Nowe Fakty

Początek właściwej akcji. Wybaczcie, że musieliście tak długo czekać, miałam dużo spraw na głowie. Znowu kartka z pamiętnika i ostrzegam, możecie dostać lekkiego WTF, więc uważajcie. Lecimy!
*
*
*
*
*
*
04.03
Piszę na pożyczonej od kogoś kartce, zapomniałam pamiętnika z domu a czuję, że jeżeli czegoś nie zrobię, rozlecę się na milion kawałków. Wszystkie emocje ostatnich dni mieszają się wewnątrz mnie i zlewają w jedną, bezkształtną masę bólu, niedowierzania, strachu, niepewności i rozpaczy. Dalej nie mogę uwierzyć, że cały mój świat wywrócił się do góry nogami w tak krótkim czasie. Nie wiem nawet, czy ostatecznie wyjdzie mi to na dobre czy nie. Niczego już nie jestem pewna. Teraz właśnie siedzę na korytarzu przed salą sądową, czekając na wyrok skazujący w sprawie człowieka, przeciwko któremu niedawno złożyłam zeznania. Ale to wcale nie jest najdziwniejsze. Na krześle obok mnie siedzi... Nie wiem nawet, jak go określić. Cały czas patrzy się na mnie wzrokiem, o który do niedawna w życiu bym go nie podejrzewała.

No tak, osoba, która znajdzie kiedyś ten dziennik zapewne nie będzie miała pojęcia, o co właściwie chodzi. Więc może wypadałoby co nieco rozjaśnić. Zatem po kolei.

*

Wszystko zaczęło się, kiedy uczęszczałam do gimnazjum Shingeki już około miesiąc. Nigdy nie byłam taka szczęśliwa. Moje życie nie było idealne, ale odkąd znalazłam tutaj przyjaciół i mam dokąd wracać, każdego dnia czuję przepełniającą mnie radość. Co prawda nie mówiłam swojej paczce o wszystkim, ale i tak czułam, że mogę na nich liczyć. Odnalazłam pewność siebie, dzięki panu Zacharius'owi. Pani Zoe sprawiła, że nawet biologia przestała być taka straszna. A pan Smith... Ah, pan Smith. To, co się wtedy wydarzyło zmieniło moje spojrzenie na niego diametralnie, ale czy na gorsze? Nie wiem.

*

To było zaraz po ostatniej lekcji, historii. Po dzwonku nie chciałam wracać do domu, więc postanowiłam trochę zostać i pokazać profesorowi książkę pożyczoną od Armina. Jak zwykle swoją wiedzą prawie powalił mnie na kolana. Jakim cudem można pamiętać tyle rzeczy na wyrywki? Zresztą, nie tylko o to chodziło. Mieliśmy takie samo zdanie na temat aktualnych wydarzeń, a nawet kibicowaliśmy tej samej drużynie piłkarskiej! Sama obecność pana Smith'a też była niezwykła. Czułam się przy nim bezpiecznie, tak, jakby pierwszy raz ktoś myślał jak ja. Nigdy nie znałam ojca, ale przeczuwałam, że tak właśnie czuje się dziecko prowadzone przez życie przez kochającego tatę. Znałam go tak krótko, a już wywoływał we mnie takie emocje? Aż dziwne.

Gadaliśmy tak bez opamiętania i kompletnie straciliśmy poczucie czasu. Nim zdążyliśmy zauważyć, za oknem było ciemno! Wiedziałam co będzie, jak przyjdę do domu tak późno, więc chciałam szybko pożegnać się z panem Smith'em i wyjść. Jednak na usta cisnęła mi się jeszcze jedna rzecz. Czułam, że muszę to powiedzieć. Nawet nie wiedziałam dlaczego. I wypaliłam:
- Panie Smith, musi pan o czymś wiedzieć!
Profesor spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem, ale chwilę później uśmiechnął się i spytał:
- Co takiego, (Imię)? Stało się coś? - Troskę w jego głosie można było wyczuć na kilometr. Aż zrobiło mi się cieplej na sercu.
Po chwili milczenia przełamałam się i powiedziałam:
- Nie, nic się nie stało. Chciałam tylko panu podziękować. - Wyrzuciłam z siebie na jednym wydechu i spuściłam głowę.
- Za co takiego?
- Za to, że aż tak mi pan pomógł. To pan jako pierwszy wyciągnął do mnie pomocną dłoń, to dzięki panu uwierzyłam, że istnieją ludzie tacy jak ja, że nie jestem sama. Otworzyłam się na ludzi z klasy i ogólnie się otworzyłam... - Język zaczynał mi się plątać i nie wiedziałam, jak dokończyć tę myśl, żeby nie brzmiało to dziwnie. Więc powiedziałam coś, za co potem nie wiedziałam, czy powinnam się wstydzić, czy nie:
- Wiem, że to brzmi absurdalnie, ale jest pan dla mnie jak ojciec! Nawet mógłby pan nim być! Już jestem do pana podobna, chciałabym być taka jak pan!

Profesor stał przede mną, niezdolny do wypowiedzenia choćby jednego słowa. Z jego twarzy nie byłam w stanie wyczytać konkretnej emocji. Wyglądał, jakby dwa sprzeczne uczucia zlewały się w nim w jedno i nie wiedział, jak zareagować. Ja oczywiście oprzytomniałam natychmiast, gdy pojęłam, co powiedziałam. Już miałam zacząć wszystko odszczekiwać, gdy nagle wydarzyło się coś niewiarygodnego.

Pan Smith zbliżył się do mnie, objął i mocno przytulił. Nie wiedziałam, co mam robić. Ale nie chciałam się wyrwać. To było cudowne uczucie. Takiego poczucia bezpieczeństwa nie czułam jeszcze nigdy. Jakby wszystkie moje problemy uleciały w siną dal i kompletnie straciły znaczenie. Wtem poczułam, że dłonie pana Smith'a delikatnie drżą. Po chwili takiego stania w kompletnej ciszy powiedział lekko załamującym się głosem:
- Nie, (Imię), nie trzeba! Nie próbuj być taka jak ja, bądź po prostu sobą! - Po czym puścił mnie, złapał w locie swoją teczkę i wybiegł z sali.

Targały mną sprzeczne uczucia. Nie byłam do końca pewna co się przed chwilą wydarzyło, ale reakcja profesora bardzo mnie zaniepokoiła. Ale o jej przyczynach miałam się dopiero przekonać.

*

Kiedy wróciłam do domu, byłam cała w nerwach. Z powodu tej historii z profesorem, ale nie tylko. Bałam się reakcji matki, jakby nie było, dość mocno się spóźniłam. Na szczęście niepotrzebnie, spała na kanapie i nawet nie zauważyła, że przyszłam. Popatrzyłam na nią przez chwilę. Gdyby nie alkohol, makijaż i kilka innych rzeczy, o których wtedy nie wiedziałam, pewnie byłaby piękna. Choć nawet to nie przysłoniłoby jej paskudnego charakteru. Widać było, że ma do mnie jakąś urazę, ale nigdy nie chciała powiedzieć jaką. Nie można nazwać tego dręczeniem, ale zawsze była dla mnie chłodna i wyglądała na bardzo rozczarowaną każdym moim najmniejszym potknięciem i niezbyt zainteresowaną sukcesami. W każdym razie nigdy nie czułam, że mam mamę, ale nie narzekałam, bo nie należy wkurzać człowieka, który podaje ci jedzenie.

Miesiąc temu pisałam, że zawsze szybko łapałam kontakt z rówieśnikami. To kłamstwo. Żeby nie myśleć o samotności, uciekałam w książki. A jeżeli już, bardziej preferowałam towarzystwo chłopaków niż dziewczyn. I dopiero niedawno odkryłam, z czego to się bierze. W jakiejś książce o psychologii wyczytałam, że osoby wychowane w niepełnych lub niekochających rodzinach często mają problemy z nawiązywaniem relacji. Jako że moja matka jest, jaka jest ciężej mi zaufać dziewczynom, a że nigdy nie znałam ojca, poszukuję kogoś takiego wśród chłopców. Coś w tym jest. Lubię Sashę, ale dalej nie potrafię jej w pełni zaufać. A od wszystkich innych dziewczyn trzymam się z daleka. Co do chłopców... Pewnie to właśnie przez dzieciństwo postrzegam tak pana Smith'a, tego, który dawał mi bezpieczeństwo, wsparcie i pewność, że komuś na mnie zależy. Ale pan Zacharius, Eren, Jean, Marco, Armin... Ich nie widzę w ten sposób. Nie potrafię stwierdzić dokładnie, co myślę o profesorze, ale chłopaki to moi przyjaciele. W ich gronie też czuję się lubiana, oni też dają mi bezpieczeństwo. Więc dlaczego akurat profesor Smith? Miałam się dopiero dowiedzieć.

*

W nocy nie mogłam spać, więc w szkole nie byłam pierwszej świeżości. A tak naprawdę, to ledwo trzymałam pion. Efekt był taki, że po raz pierwszy przegrałam pojedynek z Christą, bo przysnęłam na ostatnim takcie. Masakra. Na szczęście Jean, Eren i Armin wzięli moją stronę i inni jakoś nie mieli ochoty mi tego wypominać. Na WF też bynajmniej nie miałam siły, ale jak zawsze przewidujący Marco powiedział Shadisowi, że boli mnie głowa. Jacy oni kochani :-). Przespałam dwa WFy i dzięki temu miałam choć trochę energii na biologię i historię. A właśnie, historia.

Okazało się, że pan Smith jest nieobecny. Pierwszy raz, odkąd tu przyszłam. Na zastępstwo przyszedł profesor Dok. Pan Smith wspominał już o nim pierwszego dnia i widziałam go parę razy na korytarzu, ale dzisiaj wyglądał jak wrak człowieka. Zupełnie, jakby nie spał co najmniej tydzień i miał przepotworną nerwicę. Trochę mnie to zmartwiło, chyba jestem aż nadto opiekuńcza. Jednak zmartwienie przerodziło się w niepokój, kiedy sprawdzając listę dotarł do mojego nazwiska. Spojrzał na mnie dziwnie i zawiesił się dosłownie na chwilę, po czym wrócił do listy. Podejrzane.

Podczas lekcji też zachowywał się dziwnie. Oczywiście nie opowiadał aż tak ciekawie jak pan Smith, ale nie byłoby tragedii, gdyby nie sprawiał wrażenia jak po twardych narkotykach. Inni chyba też zwrócili na to uwagę, ale nie przejęli się tym za bardzo. Co innego ja.

Po skończonej lekcji, ostatniej tego dnia wszyscy rozeszli się do domów. Mi pakowanie książek zajęło dłużej niż zwykle, zamek się zaciął. Pan Dok już zmierzał w kierunku drzwi, zatrzymał się tuż przed nimi. Ja właśnie podniosłam się, żeby wyjść. Nagle, ni z tego, ni z owego odwrócił się szybkim ruchem i zatrzasnął drzwi. Zatrzymałam się zaskoczona w pół drogi. Profesor podniósł głowę. Wpatrywał się we mnie wzrokiem pełnym szaleństwa i żądzy zemsty. Pierwszy raz widziałam coś takiego. Krew zamarzła mi w żyłach a członki odmówiły posłuszeństwa. Po prostu stałam jak wryta, przede mną dorosły mężczyzna blokujący mi drogę ucieczki. Nie miałam pojęcia, co się dzieje. Nie pamiętałam, żebym czymś do tego stopnia rozsierdziła profesora. Zaraz, czy to ma coś wspólnego z panem Smith'em? Dlatego go dzisiaj nie ma? To nie był czas i miejsce na takie rozmyślania. Byłam postawiona pod ścianą, za nic nie wiedziałam, co mogło być powodem takiego zachowania. Kolana trzęsły mi się ze strachu. Wyjąkałam:
- Ppanie profesorze, cco się sstało? Nie rrozumiem...
W odpowiedzi pan Dok tylko na powrót pochylił głowę i wyszeptał złowieszczo:
- Erwin Smith... Teraz poznasz moje cierpienie... Poczujesz to samo co ja..
- Pprzepraszam, nnie rozumiem.. - ledwie mogłam ustać na nogach. Głos mi się załamywał i czułam, że zaraz stanie się coś bardzo złego.

Wtem pan Dok nagle odskoczył od drzwi i chwycił za kołnierz mojej koszuli. Potem z całej siły przycisnął mnie do ściany. W jego oczach jażyła się wściekłość i ślepa żądza zemsty. Nic już nie rozumiałam. Poza jednym. Wykrzyczałam więc, jak tylko mogłam najgłośniej tę jedną rzecz, której byłam pewna:
- POMOOOOOCYYY!!!RATUUUNKUUU!!!!
Oczywiście nie oczekiwałam, że ktoś mnie uratuje. Ale bałam się tak strasznie, kiedy profesor ze słowami "Dostaniesz na co zasłużyłeś, Smith... Jeszcze pożałujesz..." chwycił pierwszy guzik mojej koszuli, że zupełnie o tym nie myślałam. Byłam pewna, że to koniec. I wtedy...

Usłyszałam huk otwieranych na oścież drzwi. Potem szybki stukot butów na linoleum, szczęk metalu, uderzenie i osuwające się ciało. Wszystko zadziało się tak szybko, że nie zauważyłam nic poza nieprzytomnym profesorem leżącym na ziemi, a nad nim... Ackerman'em we własnej osobie! Chociaż gdyby nie mikry wzrost pewnie bym go nie poznała. Zdyszany, z potarganymi włosami i niedopiętym mundurku, w prawej dłoni trzymał metalowy statyw do map. To pewnie nim powalił pana Dok'a. Nie do wiary, skąd w takim małym ciałku tyle siły? Nie było jednak czasu, żeby nad tym myśleć, bo wyraźnie rozsierdzony chłopak właśnie brał kolejny zamach!
- Zajebię cię gnoju! Dostanie ci się!!..
- Ackerman, nie!!

Zainteresowany odwrócił się w moją stronę nie kryjąc zdziwienia. No tak, to wyglądało, jakbym właśnie broniła mojego niedoszłego oprawcę. Ale nie. Ooo, nie.
- Proszę, wyładował mi się telefon, zadzwoń na policję. Jeżeli coś mu zrobisz, to on bez konsekwencji ODEJDZIE, a ty jak nic dostaniesz co najmniej 15 lat! Przecież mogłeś mnie nie ratować, więc musi ci zależeć, żeby mu się dostało. Zresztą, chyba zgodzisz się, że za kogoś takiego nie warto iść do więzienia... Proszę odłóż ten statyw... - próbowałam wszystkimi swoimi słynnymi darami oratorskimi przekonać go, żeby położył broń na ziemi. Po pierwsze, bo chciałam zobaczyć Dok'a w kiciu, a po drugie kimkolwiek nie był Ackerman uratował mi życie, nie chciałam, żeby wylądował tam zamiast niego. No i Bóg wie, do czego ten gość był zdolny. Miałam w głowie kompletny mętlik. Nie dość że pan Dok, to jeszcze "nadęty pokurcz" zachowuje się zupełnie jak nie on! Niby po co mnie ratował? Dalej byłam przerażona.

Ackerman popatrzył na mnie przez chwilę pustym wzrokiem i posłusznie odłożył broń. Po czym zrobił coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Przeskoczył nad nieprzytomnym ciałem profesora i przytulił mnie. Ja nie mogę, jaki on silny! Ale ten gest nie był najdziwniejszy. W tym samym momencie z twarzą na mojej piersi... płakał? Tak, bez wątpienia, zmoczył mi już całą bluzkę. Mało tego. Chwilę potem odkleił się, spojrzał mi w oczy i... uśmiechnął się? Pierwszy raz widziałam, żeby okazywał jakiekolwiek emocje.
- Słuchaj, nie wiem, o co ci chodzi, nic już nie jest takie, jak trzeba, ale mniejsza. To nie to jest teraz istotne. Zadzwoń piorunem na policję, zanim tamten się obudzi.

Posłusznie wykonał polecenie (aż się zdziwiłam, że ten "typ niepokorny" tak chętnie mnie słucha). Razem czekaliśmy 20 minut do przyjazdu patrolu, po tym, jak już wszystko im wyjaśnił.

Uraza. Niechęć. Odraza. Zdziwienie. Podziw. Wdzięczność. Niepewność... Znamy się zaledwie miesiąc, a już nagromadziło się między nami tyle sprzecznych uczuć, że nie mam pojęcia, jak z nim rozmawiać! W efekcie aż do przyjazdu mundurowych w pokoju panowała męcząca i niezręczna cisza.

*

Po dokładnym zapoznaniu się z całą sytuacją policjanci pozwolili naszej dwójce jechać z nimi i nieprzytomnym profesorem na komisariat, żeby złożyć zeznania. Dalej byłam roztrzęsiona. A Ackerman patrzył na mnie tak jakoś... pokrzepiająco? W życiu nie spodziewałabym się po nim takiego wzroku. Jakiś czas później policjant poprosił mnie do pokoju zeznań.

Zaczęłam wyjaśniać całe zajście po kolei, jednak niewiele mogłam pomóc, bo tak naprawdę nie znałam motywów profesora. Sam mundurowy wyrwał się ze swojego zwykłego stanu dopiero, kiedy doszłam do fragmentu:
- I wtedy wydedził coś w stylu "Erwin Smith, teraz poznasz moje cierpienie... Poczujesz to samo co ja.." Chyba coś takiego.
Wówczas zauważyłam zmianę w wyrazie twarzy mężczyzny. Zapytałam o co chodzi.
- Czy nie chodziło mu może o Erwina Smith'a, nauczyciela historii w waszym gimnazjum?
- Tak, na pewno.
- Bo widzisz, panienko (T. N), wasz nauczyciel tu jest.
- Pan Smith? Na komisariacie?
- Nie, w areszcie tymczasowym.

Ta wiadomość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Pan Smith w areszcie? To dlatego nie było go dzisiaj w szkole? Nie, to niemożliwe, co się tutaj stało...
- Proszę mnie do niego zaprowadzić! Teraz!
- Dobrze panienko, już idziemy. Tylko ostrzegam, to może być dla ciebie szok. Twojego chłopaka też zabrać?
- Nie, chcę pójść tam sama. I Ackerman nie jest moim chłopakiem.
Policjant wydawał się nieco zmieszany, kiedy usłyszał to nazwisko, ale szybko się zreflektował i poprowadził mnie oświetlonym korytarzem w kierunku aresztu. A tam profesor Smith. Za kratkami, wyglądał jak siedem nieszczęść. Nie mogłam się powstrzymać i że łzami w oczach zapytałam:
- Proszę pana, co tu się właściwie stało, o co chodzi z panem Dokiem? I co pan tu robi?
Na te słowa profesor tylko uśmiechnął się z bólem, popatrzył na mnie ojcowskim wzrokiem i spytał:
- (T. I), naprawdę niczego się nie domyślasz?
*
*
*

Tak, też was kocham. I szczęśliwego Nowego Roku 🎊🎉🎇🎆!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top