Rozdział 17
Usiadłam do biurka i wyjęłam zeszyt od biologii. Nie uczyłam się długo, bo ktoś wszedł do mojego pokoju, cicho i ostrożnie. Położył mi dłoń na ramieniu, a po chwili obrócił krzesło. Przytulił mnie mocno, aż miałam problem z oddychaniem.
Oddałam się chwili, uświadamiając sobie co zaszło. A raczej z kim. Sasuke wsunął swoją dłoń w moje różowe kosmyki.
- Martwiłem się. - krótko stwierdził. Moje serce znacznie przyspieszyło, nie wiedziałam co odpowiedzieć. Patrzyłam się w jego czarne jak noc oczy. Były takie piękne, mogła bym zatonąć w nich bez problemu. - Nagle powiedziano mi, że uciekłaś. Z powodu jego choroby. - Sasuke zmienił się. Ale to zauważyłam już dawno. Jednak taka chwila słabości była u niego jak biały kruk. A może przypomniał mu się jakiś obraz z dzieciństwa? Nie raz został skrzywdzony.
- Nie zniknę. - odpowiedziałam krótko. Uśmiechnęłam się pokrzepiająco. Pogłaskał mój policzek kciukiem i złożył na nim pocałunek. Zaraz zmienił swój obiekt wielbienia na usta. Oddałam mu się bez sprzeciwu. Ciepłe wargi chłopaka muskały moje, dominował i widać było, że jest dumny z tego. Szczycił się tym. Gdy zabrakło nam powietrza, delikatnie odchyliliśmy się od siebie. Byłam cała czerwona, nie potrzebowałam lustra by potwierdzić to.- Czego obawiasz się?- położyłam dłonie na jego polikach.
- Po prostu... Tyle rzeczy przelatuje mi pomiędzy palcami, a ja nie mogę nic zrobić. Bezradnie patrzę na to.- poprawił opadającą grzywkę z czoła i uśmiechnął się delikatnie. W kącikach oczu miał łezki. Chciał się ich pozbyć.- Zostaniesz moim światem? Moim słońcem, a gdy zajdzie gwiazdami?- zaskoczył mnie tym.Otworzyłam usta, ale nie wiedziałam co odpowiedzieć. Przygryzłam wargę, zastanawiając się. To znaczy kocham cię? A może oświadczyny? Kto go wie, chyba nigdy nie rozpracuję Uchiha do końca. Po długiej i napiętej chwili, nadal milczałam. Chciał wstać i odejść, ale złapałam go za dłoń. Odwrócił się.- Jeśli nie chcesz...
- A ty zostaniesz moim księżycem, który w dzień chowa się w blasku słońca, a w nocy pokazuje swoje piękno?- wypaliłam bez zastanowienia. To była najbardziej nietypowa przysięga jaką składałam. Schowałam twarz za włosami.- Słońce to też gwiazda, wiesz?
- Zepsułaś wszystko Haruno. - zaśmiał się tak kusząco, chciałam znów posmakować tych ust.
- To jak?- gdy unormowałam oddech, odezwałam się niepewnie.
- Tak. - kucnął i wystawił mały palec w moją stronę.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. - lekko pochwycił moją dłoń.
-Choćby świat się walił? - dodałam, a za to ujrzałam jego typowy i jakże uroczy uśmieszek.
-Pierzyć świat, chce tylko ciebie, skarbie.- złączył nasze usta w pożądliwym pocałunku. Nie mogliśmy przerwać, aż ktoś zapukał do pokoju. Oderwaliśmy się jak poparzeni. Oboje dyszeliśmy.
- Już idę! - gwałtownie wstając, potknęłam się o mój, własny plecak. Runęłam na podłogę. Od razu skuliłam się, cholerne kolano. I ja mam grację ninja, też mi coś!
- Sakura!- Uchiha podeszli do mnie, badając wzrokiem co się stało. Sasuke wybuchł śmiechem, a Itachi zdzielił go w głowę. - I tak zachowujesz się w stosunku do swojego Słońca? - przez sekundę wyglądał poważnie, zaraz jednak również rechotał ze mnie. Nadęłam policzki i nieudolnie próbowałam wstać. Akurat on musiał usłyszeć naszą rozmowę!- Chodź kaleko.- Po tych słowach młodszy z braci wyminął starszego i podniósł mnie gwałtownie. Pisnęłam cicho.- Zachowujesz się jak dziecko.- wytknął mu język.- Raz dałbyś ją ponosić, noo. - albo przesłyszałam się, albo tacy przystojniacy kłócą się o mnie! JEZU, JESTEM W NIEBIE. Sprowadzili mnie na dół, gdzie opatrzyli te nieszczęsne kolano.
- Sakura, jeśli chodzi o tamto...- zaczął ponownie Itachi, bawiąc się rąbkiem od granatowej bluzki.
- W porządku. Wybaczyłam Ci. Przyzwyczaiłam się, że ciągle są jakieś tajemnice i nie o wszystkich chętnie mówimy. Ja wiele rzeczy gorszych wam zrobiłam, nie mam prawa nawet wszczynać awanturę o to. - odparłam natychmiastowo. Do środka wszedł Kakashi i Naruto. Zdziwiłam się, gdy go ujrzałam, ale nadal milczałam. Oboje byli zmachani, ubrani w typowy strój shinobi. Składał się z czarnej kamizelki, spodni i glanów.
- Mamy misję, ubierzcie się i jedziemy. Wszyscy. - zakomunikował nauczyciel, siadając na kanapie i przeglądając dokumenty. Posłuchałam go. Ubrałam swój strój, który prawie nie różnił się od innych. Miałam tylko dodatkową kamizelkę z najważniejszymi i skuteczniejszymi lekarstwami. A przez chwilę był spokój. Ostatni raz sprawdziłam asortyment i ewentualne braki. Zeszłam na dół jako pierwsza. Gdy reszta dołączyła, wreszcie mogliśmy omówić misję. To była moja pierwsza. Denerwowałam się jak mało kto. Mam chociaż gwarancję, że zabicie kogoś będzie łatwe. Poniekąd czuję, że jakaś część człowieczeństwa zanika we mnie.
- Przepraszam, że tak nagle, ale nie miałem wyboru. Akatsuki zaatakowało więzienie w którym był Sasori. Zabrali go, mamy ich kryjówki. Dwie. Z informacji wynika, że opuszczą którąś z nich rano, dlatego też podzielimy się na grupy. Sasuke, Naruto i Sai pójdą ze mną, a Sakura i Itachi sami. Kurenai opowie wam resztę. - pokrótce wyjaśnił białowłosy, wstając.
- Nie zgadzam się. Drużyny są nierówne. Pójdę z nimi. - krzyknął Sasuke, uderzając pięścią w stół. Pierwszy raz widziałam go takiego rozgniewanego. Ujęłam jego dłoń, swoją.
- Będzie dobrze, obiecuję. Wrócę cała i zdrowa. - wyszeptałam mu do ucha. Ja również odczuwałam skutki stresu. Na parkingu stały dwa samochody. Młodszy Uchiha cmoknął mnie w policzek i poszedł w swoją stronę. Ja wsiadłam do wozu ze starszym, gdy ruszyliśmy, zamyśliłam się.
***
- Co ty kombinujesz, Sasori? To już nie jest zabawne. - lider organizacji usiadł przy biurku, które nieprzyjemnie zaskrzypiało. Patrzył wytatuowanymi oczami na czerwoną czuprynę, która uśmiechała się jak lalka. Wiatr delikatnie rozwiewał zasłony, a brudne okna dawały namiastkę światła, które biło od księżyca.
- Nic, Painie. - odpowiedział lekceważąco.
- Chyba zapomniałeś o czymś. A dokładnie swojej pozycji. - fioletowowłosa kobieta wyszła z cienia, w czarnym płaszczu okalanym wzorem z krwistoczerwonych chmur. Na jej palcu widniał pierścień, podobnie jak u pozostałych członków.
- Przepraszam, liderze.- poprawił się niechętnie. Ochroniarka była niezwykle uciążliwa, na każdym kroku wspomniała o hierarchii, napomniał snycerz. - Doprawdy, nic nie planuję. Nie mam chociaż by, żadnych szans na powodzenie potencjalnych przekrętów i knowań.
- Brzmi interesująco. - mruknął pod nosem, splatając chude i kościste palce na blacie. - Dlaczego tak uważasz?
- Nie mam ani kontaktów, ani wystarczająco siły. Można rzec, że wystarczy jedno kiwnięcie głową z twojej strony, abym padł martwy. Masz na usługi najgorszych zbrodniarzy z całego świata. - mężczyzna skłonił się lekko, aby oddać szacunek wodzowi. - Jestem tylko sierotą o kryminalnej kartotece. Wypełniam swoją powinność, za twoją pomoc.
- Nienawidzę niesubordynacji i kłamstw. Świat ma ich, aż za dużo. Dopóki nie poznadzą prawdziwego bólu, będzie działał jak do teraz. - lider z kamienną twarzą, ale zadowoleniem w środku, wykonał gest dłońmi w kierunku podwładnej.- Jednak nie będę tolerować twoich występków, bo kosztowały mnie za dużo. Na razie pozostaniesz w lochu. Konan. - bez sprzeciwu wyszli z ciemnej i mrocznej sali. Akasuna zdzielił się mentalnie, nic nie szło po jego myśli. Chciał tylko, by Haruno cierpiała jak on. Poczuła jak serce wyrywa się z klatki piersiowej, jak to jest błagać o własną śmierć. I umrzeć z krzykiem na ustach oraz dłoniach splamionych krwią krewnych. Już niedługo miało to nadejść...
Nie sądziłam, że jeszcze ktoś to czyta. Dziękuję za gwiazdki i komentarze ✏💜
Ktoś kto oglądał Grę o Tron prawdopodobnie wie skąd takie wyznanie :3 trochę przekształcone chyba. No to do następnego, może wrzucę rozdział specjalny, nie wiem. Jak będzie dużo pytań zrobię Q&A do postaci! Mogą być tez pytania do mnie, Ale chyba nie jestem interesująca. A i jeszcze jedno, mała prośba. Jeśli chodzi o rozdziały i pytania typu "kiedy next" proszę tu w kom, a nie na tablicy. Serio. Papa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top