Rozdział 7 - Formacja lokalizująca tytanów na odległość
Ten dzień okropnie się rozpoczął. Z samego rana śmierć tytanów eksperymentalnych. Według wielu był to dopiero początek problemów.
Zaraz po tym, rodzeństwo się rozdzieliło, co także było rzadkością. Dziewczyna ruszyła z Erenem i resztą grupy z powrotem do zamku. Gorąca pogoda dzisiejszego dnia także dawała o sobie znać.
Po przybyciu do zamku ciemnowłosa dała zadanie brunetowi. Miał nakarmić koniki. Gunther usiadł na stopniach schodów, Eld stanął tuż przy nim, bacznie obserwowali poczynania chłopaka. Olive stanęła za nimi opierając się o ścianę. Pot spływał jej po czole.
-Koniec końców nie znaleźli żadnego żołnierza, który używał sprzętu do trójwymiarowego manewru bez pozwolenia.- Odezwał się Ghunter. On i Eld trzymali w rękach kubki upijając ciecz. -Ciekawe, kim są sprawcy.- Dodał. Dziewczyna milczała słuchając tego o czym gadają. -Nie mam pojęcia. Teraz bardziej martwię się nadchodzącą ceremonią wcielenia do dywizji.- Powiedział Eld. -Ilu kadetów będzie na tyle szalonych, by do nas dołączyć?- Zapytał.
-Eren, czy w twojej klasie są osoby, które chcą do nas wstąpić?- Krzyknął z zapytaniem Gunther. -Są.- Odpowiedział natychmiast. Nadal karmił jednego z koni. -A raczej były. Nie wiem, czy nie zmienili decyzji.- Wymamrotał.
Wtedy na dziedziniec wjechała znajoma osoba. -Baczność!- Krzyknęli jednocześnie jeszcze przed chwilą rozmawiający faceci, odkładając kubki i podchodząc do kapitana. Facet hektycznie się zatrzymał. Ciemnowłosa podeszła wolnym krokiem słuchając co ma do powiedzenia.
-Przygotujcie się, wyruszamy w patrol!- Powiedział od razu. -Tak jest.- Krzyknęli faceci. Do trójki podbiegł Eren. -Dzień dobry, kapitanie Levi!- Zaczął. Cała trójka trzymała swoje prawe dłonie na sercu, oddając szacunek ciemnowłosemu. Jedynie Olive stała z lekkim uśmieszkiem i wpatrywała się w faceta z spokojem.
-Słuchaj Eren, nigdy nie odstępuj mnie, albo Olive dalej niż na długość dwóch koni.- Levi zwrócił się do bruneta. -Nie siedzisz zamknięty w celi tylko dlatego, że się tobą opiekujemy.- Dodał. -Tak jest!- Powiedział chłopak. -Ruszamy.- Zakończył natychmiast odwracając się w kierunku bramy.
Cała grupa do zadań specjalnych wsiadła na konie a następnie ruszyła. Koń Levia był czarnego ubarwienia. Olive także posiadała konia o czarnym umarszczeniu - jak wiadomo nie była kapitanem. Uznano jednak że tak będzie się trochę bardziej wyróżniać, w końcu także nie była byle kim. Pozostali członkowie jechali na koniach brązowych.
Levi pędził na samym przodzie. Zaraz za nim Eren oraz Olive. Zielone peleryny jakie mieli na sobie latały wraz z podwiewami wiatru, podobnie do włosów dziewczyny. Wszyscy byli skupieni na jeździe. Długo jechali, na zewnątrz zdążył zapaść zmrok.
-Oddział do Zadań Specjalnych będzie jechał tutaj.- Wskazał Gunther, pokazując Erenowi wygląd formacji. Wszyscy prócz Levia stali przy Erenie. Ciemnowłosy, stał przy swoim koniu głaskając go. -W środku ostatnich szeregów.- Wyjaśnił Gunther. -Jesteśmy całkiem daleko.- Zauważył Eren. -To najbezpieczniejsze miejsce w formacji.- Wyjaśnił znowu facet.
-Nawet wozy zaopatrzeniowe nie są tak chronione.- Stwierdził. -Tym razem naszym jedynym celem jest wypad za mury i powrót. Wyprawa jest tak krótka, ponieważ jest to tylko trening praktyczny przed wyprawą do Shiganshiny.- Dodał. Brunet uważnie przyglądał się formacji. -Nadal nikt mi nie powiedział, co mam dalej począć z moją mocą.- Stwierdził chłopak zerkając na Gunthera.
-Rozumiesz, o co pytał cię dowódca?- Zapytał Gunther. Brunet spojrzał zaskoczony na niego. -A wy rozumiecie?- Zdziwił się. -Nie.- Eld spuścił głowę, a Petra negatywnie pokiwała głową. Olive nie zrobiła nic, bez słowa stała. -Skłamalibyśmy, mówiąc, że wszystko rozumiemy, ale myślę..- Odezwał się Oluo jednak jemu przerwano. -Całkiem możliwe, że ta misja ma również jakiś inny cel, jednak dowódca uznał, że najlepiej będzie nie ujawniać go żołnierzom. Więc po prostu skupmy się na powrocie stamtąd w jednym kawałku. Zaufaj dowódcy.- Powiedział Gunther, zwijając pergamin. Ciemnowłosa nadal przyglądała się wszystkiemu z obojętnością.
-Dobrze.- Wyszeptał jedynie słabo Eren. -Tutaj zakończyliśmy dzisiejszy trening. Przygotujcie się do powrotu.- Wrócili do Zamku.
Tym razem za murami zamku było nieco tłoczniej. Nowi rekruci zajmowali trochę miejsca. -Całkiem sporo ich.- Powiedziała Olive idąc koło Levia. -Ta.- Mruknął chłopak pod nosem. -Wyjątkowo ponury dzisiaj jesteś, coś cię gryzie?- Zapytała. Jednak chłopak nie odpowiedział.
-Mikasa! Armin!- Wydarł się brunet biegnąc po dziedzińcu. Dwaj rekruci odwrócili się w kierunku chłopaka. Ciemnowłosa rozpoznała ich z rozprawy. -Eren!- Krzyknęła dziewczyna. -Ze sto lat was nie widziałem!- Ucieszył się chłopak.
-Eren, czy zrobili ci coś złego? Badali każdy centymetr twojego ciała? A może dręczyli cię psychicznie?- Zapytała dziewczyna łapiąc chłopaka za ręce. Na twarz Erena wpełzło zdziwienie. -Oczywiście, że nie!- Odpowiedział zaskoczony. -Ten kurdupel posunął się za daleko! Któregoś dnia mi za to zapłaci!- Warknęła pod nosem. -Niemożliwe, chyba nie masz na myśli Levia?- Zapytał.
Olive oraz Levi nadal przyglądali się chłopakowi. -Cześć Eren! - Kopę lat!- Przy chłopcu zjawiły się kolejne osoby. -Wszyscy tutaj jesteście?- Brunet nie mógł uwierzyć, że widzi tylu przyjaciół. -Ale to chyba nie znaczy, że dołączyliście do Zwiadowców?- Posmutniał. -Niby z jakiego innego powodu byśmy tutaj przyszli?- Zapytał uśmiechnięty na krótko ścięty chłopak.
-Więc do Żandarmerii dołączyli tylko Jean, Annie i Marco?- Spytał zaciekawiony. Wtedy za chłopakiem pojawił się inny chłopak. Był wysoki, jego mina nie była zbyt zadowolona. -Niemożliwe, nawet ty?- Zdziwił się brunet hektycznie odwracając. -Marco nie żyje.- Wypowiedział jako pierwsze chłopak. -Coś ty powiedział?- Eren nie mógł uwierzyć w jego słowa.
-Marco nie żyję?- Powtórzył brunet, a na jego twarz wpełzł dziwny wyraz. -Wygląda na to, że nie każdy musi umrzeć spekularną śmiercią.- Powiedział będący nadal poważny wysoki chłopak. -Nawet nie wiemy, w jaki sposób zginął.- Dodał spuszczając nieco głowę.
-Umierał spokojnie, nikt nie wiedział o jego śmierci, ani nikt jej nie widział.- Wypowiedział jeszcze. -Marco..- Wyszeptał jedynie Eren. Reszta za nim także posmutniała. -Nowi, chodźcie tutaj!- Krzyknął Dita Ness. -Wasze mundury przybyły!- Dodał. Wszyscy ruszyli zostawiając Erena. Nowi ubrali zielone pelerynki.
Przyglądająca się do tej pory wszystkiemu kobieta, ruszyła. Levi już dawno odszedł.
Minął miesiąc. Rekruci zdążyli się już zadomowić. W końcu nadszedł dzień wyprawy. -Otwieranie bramy za 30 sekund!- Oznajmił ktoś. - Otworzyć Bramę!- Wrzasnęła następna osoba kilka sekund później.
Potężna brama zaczęła się otwierać. -Ruszamy!- Krzyknął Erwin znajdujący się na samym przodzie. -Rozpoczynamy 57. wyprawę za mur! Naprzód.- Dodał. Wszyscy ruszyli głośnym galopem.
Żołnierze wyruszyli. Już na samym początku zauważono tytana.
-Wsparcie będzie nam towarzyszyć tylko do starego miasta. Później pozostaniemy zupełnie sami na terytorium tytanów. Naszą jedyną nadzieją będzie opracowana przez dowódcę Erwina formacja do wykrywania tytanów na odległość. My, czyli Oddział do Zadań Specjalnych, będziemy jechali tutaj.- Tłumaczył Gunther.
-Panie Oluo, czy myśli pan, że moi koledzy będą w stanie pokonać tytanów?- Zapytał Eren jadący za Olive. -Ty tępaku, coś ty robił przez ostatni miesiąc?- Zapytał go facet. -Słuchaj gówniarzu, najważniejszą częścią każdej wyprawy jest jak najefektywniejsze unikanie walki z tytanami!- Wypowiadał Oluo, jednak na samym końcu ugryzł się w język. -Za dużo gadasz Oluo.- Ciemnowłosa odwróciła głowę w kierunku Erena. -Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Są z nimi świetnie wyszkoleni Zwiadowcy.- Powiedziała.
Według Erena była nieco inna. Poważniejsza. Zastanawiał się czy ma to jakiś stosunek z tym że są za murami, a może miała całkowicie inny powód? W końcu zawsze była uśmiechniętą, miłą kobietą. Teraz wydawała się bardzo poważna, wręcz porównalnie do Kapitana Levia na codzień.
-Utworzyć formację lokalizująca tytanów na odległość!- Rozkazał Erwin. Wszyscy zaczęli się powoli rozdzielać, tworząc formację. Cały czas wypuszczane zostawały czerwone flarę informujące o widzianych tytanach. Często zmieniali swoje pozycje.
Najbardziej niepokojące były czarne flary, które informowały o odmieńcach. Drużyna mogła też zauważyć żółte, one oznaczały znaczne straty. Istniały jeszcze fioletowe, był to kolor alarmowy. Co jakiś czas ktoś przybywał przekazując nowe informacje, również osoby z drużyny raz na jakiś odjeżdżali przekazując nowe informacje innym dalej.
Wyprawa toczyła się w najlepsze..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top