2
- To są Mayumi i Irma. - Powiedziała stojąca za mną Hanji i chwile poźniej skoczyła na mnie. - Wszystkie najlepszego Hannuś!
- Dzięki. - Uśmiecham się. - Ale zejdź już ze mnie. - Może i Hanji nie wygląda na ciężką ale taka jest.
- To co dziewczyny? Gramy w butelkę nie? - Zapytała okularnica. Z doświadczenia wiem, że granie w butelkę z Hanji to jak otarcie się o śmierć! Raz pewna głupia dziewczyna dostała wyzwanie żeby pogłaskać tytana. Tą dziewczyną byłam ja. To cud, że przeżyłam.
- Wiesz co... ja chyba będę już...
- Nie! Ty zostajesz! I musisz grać! To twoje urodziny! Siadaj! - Będę już iść... Sadza mnie na podłodze i każdej z nas daje butelkę z alkoholem do ręki. A jedną kładzie po środku. - Jako pomysłodawczyni tej imprezy ja zacznę. - Hanji kręci butelką i na moje nieszczęście odrazu wypada na mnie. Dlaczego zawsze ja?
- No No No. Nasza solenizantka. - Na jej twarzy maluje się chytry uśmieszek. - To prawda czy wyzwanie?
- Prawda. - Odpowiadam odrazu. Na jej twarzy maluje się jeszcze większy uśmiech. Co ona wymyśliła? A co gorsza. Dlaczego nie wzięłam wyzwania?
- Czy ty i Eld. Jesteście razem? - Oddycham z ulgą. To nic zboczonego. A Hanji ma w zwyczaju właśnie takie rzeczy wymyślać.
- Nie! Nigdy! Nie w tym życiu! - Zabieram jej butelkę i sama kręcę. Tym razem wypadło na Lenę.
- Wyzwanie. - Oho. Pierwsza odważna. Będę miła. Tym razem.
- Dotknij nosem nos osoby z naprzeciwka. - Nigdy nie byłam dobra w wymyślaniu normalnych pytań i wyzwań. Lena podchodzi do Petry i dotyka jej nosa.
- Aż tak strasznie nie było. Irma?
- Nie będę tchórzem. Dawaj mi wyzwanie!
- Dostaniesz ode mnie sekretne wyzwanie! Chodź! - Dziewczyny wychodzą na krótki spacer. Patrzyłyśmy na nie przez okno. Jak one przetrwały chodzenie po dworze w tak zimną noc? Może mają pidżamy z tytanów? Nie. Przecież unosiłaby się za nimi para i.... skóra tytana by się rozpłynęła w tej mgle... i... . Żadna szanująca dziewczyna by tego nie zrobiła!
W takiej przyjemnej atmosferze zleciało nam pół wieczoru. Ale dobrą zabawę przerwał nam huk i wrzask. Wrzask który tak dobrze znam. Wrzask osoby z która jestem bliżej niż z kimkolwiek innym. Hmm... ciekawe kogo dzisiaj morduje.
- Eld! - Głos kaprala słychać było w całym budynku. Kiedy już dotarłyśmy tam z dziewczynami Levi przyparł Eld'a do ściany. Anie odrazu się zarumieniła, tak samo jak i Petra. Kapral Levi był w samym ręczniku!
- No... wybacz kapralu... - Wyjąkał Eld. Ciekawe o co poszło. Może włamał się do sypialni... a tam był Levi... nagi Levi... . Hmm ciekawe co by było gdyby Levi tak wyszedł... bez ubrań... bez ręcznika... całkiem nagi. Zapewne Anie i Petra by zniknęły a ich miejsce zajęłyby śliczne i dorodne pomidorki.
- Zapytałem po co wlazłeś do mojej łazienki! - Levi wrzasną tak, że aż sama się zlękłam. A więc Levi poczuł dziś to co ja czułam przez kilka tygodni. Przez kilka tygodni gdy jeszcze nie dostałam pozwolenia na spanie u niego. A pomyśleć, że najpierw kazał mi spać w wannie... potem na parapecie. Następnie koło łóżka. Pod łóżkiem aż w końcu po dwóch a może trzech miesiącach pozwolił mi spać z nim.
- przepraszam! Myślałem, że... Hanna ratuj mnie! - Eld popatrzył w bok i spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. O nie kolego. Nie tym razem. Nie potym jak codziennie molestowałeś mnie wzrokiem. Korci mnie żeby pomachać palcem wskazującym przed twarzą ale ostatecznie się powstrzymuję.
- Patrz na mnie! - Levi potrafi przykuć uwagę nawet ślepca. Ah pamiętny dzień. Ale o tym kiedy indziej. - Dlaczego wlazłeś do mojej łazienki?
- Myślałem, że Hanna tam jest! - Zboczeniec!wycofałam się w głąb gruby gapiów. Miałam nadzieje, że nikt mnie nie zauważy. To zabrzmiało tak jakbym ja i on... . Te słowa nie przechodzą mi przez gardło.
- I to upoważnia cię do wchodzenia do czyiś łazienek bez pukania? - Levi właśnie użył tego mrocznego głosu który przeraża nawet Erwina. - Przypomnę ci o zasadzie zakazującej związków w korpusie. - I Levi to mówi. Robi jedno mówi drugie.
- Co się tu dzieje? - Na ratunek przybywa Erwin. Erwin i jego gigantyczne brwi. Czy jestem wredna? Chyba tak. Ale co poradzę. Szanuje go jako dowódcę i przyjaciela rodziny. Jest też moim przyjacielem. Ale nie potrafię się pozbyć tego nawyku nazywania go Ebrwinem.
- Dowódco Erwinie. Ratuj! - Mówi błagalnym głosem Eld. Kiedyś czytałam słownik. Nie wiem jaki to był język ale w tym słowniku było napisane, że Eld znaczy ogień. Od tamtej pory czasami tego używam. Ale tylko czasami.
- Wszyscy się rozejść. - Jak na zawołanie wszyscy odwracamy się i idziemy jak najdalej. Ale jak zwykle ja muszę mieć z tym problem. Ktoś łapie mnie za nadgarstek a tym kimś jest moja mała kuleczka gniewu.
- Przecież mamy się rozejść. - Zauważam odwracając się w jego kierunku. Chłopak bez słowa ciągnie mnie do jego pokoju gdzie zamyka mnie w szczelnym uścisku. Jak słodko. A pomyśleć, że kiedyś kapral był przerażający i straszny. Zwłaszcza wtedy kiedy dowiedział się o jego przezwisku. Przezwisku które sama wymyśliłam. Kapral ponury pedant.
- Wszystkiego najlepszego. - Szepcze mi do ucha. - Gdzie byłaś?
- Ja? O! Dzięki. Umm... u dziewczyn. Miałyśmy babski wieczór. - Jąkam się trochę
- I nie wpadło ci do głowy aby mi o tym powiedzieć? - Jego głos znowu jest zimny niczym lód.
- Przepraszam. Wyleciało mi z głowy. Przebaczysz? - Pytam wpatrując się w jego oczy. W jego piękne głębokie kobaltowe oczy. Dlaczego po przeczytaniu jednej głupiej książki cały mój mózg jest jak książka!
- A mam wybór? Co ja bym zrobił bez mojej przytulanki co? - Daje mi buziaka w nos. - Zamknij oczy.
- Co? - Znowu przeczy sam sobie. Jak to kiedyś mówił. „Nie zamykaj oczu bo dadzą ci w zęby".
- Zamknij oczy żołnierzu. - Odrazu wykonuje jego polecenie. Mimo, że jesteśmy razem czasami wole wykonać jego polecenie niż potem trwać w kłótni przez tydzień. Jego ciepło opuszcza mnie i słyszę kroki. - Otwórz usta. - Kiedy to robię Levi wkłada mi coś do ust. Smakuje jak truskawka. Otwieram oczy i widzę, że chłopak trzyma talerz z kawałkiem ciasta truskawkowego. - I niech ci więcej nie przychodzi do głowy żeby spędzać urodziny z kimś innym niż ze mną. Zrozumiano?
- Tak tak - Nie za bardzo przykładam uwagę do jego wypowiedzi. Pożeram ciasto wzrokiem. Wygląda tak pysznie! Da mi je zjeść czy nie? Może chce się tylko podroczyć? Podroczyć a potem zjeść je sam... w jego składziku. W towarzystwie mioteł. Kapral wzdycha i podaje mi talerz razem z widelcem. Odrazu zaczynam zajadać się pysznym ciastem. Krem rozpływa się w ustach. Pychota! Po chwili przytomnieje i przypominam sobie, że nie jestem sama. Nabieram kawałek na widelec i zmuszam Levi'a do zjedzenia. Tak, zmuszam.
- Muszę ci się przyznać, że zapomniałem o tym dniu. - Popatrzyłam na niego groźnie. Jak mógł zapomnieć o moich urodzinach? Chociaż w sumie to sama zapomniałam. - No ale Hanji mi przypomniała! Ale przez to wszystko nie miałem czasu kupić prezentu. Więc kupiłem po prostu kawałek ciasta. Nie jesteś zła prawda?
- Nie. Nie jestem. Prawdę mówiąc to sama o tym zapomniałam. Ale co się tu tak na prawdę stało? O co chodziło z Eld'em? - Wchodzę na interesujący mnie temat.
- Nawet mi o tym nie przypominaj. - Ha! Nie tym razem mały!
- No weź. Zapomniałeś o moich urodzinach i nie kupiłeś prezentu. Będziesz miał to wybaczone jeśli opowiesz. - Szantaż. Najlepszy przyjaciel kobiety.
- Niech ci będzie. Ale tylko tym razem. - Siadam wygodnie na łóżku i czekam aż zacznie. - Nie było cię więc nie zamykałem drzwi, a sam poszedłem się myć. Usłyszałem otwieranie drzwi do pokoju i byłem przekonany, że to ty. Ale kiedy ten idiota otworzył drzwi do łazienki
ze słowami „Hanna... cześć skarbie" nie wytrzymałem i go zaatakowałem. A resztę już znasz.
- Przyznaje, że jest dosyć irytujący. - Wzdycham i kładę się na łóżko. Mam go już powoli dość. Wiecznie mnie śledzi i nachodzi w najmniej oczekiwanych momentach. Czy wsadzą mnie do więzienia jeśli zabiorę go w podróż? Podróż do żołądka tytana!
- Wiem, że to twoje urodziny... ale strasznie chce mi się spać. - Mówi przeciągając się. W sumie to mnie też.
- Nie szkodzi. Śpij. Wiem, że masz dużo pracy. - Sama nakrywam się kołdrą i odwracam na bok. Już po chwili czuje jak łóżko się ugina i Levi obejmuje mnie. Tak. Dokładnie tak jak lubię. Ale chwile.... - Ummm... Levi?
- Co? - Pyta lekko podirytowanym głosem.
- Ubierz się...
- Teraz nagle ci to przeszkadza? - Pyta podejrzliwie. - Kilka dni temu nie miałaś nic przeciwko. - W jego kobaltowych tęczówkach pojawiają się rozbawione ogniki. Ja czuje się zażenowana. Z całą pewnością moja twarz przypomina teraz dorodnego pomidora. - No dobra dobra już idę. - Chłopak wstaje i idzie do łazienki by po chwili wrócić ubrany w pidżamę.
~*~
Kiedy się budzę już go nie ma. Wzdycham. Takie są uroki życia z kapralem. Niby czuły i tak dalej ale jednak potrafi nie rozmawiać ze mną przez kilka dni. Albo w ogóle nie widzimy się kilka dni. Kiedy już kończy prace ja śpię. A gdy się budzę materac za mną jest już zimny.
- Hanna! - Do pokoju wpada Petra. - W lesie! Coś jest w lesie! Małego! Szybkiego! Cichego!
- To miniaturowy Tytan! - Za nią pojawia się rozemocjonowana Hanji. - Trzeba go...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top