kore
Konohamaru siedział pod drzewem oddalonym od obozowiska o kilka metrów. Blask ogniska ledwo do niego docierał, dzięki czemu on widział co dzieje się wokół, ale on sam był mało widoczny. Cichy trzask paleniska i ogólny spokój powoli go usypiał. Boruto i reszta już od kilku godzin drzemała w swoich śpiworach, zbierając siły na następny dzień misji. On chyba też mógłby trochę się zdrzemnąć...
Omal nie wrzasnął, gdy ktoś bezszelestnie wylądował tuż przy nim. Jednak ten ktoś w porę zasłonił mu usta. Spojrzał gniewnie na Mugino.
Na twarzy jego towarzysza jak zwykle malowało się skupienie. Albo znudzenie. Zawsze miał problem z rozróżnieniem u niego tych dwóch emocji. Ściągnął brwi, gdy Mugino nadal nie zabrał dłoni z jego warg, choć było oczywiste, że nie będzie już krzyczał.
- Jeśli tak wygląda twoja standardowa warta, to jestem w szoku, że nadal żyjecie i nikt nie zwinął ci spod nosa dzieciaka Hokage czy małej z sharinganem. - stwierdził szatyn, zmieniając pozycję i usiadł sobie wygodnie obok Sarutobiego, zabierając w końcu dłoń.
- Pf... Co masz na myśli, co, kore? - uniósł podbródek, chcąc pokazać, że ani trochę go nie rusza – Jestem trochę mniej czujny, bo wiem, że nim ktokolwiek się do nas zbliży, ty go zdejmiesz. Po co być czujnym, jak wielki Mugino zawsze pierwszy pozbywa się wroga, kore?
Mugino nie odpowiedział. Konohamaru to trochę drażniło. To ciągłe przebywanie w miejscach objętych wojną bardzo wypaczyło jego przyjaciela. Wiele osób odwróciło się od Mugino, nie mogąc znieść tej zmiany, w pewien sposób, na gorsze. Ale nie Sarutobi! O nie! Sarutobi są wierni! On ciągle trwał przy Mugino, jego dziwnym, trochę nieznośnym zachowaniu i niepokojących odpałach od czasu do czasu.
- Chce ci się spać? - zagadnął go, przerywając ciszę.
- Hm. No. Trochę. - przyznał, poprawiając swój błękitny szaliczek.
Jego towarzysz zdjął swoje okulary i wsunął je do kieszeni. Z drugiej wystawała jego chusta z ochraniaczem.
- Chyba muszę cię jakoś rozbudzić.
- Hm? Ciekawe jak, kore. - uśmiechnął się – Zaczniesz śpiewać? Obudzisz dzieciaki i się ośmieszysz.
- Hmpf. - humor mężczyzny ewidentnie się pogorszył – Ta. Ty i te twoje bachorki.
- Hej!
- Cicho, bo je obudzisz. - dźgnął go palcem w bok – Czemu właściwie mój śpiewa miałby cię rozbudzić? Jakbym zaśpiewał ci kołysankę, to byś tylko jeszcze bardziej przysnął.
Z ust Konohamaru wyrwał się śmiech. Szybko schował twarz w swoim szaliku, chcąc się wyciszyć.
- Tak okropnie śpiewasz, że z miejsca zaczynam się brechtać. Nie pamiętasz kawalerskiego Yosukiego?
Mugino zmarszczył lekko brwi. Wyglądał, jakby przypomnienie sobie tego jednego wieczoru było dla niego bardzo trudne.
- Trochę pamiętam, trochę nie. - przyznał powoli.
- Och. - na ustach Sarutobiego zagościł uśmieszek – Więc nie pamiętasz, jak śpiewałeś?
- Śpiewałem?
- Raczej wyłeś do księżyca.
- Och. - pokiwał głową – Bardziej pamiętam początek i końcówkę imprezy.
- O? Dziwak z ciebie, kore. - zachichotał – Ja pamiętam tak do drugiej w nocy. Potem Udon wlał we mnie tego dziwnego drinka o smaku banana, a rano obudziłem się w swoim łóżku.
- Nic dziwnego. Osobiście cię tam zatachałem.
- Ooo? - spojrzał na niego rozczulony – To byłeś ty, kore?!
- Obudzisz bachory. - syknął.
- Oj! - zasłonił usta obiema dłońmi. Spojrzał na swoich uczniów, czy ich nie obudził i znów na przyjaciela – Naprawdę zaprowadziłeś mnie pijanego do domu, kore?
- Obrzygałeś sam siebie jak niemowlak i musiałem cię przebrać. - spojrzał na niego krytycznie.
- No, to brzmi jak ja po alkoholu, kore. - pokiwał w zamyśleniu głową – Bardzo ci dziękuję. Muszę ci się jakoś odwdzięczyć w najbliższej przyszłości.
Mugino wydał z siebie przeciągłe mruknięcie.
- Nie musisz. Już sam odebrałem sobie twoją wdzięczność. - Konohamaru zrobił głupią minę, nie rozumiejąc – Poza tym, nie mógłbym cię tam zostawić zalanego w trupa, bo robisz się zbyt łatwy po alkoholu.
- Hę?
Teraz to już całkiem zgłupiał. Kompletnie nie rozumiał, co jego przyjaciel miał na myśli. Nieco oprzytomniał, kiedy Mugino pochylił się i pocałował go krótko w usta.
- Mug...?
- Tęskniłem, Kono. - wymruczał, praktycznie się nie odsuwając. Łaskotał Sarutobiego swoim oddechem w usta. Konohamaru powoli wsunął dłoń we włosy przyjaciela i przyciągnął go do siebie. Mugino mruczał z zadowoleniem, gdy ten drugi odwzajemniał jego pocałunki i pieszczoty na policzkach.
W pewnym momencie zerknął w stronę dzieciarni, upewniając się, że śpią, po czym sięgnął dłonią do rozporka wnuka Trzeciego.
- H-hej! - zawołał cicho, łapiąc go za nadgarstek.
- Hm. - mruknął i znów go pocałował, nic nie robiąc sobie z jego oporu i rozpiął jego spodnie.
- Mugino, proszę...! - sapnął – No... No weź, dzieciaki śpią kawałek dalej!
Siedzący na kolanach mężczyzna westchnął ciężko, prostując plecy.
- Nie było mnie cztery lata, Konohamaru. - mówił spokojnie, chociaż widać było jego drżące brwi, co sugerowało, że jest zdenerwowany – Nie było dnia, żebym o tobie nie myślał, nie tęsknił za tobą, twoim dotykiem, twoimi durnymi żartami i bezdennym żołądkiem. Nawet nie wiesz, jaki podekscytowany byłem, kiedy Hokage przydzielił mnie na tą misję do twojej drużyny. - spojrzał mu głęboko w oczy – Odkąd tylko cię zobaczyłem, czekam, aż poświęcisz mi choć trochę swojej uwagi, ale ty ciągle tylko te bachory i bachory.
- Mugi...
- Prawdopodobnie zaraz po powrocie do wioski znowu wyjeżdżam. To może być moja ostatnia okazja, żeby znów poczuć się twój, nim znowu nie zobaczę cię przez kilka lat. A nie jestem głupi. Wiem, że któregoś razu wrócę, a ty będziesz kogoś innego. - uśmiechnął się smutno – Zapomnij chociaż na pięć minut o swoich małych bachorkach i się mną zajmij, Sarutobi, albo wstrzyknę ci sam wiesz co, i sam to załatwię.
Patrzyli przez chwilę na siebie w milczeniu, aż Konohamaru parsknął cichym, nieco niezręcznym śmiechem.
- Wystarczyło powiedzieć, kore. Zatrzymalibyśmy się w motelu. - zabrał ręce, dając mu znak, że nie będzie się już sprzeciwiał.
Mugino wyglądał na usatysfakcjonowanego. Zgarbił się, rozpinając spodnie Sarutobiego i zsunął je razem z bielizną do jego kolan. Mężczyzna zadrżał lekko z zimna.
- Mm... Masz lubrykant, kore? - uniósł lekko brwi, widząc spojrzenie, które mu posłał – Głupie pytanie, kore. Zawsze nosisz przy sobie swój zestaw małego maniaka bdsm. - wymamrotał pod nosem.
- Chyba nigdy nie widziałeś zestawu do bdsm. - stwierdził, marszcząc brwi – Widzę, że muszę cię doedukować. -sięgnął do swojej torby i wyciągnął z niej małą, fioletową tubkę, po czym podał ją Sautobiemu. Ten zakręcił palcem, dając mu sygnał. Mugino lekko się zarumienił, po czym pośpiesznie zdjął swoje spodnie i znów uklęknął.
- Jasne, jasne, kore. Ta wiedza na pewno mi się przyda. - z lekkim uśmieszkiem rozlał obficie lubrykant na palce, po czym leniwie sięgnął, wsuwając swa z nich w rowek przyjaciela.
Mugino jęknął przeciągle. Chwycił ostrożnie powoli twardniejącego penisa u podstawy i uniósł, przyglądając mu się.
- Pieprzony mutant.
Konohamaru zachichotał na tą uwagę, powoli, nieśpiesznie poruszając palcami.
- Jesteś spokrewniony z jakąś małpą, prawda?
- Um... Obaj wiemy, że teraz marudzisz, ale za chwilę będziesz rozanielony, kore. - wysunął palce i żartobliwie klepnął go w pośladek.
- Hmpf! - prychnął, po czym pochylił się i wziął kutasa Sarutobiego do ust. Przymknął oczy i poruszył uszami, słuchając westchnięć swojego partnera. Nie było szans, żeby wziął go w całości do ust. Zadławiłby się, jak nic. Tego, czego nie mógł objąć wargami, dopieścił dłonią, drugą ugniatając jego jądra.
- Mmm... Chyba już, kore. - mruknął, rozsuwając w kilka różnych stron trzy palce. Mimowolnie zerknął w stronę dzieci. Mugino mógł mówić co chciał, ale jakby teraz się obudzili, to on sam musiałby się gęsto tłumaczyć przed Naruto.
Mężczyzna odsunął się i wyprostował. Spojrzał lekko zamglonym wzrokiem na Sarutobiego.
- Chciałbym móc jutro się ruszać bez bólu.
- Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej, kore. - uśmiechnął się nieznacznie, przemasowując swojego dziubdziusia.
Mugino westchnął cicho i stanął na kolanach, okrakiem nad Konohamaru. Ten, korzystając z okazji, położył dłonie na jego biodrach i zbliżył twarz do jego krocza. Przejechał wargami po przyrodzeniu przyjaciela i na krótki moment wsunął nos w jego włosy tam na dole, zaciągając się.
- Jesteś ohydny.
- Lubię zapach twojego piżma. Szczególnie tuż przed, kore.
- Jesteś ohydny i chory.
Sarutobi zachichotał, odsuwając się. Skinął palcem, dając mu znak.
Mężczyzna przygryzł wargę, rumieniąc się i powoli zgiął kolana, nadziewając się na penisa partnera.
- Och...! - wsadził pięść w usta, żeby zagłuszyć dźwięki. Konohamaru odchylił głowę, kierując zamglony wzrok w korony drzew.
- ....kooooreeee....
Zagryzając usta niemal do krwi, Mugino zmienił ułożenie nóg na takie, by móc samemu unosić się i opadać. Zamarł na chwilę, czując jak palce silniejszego mężczyzny zaciskając się na jego pośladkach. Spojrzał spod przymrużonych powiek prosto w niebieskie, czujne oczy.
- Ruszaj się, kore. - mruknął władczo.
Drugiego mężczyznę przeszedł elektryzujący dreszcz, po czym posłusznie wykonał polecenie. Objął ramionami szyję partnera i zaczął pracować nogami, poruszając się w górę i w dół penisa, na którym siedział. W pewnym momencie zabrał jedną rękę, chcąc zająć się również sobą.
- Nie. - usłyszał tuż przy uchu.
- Ko...Kono... - wydyszał.
W odpowiedzi mężczyzna przygryzł płatek jego ucha, a następnie dmuchnął do środka ciepłym powietrzem, drażniąc go. Poczuł jak wsuwa dłonie pod jego bluzę i błądzi po jego ciele, badając wszystkie blizny, sprawdzając ile i jakie doszły od ich ostatniego spotkania.
- Kono, proszę...
- Zaraz, kore. - mruknął – Przyśpiesz. - polecił mu. Mugino zacisnął zęby i zwiększył tempo – Jeszcze, kore...
Jęknął.
- Nie dam rady...!
Usłyszał niezadowolone chrząknięcie, a chwilę później leżał już plecami na ziemi. Sarutobi wsunął jedną dłoń pod jego kark, a drugą owinął wokół przyrodzenia. Pozycja nie była dla niego szczególnie wygodna, ale zdawał się tym nie przejmować. Poruszał się płynnie, wchodząc i wychodząc. Gdy tylko Mugino zaczął tracić nad sobą kontrolę i ciut za głośno jęczał, przykrył jego usta swoimi, zduszając dźwięki.
Po kilku minutach Konohamaru doszedł, w ostatniej chwili wychodząc z przyjaciela.
- Masz szczęście... - wysapał, mrużąc oczy.
Zachichotał w odpowiedzi.
- Wiem, wiem, kore. Zabiłbyś mnie na miejscu, gdybym doszedł w tobie. - z delikatnym uśmieszkiem, pociągnął kilka razy w górę i w dół dłonią, pomagając jemu również osiągnąć spełnienie. Czystą dłonią sięgnął do torby z bronią Mugino – Masz resztę swojego zestawu małego maniaka bdsm? - zanurkował do wnętrza, szukając czegoś, co nie będzie kunaiem lub shurikenem.
- Przestań to tak nazywać! - warknął. Odwrócił wzrok, zerkając na bachory – Tak, czerwony zwój.
Wygrzebał wspomniany zwój i rozwinął go. Przejrzał pobieżnie znaki i odpieczętował formułkę z mokrymi chusteczkami.
- Zapobiegawczy, kore. - mruknął pod nosem. Najpierw oczyścił siebie, a następnie ostrożnie zrobił to samo z przyjacielem.
Odpieczętował dwa zestawy ubrań i zdjął z siebie swoją bluzę.
- Co ty robisz?
- Pobrudziłeś mnie, kore.
- To weź swoje ubrania!
- Moja torba jest przy dzieciach. - zrobił smutną minę – Nie będę chodził przy nich z dziubdziusiem na wierzchu.
Mugino patrzył na niego z mieszanką niedowierzania i szoku.
- Nie wierzę, że nadal mówisz „dziubdziuś".
- ...kore?
- To obrzydliwe.
- Mój dziadek zawsze tak mówił.
- To okrutnie obrzydliwe. - skrzywił się – Niszczysz obraz Trzeciego Hokage w mojej głowie.
Konohamaru przez chwilę patrzył mu w oczy, po czym wzruszył ramionami i ubrał się w ubrania podkradzione przyjacielowi. Mugino westchnął ciężko i sięgnął po drugi zestaw. Kiedy był w trakcie naciągania na siebie bluzy, poczuł coś zimnego na swoich udach. Drgnął i spojrzał w dół. Sarutobi smarował właśnie jego nogi maścią rozluźniająco-łagodzącą.
- Wybacz, że znowu... No wiesz, kore. - uśmiechnął się słabo.
Przez chwilę przyglądał się jego profilowi, po czym złapał go za podbródek i pociągnął do siebie, całując krótko.
- W porządku. Seks z małpą niesie za sobą ryzyko.
- Jesteś okrutny, kore...! - jęknął.
Mugino uśmiechnął się lekko, wciągając na tyłek bieliznę i spodnie.
- Możemy chyba się trochę zdrzemnąć.
- O? Ty i zdrzemnąć na misji? Że wszyscy w jednym momencie? Przeziębiłeś się od leżenia na ziemi?
Trzepnął go otwartą dłonią w tył głowy.
- Au, kore!
- Jak chcesz to, siedź na czatach. - burknął, pieczętując niepotrzebne rzeczy z powrotem w zwoju – w tym ich brudne ubrania – i odpieczętował sobie kocyk, z którym zwinął się pod drzewem, biorąc leżący obok szalik Konohamaru jako poduszkę.
Po chwili poczuł jak koc unosi się, a obok niego pojawił się silny zapach Sarutobiego. Mruknął cicho, zmieniając pozycję na taką, gdzie opierał głowę na torsie partnera.
- Hm. Kono?
- Hm?
- Bardzo za tobą tęskniłem.
- To tak się stoi na czatach, co, dattebasa?!
Mugino niechętnie uchylił oczy, aby spojrzeć na tego denerwującego blondynka. Jakim prawem ten mały sukinkot niszczy jego błogie chwile w objęciach śpiącego Konohamaru?
- Hmpf. - naciągnął mocniej koc na twarz. Głupi bachor.
- Haha...! Trochę nam się przysnęło, kore...! - Konohamaru poruszył się, próbując wstać.
Idiota. Mugino mógłby tak trwać jeszcze kilka godzin.
- Zjedliście coś już?
Sarutobi w końcu wstał, w pośpiechu łapiąc pierwszy lepszy szalik, który wpadł mu w ręce i rozpoczął swoją poranną rutynę ogarniania swoich małych bachorków.
Mugino nadal siedział pod kocem, ściskając w dłoniach błękitny szalik. Konohamaru zdawał się nie widzieć, że wziął zły. Kompletnie nie było mu do twarzy w pomarańczowym.
Niechętnie wstał, zawiązując niebieski materiał wokół swojej szyi i poprawił go, chcąc móc zaciągać się zapachem Sarutobiego przy każdym oddechu.
- Seks z małpą niesie za sobą ryzyko.
Stanął jak wryty. Powoli obrócił głowę w stronę, skąd dobiegł go chłopięcy głosik. Stał tam, ten dziwny blady dzieciak o lekko przerażających oczach. Uśmiechał się. Jak mały psychopata.
- Co? - mruknął.
Dzieciak uśmiechnął się szerzej. Mugino poczuł się trochę niekomfortowo. Ten, jak mu tam, Mitsuki po prostu ruszył się i podreptał za Konohamaru jak mała kaczuszka za mamą. Mężczyzna odprowadził go wzrokiem.
- Co do kurwy...?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top