6
Info krótko i na temat: Jutro mnie nie będzie więc wstawiam dzisiaj. Miłej lekturki!!
- Ominęła cię niezła zabawa. - Czyżby pamiętna chwila kiedy to zazwyczaj sztywny Levi sam przyznaje, że coś jest zabawne? - Hanji postanowiła odwiedzić nas dziś rano kiedy jeszcze spaliśmy i to narysować. Z tego co mówiła cały dzień nad tym pracowała. I to tak się na tym skupiła, że zapomniała o otaczającym ją świecie i tytanach. - Hanji zapomniała o tytanach. To jest możliwe? - No dobra chyba jednak nie. Jej podświadomość kazała jej narysować bardzo piękne stworzenie na mojej pidżamie. - Mimowolnie unoszę kącik ust do góry. - Widziałem. Wiem. Że nie śpisz mała.
- Jesteś tylko dwa centymetry wyższy mikrusie. - Mówię otwierając oczy. Jest bliżej niż myślałam. Kapral opiera się łokciami o materac i patrzy na mnie z lekkim uśmiechem.
- Zabawne Hanna. Bardzo zabawne. - Właściwie to nie przyłożyłam szczególnej uwagi do jego słów po pierwszym zdaniu. Hanna. Czy może raczej Aniela? Tyle pytań i tylko jedna osoba która zna odpowiedź. Lennard. Bracie? Znajdę cię, albo ty znajdziesz mnie. - Hej! Słuchaj mnie! - Powracam do rzeczywistości i teraz już go słucham. - Jutro już przyjeżdżają nowi.
- Będziesz miał więcej świeżaków do dręczenia co? - Mówię pół żartem pół serio. Levi często przeraża. Nawet mnie. Szczególnie kiedy patrzy na ciebie tym swoim przenikliwym zimnym spojrzeniem. Dokładnie takim jak teraz.
- Co się dzieje? Od kolacji jesteś taka inna. Ledwo ruszyłaś zupę. A przecież ją uwielbiasz. - Spuszczam wzrok. Nie chce mu mówić o prawdziwych powodach. Nie chce by się wtrącał w dość prywatne sprawy. To go nie dotyczy.
- Śniła mi się dzisiaj mama... - Przerwałam na chwilę. Czy napewno mogę ją tak nazywać? - Zorientowałam się, że już ledwo pamiętam jak wygląda. - Mimo, że to nie jest źródło mojego smutku niemam problemu z udawaniem. Ważne żeby Levi dał się nabrać. - I jestem zmęczona. Dobranoc. - Zamykam oczy z nadzieją, że uda mi się zasnąć.
- Dobranoc. Śpij dobrze skarbie. - Słysze jak wstaje i wychodzi do łazienki by po chwili wrócić zapewne przebrany w pidżamę. Siada obok mnie na łóżku. - Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć, prawda?
- Tak tak a teraz daj mi spać. - Mruczę sennie. Chłopak kładzie się i mocno mnie przytula. Zawsze to robi. Kiedyś powiedział, że nie chce mnie stracić. Że stracił już zbyt wiele ważnych dla niego osób. Czując jak delikatnie głaszcze mnie po głowie zasypiam.
- Kto jest oczkiem w głowie mamusi? No kto? Ty jesteś! - Nie widzę zbyt wiele. Jedynie czyjąś twarz. Kobiecą. Kobieta o podobnych rysach twarzy, o tych samych oczach i tych samych włosach co ja. Mama? Po policzku spływają mi łzy. Mama... nagle ciemność. Żołnierz z głową konia wyszytą na kurtce łapie mnie i wchodzi po schodach. Próbuję się wyrwać ale zauważam, że moje ciosy nic mu nie robią. Mam... małe dziecięce rączki i małe dziecięce stópki. Żołnierz wynosi mnie na słońce a ja szybko zapominam o tym co się przed chwilą wydarzyło. O tym, że brutalnie zabrano mnie z objęć matki. Widzę mój dom i uśmiechających się rodziców. Wszystko jest po staremu.
*Levi*
Kłamie. Wiem, że kamie. Coś ukrywa. To nie jest jej naturalne normalne zachowanie. Nigdy nie ignoruje Hanji. Nigdy nie odmawia jedzenia. I nie zbywa mnie kiedy chcę porozmawiać. Może jej się znudziłem? Nie. Ona taka nie jest. Hanna jest szczera i zawsze mi o wszystkim mówi. Zawsze tylko nie teraz. Coś się stało a ja nic nie mogę zrobić. Czuję się taki bezsilny. Moja ukochana dziewczyna cierpi a ja nie mogę nic z tym zrobić.
Zawsze mało śpię. Ale teraz przeszedłem samego siebie. Zero godzin snu. A dzisiaj trzeba będzie się zająć kadetami... . Guntcher jest moim zastępcą. Napewno zechce się tym zająć a ja będę miał czas by spędzić go z moją Hanną której przy mnie niema? Zniknęła? Przecież tak mocno ją trzymałem, pilnowałem. Kiedy mi się wymknęła. Wstaje gwałtownie z łóżka i idę do łazienki. Pukam ale nikt nie odpowiada. Wchodzę i zastaję pustkę. Idę do kuchni ale tam też jej nie ma. Szukam jej dosłownie wszędzie. Zniknęła. Nie ma jej. Ostatnie miejsce do jakiego mogła się udać to studnia. Studnia gdzie ćwiczymy z Eren'em. Na horyzoncie dostrzegam postać szalonej okularnicy. Podbiegam do niej i chwytam za ramiona.
- Gdzie ona jest! Gdzie jest Hanna? - Krzyczę przerażony. Moja mała Hanna gdzieś zniknęła. Mój kochany świeżak.
- Kto? Jaka Hanna? Nie mamy w oddziale żadnej Hanny. - Przez chwile nie mogę oddychać. Jak to nie mamy? Czy to znaczy, że... że ona nie istnieje? Że jest tylko moim wytworem wyobraźni? Że byłem aż tak samotny, że mój mózg stworzył dziewczynę idealną?
*Hanna*
Budzę się o świcie i czuje jak silne ramiona kaprala mocno mnie obejmują. Trochę mnie dusi więc wyplątuje się z jego objęcia i wychodzę do łazienki. Rzadko kiedy Levi śpi dłużej ode mnie. Postanawiam mu zrobić małą niespodziankę i schodzę na dół do kuchni. Zrobię mu najlepsze śniadanie jakie istnieje! Może nie jestem mistrzem gotowania ale zaparzam herbatę i robie kanapki z szynką, serem i pomidorem. Ustawiam wszystko na tacy i idę do pokoju. Ale kiedy tylko otwieram drzwi do pomieszczenia Levi rzuca się na mnie a ja upuszczam tackę na ziemie. Zostałam zamknięta w jednym z jego najmocniejszych przytuleń.
- Nie znikaj tak więcej! - Krzyczy. Chyba mi się wydaje ale czy on drży?
- C... co się stało? - Pytam lekko zdezorientowana.
- Śniło mi się, że nie istniejesz.
- I to jest powód do płaczu kapralu? - Również go obejmuję i głaszczę po włosach. Chłopak chowa twarz w zagłębieniu mojej szyi i stara się uspokoić. Okręcam lekko głowę i daje mu buziaka w szczękę. - Mały Levi. Mój malutki Levi. - Chce się z nim troszkę podroczyć żeby go rozweselić ale w odpowiedzi dostaje coś czego nawet bogowie by się nie spodziewali!
- Tak. Twój. Twój i tylko twój. - Przytuliłam go odrobine mocniej. Nigdy bym się nie spodziewała, że dostanę taką odpowiedź. Super! Mam teraz Levi'a na własność! Nie nie. Oczywiście żartuję. Stoimy tak w całkowitej ciszy przez dość długi czas. Żadne z nas nie chce przerywać tego uścisku. Co jakiś czas słyszę jak kapral pociąga nosem.
- Uuuuuuu. - Odskakujemy od siebie jak poparzeni. Zapomniałam, a raczej nie zdążyłam zamknąć drzwi. I teraz są tego konsekwencje. Erwin i nowi zwiadowcy stoją i przypatrują się nam uważnie. A bardziej kapralowi który ma zaczerwienione oczy. Płakał.
- Czy wy? Czy wy właśnie łamaliście zasady? - Powiedział lekko zszokowany Erwin. Po chwili niezręcznej ciszy postanawiam jakoś nas wybronić.
- Z całym szacunkiem dowódco ale zadanie jakie nam powierzyłeś opiera się na wzajemnym zaufaniu, wsparciu i opiece. - Mówię salutując.
- Wybaczcie. Zapomniałem. Spocznij żołnierzu. - Coś szybko poszło. Za szybko. Kiedy tylko zamykam drzwi Levi znowu do mnie przywiera.
- Obiecaj mi coś. Proszę. - Szepcze mi do ucha. Grzecznie czekam aż będzie kontynuował. - Nigdy. Ale to przenigdy mnie nie zostawisz, dobrze? - Nie wiem co mam mu odpowiedzieć. Znaczy wiem ale. Zdziwiły mnie jego słowa. - Obiecaj! - Krzyczy błagalnym tonem.
- Obiecuje Levi. Obiecuje.
Każdy ma swoje wzloty i upadki. Każdy ma swoje słabe i mocne strony. Każdy się czegoś boi. Nawet Levi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top