8


Kiedy wieczorem zasypiałam nie było go. Kiedy się rano obudziłam zastałam tylko Ferdka na podłodze. Znowu spadł z łóżka. Podnoszę rudowłosego i kładę na łóżku po czym przykrywam kołdrą. Biorę szybki prysznic i przebieram się w czyste ubranie. Właściwie to i tak nie widać pomiędzy nimi żadnej różnicy. Biała koszula, białe spodnie i wysokie buty. Jest jeszcze wcześnie ale skoro Levi'a tu nie ma to znaczy, że albo jest w kuchni albo u siebie w gabinecie. Kiedy zachodzę do kuchni nie ma go tam. Korzystam z okazji i robie dla niego herbatę. Podczas drogi do jego gabinetu rozmyślam co mu powiem. Jak wyjaśnię mu sprawę z listem. Wchodzę jak zawsze bez pukania i zastaje go czytającego jakąś kartkę.

- Nigdy nie mówiłaś, że masz brata. - Mówi nie odrywając wzroku od kartki. Przełykam głośno ślinę i drżącymi dłońmi stawiam kubek na jego biurku. - Nie mam ci za złe, że chcesz go znaleźć. Ale ciężko jest mi ci wybaczyć to, że mi nie powiedziałaś.

- Levi przepraszam. Nie chciałam, żebyście się mieszali. Ale ten dzieciak wszystko popsuł. - Mówię patrząc gdzieś w bok.

- Ten dzieciak dobrze zrobił. Jak mogłaś to przede mną ukrywać? Ten mężczyzna może być niebezpieczny Hanna. A ty chcesz się z nim spotkać... całkiem sama? - Kapral podniósł głos. Zaskakujące jak w jednych chwilach potrafi być czuły a nawet płakać za mną a już po kilku dniach wydziera się jakbym popełniła jakiś ciężki grzech.

- Naprawdę przepraszam. Ale to może być moja rodzina. Levi proszę zrozum mnie! - Wykrzyczałam błagalnym tonem.

- Ja jestem twoja rodziną. Zwiadowcy nią są. Jak możesz uważać chłopaka która tak bardzo cię kiedyś skrzywdził za rodzinę? Nie znam swojego ojca, i dobrze mi z tym. Matki też już nie pamiętam. Wystarcza mi to co mam.

- Ale ja nie jestem tobą. Chce poznać swoją rodzinę. Przez tyle lat żyłam w kłamstwie. Ty znasz swoje pochodzenie. Wiesz kim była twoja matka. Ja nie wiem nic!

- Wyjdź. - Nie trzeba mi było powtarzać. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam trzaskając drzwiami. Siedziałam na drzewie w ogrodzie i obserwowałam jak znikają poza murami kwatery.

Zamek jest teraz taki pusty. Jestem tylko ja, Ferdek i Eld... . Nie chciałam go spotkać więc zamknęłam się w pokoju. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Godzina była jak miesiąc. Nie potrafiłam się na niczym skupić. Próby czytania skończyły się czytaniem tej samej strony dziesięć razy. Moje myśli wędrowały od listu do kaprala i od kaprala do rodziny. Nigdy nie sądziłam, że się tak poczuje. Czuje się jak bohaterka książki, a konkretnie jakiegoś dramatu. Czy dowiem się więcej jeśli go spotkam? Czy warto zaryzykować? Nie mam nic do stracenia. Szybkim krokiem poszłam do stajni po drodze spotykając Eld'a który jak zwykle gadał coś w stylu "cześć piękna. Jesteśmy sami może masz na coś ochotę". Tja może kiedyś gdybym chciała wzbudzić zazdrość Levi'a. Chociaż to by była zdrada wiec jednak nie. Siodłam konia i płynnym ruchem na niego wsiadam. Odrazu ruszam galopem w kierunku miasta.

Kilkoro ludzi patrzy na mnie w zdziwieniu kiedy idę przez miasto. Mój pierwszy cel to spotkać się z Anie, Kajem i Sami. Ciekawe jak im się wiedzie w stacjonarce. Pierwszego znajduje Kaja. Siedzi przy stoliku z innymi mężczyznami z jego korpusu i gra w karty przy butelce z piwem.

- Oj Kaj. Nikt nie nauczył, że na służbie się nie pije? - Zachodzę go od tyłu.

- Starsza szeregowa Hanna! Najmocniej przepraszamy! - To ja mam jakiś tytuł? Kiedy mi go nadano? Do czego to doszło, że nawet o tym nie wiem? - My tylko musieliśmy mieć jakąś przerwę! Pracujemy prawie dwadzieścia cztery godziny na dobę! - Jeden z mężczyzn zaczął ich tłumaczyć.

- Bzdura! Nic nie robią tylko piją! - Odezwał się jakiś sprzedawca ze straganu. Popatrzyłam groźnie na mężczyzn i westchnęłam złowrogo. Bawi mnie ta sytuacja ale życie z kapralem to dobry sposób na nauczenie się ukrywania emocji.

- Żeby mi to było ostatni raz zrozumiano? - Warknęłam i nie czekając na odpowiedź złapałam Kaja za nadgarstek i pociągnęłam w ciemny zaułek.

- Proszę nie bij! Już nie będę obiecuję. - Zaczął błagać o litość.

- Czy ja ci wyglądam na kogoś kto bije przyjaciół? - Westchnęłam. Na jego twarzy malowała się wyraźna ulga. - Tym razem to nie przyjacielska wizyta Kaj. Szukam kogoś. Nazywa się Lennart. Brązowe włosy i szaroniebieskie oczy. Widziałeś go może? - Przechodzę odrazu do interesów. Chłopak zastanowił się chwilę aż w końcu odpowiedział.

- Dużo tu takich. Ale jeśli go spotkam dam ci znać. - Czyli nie dowiedziałam się niczego ważnego. - A co z Mayumi i Irmą? Żyją jeszcze?

- Mayumi i Irma? Znasz je? - Wiecznie o tym zapominałam. A teraz odpowiedź przyszła sama. Może powinnam też tak zrobić w stosunku do Lennarta? Przecież sam mnie znajdzie. A ja będę mogła się skupić na pracy i życiu rodzinnym.

- Tak. Jak możesz ich nie pamiętać? Były z nami w korpusie szkoleniowym. Potem dołączyły do stacjonarki. - Naprawdę były z nami w korpusie? Może faktycznie warto było zainwestować w okulary? - Naprawdę nie pamiętasz? Ty naprawdę byłaś ślepa. Były jednymi z tych osób które cię podziwiały. - Podziwiały? Nie ma co. Idę dziś do okulisty. Albo przynajmniej poszukam moich starych okularów. Chyba są gdzieś w domu. Może znajdę tam coś przydatnego co do mojego prywatnego śledztwa. Ale, że ktoś mnie podziwiał? Zawsze wiedziałam, że ludzie zwracali na mnie dużo uwagi ale myślałam, że to raczej złośliwość niż podziw. - Myślały, że też wstąpisz do stacjonarki. Chciały iść tam gdzie ty. Kiedy zdały sobie sprawę, że jesteś szalona postanowiły odpuścić. Ale ostatecznie też się przeniosły. - Szalona? Czy ja mu wyglądam na Hanji?

- Nie jestem szalona. - Skomentowałam. - Dzięki z informacje. Ale muszę iść. Mam ograniczony czas.

- Odwiedź nas jeszcze kiedyś. - Rzucił Kaj na odchodne. Wyszliśmy razem z zaułka i odeszliśmy w dwie różne strony.

Mój dom nie zmienił się ani trochę. Jedynie kurz jest nowością. Kapral dostałby zawału gdyby tu wszedł. Salon stoi tak jak stał. Kuchnia jest jaka była. Pokuj rodziców też w porządku. Moją uwagę przykuła pożółkła kartka przybita nożem do drzwi mojego pokoju.

Droga Hanno znaczy Anielo.

Cieszę się, że wreszcie znalazłaś tą wiadomość. Wiesz ostatnio zastanawiałem się czy może nie darować ci życia. Ale doszedłem do wniosku, że nie ma sensu. Tylko jak? Rzucić cię na pożarcie tytanom? Nie. Zapewne znowu zdarzy się cud i jakoś przeżyjesz. Zastanawiam się jak to się dzieje, że zawsze unikasz śmierci. Ale wiec, że jesteś już jedną nogą w grobie. Jesteś nią od czasu jej śmierci. Zabiłaś własną siostrę. Czy to nie straszliwa zbrodnia?

- Oj tak. To straszna zbrodnia siostrzyczko. - Odwróciłam się gwałtownie słysząc jego głos. To on. Zmienił się ale dalej ma tą parszywą twarz.

- Jak to możliwe, że jestem spokrewniona z taki zwyrodnialcem jak ty? - Pytam starając się ukryć drżenie w głosie.

- To chyba ja powinienem zadać ci to pytanie. Ale jak myślisz? Jaka śmierć byłaby dla ciebie najlepsza? Bo zastanawiam się nad torturami albo nad tym, żeby kazać ci patrzeć na śmierć twojego ukochanego. Jak mu tam było? Levi? Kapral Levi? Tak Levi! Po tym co bym mu zrobił dosłownie błagałabyś mnie o to, żebym cię zabił. A ja jako wspaniałomyślny braciszek spełniłbym twoją prośbę. To jak? Odpowiada ci taki scenariusz? - Pyta oblizując górną wargę.

- Nie mieszaj go do tego! Levi nie ma z tym nic wspólnego! - Wszystko tylko nie Levi. Już niech lepiej podda mnie największym torturom ale niech trzyma się z dala od Levi'a. Z dala od Levia, Ami czy kogokolwiek z moich przyjaciół.

- A więc jak mam ci sprawić tyle bólu co ty sprawiłaś mi? - Mówi to ze stoickim spokojem. Bez wątpienia jest szalony. Bardzo szalony. Podszedł bliżej i wziął kosmyk moich włosów w dłoń. - Zabawne.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top