9
- A więc jak mam ci sprawić tyle bólu co ty sprawiłaś mi? - Mówi to ze stoickim spokojem. Bez wątpienia jest szalony. Bardzo szalony. Podszedł bliżej i wziął kosmyk moich włosów w dłoń. - Zabawne. Zabawne jak bardzo można na ciebie wpłynąć jednym głupim listem. I to do tego nie prawdziwym. - Zaśmiał się i puścił moje włosy. Patrzyłam na niego skołowana.
- Co masz na myśli? Czyli jednak nie jesteś moim bratem? Chwała bogu. - Odetchnęłam z ulgą.
- To jest akurat prawda. Jesteśmy rodzeństwem. - Ahh... smutne... - Ale to nie matka zabiła starszą. To byłem ja. - Dalej stałam jak słup i przyglądałam mu się w zdziwieniu. - Widzisz Alice oszalała po twoim odejściu. To ona była taką głową rodziny. Matka była prostytutką i na nas zarabiała ale miała tylu klientów, że nie miała czasu dla nas. Dlatego to Alice była dla nas jak matka. Podobało jej się to życie. Miała wszystko czego chciała. Przyszłość prostytutki planowała też dla ciebie. Ale szczęśliwy przypadek uratował cię od takiego losu. Na górze zmieniono ci personalia i dano nowe życie. Ale Alice... ona wiedziała, że gdy matka umrze to ona będzie musiała przejąć jej "firmę". Zaczęła napadać na zwykłe dziewczyny z miasta i zmuszać je do pracy dla siebie a kiedy traciły popularność po prostu je zabijała i szukała nowych. Nie mogłem pozwolić, żeby tyle ludzi traciło życie więc zabiłem ją. Potem uciekłem. - Zamrugałam kilka razy. Popatrzyłam na niego morderczo i zaczęłam się zastanawiać po co mi to mówi? Po co wysyłał ten list? - Zapewne zastanawiasz się teraz po co to wszystko. Odpowiedź jest prosta. Kochałem ją bardziej niż siostrę. Zanim odeszłaś była inna. Pomagała innym. Dzieliła się z innymi. Ale twoje odejście wszystko zmieniło. - Mówi z jadem w głosie. Koleś weź się w końcu zdecyduj. Raz mówi do mnie normalnie a zaraz potem morduje wzrokiem na miliard różnych sposobów. - Przez ciebie musiałem ją zabić! Ciebie też czeka śmierć. - Spojrzał na złoty zegarek na jego nadgarstku. - Oj! Już późna godzina! Wybacz ale obowiązki wzywają madame. - Odwrócił się na pięcie i poszedł. Dziwny facet. Teraz miałam czas, żeby przyjrzeć się jego ubraniom. Czarny garnitur. Z przodu były chyba złote spinki. Kim on jest? Jakimś biznesmenem? No tak. On jest przecież hazardzistą. I to bardzo dobrym hazardzistą. Coś się we mnie gotuje kiedy tylko pomyśle, że wojsko ratuje mnie przed jego łapskami. Kręcę energicznie głową żeby odpędzić od siebie tą myśl i wychodzę z budynku który niegdyś był moim domem. Czas wracać do domu. Czy zamek zwiadowców można zaliczyć do mojego domu? Są tam moi przyjaciele i Levi. Z pewnością nasza kwatera jest moim domem. W drodze po konia ujrzałam podnoszącą się bramę. Wracają? Tak szybko? Staje w tłumie i obserwuje jak wracają nie tak liczni jak poprzednio. Jest ich mniej niż połowa! Ale nie to przykuwa najwięcej mojej uwagi. Moją uwagę przyciąga brązowowłosa dziewczyna obejmująca kaprala w pasie. Nie znam jej. Może jest w korpusie ale ja jestem na tyle ślepa, żeby jej nie zauważyć? W sumie to wielu rzeczy na zauważałam. Ale dlaczego ona siedzi z kapralem na koniu! Czyżby Levi mnie zdradzał? Nie... to chyba nie możliwe. Mało tego. Ta dziewczyna wyglądała jak mój sobowtór! Tata kiedyś o tym opowiadał. Dwójka ludzi która nie jest powiązana genami wygląda bardzo podobnie. Nie sądziłam, że kiedykolwiek spotkam mojego. Ciekawe czy Levi też ma sobowtóra i ciekawe czy jest wyższy. Wyższy Levi. Nie. To nie byłoby to samo. Pobiegłam po mojego konia i udało mi się ich dogonić zanim wyjechali z miasta. Chciałam porozmawiać z Levi'em ale kiedy tylko mnie zobaczył zmierzył mnie wzrokiem i odwrócił wzrok. Trochę mnie to zraniło ale starałam się tego nie okazywać.
- Kim jest ta dziewczyna jadąca z kapralem? - Pytam Eren'a który jechał obok.
- Powiedziała, że nazywa się Lili. Mówiła, że wychowała się w lesie. Ale czy to nie jest przypadkiem pani siostra? - Moja siostra nie żyje. A jedyną jaką znam jest Ami.
- Mów mi po imieniu. Po prostu Hanna. A co do twojego pytania to nie. Moją jedyną siostrą jest Ami i nikt więcej. To zapewne mój sobowtór i tyle. - Wyjaśniam. Nurtuje mnie jeszcze jedno pytanie. Dlaczego ona jedzie z kapralem? Niestety nim zdążyłam je zadać Eren okazał się być szybszym.
- Co to sobowtór? - Westchnęłam. Nie wiele osób o tym wie. Pewnie dlatego, że populacja znacząco spadła.
- To osoba która jest bardzo podobna do ciebie mimo, że nie macie wspólnych genów. - Wyjaśniam szybko. - Ale dlaczego ona jedzie z kapralem?
- Niektórzy mówią, że trafiła go strzała amora. - To był cios prosto w serce. Jeśli jego amor trafił w serce to śmierć trafiła w moje. Za co amorze? Co ci nie pasowało w związku moim i kaprala? Może nasze wyznanie uczuć nie było najromantyczniejszą rzeczą jaką widziałeś ale co ja ci na to poradzę? Ja i Levi to ciapy w miłości. Okazujemy ją na swój dziwny sposób. A może to dlatego, że po pijaku wygadałam się Ami? Jest jedyną która wie, że mnie i Levi'a coś łączy. Na szczęście obiecała, że nikomu nie powie ani słowa.
- Wszystko w porządku? - Z zamyślenia wyrwał mnie Armin. Mały słodki Armin. Jest mądrzejszy niż połowa osób tutaj. Oby nie zaczął czegoś podejrzewać. A jeśli już to niech zatrzyma to dla siebie.
- Tak, tak. Zamyśliłam się i tyle. - Mruknęłam i przyśpieszyłam.
Kiedy w końcu dojechaliśmy do zamku i zostawiliśmy konie chciałam porozmawiać z kapralem ale zanim zdążyłam podejść pojawił się uradowany Ferdek.
- Tata! - Krzykną szczęśliwy i rzucił się kapralowi na szyje. To uroczy widok. Ciekawe czy moje dzieci też będą tak skakać. Chociaż nie. Nie chce mieć dzieci. Nie w tym świecie. To szalone! Po co wydawać na świat potomstwo? A potem patrzeć jak umierają? Może jestem zbyt pesymistyczna?
- Nie mówiłeś, że jesteś ojcem. - Zauważył mój sobowtór. Jak jej było? Lili? Tak! Lili!
- Nie jestem. Jest adoptowany. - Odpowiedział chłopak. W sumie ciekawe czy Levi chciałby mieć dzieci. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy.
- Gdzie mama? I co to za pani?
- Jestem Lili. Nowa przyjaciółka twojego taty. - Przyjaciółka! Tak szybko się zaprzyjaźnili? Spale mu miotły! Gdyby moje myśli były gdzieś zapisywanie to przy każdej mojej myśli powinny być minimum trzy wykrzykniki. Minimum! - Nie mówiłeś, że z kimś jesteś.
- Bo nie jestem. - Powiedział to takim obojętnym tonem. Wiem, że on powiedział to tylko przez zasady jakie tu panują. Ale jednak! Ja zawsze starałam się powiedzieć to tak żeby nie skłamać. A co jeśli on nie kłamał? Co jeśli zerwał ze mną nawet mi nie mówiąc? To by się zgadzało. Nasza kłótnia, potem on z nią, teraz to. Czuje się jakbym była bohaterką książki. A konkretniej dramy. Znowu to przeklęte uczucie.
- Nie? - Drążyła temat.
- Nie. - Nie miałam siły dłużej tego słuchać. Później z nim porozmawiam. Dziś chyba nie zostawi mnie samej na noc. Dobrze wie, że nie lubię spać sama. A szczególnie po wyprawach. Upewniam się wtedy na sto procent, że napewno żyje.
Siedziałam w pokoju i czekałam na niego. Jedyną rozrywką było patrzenie na śpiącego Ferdka albo na zegar który właśnie wybił północ. Nagle moją uwagę przykuło jasne światło za oknem. Ogień. Pożar? Wyszłam z pokoju i w pidżamie zeszłam na dół kiedy wychodziłam zobaczyłam jak trzy cienie uciekają do lasu. Uśmiechnęłam się pod nosem kiedy zobaczyłam co się pali.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top