3
Nie będzie mnie dzisiaj cały dzień więc wrzucam teraz. Miłej lekturki!!
- To miniaturowy Tytan! - Za nią pojawia się rozemocjonowana Hanji. - Trzeba go złapać! I przeprowadzić eksperymenty! Może da się go oswoić! I może umie gadać! A może odpowie na pytania skąd się biorą! A może stworzymy pierwszy działający związek między tytanem a człowiekiem!
- A ja wam po co? Spać mi się chce. - Mini Tytan. Też mi coś. Opadam na łóżko i nakrywam głowę poduszką.
- Ale Dowódca Erwin kazał zebrać najlepszych żołnierzy. A jak ten Tytan kogoś pożre to będziesz potrzebna, żeby uratować tą osobę! - Powoli zwlekam się z łóżka i ubieram się. Nie chce mi się brać porannego prysznica. Po prostu ubieram mój mundur i przemywam twarz zimną wodą na rozbudzenie. Odrazu czuje się lepiej. Wychodzę z pokoju w towarzystwie dziewczyn i idziemy założyć sprzęt do manewrów przestrzennych. Kto wie może będzie trzeba zrobić pościg. Uwielbiam pościgi! Ten wiatr we włosach. I... kiedy dostajesz gałęzią w twarz. No dobra. Za tym nie przepadam. Kiedy wychodzimy z kwatery głównej wszyscy rozmawiają o tajemniczym przybyszu.
- Ustawcie się oddziałami! - Usłyszałam krzyk Erwina i wszyscy wykonaliśmy jego polecenie.
Cała drużyna specjalna w jednym rzędzie. No prawie cała. Eld'a nigdzie nie było. Trochę dziwne. - W okolicy pojawił się tajemniczy osobnik. Hanji podejrzewa, że to nowy gatunek tytana. A ko konkretniej to...
- Miniaturowy Tytan! - Hanji przerywa mu swoim okrzykiem radości. - Tytan miniaturowy. Mini Tytan!
- Tak. Miniaturowy Tytan. Naszym zadaniem jej złapanie go. Z naciskiem na złapanie. - Tak. Złapać. Nie zabić. Mamy kilku takich którzy myślą tylko o zabijaniu. I nie mam tu na myśli przyjaciela Ami, Eren'a który jest nadal w korpusie szkoleniowym. Swoją drogą to dawno go nie widziałam. Mam nadzieje, że nie odesłali go na nieużytki. Był z niego dobry chłopak. Taki zmotywowany. Trochę dziwny ale na swój sposób uroczy.
- Hallo! Hanna! Żyjesz? - Petra machała mi dłońmi przed oczami. Znowu to zrobiłam. Zamyśliłam się.
- Tak. Tak. Wybacz zamyśliłam się. Coś mnie ominęło?
- Tylko Hanji która pognała do lasu. - Mówi uśmiechnięta. I spokojnie kieruje się do wcześniej wspomnianego miejsca. Idę za nią rozglądając się uważnie. Weszliśmy głęboko w las. Naszą miłą pogawędkę o tym jak należy poprawnie wymawiać imię Levi'a przerwał donośny krzyk.
- Złaź! Spadaj! Bo wytnę ci kark! - Wszędzie poznam ten głos. Kapral ponury pedant... znaczy kapral Levi już znalazł nową miłość Hanji. Szybko poszło. Razem z Petrą pobiegłyśmy w stronę głosu kaprala. A tam...
mała kuleczka gniewu z mini tytanem na głowie. Razem z Petrą wybuchłyśmy śmiechem. To takie urocze. A uroczy kapral to pewna nowość. Zaraz. Chwila. To nie jest Tytan! To jest dziecko! Chociaż nie. Dla mnie Levi zawsze jest uroczy. Szczególnie jak raz po pijaku tańczył z miotłą... czułam się wtedy zdradzana... kiedyś zatańczę z... kimś lub czymś by się odegrać.
- Ej... Petra... to jest dziecko. - Mówię wpatrzona w malucha. Skąd się tu wziął? Jakim cudem przywędrował tak daleko?
- Co? - Tylko tyle udało jej się z siebie wydusić. Podeszłam do Kaprala i ściągnęłam dziecko z jego barków.
- Co tu robisz maluchu? - Pytam kucając przednim aby się z nim zrównać.
- Hanna uważaj ma niego. Zaatakował mnie. Chciał zabić! - Patrzę na Levi'a jak na idiotę. Jak takie małe, słodkie coś może zrobić komuś krzywdę. Toż to sama słodycz.
- A więc? Skąd się tu wziąłeś? - Pytam ponownie.
- Taki duży pan mnie przyniósł. Taki bardzo wysoki i czerwony. Taki którego wszyscy się boją i nie ma skóry. I widać mu ząbki!
- Tytan kolosalny? - Pytam. Ale mówię to bardziej do samej siebie niż do chłopca. - Jak ci na imię?
- Jestem Ferdek. - Nawet ładne imię. Patrzę na Levi'a który próbuje prześwietlić chłopca wzrokiem. Trochę niepokojące, że małego przyniósł tu Tytan. I to kolosalny! Dziwne, że nikt go nie zauważył. Za każdym razem gdy się pojawiał siał ogromne spustoszenie. Musiała więc być chodź jedna osoba, prócz Ferdka, która coś zauważyła. Ale dlaczego nic nie powiedziała? Po chwili słyszę huk a na niebie unosi się żółty dym. To Petra wystrzeliła race sygnalizując zakończenie misji sukcesem. W oddali ktoś przekazał ją dalej i dalej. Bez zbędnych dramatów i pytań ruszyliśmy w drogę powrotną z Ferdkiem u boku.
- Kim pani jest? Kim pan jest? Jesteście razem? Psujecie do siebie. Zostaniecie moimi rodzicami? A kim jest ta pani w rudych włosach? Gdzie idziemy? Co to za skrzynki? Co to za naszywka? Wygląda jak skrzydła. Śliczne są! Ale przypominają mi o kurczakach. Zajmujecie się produkcja udek z kurczak!? Mogę z wami? A to co? Ostre! Nie boicie się tego używać? Do czego te noże? Tak kroicie kurczaki? Dlaczego jest pan taki niski? I dla... - Mały nie zdążył dokończyć kolejnego irytującego pytania. Levi zdjął swój śnieżno biały fular i zawiązał nim usta małego. Tch... kurczaki... my i produkcja kurczaków. Poza murami jest mnóstwo kurczaków do krojenia. Hanji robi eksperymenty żeby ich smak był jeszcze lepszy! Ja jestem weterynarzem który wyciąga to co w kurczaku znaleźć się nie powinno. Erwin to założyciel firmy. A Levi to mistrz siekania kurczaka w kosteczkę. I należymy do oddziału do zadań specjalnych. Czyli takiego który zajmuje się wyrobem najlepszych, najsmakowitszych kurczaków pod słońcem.
- Nie jestem niski. - Warkną i przyspieszył kroku. Ferdek trafił w czuły punkt. Nie chodzi o to, że Levi jakoś bardzo przejmuje się swoim wzrostem na codzień. Bo tego nie robi. Ale nienawidzi jak ktoś mu to wypomina.
~*~
- Tak macie to zrobić. - Z ust Erwina wydobył się prawdziwie ostry głos nie znoszący sprzeciwu.
- Ale my się nie nadajemy. Jedyne co umiemy to zabijać tytanów. - Staram się wybrnąć z sytuacji.
- I sprzątać. - Dodaje Levi.
- Tak. I sprzątać. Ale nic poza tym. Hanji lepiej się nadaje. Ma doświadczenie. - Dopiero po chwili domyśliłam się jak głupie było to co powiedziałam. - Okej, może lepiej nie Hanji. Ale Petra. Ona chyba coś potrafi. I jest milsza niż nasza dwójka razem wzięta. I nie robi dziwnych, niebezpiecznych czy szalonych rzeczy podczas wypraw.
- Jesteście dwójką najlepiej dogadujących się ze sobą żołnierzy w całym korpusie. Każdy kogo zapytacie to potwierdzi. Do tego jesteście przeciwni płciowo. Idealnie nadajecie się do tej roboty. - Erwin nie dawał za wygraną. Powoli kończą mi się argumenty. A właściwie to już mi się chyba skończyły.
- No dobra Erwinie. Mogę ci przyznać racje co do tego, że ja i Hanna bardzo dobrze się dogadujemy. I jestem pewny, że Hanna idealnie nadaje się do tej roboty. - Levi... zemszczę się. Zrobię ci bajzel w pokoju i wracam do siebie. I spale ci wszystkie miotły. I mopy. I płyny do kibli też! Przestaniesz się nimi wiecznie perfumować. Ostatnio toaleta to częsty gość moich snów. Koszmar! - Ale ja? Błagam cię. Ja się nie nadaje. Co najwyżej mogę po nich sprzątać ale nic więcej. - Nie sprzątniesz kochany. Nie sprzątniesz. Twoje miotły jutro albo nawet dzisiaj spłoną na stosie.
- Nie macie nic do gadania. To od dziś cześć waszych obowiązków i lepiej żebyście ich nie unikali. Jeśli nie macie mi nic ciekawego do powiedzenia to wyjdźcie. Muszę wypełnić papiery. - Mruczę kilka przekleństw pod nosem i wychodzę a za mną ten zdrajca Levi. Kieruje się odrazu do jego składziku.
- A ty dokąd? Nie powinnismy tego najpierw obgadać?
- Do składziku. Spalić twoje miotły! - Rzucam gniewnie i kontynuuje mój spacer. A raczej półbieg do składziku. Zrobić to na jego oczach czy może w sekrecie? A może przywiązać go do krzesła ułożyć stos z mopów i mioteł potem polać płynem i podpalić? I zmusić go do patrzenia na ten jakże koszmarny widok?
- Nie! Czekaj! Błagam! Tylko nie moje miotły! - Próbuje mnie zatrzymać. Czuje jakby miotły były ważniejsze ode mnie.
- Nie tylko miotły, kochanie. Mopy i płyn do kibli też!
- Ale przecież! Musimy się teraz dogadywać! Nie możemy się teraz kłócić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top