O Co Im Chodzi?

Czytajcie do końca! Jest info!

READER POV
Nie no, czy ta farsa się nigdy nie skończy? O co oni tak w zasadzie rywalizują? Armin radził mi, żeby ich olać bo i tak nic nie zmienię. Że oni po prostu tak mają. Ale czy to naprawdę takie dziwne, że chcę żeby moi przyjaciele normalnie ze sobą rozmawiali? Chociaż tyle! To chyba nie jest aż tak dużo?

Zaciagnęłam Erena do pielęgniarki (nie do końca po jego woli), a po dotarciu na miejsce naszym oczom ukazała się dobrze wszystkim znana tabliczka "Wracam za 5 minut". Poważnie, jak znajdę tego, kto zatrudnił tę kobietę będę musiała zamienić z nim parę słów.
Westchnęłam ciężko i spojrzałam na chłopaka z rezygnacją.
- No cóż, wychodzi na to, że sama będę musiała się tobą zająć jak Pan Bóg przykazał. - wyciągnęłam ręce przed siebie i wyłamałam kostki palców - Wchodzimy. Bez dyskusji. - ruchem dłoni zgasiłam Erena, który właśnie otwierał usta, żeby zaprotestować. Później tą samą ręką nacisnęłam klamkę. Na szczęście drzwi gabinetu były otwarte. Nie mam zamiaru czekać na siostrę, trzeba się jak najszybciej upewnić, że nic mu nie jest. Może nie do końca to zgodne z regulaminem ale halo, szczękę człowiek ma tylko jedną!
Znowu zaczął marudzić, że nic mu nie jest i nie potrzebuje lekarza.

Rany...
Ta męska duma naprawdę mnie wkurza. Nie wiadomo czy wszystkie kości ma całe i jeszcze będzie mi tu zgrywał twardziela?! Wogóle, kto to widział żeby bić się do krwi?! Jak już sprawdzę, czy wszystko z nim w porządku czeka nas mała pogadanka. Jean'em zajmę się później.
Pokój był taki, jak można było się spodziewać - sterylnie czysty. Przynajmniej łatwo znajdę wszystko, czego mi potrzeba.
- Dobra, żaden ze mnie lekarz, ale wiem tyle, że musisz przemyć ranę. Przepłukaj usta, zobaczymy czy krwawisz. - powiedziałam nie patrząc na niego, bo właśnie grzebałam w szafkach.
- Ale (Imię)... Przecież ci mówiłem, że nie potrzebuję pomocy... - znowu zaczął się opierać.
Westchnęłam ciężko. A mówią, że ja jestem uparta.
- Za to ja mówiłam, żebyś przemył ranę. - wyszeptałam jeszcze spokojnie, ale byłam na skraju wytrzymałości - O co ci tak właściwie chodzi? Chcesz, żeby wdało się zakażenie? Możesz mieć złamaną żuchwę albo jeszcze coś gorszego! To naprawdę nie jest czas i miejsce na zgrywanie kozaka! - jednak nie wytrzymałam. Rany, nawrzeszczałam na niego.
Mina Erena pokazywała wyraźnie, że jest w ciężkim szoku. Chyba nigdy jeszcze nie widział, jak tracę nad sobą kontrolę.
- Przepraszam za to. Ale naprawdę powinieneś zrobić, co mówię. Jak nie, będzie cię jeszcze bardziej bolało. - chciałam mu choć trochę wynagrodzić ten wcześniejszy wybuch. Wyciągnęłam rękę w kierunku jego twarzy. Ale wtedy...

EREN POV
Odtrąciłem dłoń (Imię). Dźwięk rozbrzmiał w całym pokoju. To wszystko wydarzyło się tak szybko... Nawet nie zauważyłem, że moja ręka poszła w ruch.
- Eren... - wyszeptała dziewczyna, obejmując prawą dłoń lewą - Za to to było?! Chciałam Ci tylko pomóc! - krzyknęła z wyraźnym żalem w głosie.
Boże, co ja najlepszego zrobiłem..?
Dlaczego właściwie jej nie posłuchałem? Już w klasie wszystko poszło jak chciałem. Boląca żuchwa to żadna cena. Grunt, że cała wina spadła na Konia a na byłem czysty. Należało mu się po tym, jak mnie wtedy upokorzył. (Imię) weszła do klasy w idealnym momencie, jak planowałem. Teraz Jean jest w jej oczach nic nie wart.

Więc czemu? Skąd ta niepewność? Co ja tam właściwie chcę osiągnąć? Niby poszło jak po maśle i powinienem się cieszyć. A nawet przyznać się, jak bardzo mnie boli, bo wtedy (Imię) jeszcze bardziej znienawidzi Jean'a.
Więc czemu tego nie robię?
Spojrzałem na dziewczynę. Była wściekła. Przez własną niepewność odtrąciłem jej pomoc i sprawiłem przykrość. Ah, co ja się będę bawić w eufemizmy, UDERZYŁEM JĄ! A przecież nie zrobiła nic złego!
Co ja robię do jasnej cholery? Najpierw czegoś chcę, potem to robię i na końcu żałuję? Jak to żałuję? To jest żal? Rany, głowa mnie od tego boli, to wszystko jest kompletnie bez sensu...
Nadmiar emocji buzował we mnie jak woda w gejzerze. Spuściłem głowę bo nie byłem w stanie patrzeć jej w oczy. Nawet nie zauważyłem, jak z moich własnych zaczęła się sączyć woda.

- Eren... - wyszeptała z troską w głosie, jakby cała złość uleciała w siną dal. Dopiero wtedy poczułem wilgoć na mojej twarzy. No pięknie, popłakałem się. Jestem taki żałosny...
Podniosłem wzrok spowrotem na (Imię). Na pewno mnie teraz wyśmieje...
Ale nie. Ona po prostu podała mi chusteczkę i uśmiechnęła się pokrzepiająco. Od razu jakoś lepiej na sercu. Nie musiała nawet nic mówić.
Otarłem łzy i usiadłem na stojącym niedaleko krześle. Poza Arminem i Mikasą nikt nigdy nie widział jak ryczę. No może jeszcze rodzice. Rany, jaki wstyd...

- Przepraszam. - wydukałem dalej lekko łamiącym się głosem - Strasznie cię przepraszam... -
- Dobrze, już cicho. - powiedziała spokojnie, wyciągając dłoń na znak, żebym przestał - To przemyjesz czy nie? - zapytała w taki sposób, jakby świadomie chciała odłożyć rozmowę o moim zachowaniu na później, bo moje zdrowie jest ważniejsze. Naprawdę złota dziewczyna.
Tym razem postanowiłem się nie opierać. Dalej miałem w głowie kompletny mętlik, ale stwierdziłem, że lepiej jej na tę chwilę posłuchać.
Nabrałem wody z kranu do ust, użyłem jak płynu do płukania i wyplułem. Była cała czerwona. Nie bałem się krwi, ale taki uraz miałem pierwszy raz. Czułem posokę już wcześniej, ale nie wiedziałam skąd dokładnie płynie.

Teraz już wiedziałem. Razem z wodą wyplułem jeden z moich zębów, który odbił się od umywalki i wystrzelił w górę, gdzie mogłem go złapać. Z tylnej części szczęki znów zacząłem czuć napływającą krew.
Pokazałem wszystko (Imię). Wyglądała na mocno zaniepokojoną. Chciała chyba nawet coś powiedzieć, ale wtedy drzwi nagle się otworzyły i stanęła w nich pielęgniarka. Swoją drogą, chodzę do tej szkoły już około pół roku, a nigdy jeszcze nie widziałem jej na oczy. A należę do klubu sportowego. Niech to posłuży wszystkim jako moja opinia.
Wyglądała zresztą dokładnie tak, jak mógłbym sobie ją wyobrazić. Źle dopasowany uniform pielęgniarki, fryzura przypominająca mrowisko, za dużo pudru na twarzy i znudzone spojrzenie. Kiedy doszło do mnie, że muszę oddać zdrowie w jej ręce przeszedł mnie dreszcz strachu, nie będę udawał że nie. Nagle nastawianie zwichniętej kostki w szpitalu parę miesięcy temu wydało się wręcz zabawne.
Pewnie stalibyśmy tak do wieczora, ale (Imię) wykazała się większą trzeźwością umysłu niż ja, dzięki Bogu. Pewnie uznała, że skoro zaszło to tak daleko, to doprowadzi moje leczenie do końca. Pewnie gdyby pielęgniarką okazał się sam Szatan, też by nie odpuściła. Jak zwykle zresztą.

Wytłumaczyła tej kobiecie całą sytuację, czyli dlaczego wogóle tu jesteśmy i co mi się stało. Nie wyglądała na specjalnie usatysfakcjonowaną. Bez większych emocji kazała mi usiąść na łóżku i za pomocą lusterka na patyku [wiecie, takie jak mają dentyści. Cholera wie jak to się fachowo nazywa dop. aut.] zajrzała mi do ust. Nie było to co prawda najprzyjemniejsze doświadczenie na świecie (śmierdziała tanimi pachnidłami z bazaru), ale przynajmniej nie bolało bardziej.
- Masz szczęście. Siniak będzie, ale kości są całe. Ząb nie był złamany, wypadł ci w całości. Na dodatek to mleczak, chyba twój ostatni. Co prawda rozciął ci lekko dziąsło, ale za kilka dni powinno się zasklepić. Nic ci nie będzie, ale dopóki ci nie odrośnie staraj się jeść drugą stroną i nie ruszać szczęką zbyt gwałtownie. Zresztą, po co ja ci to mówię, pewnie doskonale to wiesz. Najważniejsze, że nie ma złamania a żuchwa jest na swoim miejscu. - oznajmiła znudzonym tonem, posmarowała policzek maścią na siniaki i kazała wracać na lekcje. Czyli nie jest źle! Uśmiechnąłem się do stojącej w drzwiach (Imię) na znak, że wszystko dobrze. W sumie nie wiem po co, bo przecież doskonale słyszała i sama uśmiechała się z wyraźną ulgą. Przywołała mnie gestem dłoni i razem udaliśmy się w stronę klasy, gdzie nadal trwała godzina wychowawcza. Co prawda dalej bolało, ale świadomość że to nic poważnego bardzo pomagała.

READER POV
Musiałam się dowiedzieć, o co mu chodziło. Ostatnio coraz częściej nie rozumiem ludzi. W sumie nic dziwnego, dopiero niedawno zaczęłam z nimi tak naprawdę żyć. Ale zachowanie Erena było kompletnie bez sensu, to chyba każdy by przyznał. Postanowiłam z nim na spokojnie porozmawiać. Czułam, że za tym kryje się coś większego. Coś związanego z Jean'em. Może wtedy dowiem się, dlaczego do tego wszystkiego doszło.

Poszliśmy na ostanie dziesięć minut godziny wychowawczej. Jak zwykle, kiedy Shadis mówił, panowała bezwzględna cisza. Ale tym razem była jakaś inna. Bo dochodziła do niej atmosfera, którą można było kroić nożem. Oprócz głosu nauczyciela (chociaż bardziej pasowałoby określenie "sierżant") słychać było tylko szuranie długopisu tuż przede mną. Jean musiał albo coś rysować, albo bardzo zawzięcie pisać. Marco mówił mi kiedyś, że jego przyjaciel pisze zawsze, kiedy się denerwuje. To jego sposób na rozładowanie emocji. Obok przemocy rzecz jasna.
Chciałam ich ze sobą skonfrontować. Chciałam, by wreszcie się pogodzili. A jak nie, to niech chociaż zaczną rozwiązywać swoje problemy jak ludzie.

Dzwonek zadzwonił. Kurde, jak ja nienawidzę tego dźwięku! Ale przynajmniej zwiastował zadejście 20-minutowej przerwy. Nie wiem kto wpadł na pomysł takiego odpoczynku już po pierwszej lekcji, ale należy mu się medal. Tym bardziej, że dzięki temu mogę z nimi na spokojnie porozmawiać już teraz.
Wstałam z krzesła, spakowałam wszystko do plecaka [tak, plecaka. Kto wogóle wpadł na pomysł tych idiotycznych toreb?! dop. aut.] i zwróciłam się do chłopaków.
- Eren. Jean. Musimy pogadać. - po co bawić się w udawanie?
Spojrzeli na mnie z niepokojem, ale nie protestowali. Pewnie już się nauczyli, że to bez sensu. I słusznie.
Wyszliśmy całą trójką z klasy i udaliśmy się w kierunku opuszczonej sali od chemii. Panowała tam dosyć niepokojąca atmosfera, ale przynajmniej nikt by nam nie przeszkadzał.
Oparałam się plecami o ścianę i zwróciłam do chłopaków.
- To, co się dzisiaj wydarzyło... Albo nie, po prostu mi wyjaśnijcie. Dlaczego? Bo ja tego pojąć nie mogę. - powiedziałam spokojnie, ale stanowczo.
Eren z Jean'em najpierw spojrzeli na siebie bez słowa po czym Jeager powiedział:
- Dobrze, to może ja pierwszy. Należą ci się wyjaśnienia. - zupełnie pewnie. Jakby nie miał wątpliwości, że racja jest po jego stronie.

*
*
*

Który z przyjaciół ma rację?
Po której stronie opowie się Reader?
A może po żadnej, by nie niszczyć swojej pierwszej prawdziwej przyjaźni?

To już w następnym rozdziale :-)

Tak wiem, podła jestem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top