Gdy Po Burzy Cierpienia Miłosny Grad
11.03
Od akcji z panem Smith'em i panem Nile'm minął już tydzień. Zaczęłam się powoli oswajać z obecną sytuacją. Ale jednak... Dalej ciężko uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę. Myślałam, że takie rzeczy już tylko w filmach. A tu nie. Nie powiedziałam matce o moim odkryciu, profesor obiecał, że ujawni się osobiście, jak już go wypuszczą. Obiecałam, że będę go odwiedzać co miesiąc. Nie posiadał się ze szczęścia. Może z czasem zacznę myśleć o nim jak o tacie..? Może tak.
To było naprawdę za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Mimo to starałam się żyć normalnym życiem. Skupiać się na lekcjach, uśmiechać się na przerwach, być miłą dla kolegów. W końcu świat toczy się dalej. Oficjalna wersja jest taka, że profesorowie Smith i Dok przenieśli się do innej szkoły, więc załatwili nam kogoś na zastępstwo. Efekt był taki, że tak naprawdę prowadziłam historię za nauczyciela, a na WOSie prawie zasypiałam. Po prostu załamka...
Miałam nadzieję, że skoro mój ulubiony przedmiot już nie sprawia mi radości, to może chociaż muzyka jakoś poprawi mi humor. Ale nie. Choćbym nie wiem jak się starała, moja gra nie była tak dobra jak wcześniej. Ostatnie wydarzenia przekładały się na wynik i wiedziałam, że pan Zaharius to zauważył. Że nie wkładam już w muzykę całego serca, tylko bez emocji uderzam w klawisze. On ma nosa do takich rzeczy.
Po skończonych lekcjach i pojedynku z Christą (który wygrałam tylko dlatego, że blondynka pomyliła się w ostatnim takcie) profesor wezwał mnie na rozmowę.
- (Imię), widzę wyraźnie, że coś jest nie tak. Pianino nie daje ci już radości, prawda? Masz jakieś problemy? Coś cię trapi? - zapytał zatroskany - Wiedz, że ja zawsze cię chętnie wysłucham i postaram doradzić. To mój obowiązek jako nauczyciela.
- To naprawdę nic poważnego, proszę pana. Po prostu pokłóciłam się z rodzicami. - nie lubiłam kłamać, ale przecież nie powiem profesorowi prawdy.
Po jego minie wywnioskowałam, że nie uwierzył.
- Wiem, że chodzi o coś poważniejszego. Ale dobrze, jeżeli nie chcesz, nie musisz mówić. Tylko pamiętaj, że jeśli komuś o tym powiesz, poczujesz się lepiej.
Idąc korytarzem, rozmyślałam nad słowami pana Zaharius'a. Z osób postronnych wie tylko Ackerman. Czy powinnam z nim pogadać? Średnio mądre posunięcie. Tak naprawdę to nie mam pojęcia, co o nim myśleć. Raz jest gburem, który nie kontroluje odruchów i rzuca się na każdego, kto mu się napatoczy, a innym razem ratuje znienawidzoną dziewczynę przed gwałtem, uśmiecha się, płacze i przytula? Bez sensu!
Tak właśnie rozmyślając stałam przy ścianie zamiast iść na dół, do szatni. Nawet się nie zorientowałam, kiedy korytarz zupełnie opustoszał. Ani kiedy zza uchylonych drzwi obok czyjaś ręka wciągnęła mnie do środka! Nawet nie zdążyłam krzyknąć, bo ktoś od tyłu zasłonił mi dłonią usta i usłyszałam szept:
- Ciszej (Imię), bo ktoś nas usłyszy.
Znajomy szept.
- Ackerman?! Co ty odwalasz?! Wiesz, jak mnie wystraszyłeś?! Nie mogłeś podejść jak Pan Bóg przykazał?! - zorientowałam się, że jesteśmy w kantorku dla woźnych. Nie wiem, czemu szeptałam, w każdym razie wrzeszczenie na niego w ten sposób musiało brzmieć strasznie śmiesznie.
- Musimy porozmawiać.
- I dlatego przyparawiasz mnie o zawał?!... - chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale znowu zakrył mi usta.
- Widzę, że to dalej cię dręczy. Wiesz, ja cię zawsze wysłucham.
Rany, czy dzisiaj wszyscy są w jakiejś zmowie?
- Słuchaj, jestem Ci naprawdę wdzięczna za tamten ratunek, mam u ciebie dług ale
- Nie uważasz mnie za godnego zaufania w takich sprawach i nie wiesz, co o mnie myśleć, bo moje zachowanie nie trzyma się kupy? - wszedł mi w słowo Ackerman.
Zdębiałam. Albo z nim, albo ze mną jest coś nie tak.
- To nie tak słuchaj
- Spoko, naprawdę. Ja sam nie do końca to rozumiem.
To zdanie tylko spotęgowało dyskomfort i niepokój. W końcu byłam sam na sam w ciasnym kantorku z samym Levi'em Ackermanem. I choć znam wiele dziewczyn, które dały by się pokroić, żeby być na moim miejscu, średnio mi się to podobało. Chłopak pachniał dziwną mieszanką czarnej herbaty, papierosów i leków. Tak właśnie zawsze wyobrażałam sobie zapach bad boyów z tych tanich szmirowatych filmów dla nastolatek. Ale ogólnie jego obecność, i to tak blisko, była dziwna. Przede wszystkim nie miałam pojęcia, co mu tam siedzi w głowie. Nie wiedziałam, czy mam mu zaufać czy dalej trzymać na dystans. Może dlatego, że nie wiedziałam, który z nich dwóch jest prawdziwym Ackermanem? Czy nadęty pokurcz, który mało nie pobił pierwszy raz spotkanej dziewczyny, czy uśmiechnięty chłopak, który zaryzykował swoją opinię, miejsce w szkole i wolność żeby ją uratować? Nie mam pojęcia. Dlatego wolałam się póki co za bardzo do niego nie zbliżać.
- A możesz mi chociaż powiedzieć, co my tu robimy? Schowek na mopy chyba nie jest pierwszym wyborem, jeśli chodzi o miejsce do rozmów.
- Mnie się pytasz? Przecież ty też na pewno nie chcesz, żeby ktokolwiek się dowiedział.
- No nie chcę... Ale nie możemy porozmawiać w klasie?
- Takie schadzki w pustej sali są trochę dziwne...
- A schadzki w opuszczonym kantorku to niby nie są dziwne?!
Ja go naprawdę nie rozumiem.
- ...
- Zresztą pal sześć. Póki co wolałabym z nikim o tym nie rozmawiać. Wybacz, ale w miarę możliwości chcę uporać się z tym sama.
- Dobrze, szanuję twoją decyzję (Imię). - powiedział zrezygnowanym głosem - Ale jeżeli kiedykolwiek zmienisz zdanie... -
- Słuchaj Ackerman. Naprawdę jestem Ci wdzięczna za pomoc. Ale kompletnie cię nie rozumiem. Twoje nastawienie do mnie zmieniło się w zasadzie z dnia na dzień i nie mam żadnych podstaw żeby Ci wierzyć! - wrzuciłam z siebie na jednym wydechu.
Popatrzył prosto na mnie. Widać było, że jest mu przykro, ale w jego oczach nie było zdziwienia.
- No cóż. Nie jestem specjalnie zaskoczony. Przecież tak naprawdę nic o mnie nie wiesz. Ale kiedyś zrozumiesz, że nie wszystko jest takie jak się wydaje. - rzucił mi jeszcze jeden zbolały uśmiech i opuścił schowek.
Teraz to dopiero mam mętlik w głowie. Jaki w końcu jest ten Ackerman? Cholera wie.
Stwierdziłam, że myśleniem i tak nic nie zdziałam i poszłam do domu.
*
12.03
Nastepnego dnia siedząc w klasie przed godziną wychowawczą dalej myślałam i analizowałam zachowanie chłopaka. Wszyscy się go boją, a odkąd nie ma pana Smith'a, nawet bardziej niż kiedyś. Ja pierwszego dnia go obraziłam, a potem zniszczyłam reputację. A mimo to mi pomógł i był dla mnie miły. Zachowywał się jak zupełnie inna osoba. Do tego stopnia, że to aż podejrzane. Może ma rozdwojenie jaźni albo coś? Nie, na pewno ktoś by to zauważył. Ale skoro potrafi taki być, to dlaczego akurat w stosunku do mnie? Przecież ma pełne prawo, żeby mnie nienawidzić!
Ale niestety niespecjalnie miałam siłę o tym myśleć. Dzisiaj był pierwszy autentycznie ciepły dzień tego roku. Nie cierpię gorąca. Pewnie dlatego, że reaguję na nie znacznie mocniej, niż przeciętny człowiek. Mam po prostu zerową tolerancję na ciepło. Przez to, gdy inni cieszyli się z pięknej pogody, ja umierałam w środku. Zwłaszcza na muzyce. Mimo otwartych okien po prostu nie szło wytrzymać!
JEAN POV
Dzisiaj muzyka. Jakoś nigdy nie przepadałem za tym przedmiotem, ale odkąd można posłuchać gry (Imię), czekam na każdą lekcję z niecierpliwością. To miała być kolejna zwyczajna muzyka, ale nie była. Siedzenie obok (Imię) zawsze było niezwykłym przeżyciem, ale nic nie może się równać z tym, co poczułem dzisiaj. Dzień był wyjątkowo ciepły jak na marzec. Można nawet powiedzieć, że jak w środku lata. Zapowiadano anomalie pogodowe, ale to już przegięcie. Mi szczególnie nie przeszkadzały, lubię wysokie temperatury. Ale (Imię), wręcz przeciwnie. Od samego rana była przymulona, ale na muzyce...
Usiedliśmy jak zwykle obok siebie. Jednak już po pięciu minutach zaczęła ciężko oddychać. Zerknąłem na nią ukradkiem. Drobne kropelki z czoła płynęły za linię kołnierzyka. Jej twarz była cała czerwona, a z ust wydobywały się miarowe westchnienia. W końcu chwyciła krawat u nasady i poluzowała.
Krew odpłynęła mi z głowy. Cały posztywniałem na dole. Ciepło rozchodziło się po całym moim ciele jak fale. Poczułem, że się czerwienię. Zakryłem więc dłonią twarz i zrozumiałem, że jest cała mokra od potu. Starałem się na nią nie patrzeć. Ale nie mogłem. Pożerałem ją wzrokiem i coraz bardziej odpływałem w krainę grzesznych fantazji. Widziałem wyraźnie, jak odwraca wzrok w moją stronę i mówi:
- O co chodzi Jean? Zobacz, nikogo nie ma.
Faktycznie, sala była pusta
- (Imię)...
- Wybacz mi moje zachowanie. Musiałam wszystkim mówić że to od gorąca... - usiadła na ławce i złapała mnie za brodę - Ale teraz jesteśmy sami. - wyszeptała patrząc mi w oczy.
Jej źrenice zaglądały w głąb mojej duszy. Całą śliczną twarz pokryła czerwień, a kropelki znowu zaczęły spływać po szyi w dół. W końcu było ich tyle, że wszystko pod jej koszulą prześwitywało. Patrzyłem na nią i patrzyłem. Na jej cudowne nogi pod krótką spódniczką, i na wszystkie inne wspaniałości. Czułem, że moje ciało, serce i umysł wariują.
- (Imię), naprawdę chcesz...
- A co? - odchyliła głowę do tyłu, oblizała wargi i spojrzała na mnie drapieżnym wzrokiem - Boisz się?
Wyglądała jak bogini seksu. Nie potrzebowałem nawet lusterka żeby wiedzieć, jak lubieżnym wzrokiem ją lustruję.
- Z tobą niczego ale...
- Ale co?
- Onieśmielasz...
- O, więc tak. Mówisz o tym?
I w tej samej chwili złapała mnie za krawat i mocno pociągnęła. W ten sposób znalazłem się nad nią, oboje na ławce w kompletnie pustej sali. Patrzyłem na nią upajając się tym widokiem i z każdą chwilą czułem, że puszczają mi kolejne hamulce, a tak długo tłumione uczucia przejmują nade mną kontrolę. Jej zaczerwieniona twarz, długie włosy rozsypane na ławce i to cudowne ciało, które gości w każdym moim śnie...
Wstyd już kompletnie wyparował. Jedną ręką rozerwałem jej koszulę, drugą zacząłem gmerać pod spódnicą. Wtedy też (Imię) szybkim ruchem zdjęła moje wierzchne ubranie i pociągnęła w dół. Po czym nasze usta złączyły się w długim, namiętnym pocałunku. Czułem jej delikatny języczek w moich ustach, jakbym odleciał prosto do raju. Po rozłączeniu delikatnie otworzyłem oczy. Teraz to ona patrzyła na mnie lubieżnym wzrokiem.
- I jak? Podobało się?
- (Imię)... Daj mi więcej. Chcę więcej, bo nie wytrzymam!
Złapała za klamrę od mojego paska.
- A więc dobrze ogierze. - wyszeptała mi do ucha seksownym głosem - Zróbmy to.
Od dawna mi stał, ale po tych dwóch słowach poczułem prawdziwy ból. Słodki ból. Słodki jak ona i moje grzeszne myśli.
Zgiąłem jej nogę w kolanie i przejechałem dłonią po całym udzie, czując delikatność jej skóry.
- Ah Jean... - z jej ust wydobył się słodki jęk.
Mogłem już wyczuć koronkę na majtkach i to, że są zawiązywane z boku.
- Aah Jean... - tym razem już dużo głośniej. Najpiękniejszy dźwięk na świecie.
Zacząłem rozwiązywać sznurek.
- Jean...
Kokardka puściła.
- Jean...
- JEAN!
Poczułem mocne uderzenie w tył głowy. I ocknąłem się. Zamiast (Imię) miałem przed sobą twarz Marco. Dotarło do mnie, że leżę na podłodze, a nie na ławce w klasie, która tak na marginesie jest pełna ludzi gapiących się prosto na mnie. Niedaleko stała (Imię). W pełni ubrana i przerażona. Wtedy w końcu zrozumiałem, że to był tylko sen.
- No, ocknąłeś się wreszcie! Panie Zaharius, idę z nim do pielęgniarki!
Po uzyskaniu przyzwolenia wyprowadził mnie z klasy. Ścigała mnie prawdziwa eksplozja śmiechu.
Kiedy doszliśmy na miejsce, siostra zbadała mnie, ale stwierdziła, że nic mi nie jest. Powiedziała, że mam leżeć dopóki nie poczuję się lepiej a Marco może ze mną zostać. Chwilę później wyszła.
Było mi strasznie głupio. Co ci wszyscy ludzie musieli sobie pomyśleć?! A przede wszystkim, co pomyślała (Imię)?! Ja pierdole, ale ze mnie matoł!
- Słuchaj Jean... - Marco zwrócił się w moją stronę - Przyszedłem do was, żeby coś ogłosić. Wyglądałeś, jakby cię tam wogóle nie było. Do tego szczerzyłeś się jak głupi i byłeś cały czerwony. Aż w końcu przefiknąłeś się przez krzesło. Co się właściwie stało?
- Pamiętasz, jak opowiadałem ci o (Imię)?
- Chyba chciałeś powiedzieć jak przyłapałem cię na śledzeniu jej w drodze do domu? - zachichotał zakrywając usta dłonią. Kretyn.
- Dobrze wiesz, że ją kocham. Na początku pomyślałem, że jest bardzo ładna. Ale potem... Widziałeś co wyprawia na historii, jest niesamowita, do tego taka miła i pomocna, jak siada do fortepianu czuję, jakbym odpływał do innego wymiaru... - rozmarzyłem się całkowicie - A dzisiaj, przed chwilą... - zaczerwieniłem się i odwróciłem wzrok - aż wstyd mówić.
- Słuchaj, jesteś moim przyjacielem. Przecież cię nie wyśmieję. - uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco.
- No dobra... - rozejrzałem się dookoła i zacząłem nasłuchiwać. Nikogo w pobliżu. - Zawsze wyobrażałem sobie wspólne randki, rozmowy i tak dalej ale wtedy - zrobiłem krótką pauzę - (Imię) źle reaguje na ciepło, a w sali muzycznej jest strasznie duszno. Była czerwona na twarzy i strasznie ciężko oddychała. A kropelki potu spływały jej po szyi za bluzkę. - przełknąłem ślinę, żeby przeszło mi to przez gardło - Ja to zobaczyłem, czułem jak krew odpływa mi z głowy i wtedy mi
- Dobra już dosyć aluzja dotarła! - przerwał mi przyjaciel w pół słowa - No cóż. - usiadł na krześle i zamyślił się - Ja sobie (Imię) bardzo szybko odpuściłem, ale widzę, że tobie tak łatwo nie przejdzie.
- Byłeś zakochany w (Imię)?! - spytałem zaskoczony i trochę wkurzony, że nic mi nie powiedział.
- Na samym początku. Ale dałem sobie spokój. Ma więcej adoratorów niż myślisz, nawet by na mnie nie spojrzała. Stwierdziłem, że będę po prostu jej przyjacielem. - zerknął na mnie czujnym okiem - Ale wiem, że dla ciebie to za mało.
- Dużo za mało.
- No to co ja ci poradzę? Albo jej to powiesz albo skończysz w wiecznym friendzonie!
Idąc korytarzem spowrotem do klasy rozmyślałem nad słowami Marco. Kiedyś na pewno jej powiem. Na pewno.
Pochłonięty myślami nawet nie usłyszałem dzwonka. Ani kroków ludzi wychodzących z klas. Właściwe wyrwałem się z letargu dopiero, kiedy z kimś się zderzyłem. A kiedy dotarło do mnie kto to, oniemiałem.
- O, to ty Jean. Już Ci lepiej?
- (Imię)...
*
*
*
Tylko mi się nie przyzwyczajać do takiego luksusu! Następnego rozdziału prędko nie ujrzycie ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top