Pamiętnik Prolog 01.02.2015
Dzisiaj był mój pierwszy dzień w nowej szkole. Nienawidziłam poprzedniej, więc ochoczo patrzyłam w przyszłość jako uczennica 1 klasy Gimnazjum Shingeki. Zawsze łatwo nawiązywałam nowe znajomości, także nie martwiłam się specjalnie tym, że nikogo nie znam.
Do szkoły dotarłam bez problemu, z resztą ciężko ją było przeoczyć, bo wyglądała jak Koloseum bez okien (mała aluzja do murów :-). Problemy zaczęły się dopiero w środku, gdzie budynek był jeszcze większy, niż z zewnątrz. Rozglądałam się za salą, w której to powinna odbyć się moja pierwsza lekcja, przez co nie patrzyłam pod nogi. I JEB!!! W tym momencie tylko pod nogami było na co patrzeć :-).
Otóż biegnąc w poszukiwaniu sali wpadłam centralnie na czarnowłosego chłopca, który rozłożył się jak długi pod moimi stopami. A długi to on nie był :-). Poważnie, miał jakieś metr sześćdziesiąt wzrostu, co przy moim 1,76 nie prezentowało się imponująco. Pewnie nie jest z tej szkoły. Zatroskana spojrzałam na niego i zapytałam:
-Nic ci się nie stało, chłopczyku? Bardzo cię boli? Zgubiłeś się? Chyba nie jesteś stąd...
Wtedy zobaczyłam twarz "chłopczyka". Wykrzywioną żądzą mordu, jakiej jeszcze nigdy nie widziałam. Trochę nie w porę zrozumiałam swój błąd w ocenie wieku nieznajomego. Już miał rzucić się na mnie z pięściami (co swoją drogą z boku musiało strasznie komiczne wyglądać), lecz wtedy jego ręka lecąca z zaskakującą prędkością w kierunku mojej twarzy zatrzymała się w pół drogi, przytrzymana przez uścisk dłoni nauczyciela. Na oko 30-letniego blondyna w niemieckim typie. Przystojny.
Spojrzał na agresora tak poważnym wzrokiem, że temu natychmiast odechciało się bójki i tylko cicho klnąc coś po niemiecku spieprzał, aż się za nim kurzyło:-). Najwyraźniej kimkolwiek był ten facet, musiał budzić strach.
- Wszystko dobrze? Nie zrobił ci krzywdy? Chyba cię tu wcześniej nie widziałem... - zapytał z troską w głosie wyciągając do mnie rękę.
- Tak, jestem cała. Nie mógł mnie pan widzieć wcześniej, bo doszłam do ID dopiero dzisiaj. Swoją drogą kim był tamten, co prawie wydrapał mi oczy tymi swoimi małymi łapkami? :-)
Po wzroku nauczyciela wnioskowałam, że nie pierwszy raz przeprowadza z nowym rozmowę na temat tego typa.
- Widzisz, on nazywa się Levi. I bynajmniej nie jest taki kruchy i delikatny na jakiego wygląda. To postrach całej szkoły, gdybym go nie powstrzymał, pewnie nic by z ciebie nie zostało. Słyszałem waszą rozmowę.
No, tego się nie spodziewałam.
- A właśnie, jeszcze się nie przedstawiłem! - dodał nauczyciel po chwili milczenia - Jestem profesor Erwin Smith, uczę historii. Klasa ID to wychowankowie profesora Shadisa, może cię zaprowadzić? - zaproponował.
- Bardzo proszę. Nazywam się (T. I. T. N).
Odprowadzona przez pana Smith'a pod klasę otworzyłam drzwi. Akurat było 15 minut przed pierwszą lekcją i większość klasy już siedziała na swoich miejscach. Panujący rozgardiasz zamilkł niemal natychmiast w chwili, kiedy przekroczyłam drzwi. Wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Niektóre życzliwe, inne mniej. Pierwszym wolnym miejscem, które rzuciło mi się w oczy była całkowicie pusta ławka w środkowym rzędzie, pomiędzy 2 linią, gdzie siedział wysoki szatyn i piegowaty brunet, a 4, zajmowaną przez przystojnego chłopaka z zielonymi oczami i dość przerażającą z wyglądu Azjatkę. Na wszelki wypadek zapytałam:
- Nie macie nic przeciwko, że tutaj usiądę?
Pierwszy odpowiedział zielonooki. Z promiennym uśmiechem odparł:
- Oczywiście, tutaj siedzi mój przyjaciel Armin, ale na pewno nie będzie miał nic przeciwko! Nowi są zawsze mile widziani! A tak wogóle to Eren jestem! - powiedział dalej uśmiechnięty chłopak, wyciągając do mnie dłoń.
- Jestem (T. I), miło mi...
Dłoń Erena była bardzo ciepła. Trochę się zarumieniłam. Był taki słodki:-). W przeciwieństwie do siedzącej obok niego dziewczyny, która patrzyła na mnie wzrokiem kruszącym granit. W tej chwili dostrzegłam uderzające wręcz podobieństwo do Levi'a! Może to jego siostra... A na pewno wielbicielka Erena, bo dopóki ten nie puścił mojej ręki cały czas mordowała mnie wzrokiem. Chłopak to zauważył i wyraźnie zdenerwowany powiedział:
- (T. I), to moja siostra, Mikasa.
- Przyrodnia siostra. - poprawiła go czarnowłosa.
- PRZYRODNIA siostra. W każdym razie nie musisz się jej bać, jest bardzo miła, tylko trochę nieufna. A ty Mikasa, nie gap się tak na (T. I), bo ją zabijesz! - zaśmiał się Eren, ale po jego tonie czułam, że wcale nie jest mu do śmiechu i nie po raz pierwszy Mikasa robi takie sceny.
Zaraz potem odezwał się szatyn z ławki 2 ławki.
- Ja nazywam się Jean. Ten obok mnie to Marco. W sumie pierwszy raz żałuję, że siedzi właśnie tutaj, bo inaczej mogłabyś usiąść że mną. - zasugerował z szerokim uśmiechem i puścił do mnie oczko. Klasowy Casanova za trzy dychy, nie ma co. Ale chyba go polubię, wprowadza radosną atmosferę.
Marco nie odezwał się ani słowem. Albo był nieśmiały, albo niemiły. Obstawiałam to pierwsze, wyglądał naprawdę sympatycznie. Uśmiechnęłam się do niego, a on spalił buraka i odwrócił się do tablicy! Nie no, nie wierzę! Czy w tej szkole są sami słodcy faceci? Nie, przecież jest jeszcze Krasnal Levi (jakby ktoś nie zauważył, "krasnal" rymuje się z "kapral", takie małe nawiązanie :-). No ale jednego odszczepieńca jestem w stanie wybaczyć. Ciekawe, jaki jest ten cały Armin...
Nagle drzwi się otworzyły i wpadły dwie zdyszane, blondwłose dziewczyny, zapewne bliźniaczki. Obie miały duże, niebieskie oczy i podobne twarze, ale jedna była nieco wyższa i z krótszymi włosami, mniej więcej do ramion. Właśnie ona podeszła do 3 ławki i spojrzała na mnie z niekrytym zdziwieniem. Spytała słodkim, dziewczęcym głosem:
- Kim ty jesteś i co robisz na moim miejscu?
Na to ja pytaniem na pytanie:
- Co JA tutaj robię? Chyba raczej co TY tutaj robisz! Eren powiedział mi, że oprócz jakiegoś Armina w tej ławce nikt nie siedzi. Dlatego pozwolił mi tutaj usiąść. A tak swoją drogą, widziałaś go po drodze? Powinien już dawno być. Poza tym, zawsze możesz usiąść że swoją siostrą, obok niej chyba też nikt nie siedzi. Bo szczerze mówiąc chciałabym tutaj zostać.. - powiedziałam patrząc po chłopakach. Dopiero teraz zauważyłam, że wszyscy dookoła (poza Mikasą, utrzymującą swój niezachwiany pocker face) powstrzymują się od śmiechu! Pierwszy pękł Eren:
- (T. I), hahaha, bo ty ha musisz o czymś wiedzieć hahahaHAHAHA! Posłuchaj mnie haha (T. I) hahaHA!
- Po pierwsze, nie rozumiem, co w tym śmiesznego, a po drugie, poznaliśmy się dosłownie chwilę temu, wstrzymaj konie, mości książę...
Tym razem nie wytrzymał Jean. Rżąc jak koń (już wiem, skąd przezwisko końska morda ze strony Erena) i ledwo trzymając się na nogach wystękał:
- (T. I), to jest właśnie hahahHAha Armin, to jego miejsce hahahHAhaHA!
-COOOO?!
Okej, dzisiaj przytrafiło mi się wiele dziwnych rzeczy, od ataku półtorametrowego "postrachu szkoły", przez oczy pana Smith'a aż po cudownych sąsiadów w ławkach obok, ale TO wygrywa w cuglach!
Pośpiesznie zaczęłam przepraszać chłopaka, ale niewiele to pomogło, bo wyglądał, jakby miał się za chwilę rozpłakać. Nawet go nie znam, a już przeze mnie cała klasa się z niego śmieje, no po prostu super. Nagle zupełnie znikąd pojawiła się ciemnoskóra dziewczyna, wyższa nawet ode mnie (no chyba że to facet a ja znowu się pomyliłam :-). Zwyzywała wszystkich z góry do dołu w bardzo mocnych, żołnierskich słowach i nagle przeszła im chęć na dalsze nabijanie się z Armina. Dopiero później okazało się, że też się pomyliła i myślała, że wszyscy śmieją się z Christy (którą wcześniej wzięłam za bliźniaczkę Armina, Boże, jaka ze mnie sierota..). To właśnie orientalna dziewczyna, chyba miała na imię Ymir zajęła wolne miejsce obok Christy. Na którą im dłużej patrzyłam, tym bardziej zastanawiałam się, jak mogłam wziąć Armina za jej siostrę bliźniaczkę. Przecież jakby się tak dobrze przyjrzeć, to wcale nie są podobni!
Co prawda moja relacja z Arminem nie zaczęła się za dobrze, ale kiedy już sytuacja się uspokoiła i zaczęliśmy rozmowę, naprawdę zaczął mi imponować. Miał własne i poparte argumentami zdanie na wszystkie możliwe tematy, był na bieżąco z aktualnymi wydarzeniami politycznymi, sportowymi i że świata. Coś niesamowitego!
- Armin, miej świadomość, że jak padnie internet to ciebie, a nie telefony będą ludzie pytać o pogodę! Sam jesteś jak smartfon: mały, ładny i o wszystko można cię spytać, a ty zawsze znasz odpowiedź!
Na te słowa blondynek spalił buraka i spuścił wzrok na swoją książkę. Widać było, że nie przywykł do tak bezpośrednich komplementów. To jasne, że jest nieśmiały i raczej strachliwy, poza tym nie licząc Erena i Mikasy prawie do nikogo się nie odzywał.
A co do reszty klasy to podczas przedstawienia na pierwszej lekcji (godzina wychowawcza z panem Shadisem, rany, co za świr, druga wojna się skończyła :-) podali tylko swoje imiona, po tym, jak poznali moje. Pewnie nie zapamiętam wszystkich od razu, ale na szczęście każdy jest raczej charakterystyczny. Po sprawdzeniu listy zapamiętałam tyle, że nikt się tutaj normalnie nie nazywa, wszyscy mają nazwiska jak następcy James'a Bonda:-). Kirschtein, Arlert, Ackerman... Najwyraźniej w tym mieście jest wiele rodzin imigrantów. Najbardziej zapadło mi w pamięć nazwisko Erena. Jaeger to po niemiecku "łowca", w sumie jest coś drapieżnego w jego oczach...
Następna była historia, mój ulubiony przedmiot. W sumie cieszyłam się jeszcze przed wejściem do sali, ale w środku czekało mnie naprawdę pozytywne zaskoczenie.
- Pan Smith..
Tak, superbohater, który uratował mnie przed tym narwanym pokurczem, będzie uczył mnie historii! Może moją wiedzą jakoś mu się odwdzięczę za tamtą pomoc, także w znalezieniu sali.
- O, panienka (T. N)! Nie mówiłem, że uczę tutaj historii? Wyglądasz na zdziwioną.
- Mówił pan, ale nie spodziewałam, się, że akurat tę klasę.
- Poza mną jest jeszcze tylko profesor Dok, ale dobrze, że trafiłaś właśnie na mnie. On nie jest nawet w połowie tak dobrym nauczycielem! - zaśmiał się Smith. Z jego oczu faktycznie można było wyczytać dużą wiedzę.
Na lekcji zabłysnęłam jak nikt. Nawet Armin zbierał szczękę z podłogi! Po lekcji podszedł do mnie Jean i Marco. A w zasadzie Jean ciągnący za sobą Marco. Szatyn zapytał się, skąd znam pana Smith'a. Opowiedziałam skrótowo całą historię dzisiejszego poranka. Jean chciał chyba nawet coś powiedzieć, ale pierwszy wyrwał się Marco:
- Chcesz przez to powiedzieć, że nazwałaś Levi'a dzieciakiem?! Przecież to postrach całej szkoły, wszyscy się go boją i trzeba być SAMOBÓJCĄ, żeby go zlekceważyć! - wykrzykiwał i rozglądał się w panice, zupełnie, jakby zainteresowany miał się zaraz tutaj pojawić.
- Marco, uspokój się. - próbowałam wyprowadzić biedaka że stanu podgorączkowego. - Konus tak się wystraszył pana Smith'a, że spieprzał, aż się za nim kurzyło!
Po tych słowach rumieńce na twarzy Marco zaczęły powoli blednąć. Spuścił głowę i wyszeptał cicho:
- On jest naprawdę nieprzewidywalny, nie prowokuj go więcej, nie chcę, żeby naprawdę coś ci zrobił..
- Przecież nie zrobiłam tego złośliwie! Zresztą nie ma pięciu lat, nie będzie się w nieskończoność wściekać o taką pierdołę! Ale i tak dzięki za troskę, Marco. - powiedziałam z uśmiechem.
Tak jak myślałam, Marco nic, tylko pomaga innym. Tak się o mnie martwi, chociaż prawie wcale mnie nie zna! A może coś jest na rzeczy? W końcu w stosunku do reszty nie jest AŻ tak miły... Chociaż pewnie to przez to, że jestem nowa.
Reszta lekcji minęła bez większych problemów, a po ostatniej okazało się, że jedna dziewczyna, chyba Sasha (chociaż i tak wszyscy zwracali się do niej Ziemniaczana Panna), wraca do domu tą samą drogą co ja. Szłyśmy więc razem i brunetka była naprawdę sympatyczna, lubię ekscentrycznych ludzi, ale mogłaby trochę mniej paplać o jedzeniu.
Podsumowując, pierwszy dzień był naprawdę udany, mam nadzieję, że z Mikasą i Levi'em nie będzie większych problemów (chociaż to pewnie próżne nadzieje) no i że uda mi się lepiej poznać chłopaków :-).
############
Co sądzicie o pierwszym rozdziale? Jesteście ciekawi, co będzie dalej? Jeżeli opowieść spotka się z pozytywnym odbiorem, będę kontynuować! Jak myślicie, z kim was ostatecznie zeswatam?♥️♥️♥️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top