top