Cicha Woda, Głośna Miłość i Nienawiść
Na wstępie chcę serdecznie podziękować mojej grupie wiernych czytelników, którzy dodają mi pewności siebie niesamowicie pozytywnymi komentarzami! Szczególnie Sashy i Jean'owi z mojego RP. Jesteście wspaniali, kocham was wszystkich! Miłej lektury, liczę na dużo komentarzy ^^.
*
*
*
- Spokojnie, wszystko jest dobrze. Wybacz, muszę już iść.
Wyminąłem ją i poszedłem dalej. Nie chciałem jej olewać, ale jeszcze bardziej nie chciałem, żeby zauważyła mój rumieniec.
Wtedy właśnie mnie zaczepił.
- Wybacz Jean, nie mógłbyś mi pożyczyć trochę forsy?
W tym momencie wpadł mi do głowy pewien pomysł. Był ryzykowny, niebezpieczny i w razie czego nie tylko ja będę skończony. Ale czułem, że jeśli tego nie zrobię, oszaleję.
- Po co pożyczać, mogę Ci dać je zarobić. Potrzebuję pomocy w zamian za dobrą stawkę. Wchodzisz w to?
Natychmiast się ożywił.
- Co, kiedy i za ile?
- To mi się podoba. A więc, sytuacja jest taka...
Brzydziłem się samego siebie, ale to było silniejsze ode mnie.
READER POV
Kiedy wyszłam już z sali muzycznej, usłyszałam za sobą głośny krzyk:
- (Imię)!
To był Armin.
- O co chodzi?
- Chodź tutaj!
Stwierdziłam, że Armin nie wołałby mnie bez powodu.
Wróciłam do klasy i zajrzałam do środka. Zobaczyłam chłopaka obok wysokiej szafy. Wyglądał na załamanego.
- Coś się stało Armin?
- Tak... Zaraz po waszym pojedynku wygarnąłem Chriście, że nigdy nie dorówna ci w grze. Wtedy Ymir wyrwała mi książkę i wrzuciła na szafę. Nie mogę jej zdjąć... - zaczerwienił się ze wstydu przed samym sobą.
To było naprawdę słodkie. Aż mi się zrobiło cieplej na sercu, że tak mnie bronił. Pogłaskałam go po włosach.
- Spokojnie Armin. Zdejmę ją. - uśmiechnęłam się dla dodania mu otuchy. Od razu pojaśniał na twarzy. Trochę się zdziwiłam, że poprosił właśnie mnie, a nie któregoś z chłopaków, ale nie myślałam nad tym zbyt długo. Pewnie po prostu ja byłam najbliżej.
Na początku podstawiłam ławkę, na której mogłabym stanąć, ale dalej było za wysoko i musiałam położyć na niej jeszcze dwa słowniki. Teraz już było dobrze na wysokość, ale książka leżała strasznie daleko od krawędzi szafy. Wredna suka z tej Ymir. Musiałam się maksymalnie wyprężyć, żeby wreszcie dosięgnąć. Wzięłam książkę i odwróciłam się. Wtedy zobaczyłam, że Armin jest cały czerwony i gmera rękami w kieszeniach.
- Coś się stało?
- Nie, nic nic. Dziękuję Ci bardzo. - złapał książkę i wybiegł szybko z sali.
Byłam lekko zdziwiona, ale machnęłam na to ręką. Pewnie coś mu wypadło.
JEAN POV
Czekałem z niecierpliwością w umówionym miejscu w męskiej toalecie. Już zaraz je dostanę.
W końcu pojawił się w drzwiach. Pokazał uniesiony kciuk. Całe moje ciało przepełniła radość.
- Pokaż pokaż!
On jednak pomachał mi palcem przed nosem.
- E e nie ma! Najpierw kasa.
Wyciągnąłem wszystkie oszczędności z portfela. Jednak żegnałem je bez żalu, bo wiedziałem co za nie dostanę.
Kiedy schował bilon do jednej kieszeni, z drugiej wyjął pożyczony ode mnie telefon. I wtedy je zobaczyłem.
(Imię) w drzwiach. Uśmiechnięta (Imię). (Imię) z jedną nogą na ławce. Przy tym zdjęciu rumieniec przeszedł mi w żywą czerwień. A potem... Chyba pięć zdjęć śnieżnobiałych majteczek z koronką pod różnymi kątami! Poszła mi krew z nosa i poczułem rozchodzące się po moim ciele ciepło.
- Żeby było jasne! - zawołał nagle, odciągając mój wzrok od komórki - Naprawdę potrzebowałem pieniędzy. To było zboczone i okropne w stosunku do (Imię). Jeżeli ktokolwiek się dowie, ja nie mam z tym nic wspólnego!
I wyszedł.
Ah, co ja ci poradzę, że jestem takim zimnym chujem i myślę tylko o sobie? Co, Armin?
READER POV
Muzyka była tego dnia ostatnia. Zeszłam więc na dół do szatni, żeby zmienić buty. Wczorajsza rozmowa z Ackermanem cały czas nie chciała wywietrzeć mi z głowy. Ciekawe, czy kiedykolwiek przestanie być dla mnie jedną wielką niewiadomą...
Rozmyślania przerwał mi radosny głos Sashy:
- (Imię), halo! Ziemia do (Imię)!
Aż podskoczyłam.
- Cco? O, wybacz, zamyśliłam się. Mówiłaś coś?
- Nie, ale takie zamyślenia zdarzają ci się coraz częściej. - skoczyła w moją stronę i spojrzała mi w oczy. Niemal widziałam gwiazdeczki w jej oczach. - Jakiś chłopak zaprząta ci myśli, co? Myślisz o jakimś chłopaku, przyznaj się! - zaśmiała się i szturchnęła mnie przyjacielsko w bok.
Jakby tak nad tym pomyśleć, Ackerman jest facetem. Więc skłamię jak potwierdzę czy jak zaprzeczę?
Poszłam na kompromis.
- Daj spokój, nikt mi się nie podoba!
- Taak? Ale chodzisz taka smutna, odkąd nie ma pana Smith'a! - poruszyła zawadiacko brwiami - Podobał Ci się?
- Cco?! Nie, oczywiście że nie!
Pan Smith... Starałam się o nim nie myśleć, bo wiedziałam, że to nic nie da, ale teraz jego obraz znowu pojawił się w mojej głowie. Sytuację z komisariatu pewnie zapamiętam do końca życia.
- No dobra, jak sobie chcesz. Ja wiem, że jest ktoś. I ja się dowiem kto!
- No dobra Saska, chodźmy do domu, marnujemy czas.
Tak naprawdę obawiałam się, że jak dziewczyna zacznie węszyć, to dowie się prawdy o panu Smith'ie. Albo jeszcze gorzej, zobaczy mnie z Ackermanem, pomyśli sobie niewiadomo co, rozgada jednej osobie za dużo i będę miała przegwizdane. On zresztą też.
Wróciłyśmy gadając na inne tematy. Oby tylko żartowała, bo ostanie, czego mi teraz trzeba, to nowe kłopoty.
13.03
Dzień zebrania samorządu uczniowskiego. Stosunkowo niedawno Marco oddał urząd skarbnika Arminowi, który teraz chodzi z nim na spotkania. To będzie jego drugie. Podobno bardzo dobrze sobie radzi, ale od tygodnia chodził nieobecny. Nie chciał mi powiedzieć, o co chodzi. Mam tylko nadzieję, że o nic poważnego.
ARMIN POV
Tydzień temu byłem na swoim pierwszym zebraniu samorządu, jako skarbnik. Marco stwierdził, że nie wyrobi się na dwa etaty, więc zorganizowano głosowanie, żeby wybrać kogoś jeszcze. Padło na mnie chyba tylko ze względu na oceny, ale w życiu bym się nie spodziewał, że sprawy tak się potoczą.
Poszliśmy więc na najwyższe piętro, do sali, gdzie odbywały się spotkania. Niech no ja znajdę tego, który wpadł na pomysł szkoły w pięcio -piętrowym budynku! Wiem, powinienem choć trochę popracować nad formą fizyczną, ale to nie dla mnie.
W końcu dotarliśmy na miejsce. Rany boskie! Do tych schodów się chyba nigdy nie przyzwyczaję! Weszliśmy do środka i zajęliśmy swoje miejsca. Wtedy do klasy wkroczyła dumnie przewodnicząca szkoły i reporterka gazetki, Ilse z klasy wyżej. Szła z podniesioną głową, jej czarne włosy delikatnie powiewały, a na ogarniętej stoickim spokojem twarzy gościł delikatny uśmiech.
Już wtedy byłem pod wrażeniem.
Potem zaczęła mówić. Rany, jaki ona miała głos! Mocny i wyraźny, ale nie nachalny, niski, dźwięczny z delikatnymi radosnymi nutami, jak kryształki cukru w ciepłej herbacie, a przy tym aksamitny. Niesamowite. Do tej pory byłem narażony na piski koleżanek z klasy, zrzędzenie mojego dziadka i skrzekliwe wrzaski nauczycielek. Głos Ilse brzmiał jak muzyka.
Czułem, jak wzbiera we mnie zachwyt.
Wsłuchałem się w jej przemowę. Pochłonęła mnie bez reszty. Każde jej słowo trafiało prosto do mojego serca. Kiedy mówiła, czuć było od niej niesamowitą, wręcz przytłaczającą energię. Jakby sama Atena zeszła z Olimpu, by objawić mi ważną prawdę. Jej żywe gesty, rozwiane włosy i ten ogień w oczach... Tak właśnie musieli się czuć Niemcy na pierwszym przemówieniu Hitlera - cokolwiek on powie, zrobię to. Od jej słów biła potęga, mądrość i wszystko czego trzeba, bym poszedł za nią do piekła...
Rozejrzałem się dookoła. Wszyscy wyglądali na raczej znudzonych, jakby zupełnie jej nie słuchali. Wszyscy... poza jednym. Marco. Z jego oczu mogłem wyczytać tylko bezgraniczne uwielbienie. Nie, niemożliwe. Czyżby on też poczuł to samo? Ale, skoro jest tu od początku roku szkolnego, to znaczy że... Czyli jest z nią co tydzień od pół roku! Czy już jej mówił? A może... Oni są... Nie, przecież byśmy wiedzieli! Czyli wciąż jest szansa! Marco to poważny rywal, muszę działać szybko. Wiem! Wezmę trochę pieniędzy i za tydzień zaproszę ją na jedzenie! Nie mam nic do stracenia, a jeśli się nie pospieszę, miłość mojego życia zabierze mi mój własny kumpel! Zaraz... Miłość? Czy to właśnie jest miłość?
Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułem. Jakbym zamiast serca miał młot pneumatyczny. Trzęsły mi się ręce, a myśleć mogłem tylko o jednym. O Ilse. O tym, jaka jest piękna i mądra. Do tego stopnia, że mogłaby stanąć na pantenonie greckich bogiń. Jak pomyślę, że Marco mogłby ją gdzieś zaprosić... Krew mnie zalewa.
Ostatecznie jednak musiałem zabrać głos, jako skarbnik ID. Wyklepałem nauczoną formułkę, ale kompletnie nad tym nie myślałem. Stałem tuż obok Niej. Założę się, że wyglądałem jak ostatni głupek. Wiem, że powinienem bardziej dbać o wizerunek klasy, którą reprezentuję, ale miałem to gdzieś.
Kątem oka spoglądałem na Marco. Dalej z niekrytym zachwytem wpatrywał się w MOJĄ Ilse! Miałem przemożną ochotę mu przywalić. Zaraz... Ja przecież nigdy nikogo nie uderzyłem! Tak właśnie czują się zakochani? Czy wogóle po tak krótkim czasie można to stwierdzić? Chyba zaraz oszaleję...
Na takich właśnie rozmyślaniach zleciało mi całe spotkanie. Nie było już wątpliwości. On też ją kocha. A skoro do dzisiaj jej tego nie powiedział, to znaczy, że będę pierwszy! Tylko... Co ja jej powiem? Tak po prostu podejdę i "Kocham cię chodźmy na randkę."? Pewnie że nie! Najpierw poprosić o spotkanie, a potem wyznawać miłość. Ale... Jest problem. Z emerytury dziadka i tak ledwo starcza nam na życie, skąd ja niby wezmę pieniądze na restaurację? Na zwykły spacer jej nie zaproszę, ona jest taka elegancka, wygłupię się! Trzeba coś szybko wymyślić...
Stwierdziłem, że najlepszym wyjściem będzie poprosić kolegów o pożyczkę. Tylko jak któryś zapyta, dlaczego potrzebuję tej kasy? Nie chcę, żeby wiedzieli. Ani o moich problemach finansowych, ani o uczuciach. Zbierałem się cały tydzień, ale nie dałem rady. W końcu na dzień przed zebraniem stwierdziłem, że wóz albo przewóz i podbiłem do Jean'a z prośbą. A ten... Powiedział, że nie tylko pożyczy, ale też nie będę musiał oddawać! W zamian chciał przysługi. Byłem tak zdesperowany, że zgodziłem się nawet nie pytając, o co chodzi. Rany, będę tego żałował chyba do końca życia!
Kazał mi zdobyć zdjęcia (Imię). Podejrzewałem, że jest w niej zakochany, ale nie sądziłem że do tego stopnia. Pamiętam dobrze, co wtedy powiedział:
- Masz ukradkiem zrobić zdjęcia (Imię), tylko żeby się nie zorientowała. - po czym spuścił głowę i oblał się rumieńcem - Takie z jej twarzą, ciałem i innymi rzeczami... Wiesz o czym mówię.
Miałem ochotę dać mu w pysk, ale wiedziałem, że nie mam wyjścia. Potrzebuję tej kasy. To będzie okropne w stosunku do (Imię), a przecież jest moją przyjaciółką! Brzydzę się tym, co wtedy zrobiłem, ale nie myślałem racjonalnie. W grę wchodziła Ilse. Nic innego się dla mnie nie liczyło.
Chyba zauważył moje spojrzenie.
- Teraz pewnie nie możesz na mnie patrzeć, co? Spoko, ja też nie. Ale co poradzę, że jestem takim tchórzem i nie potrafię powiedzieć (Imię) że ją kocham? I przez własną niemoc robię jej takie świństwo? - usiadł na podłodze łazienki i schował twarz w dłoniach - Kurwa, ale ja jestem żałosny!
W tamtej chwili poczułem z nim jakąś dziwną więź. W końcu obaj robimy świństwa, bo powariowaliśmy z miłości. Naprawdę go rozumiałem i chciałem jakoś pocieszyć.
- Słuchaj Jean, ja naprawdę nie jestem lepszy. Godzę się na zrobienie czegoś takiego przyjaciółce, tylko po to żeby zdobyć pieniądze na randkę z dziewczyną, którą kocham. Jedziemy na tym samym wózku. - spojrzałem na niego poważnie - Ale dlaczego jej tego po prostu nie powiesz?
Popatrzył na mnie takim wzrokiem, jakby myślał że zwariowałem.
- Armin ty chyba jesteś niepoważny!
- A to niby czemu? Naprawdę samo patrzenie i fantazjowanie ci wystarczy? Zresztą, (Imię) nie jest głupia i prędzej czy później i tak się domyśli. Powinieneś to zrobić.
- Teraz mnie umoralniasz, a założę się, że jak przyjdzie co do czego to stchórzysz!
- Może i nawet tak! Ale przynajmniej spróbuję zawalczyć o miłość, bo jak nie, to ktoś sprzątanie mi ją sprzed nosa! Ty też bynajmniej nie jesteś jedynym, któremu podoba się (Imię), więc nie zdziw się, jak ktoś cię uprzedzi. - jego podejście naprawdę działało mi na nerwy - A wtedy będziesz pluł sobie w brodę że nie wyznałeś jej uczucia jak miałeś okazję!
Na twarzy Jean'a zagościło niekryte zdziwienie. Ale tylko przez chwilę. Później jego miejsce zajęła... wściekłość? Chyba. Tylko nie jestem pewien, czy na mnie, czy na niego samego.
- Armin ty nic nie rozumiesz... - dalej siedział przy ścianie chowając twarz w dłoniach - Ja nie jestem taki jak ty. Nie wiem, kim jest ta twoja ukochana, ale na pewno będzie w siódmym niebie, kiedy wyznasz jej miłość. Zresztą nie tylko ty. Każdy z was ma jakąś zaletę, którą moglibyście uszczęśliwić dziewczynę. Eren jest przystojny, szarmancki, uprzejmy i do tego świetny w sporcie, założę się, że gdyby nie Mikasa dziewczyny lgnęłyby do niego jak pszczoły do miodu. Ty jesteś piekielnie inteligentny i uroczy, na pewno jest co najmniej kilka takich, które na ciebie lecą. Marco, miły dla każdego, zorganizowany, charyzmatyczny i zawsze myślący o dobru innych, pewnie w samorządzie nie może się odpędzić od fajnych lasek.
Na dźwięk imienia Marco aż we mnie zawżało. Znowu to uczucie...
Myśl przerwał mi głos Jean'a:
- A ja? Spójrzmy prawdzie w oczy, Armin. Potrafię tylko ukrywać własne wady pod maską błazna. Nie mam nic, co mógłbym dać (Imię) jako dowód miłości. Ona jest warta o wiele więcej. Zresztą, sam dobrze widzisz. Jaki mężczyzna zrobiłby ukochanej coś takiego? - zerknął na swój telefon i wyraźnie się skrzywił - Nie byłbym w stanie dać jej wszystkiego, na co zasługuje. Jedyne, co mi zostaje to po cichu się w niej podkochiwać. I liczyć, że znajdzie kiedyś tego jedynego, który da radę przychylić jej nieba i
Tu urwał. Nie z własnej woli. Po prostu nie wytrzymałem. Trzasnąłem go w twarz. Buzowała we mnie adrenalina i złość.
- Jean, ja już po prostu nie mogę tego słuchać! Możesz dorabiać do tego ideologię, ale wiesz, że to zwykłe tchórzostwo! Boisz się jej reakcji i że cię odrzuci, prawda?! No niestety, dziewczyna nie spadnie ci z nieba, musisz o nią walczyć! A jeżeli naprawdę ją kochasz, powinieneś wiedzieć, co teraz zrobić! - podniosłem plecak z podłogi i zarzuciłem go sobie na ramię. Skierowałem się w stronę wyjścia. W drzwiach odwróciłem się tylko i oznajmiłem:
- Żeby było jasne! Dalej uważam, że to było zboczone i okropne w stosunku do (Imię)! Jeżeli ktoś się dowie, ja nie mam z tym nic wspólnego! - i wyszedłem.
Normalnie bym się tak nie mądrzył, ale kiedy widzę coś takiego jak sam jestem zakochany trafia mnie jasny szlag! Mam tylko nadzieję, że w końcu się przełamie. Bo nie chciałbym być w jego skórze kiedy będzie już za późno.
Następnego dnia byłem kompletnie nieobecny. Moje myśli krążyły wokół samorządu i księżniczki, która tam na mnie czeka. Odliczałem czas do końca lekcji i w końcu się doczekałem. Marco powiedział, że musi jeszcze coś załatwić i kazał mi iść bez niego. W podskokach pobiegłem więc po schodach, nawet nie czując zmęczenia.
Po odsiedzeniu swojego na obradach zaczepiłem Ilse. Serce waliło mi jak szalone.
- Witaj, masz może chwilkę? - zapytałem lekko drżącym głosem.
*
READER POV
Właśnie skończyło się kółko muzyczne i mogłam już wracać do domu. Szczerze mówiąc nie miałam na to ochoty, ale mus to mus. I właśnie kiedy w zupełnie pustej szatni nakładałam buty, usłyszałam czyjeś kroki. Pewnie chłopaki wrócili z zebrania. Jednak to, co zobaczyłam, kompletnie mnie zaskoczyło.
- Armin... Czemu płaczesz..?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top