Między Młotem A Kowadłem

Jeszcze raz dziękuję wszystkim moim czytelnikom, może kiedyś uda nam się wspólnie zdobyć 1000 wyświetleń? Wszystko zależy od was, ja dalej będę pisać najlepiej jak potrafię! Za szczególne wsparcie podziękowania dla ArminArlert871 ❤️.
Miłego czytania!

*
*
*

READER POV

03.04.
Od mojej wizyty w domu Armina minęły już ponad dwa tygodnie. Chłopak pogodził się z Marco i między nimi jest wszystko po staremu. Dobrze, że udało się uniknąć jakiejś wielkiej kłótni, bo brak zgody pomiędzy tą dwójką to byłby definitywny koniec naszej paczki. Czemu?

Ano ze względu na Erena i Jean'a. Od dawna zachodzę w głowę, jak oni mogą się przyjaźnić. Bo tak, są przyjaciółmi, chociaż się nienawidzą. Generalnie ich relację określiłabym jako "to skomplikowane" [bez skojarzeń yaoistki wstrętne dop. aut.]. To znaczy że jeden drugiemu skacze do gardła [mówię bez skojarzeń! dop. aut.], a Marco z Arminem uspokajają ich, zanim dojdzie do rękoczynów. Ale każdemu czasami powinie się noga, więc bójki są na porządku dziennym.

*

Dzisiaj ledwo zdążyłam do szkoły. Albo dlatego, że Sasha nie przyszła do mnie na czas albo po prostu za późno wstałam, bo w nocy nie mogłam zasnąć. A nie mogłam zasnąć przez stres. W końcu już jutro pierwsze odwiedziny u pana Smith'a. A, pal licho. Od zamartwiania jeszcze nikt nie poczuł się lepiej. Muszę się uspokoić. Ale ja nie o tym.

Zawsze byłam w klasie długo przed czasem, w zasadzie często przychodziłyśmy z Sashą jako pierwsze. Wychodzi więc na to, że prawie nigdy nie zostawiam chłopaków samych sobie, a już w szczególności Erena i Jean'a. Marco z Arminem też bardzo uważają, żeby ta dwójka nie została sama choćby na moment. Wszyscy wiemy jak to by się skończyło [nie mówiłam czegoś? dop. aut.]. I nie myliliśmy się.

Wbiegłam zdyszana do sali na chwilę przed dzwonkiem. Ale to nie tak, że biegłam tylko po to, żeby zdążyć na godzinę wychowawczą. Po drodze przypomniałam sobie, że Armin ma konkurs z matmy, a Marco złapało jakieś choróbsko. Czyli Jean z Erenem przy najbliższej okazji się na siebie rzucą i na nic wszelkie próby rozdzielenia ich, dopóki któryś się nie podda [serio, wy nadal tutaj? Przecież mówiłam jak krowie na rowie, że to nie będzie yaoi cepy! dop. aut.]. Myślałam, że jeśli się pospieszę, to zdołam ich urobić zanim do czegokolwiek dojdzie [ahhhh... Z wami to jak ze ścianą dop. aut.]. Niestety się pomyliłam.

Jeszcze zanim złapałam za klamkę do moich uszu dotarły odgłosy regularnej rozróby. Tego niby mogłam się spodziewać. Że Jean Erena albo na odwrót raz na jakiś czas strzelił w pysk albo zwyzywał to już ani nikogo specjalnie nie dziwiło ani nawet nikomu to nie przeszkadzało. Ale mimo to (choć może kogoś to zdziwi) niezbyt cieszyła mnie perspektywa, że moi przyjaciele kiedyś pobiją się na poważnie. A już tym bardziej nie miałam ochoty na znalezienie się między erenowym młotem a żanowym kowadłem.

Po wejściu do klasy rozejrzałam się, oceniając sytuację.
Sytuacja wyglądała tak, jak każdy mógł przewidzieć: Eren ze śladem pięści na twarzy leży na podłodze, a stojący nad nim Jean dyszy z wściekłości, jakby co najmniej dostał za ostrego kebsa.
Zaszłam go od tyłu i położyłam rękę na ramieniu.
- Jeszcze wam się nie znudziło? Dowiem się chociaż o co poszło? -

JEAN POV

Eren od zawsze mnie irytował. To po prostu wkurzające, że to jemu zawsze wszystko musi się udawać! Nienawidzę go, chociaż się przyjaźnimy. To skomplikowane.

*

Dzisiaj rano miejsce (Imię) było puste. Zazwyczaj przychodzi dużo wcześniej, więc nieźle się zdziwiłem. I zmartwiłem. Pewnie się pochorowała. Chociaż z drugiej strony nie ma też Sashy, więc mogły po prostu zaspać, w końcu chodzą do szkoły razem.

Chwilę po mnie przyszedł Eren. Jego też nieobecność (Imię) najwyraźniej mocno zaskoczyła. I pewnie doszedł do tych samych wniosków co ja. Po prostu zajął swoje miejsce, ale Mikasy z nim nie było. Też chora? Cóż, może tak jak Marco ma alergię na pyłki. Mamy w końcu kwiecień.

Ale dopiero po jakiejś minucie zrozumiałem, co to znaczy. Jeżeli nie ma ani (Imię) i Mikasy, ani Armina i Marco... To znaczy... Że jak zaczniemy się tłuc, nikt nie będzie nas zatrzymywał. Ale w sumie... Nie mam jakiegoś konkretnego powodu, żeby mu wpieprzyć i ochoty też raczej nie. A on przecież nawet się do mnie nie odezwał. To co, jednodniowy rozejm, nie będziemy nawet ze sobą gadać?

Położyłem łokcie na blacie i oparłem o nie głowę. Moje myśli z Erena zeszły na (Imię). Ahhh (Imię)... Bez niej dzień w szkole to nie będzie to samo. Tylko czy ja chcę, żeby tu była czy nie? Jednocześnie pragnę jej obecności i się jej boję. To przecież bez sensu... Oczywiście, że chcę być blisko niej! Gdybym tylko nauczył się jakoś zachowywać, kiedy jest w pobliżu. Znając mnie to teraz albo myśli, że jestem niespełna rozumu albo (co gorsza) domyśliła się, co do niej czuję. Eh, co ja się oszukuję, jest taka mądra, że na pewno już wie. Ale i tak będę się modlić, żeby nie...
OK, oby jednak przyszła, bo za Chiny Ludowe nie będę mógł myśleć o czymkolwiek innym!

EREN POV

Armin na konkursie. (Imię) nieobecna. Marco i Mikasa chorzy (choć nad tym ostatnim to akurat średnio ubolewam). Tak, ten dzień zdecydowanie będzie inny.

Rozejrzałem się dookoła. Miejsca przede mną i obok mnie były puste jak półki w mięsnym za komuny. Nie ma nawet do kogo gęby otworzyć! Tylko dwa rzędy przede mną siedzi Koniomordy, podpiera ręką brodę i (zgaduję) gapi się tępo w przestrzeń. Myśli o tym samym co ja?

A gdzie tam.

Skoro jeszcze na mnie nie naskoczył, to znaczy, że myśli o jedynej dla niego ważniejszej kwestii niż darcie ze mną kotów.

O (Imię). O naszej kochanej (Imię).

Ah, jak dobrze, że nikt nie słyszy teraz moich myśli albo co gorsza nie udostępnia ich w internecie [mrug mrug dop. aut.]. Już słyszę te głosy oburzenia "Ale jak ty śmiesz myśleć tak o dziewczynie, którą kocha twój przyjaciel?!". Dla wszystkich takich osób [w tym was zgaduję, co się rzucają bo myślą, że to będzie reverse harem (zdziwko, nie będzie) dop. aut.], pozwolę sobie wyjaśnić kilka kwestii.

Po pierwsze, nie kocham (Imię). Lubię ją, to wszystko. Jest świetną przyjaciółką, dobrą, wrażliwą, pomocną, ale na pewno nie słabą. Nadal pamiętam, jak kilka miesięcy temu utarła nosa Ackermanowi. To było po prostu niesamowite. (Imię) nie jest może jakimś ideałem piękna, ale założę się, że po tamtej akcji większość facetów w szkole kompletnie o tym zapomniała. Taką siłę ma pierwsze wrażenie.

Oczywiście to nie tak, że (Imię) z charakteru kompletnie nie ma wad. Wręcz ma ich całkiem sporo. Na przykład, jest cholernie uparta. Wręcz uparta jak osioł. Tak, głupi, a na pewno naiwny jest ten kto myśli, że przekona tę dziewczynę do dania sobie siana. Nie ma nawet takiej mowy. Oczywiście to nie zawsze jest coś złego, drąży sprawy do końca i często dobrze na tym wychodzi. Jednak czasami... Eh, szkoda gadać.

Po drugie, tak, wiem, że Jean podkochuje się w (Imię). Pewnie są tacy, co myślą inaczej, ale głupi nie jestem, a Koń wcale się ze swoją miłością nie kryje. Albo robi to wyjątkowo nieudolnie. Już od jakiegoś czasu dziwnie się zachowuje w jej towarzystwie. To nie było jakieś trudne do rozszyfrowania. Z tym, że (Imię) wcale romans nie interesuje. Ale patrząc na to, ile serc zjednała sobie akcją z Ackermanem, to taki stan rzeczy nie ma prawa trwać długo.

Po trzecie, Jean nie jest moim przyjacielem. To znaczy jest. Chociaż go nienawidzę. To skomplikowane.

Do lekcji zostało jeszcze kilka minut, a mi potwornie się nudziło. (Imię) dalej nie było.
Podszedłem do ławki Koniomordego i spojrzałem w tę samą stronę co on. Na wiszący nad tablicą zegar.

JEAN POV

- Co jest takiego interesującego w tym zegarku? - usłyszałem tuż obok mnie głos Erena. A myślałem, że będzie spokój.
- Zastanawiam się, czy (Imię) przyjdzie. W końcu nie pisała, że jest chora. - powiedziałem spokojnie, dając kretynowi do zrozumienia, że nie mam ochoty na kłótnie.
- Na pewno przyjdzie. Napisałaby nam, gdyby źle się czuła. Poza tym myślę, że prędzej by tu padła trupem na środku sali niż opuściła muzykę. Ty chyba zresztą też. - i wyszczerzył się jak głupi przymrużając jedno oko. Nie no, serio?! Skoro ten matoł się połapał to (Imię) już na sto procent! Kurła za co?!

- Nie przeczę, lubię patrzeć jak gra... - odpowiedziałem ostrożnie. Mimo wszystko może to ja nadinterpretuję i tak naprawdę o niczym nie wie.
Ale on znowu zrobił tę swoją minę pod tytułem "Ja i tak wiem, nie wywiniesz się".
- Może się nie znam, ale muzyki raczej nie słucha się oczami. - po czym odwrócił wzrok i zachichotał. Założę się, że teraz w tej swojej pustej pale podśpiewuje sobie "wiedziałem, wiedziałem, wiedziałem od dawna!".

Poczerwieniałem na twarzy. Trochę ze złości, a trochę ze wstydu że sam wykopałem pod sobą dołek, do którego wepchnął mnie ten kretyn.
- Aż tak ci się nudzi? Zaczepki szukasz? - no pewnie, a niby czego?
- Spokojnie, nie denerwuj się tak. I uważaj, bo się zapalisz. - znowu zaczął chichotać jak hiena - Nie martw się. Myślę, że (Imię) niczego się nie domyśla. - ton jego głosu zmienił się w jednej chwili.
- Nie mam złudzeń. Nie ma opcji, żeby nie wiedziała. - jakoś nie potrafiłem mu odpowiedzieć jak zwykle. Po prostu ogarnęła mnie rozpacz.
- Czyli nic nie wiesz o (Imię). - powiedział to w taki sposób, jakby to była najoczywistrza rzecz na świecie.

Błyskawicznie podniosłem się z krzesła i złapałem go za krawat.
- Twierdzisz, że znasz ją lepiej ode mnie? - spytałem przez zaciśnięte zęby. Napędzała mnie już tylko wściekłość.
- Mogę zaryzykować takie twierdzenie. - odparł ironicznie, jakby przedrzeźniając Mądralę Arlerta. Po czym ścisnął moją dłoń tak, żebym go puścił.
- A od kiedy to z ciebie taki ekspert?! - spytałem rozmasowując bolącą rękę.
Poprawił pogniecony krawat, dalej lekko się uśmiechając. Do klasy przez cały ten czas napływali kolejni ludzie, ale zdawali się kompletnie nas olewać. Chyba są już przyzwyczajeni.

- Lata spędzone w towarzystwie Armina nauczyły mnie obserwować. Od kiedy zrobiła Ackermana na szaro widziałem kilku chłopaków, którzy wodzili za nią cielęcym wzrokiem, ale ona zupełnie tego nie zauważa. Miłość jest ostatnią rzeczą zaprzątającą jej głowę. Tak więc na tę chwilę żaden facet nie ma u niej szans, a już na pewno żaden z nas. - westchnął z wyraźnym bólem - Z tym, że to nie ma prawa trwać wiecznie. Kumpela kumpelą, ale to jednak dziewczyna. -

Wiedziałem, że ma rację. Zresztą, nie był pierwszą osobą, która mi o tym przypominała.
- Czemu ty mi to wogóle mówisz? - zapytałem podejrzliwie. Takie rozmowy raczej nie są w jego stylu.
Usiadł na ławce i westchnął cicho.
- Bo serce mnie boli, jak na to patrzę. Mi na tę chwilę nie w głowie dziewczyny, więc nie będę udawał męczennika który wchodzi w twoje buty. Ale coś tak czuję, że prędzej Armin wygra KSW niż ty się zdobędziesz na wyznanie miłości. - mówiąc to znowu zaczął się śmiać, zakrywając usta dłonią. Najwyraźniej przeszła mu ochota na zgrywanie dobrego przyjaciela.

Poczułem się, jakby ktoś splunął mi w twarz. Dobrze wiem, że jestem żałosnym tchórzem. Ale kiedy ktoś mówi mi to prosto w oczy, staje się to zupełnie nie do podważenia.
Prąd wściekłości przeszył mnie na wskroś, ale nic nie odpowiedziałem. Nie dam mu tej satysfakcji, nie ma mowy.

Ale on ciągnął dalej:
- Gapisz się na nią jak Sasha na kartofle już od miesiąca. Ok, można to zrozumieć. Ale śledzenie jej w drodze do domu to już lekka przesada, nie sądzisz? Ze dwa razy widziałem. - teraz już nikt nas nie ignorował. Cała klasa nadstawiała uszu.
Spaliłem się jak kiełbaska na grillu. Rany, nigdy nie było aż tak wstyd. Mimo wszystko postanowiłem się bronić. Przecież jak wyjdzie, że to prawda, będę skończony w tej szkole na wieki wieków Amen!
- Niby po co miałbym to robić? Gdybym chciał wiedzieć gdzie mieszka to bym ją zapytał! - najlepiej wytrącić argumenty przeciwnika logiką.
Eren uśmiechnął się szeroko.
- Ty dobrze wiesz jak było. Ale ok, niech Ci będzie. Inny przykład. Muzyka parę tygodni temu. - po czym przybrał minę pod tytułem "I tu cię mam!".

Ogarnęła mnie panika. Znowu miałem przed oczami obrazy z tamtego snu, piękno (Imię) i to cudowne uczucie zgodne z odwiecznym niemieckim hasłem Keine Grenzen... Zaraz zaraz...
- No i co z tą muzyką? Zemdlałem z gorąca i tyle! - tylko ja wiem, o czym wtedy myślałem. Ja i tylko ja. Marco twierdził, że nic wtedy nie mówiłem, więc Eren nie ma czym mnie upokorzyć!
- Czy aby na pewno z gorąca? - spytał zaczepnym tonem - Nie jestem głupi. Siedzę dwa rzędy za tobą i widziałem wszystko dokładnie. - znowu serce zaczęło mi walić z nerwów jak oszalałe. Reszta klasy po raz pierwszy od dawna wyrażała poważne zainteresowanie naszą kłótnią - Wiem doskonale, na co patrzyłeś i o czym myślałeś. I dlaczego tak się cieszyłeś, kiedy sp -
- Zamknij się! -

Nie dałem mu dokończyć. Wziąłem zamach i wykonałem cios. Kretyn oberwał w twarz, aż się wywrócił. Po czym wrzasnął tak głośno, że na ziemi za oknem zwiędły kwiaty, jestem pewien. Za to wszyscy inni siedzieli cicho jak makiem zasiał. Patrzyli się w jeden punkt, ale nie na mnie czy na Jeagera. Na miejsce za moimi plecami. Już miałem się odwrócić, żeby zobaczyć co to, ale wtedy poczułem drobną, ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Nie miałem wątpliwości, do kogo ona należy.

Serce podeszło mi do gardła, a po ciele rozlała się fala ciepła. (Imię) naprawdę mnie dotyka! To nie jest sen, czuję dotyk jej palców! Ale to nie był powód do świętowania.
Zapytała, o co nam poszło tym razem. Po czym rzuciła okiem na leżącego na ziemi Erena i nie czekając na moją odpowiedź pobiegła do niego.
- Eren rany boskie, co tu się stało?! Leci ci krew, bardzo cię boli? - spytała z niekrytą troską i przerażeniem.
Eren uśmiechnął się nieznacznie i odpowiedział:
- To naprawdę aż tak nie boli, (Imię). Nie martw się, nic mi nie będzie. - ta, jeszcze pół minuty temu krzyczałeś jak mała dziewczynka! Bajery przed (Imię) ci się zachciało?!
- Uważaj bo uwierzę. - odpowiedziała, łamiąc przy tym lekko głos. Zaraz, czy ona płacze? Nie, ale mało brakuje - Zabieram cię do pielęgniarki. Bez dyskusji. - powiedziała twardo, uciszając Erena, który właśnie otwierał usta, żeby coś powiedzieć. Dzwonek właśnie zadzwonił, pan Shadis wszedł żołnierskim krokiem do sali, wszyscy powoli zajmowali swoje miejsca. A ja stałem pośrodku klasy jak kretyn i nic nie mogłem z siebie wydusić.
(Imię) jeszcze przez moment omiatała wzrokiem uczniów, jakby szukając Mikasy. Kiedy upewniła się, że jej nie ma, złapała Erena za rękę, żeby pomóc mu wstać. Po czym oznajmiła profesorowi, że idzie z Jeagerem do pielęgniarki i nie patrząc na protesty nauczyciela udała się w stronę drzwi. Jednak zanim za nimi zniknęła...

Cóż, gdyby spojrzenia mogły zabijać, runąłbym jak mury Kaczmarskiego. Po czym wyszeptała "Z tobą policzę się później." i już jej nie było.
Stałem jak głupi i nie nie byłem w stanie się ruszyć. Rany, za co świat mnie tak nienawidzi?!
Pogrążyłem się w tego typu rozważaniach, mniej więcej do momentu, kiedy Shadis przy pomocy wskaźnika do tablicy kazał mi wracać na miejsce...

*
*
*

Jak wam się podoba taka nieco luźniejsza forma rozdziałów? Korzystacie póki możecie, bo zbliżają się odwiedziny u pana Smitha. Swoją drogą, wrzucam rozdział na dzień przed 4 odcinkiem Tytanów. Będzie płacz... Osoby znające mangę wiedzą, o co mi chodzi 😭.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top