I Nagle Wszystko Stało Się Jasne

Zakończenie wątku z poprzedniego rozdziału. Lecimy! Wybaczcie przerwę.
*
*
*
Spojrzałam na profesora pustym wzrokiem.
- Nie, nic już nie rozumiem.
- Mogę Ci wszystko wyjaśnić. Nawet powinienem. Ale uprzedzam, to może być dla ciebie szok.
- Chcę wiedzieć. Może pan mówić śmiało, nic mnie już nie zaskoczy.
Pan Smith tylko uśmiechnął się z bólem i zaczął opowiadać.

*
ERWIN POV
Wszystko zaczęło się tego dnia po lekcjach. Jak zwykle razem z (Imię) przeglądaliśmy książki. Starałem się zaimponować jej swoją wiedzą, odkąd odkryłem prawdę robiłem wszystko, by mieć z nią jak najlepsze relacje. I chyba mi się udawało.
Kiedy zrobiło się ciemno, (Imię) zaczęła zbierać się do domu. Ale zanim poszła, powiedziała coś, co wtedy niesamowicie mnie ucieszyło, ale teraz wiele bym dał, żeby tego nigdy nie usłyszeć.
Najpierw zaczęła mi dziękować za troskę i opiekę. Oh (Imię), żebyś ty tylko wiedziała. Ale potem... nastąpiło to:
- Wiem, że to brzmi absurdalnie, ale jest pan dla mnie jak ojciec! Nawet mógłby pan nim być! Już jestem do pana podobna, chciałabym być taka jak pan!
Całe życie przewinęło mi się przed oczami. Tamta impreza, niewyjaśnione rozstanie, odkrycie prawdy, pierwsze spotkanie i każde kolejne... To wszystko stanęło przede mną jak żywe. Nie mogłem wydusić z siebie słowa.
Spojrzałem na nią. Słodka jak zawsze. Wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać. Nie wytrzymałem. Zrobiłem krok w jej stronę i mocno przytuliłem. Poczułem ciepło i drżenie jej ciała, które zaczęło powoli ustawać. Jej oddech również się uspokoił. Tak długo marzyłem o chwili, kiedy w końcu będę mógł ją przytulić. Chciałem, żeby to trwało wiecznie. Chciałem powiedzieć jej prawdę... ale nie mogłem. Uciekłem. Jak ostatni tchórz. To było dla mnie za dużo. Wszystko zwaliło się na mnie z siłą cholernej lawiny. Musiałem odreagować.

Pojechałem spod szkoły prosto do baru. I piłem. Piłem w opór. To naprawdę nie był melanż. To była po prostu dyktatura kielicha. W końcu zalany w trupa opuściłem lokal. Nie myśląc wogóle wsiadłem do samochodu i pojechałem do domu. Ledwie widziałem i nie do końca kojarzyłem, ale i tak niewiele pamiętam. I wtedy nagle... Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Ciężarna kobieta na pasach. Nagły zakręt. Uderzenie. Syreny. A potem ciemność. Uderzyłem głową o kierownicę i straciłem przytomność.

Ocknąłem się w końcu. Nie miałem pojęcia, jak długo byłem poza świadomością, ale pierwsza rzecz, która do mnie dotarła to koszmarny ból głowy. Potem zorientowałem się, że leżę na szpitalnym łóżku i prawą rękę mam na temblaku. Aż w końcu zobaczyłem dookoła lekarzy w asyście policji i kobietę na łóżku obok. Znajomą kobietę. Wtedy do mnie dotarło. To była Marie Dok, żona Nile'a! Leżała nieprzytomna i miała przypięte do nóg jakieś dziwne ustrojstwo. Zaraz, czy Marie nie była przypadkiem w ciąży?
- Panie Smith! - wrzasnął groźnie wyglądający gliniarz. Aż podskoczyłem. - Jesteś oskarżony o spowodowanie wypadku pod wpływem alkoholu oraz uszczerbku na zdrowiu Marie Dok i przedwczesnego porodu ze skutkiem śmiertelnym dla dziecka! Jest pan już przytomny, więc idzie pan z nami na komendę, ma pan prawo zachować milczenie, ruchy! -
Zawlekli mnie do radiowozu, a po krótkim przesłuchaniu wpakowali do aresztu tymczasowego.
W głowie miałem jeden wielki mętlik. Nie potrafiłem połączyć faktów. Ale im dłużej tam siedziałem, tym bardziej trzeźwiałem i tym boleśniej zdawałem sobie sprawę z mojego położenia. Zacząłem też przypominać sobie wszystko po kolei i układać w głowie. Uczucia mnie przytłoczyły i musiałem się napić. Prowadziłem po pijaku. Potrąciłem Marie. Uszkodziłem jej nogi. Zabiłem jej dziecko. To wszystko stopniowo do mnie docierało. Czegoś takiego nie życzę absolutnie nikomu. Nagle przed oczami stanął mi Nile. Łzy poleciały mi po twarzy. To wszystko moja wina! Jak ja mogłem do tego dopuścić!

Siedziałem tak już jakieś dwie godziny, kiedy usłyszałem szybkie kroki na korytarzu. Ktoś wbił do środka, ciężko dysząc. Po fasonie butów poznałem że to Nile. Nie byłem w stanie spojrzeć mu w oczy. Wpadł w kompletny amok. Obiecał, że się zemści. Naprawdę się przestraszyłem. A co jeśli...

*

READER POV
- I tak to właśnie wyglądało. - zakończył swoją opowieść profesor.
Przez dłuższą chwilę nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Po prostu stałam bez ruchu i próbowałam objąć rozumem to, co właśnie usłyszałam. Czyli pan Nile zrobił to z zemsty bo pan Smith... Spojrzałam na niego jeszcze raz. Wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać. Nie mogłam na to patrzeć. Też się rozpłakałam, a łzy kapały na brudną podłogę. Czemu świat jest taki niesprawiedliwy?!
- Panie profesorze... - zapytałam z pewną dozą wahania, bo nie byłam pewna, czy chcę to wiedzieć.
- Tak (Imię)?
- Dlaczego właściwie poszedł pan wtedy do baru? Co takiego się stało? Chyba nie powiedziałam nic złego..?
- Ależ nie (Imię), tylko... - było widać, że bije się z myślami. - A w sumie, lepszego momentu nie będzie. I tak byś się dowiedziała prędzej czy później.
Serce waliło mi jak młotem. Czy wreszcie wszystko mi się rozjaśni?

Pan Smith usiadł pod ścianą celi i wziął głęboki oddech.
- Miałem wtedy chyba 18 lat. Pamiętam, bo wtedy pierwszy raz piłem alkohol. Na tamtej imprezie poznałem dziewczynę. Oboje byliśmy pijani i niedługo potem kochaliśmy się w łazience. Rano obudziłem się z bólem głowy pamiętając jedynie przebłyski. Miesiąc później już prawie o tym nie myślałem, kiedy w mojej skrzynce znalazłem list od tej dziewczyny. Napisała, że nigdy więcej się nie spotkamy i żebym nie próbował jej szukać, to nie pociągnie mnie do odpowiedzialności. Domyśliłem się, że jest w ciąży i chciałem ją odnaleźć. Nie kochałem jej, ale chciałem zająć się swoim dzieckiem. Niestety, moje próby spełzły na niczym. Nie było jeszcze wtedy internetu, a na pewno nie na taką skalę jak dzisiaj. W każdym razie zniknęła diabli wiedzą gdzie, a ja przez trzynaście lat żyłem ze świadomością, że moje własne dziecko nie wie nawet o moim istnieniu! Aż w końcu, kiedy straciłem już nadzieję dostałem dane uczennicy, która ma przenieść się do mojej szkoły. Nazwisko się zgadzało. Spojrzałem na dane rodziców. Matka pasuje, ojciec nieznany. W końcu ją znalazłem! Mam córkę, a na dodatek będę ją uczył! Cały mój świat nagle nabrał barw. Byłem taki szczęśliwy... - profesor spojrzał na mnie troskliwie.
- Chciałem ci powiedzieć ale nigdy nie było okazji.

Poczułam się, jakby ktoś jebnął mnie z bejsbola prosto w potylicę. Tego już za wiele. Pan Smith miałby naprawdę być moim ojcem? To przecież niedorzeczne! Chociaż w sumie...
- Cz-czy to wszystko prawda..?
- Sama prawda. W takiej sprawie nie mógłbym kłamać.
- Przecież to niemożliwe... Matka mówiła, że mój ojciec nie żyje...
- Nie dziwi mnie to. Pewnie była na mnie wściekła, choć po prawdzie to ona mi to zaproponowała. Sam nie za bardzo rozumiem. Wiem, że to dla ciebie trudne. Do niczego cię nie zmuszam. - przełożył ręce przez kraty i złapał za moje. - Wiedz tylko, że cię kocham. I zawsze kochałem. Nawet jeśli odcięto mnie od ciebie, zawsze byłem z tobą. Nie każę ci uznać mnie za swojego ojca, bo wiem, że to tak nie działa. A po tym, co się stało tej nocy, pewnie nie będziesz chciała mnie znać. Ale proszę o jedno. Pamiętaj, że nawet jeśli cały świat obróci się przeciwko tobie, nawet jeśli wszyscy cię znienawidzą... - spojrzał na mnie wzrokiem pełnym miłości - Ja zawsze będę stał po twojej stronie. Zawsze.

Nadal nie mogłam uwierzyć. Myślałam, że to sen. Mój ojciec żyje? I na dodatek jest nim profesor Smith? To jest tak nierealne ale też... wspaniałe. Powoli to do mnie docierało. To się naprawdę się dzieje. Ale wtedy coś sobie przypomniałam. To, o czym pan Smith opowiadał na początku. Potrącił po pijanemu żonę pana Doka i zabił jej nienarodzone dziecko. Przeze mnie!
- Ale panie profesorze... Ten wypadek to moja wina! Gdybym wtedy tego nie powiedziała to wszystko nie miałoby miejsca! - rozpłakałam się jeszcze bardziej.
Wtedy pan Smith przełożył ręce przez kraty i przytulił mnie. Stalowe pręty wbijały mi się w twarz, ale nie zwracałam na to uwagi. Wypłakiwałam się w jego koszulę i nie mogłam się opanować.

Moment przerwały odgłosy za drzwiami. Szybki stukot butów o podłogę, jakieś krzyki i chyba odgłosy walki... Błyskawicznie się opamiętałam i spojrzałam za framugę. I widzę. Pana Doka przygniatanego do podłogi!
- Ackerman uspokój się! Co tu się właściwie stało?! - zapytałam przerażona.
Chłopak podniósł wzrok. W jego oczach płonął ten sam ogień, co wtedy w sali od historii. Jedną ręką trzymał przy gardle profesora nóż sprężynowy, a drugą jego koszulę, żeby się nie wyrywał.
- Co ty wogóle wyprawiasz?! Będziesz robił rozruby na komisariacie?! Puszczaj go ale już! - dopiero kiedy wypowiedziałam te słowa dotarło do mnie, że nie mam prawa mu rozkazywać i znając go pewnie zaraz rzuci się na mnie. Ale ku mojemu zdziwieniu posłusznie złożył nóż i schował go do kieszeni, po czym puścił ubranie leżącego. Dosłownie w ostatniej chwili, bo tuż za rogiem pędził policjant z kajdankami, które założył profesorowi. Ten z kolei wyglądał, jakby kompletnie stracił zmysły. Wyrywał się niemiłosiernie, jak zwierzę schwytane w pułapkę. W końcu nasze spojrzenia się spotkały.

Po tym, co usłyszałam nie wiedziałam, czy być na niego wściekła czy mu współczuć. Widać, że strata dziecka kompletnie go załamała i nie miał pojęcia co robił. Aż nie chcę sobie wyobrażać, co musiał poczuć kiedy się dowiedział. Zrobił coś strasznego, ale pewnie na jego miejscu postąpiłabym jeszcze gorzej. Stwierdziłam, że trzeba zebrać się na odwagę i wszystko sobie wyjaśnić. Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam:
- Panie Dok. Profesor Smith o wszystkim mi powiedział. Dlatego potrafię częściowo zrozumieć pana decyzję i nie żywię do pana urazy. - starałam się, żeby mój głos jak najmniej drżał. - Jednak musi pan wiedzieć, że cała ta sytuacja nie jest winą pana Smith'a. Jeżeli ktoś ponosi odpowiedzialność za krzywdę, jaka pana spotkała, to tylko ja. Dlatego... - tutaj otworzyłam na oścież drzwi i stanęłam prosto przed panem Dokiem. Wyprostowałam się, moje oczy przybrały poważny wyraz. Zupełnie przestałam się bać. Może po tym wina przestanie mi tak ciążyć? - ... jeżeli uważa pan, że na to zasługuję, może pan wyładować na mnie swoją wściekłość. Panie władzo - zwróciłam się do stróża prawa - proszę go rozkuć. Jestem gotowa na wszelkie konsekwencje.
Policjant długo się opierał, ale w końcu zwolnił zatrzask w kajdankach. Stałam w bezruchu przed profesorem i patrzyłam na niego pewnym wzrokiem.
- Proszę zrobić, co uważa pan za słuszne. Ackerman, nie ruszaj się. - powstrzymałam go ruchem dłoni. - To sprawa między mną, a profesorem Dokiem.

Czy się bałam? Trochę. Ale poczucie winy było silniejsze od strachu. Przeze mnie ten człowiek stracił dziecko, a jego żona została ciężko ranna. Jeżeli mam wybierać pomiędzy dźwiganiem tego do końca życia a oberwaniem pięścią w twarz, to nie będę się długo zastanawiać. Jeśli dzięki temu jego żal choć trochę zmaleje, to niech tak będzie.

*

LEVI POV
Chciałem uszanować decyzję (Imię). Ale nie mogłem. Ostatkiem sił woli powstrzymywałem się od zajebania typa na miejscu. I chuj że niebieski patrzy. Spiorunowałem Doka wzrokiem. Jeżeli ją teraz uderzy, nie będzie mógł nazywać się człowiekiem, a co dopiero nauczycielem. Gotowała się we mnie krew. Ale to jej decyzja. Nic nie mogę zrobić. Jednak... Jeżeli on naprawdę to zrobi... Zabiję go. Tu i teraz. Także za to wcześniej. Zaraz zaraz chwileczkę... Dlaczego właściwie jej zdanie tak mnie obchodzi? I czemu się jej słucham? Co się ze mną dzieje..?

*

Czekałam w bezruchu. Widać było, że pan Dok jest w lekkim szoku. Ale wkrótce się opamiętał i wymierzył cios w moją stronę. Odruchowo zamknęłam oczy, przygotowując się na ból. I wtedy... Usłyszałam odgłos upadającego ciała i... cichego łkania. To profesor upadł na kolana, uderzył pięścią w... podłogę, ukrył twarz w dłoniach i zaczął płakać. Pewnie chciał to zrobić już dawno temu. Taka ta nasza rzeczywistość jest okrutna, że nawet jak przydarzy ci się straszne nieszczęście, musisz udawać silnego bo płacz jest dla "mięczaków".
Profesor zaczął mamrotać przez łzy:
- Na Boga, co ja najlepszego zrobiłem? Dlaczego? O co tu chodzi..?
Czyli tak jak myślałam. Oszalał. Wtedy do akcji wkroczył milczący dotąd policjant. Spowrotem zacisnął kajdanki.
- Będziesz się zastanawiał w pierdlu. Za zniszczenie mienia i próbę gwałtu na nieletniej 5 lat masz jak w banku. Dziękuj niebiosom, że byłeś obłąkany bo dostałbyś przynajmniej 10.
Po czym odprowadził kompletnie odciętego od rzeczywistości profesora do celi w innej części komisariatu.

Ackerman podszedł do mnie od tyłu i mocno objął. Siła tego uścisku już nie zrobiła na mnie wrażenia. Za to dalej robiło co innego. Od kiedy to ten zimny i obojętny jak głaz dupek jest taki uczuciowy? Od początku naszej znajomości nigdy nie widziałam, żeby się uśmiechał, a przez kilka ostatnich godzin zachowuje się kompletnie jak nie on. Staliśmy tak przez krótką chwilę.
W końcu dałam mu znać, żeby mnie puścił.
- Ackerman... O co mogło chodzić z tym "uszkodzeniem mienia"?
- No cóż. Zaraz po tym, jak Dok się obudził niebieski poprowadził go do komendanta, a ich rozmowę... No nie podsłuchałem, no usłyszałem bo darli ryje na cały korytarz. Okazało się, że zaraz po wizycie w celi Smith'a Dok pojechał do jego mieszkania i urządził tam armagedon. W morzu papierów znalazł dziennik Smith'a a w nim... informacje o tobie. I już wiedział, gdzie uderzyć.
Widać było, że cały gotuje się od środka. Zacisnął dłonie w pięści.
- Zaraz zaraz czy to oznacza że moją rozmowę z panem Smith'em też podsłuchałeś?!
- Nie chciałem... Po prostu przechodziłem obok do łazienki... - powiedział cicho nie patrząc mi w oczy. Ten to dopiero nie potrafi kłamać.
- Dobrze już dobrze nic się nie stało.
Poklepałam go pocieszająco po ramieniu.

*

I tak właśnie znalazłam się tutaj. Jest już po rozprawie. Pan Smith dostał trzy lata, a pan Dok pięć i skierowanie na badania psychiatryczne. I oczywiście dożywotni zakaz wykonywania zawodu dla tego ostatniego.

Wydarzenia ostatnich dni dalej nie do końca do mnie dotarły. Pamiętam to wszystko, jakby to był sen. Ale to rzeczywistość. I muszę sobie z tym poradzić.

*
*
*

Co ukrywa Levi? Jak (Imię) poradzi sobie z tak ogromnym brzemieniem? W kim znajdzie oparcie a kto będzie próbował ją pogrążyć? Co na to matka? Tego dowiecie się w przyszłym rozdziale. Dziękuję za cierpliwość i do przeczytania kochani ^^.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top