17
Ja i Kapral nie jesteśmy już parą! Nie! I nigdy więcej nie będziemy! Skończyłam z nim dwie godziny temu! A z jakiego powodu? Chyba każdy już to wie! Bo byłam głupia i naiwna i nie zrzuciłam Lili z muru kiedy miałam okazje. A nasz poranek był jeszcze taki wspaniały. Opowiadałam Ferdkowi bajkę o Rei z przyszłości. Wymyślałam rzeczy które nie mają prawa istnieć! A kiedy po kilku godzinach wróciłam do sypialni po długim i wyczerpującym dniu. Co zastałam?! Jego i naszą jakże kochaną Lili! A gdzie? W naszym łóżku! Co robiących? Jak to kiedyś moi kochani rodzice mówili. Robiących dzieci! Obyło się bez łez. Bez krzyku czy płaczu. Po prostu trzasnęłam drzwiami i wyszłam. A raczej wyszłam trzaskając drzwiami. Z tej złości aż słowa mi się mieszają! Ale jeśli cofniemy się trosze wstecz. To.
Godzina siódma trzydzieści mój były pokuj.
- I koniec. - Powiedziałam gdy skończyłam opowiadać chyba najlepszą bajkę w moim życiu.
- Tata zdradził cię z inną!
- Nie nie! To tylko bajka nic więcej. Po prostu użyłam imienia taty. - Nie licząc Lili to nikogo innego niema. Chyba. Znaczy była jeszcze Petra ale... cóż Petry już nie ma. Westchnęłam smutno.
- Możecie się łaskawie zamknąć? - Warkną na nas Levi. Kochany chłopak a w zasadzie to teraz już narzeczony. - Ja tu próbuje spać. - Warkną po raz kolejny. - I ani mi się waż gdziekolwiek iść. Jesteś moją przytulanką. - Powiedział zły i przytulił się do mojego boku.
- Zmiękłeś. - Szepnęłam mu do ucha. Czas podrażnić trochę tego krasnala.
- Wcale nie.
- Tak. Zrobiłeś się mięciutki. Nie jesteś już tym zimnym dupkiem o którym opowiadał mi ojciec. - Ile ja się nasłuchałam o Levi'u. Levi to, Levi tamto. Levi pogromca tytanów i niekiedy ludzkości. Levi wspaniały. Levi wszechmogący. I tak dalej i dalej.
- Czemu tak uważasz?
- Bo nie jesteś już takim zimnym dupkiem o jakim opowiadał ojciec.
- No bo widzisz... kazano mi. Kiedyś. - Ohh.... to wyjaśnia dlaczego był taki miły i opiekuńczy. - Ale jeśli chcesz mogę wrócić do bycia zimnym dupkiem.
- Nie. - Odpowiedziałam odrazu. - Zabraniam
- No ale wiesz. W sumie to mogę.
- Nie przesadzaj.
- Czy ja ci wyglądam na ogrodnika? - Ahh typowy żart Levi'a. Jest już stary i przereklamowany.
- Nie. Na ogrodnika nie. Ale na krasnala ogrodowego już tak. - Wspominałam już, że kocham go drażnić? Chyba tak.
- Śpij. - Warkną. Posłusznie położyłam się obok.
Dosyć przyjemny poranek. Szkoda tylko, że końcówka dnia taka smutna. Cały dzień zastanawiałam się gdzie się ta żmija podziała! A ona planowała tą zbrodnie. Zemszczę się. Jeszcze nie wiem jak ani nie wiem kiedy ale moja zemsta jej dosięgnie. Ale chodźmy dalej.
Godzina dziesiąta piętnaście jadalnia.
Levi mnie karmił kanapką a ja jego. Czy może być coś piękniejszego? Nie! Mam dosyć. Czy przebieg dnia jest naprawdę aż tak ważny? Czy nie mogę po prostu zapomnieć każdego szczegółu tego dnia? Nie mogę się tak po prostu obudzić? Najlepiej jako mała dziewczynka w innym świecie? Ale wracając i zapomnijmy o moim napadzie złości. Na to jeszcze będzie pora. Podczas śniadania nagle do pomieszczenia wpadła Mikasa. Popatrzyła na mnie i kaprala. Wzięła mleko z lodówki i wyszła. Mój partner w zbrodni doskonałej. Jedyny! Zastanawiam się czy jeśli opowiem jej moją dzisiejszą historie to pomoże mi w zemście. Może nawet uda mi się przekonać też Eren'a i Armina? Sashe mogę przekonać kawałkiem mięsa. Jeana? Pewnie przyjdzie za Mikasą. Ferdek jak zwykle posłodzić mi trochę dzień komplementami. Ten dzieciak to normalnie maszyna szczęścia. Chętnie usłyszałabyś z jego ust jak obraza kaprala.
Godzina trzynasta trzydzieści gabinet Erwina.
- Wiesz, że z takimi rzeczami to nie do mnie. Powinnaś to zgłosić do żandarmerii albo stacjonarki. Oni zajmują się sprawami miasta i podziemia. - To była reakcja Erwina kiedy opowiedziałam mu o Alice. O tym wszystkim czego dowiedziałam się od kochanego braciszka Lennarta.
- Wiem ale nie mam czasu...
- Masz wolne wykorzystaj to. Muszę zająć się papierami z tej wyprawy. - Wskazał na pokaźną stertę papierków leżącą na jego biurku. Racja, wielu wtedy zginęło. Ani przez chwile nie pomyślałam o moich poległych przyjaciołach. Jestem złą przyjaciółką. Tak bardzo skupiłam się na Lili i moich własnych problemach że ledwo zauważałam brak Petry czy Oula. Mogę otwarcie przyznać, że za nimi tęsknie. Pożegnalnam się z Erwinem i wyszłam.
Godzina czternasta biuro jakiegoś faceta. Nie pamiętam jak się nazywał. Zresztą to mało istotne. Tylko złożyłam tam raport nic więcej. Podróż tutaj zajęła mi trochę czasu. Czułam się zmęczona po tym dniu. Pierwotny plan zakładał, że spotkam się jeszcze z przyjaciółmi ale nie miałam na to czasu. Zresztą tak rzadko się teraz widujemy, że nie wiem czy mogę ich jeszcze nazywać przyjaciółmi. I wreszcie nadszedł ten czas.
Godzina szesnasta. Zamek. Zadowolona, że złożyłam mój raport i tym, że zaraz spotkam się z ukochanym weszłam do zamku. Z wielkim uśmiechem. Przywitałam się z Mayumi i Irmą które mi powiedziały, że płonące miotły Levi'a to było ich wyzwanie z naszej gry z moich urodzin. Właściwie to nie było mi szkoda. Levi kupił nowe. To nie zepsuło mi humoru. Porozmawiałam z nimi trochę. Pośmialiśmy się ze wszystkich żartów które zrobiły Kapralowi i poszłam dalej. Kiedy zbliżyłam się do mojego a raczej wtedy jeszcze naszego pokoju kilka osób patrzyło na mnie zdziwionych. Wtedy jeszcze nic nie rozumiałam ale im bardziej zbliżyłam się do pokoju tym wyraźniej słyszałam jakieś jęki. Jęki które przypominały moje jęki. Żeby nie było ja jestem cicho. Szczególnie kiedy jesteśmy w zamku. Stanęłam pod drzwiami i miałam nadzieje, że to jakiś głupi żart ale kiedy otworzyłam drzwi zobaczyłam zapalone świece. Istnie romantyczny nastrój randki o jakim zawsze marzyłam! Butelkę po szampanie i dwie osoby bawiące się w łóżku! I nie. Niestety to nie był Eren z Mayumi. To był Mój Levi i Lili! Lili która miała jeszcze kilka moich ubrań na sobie! Jak już wcześniej mówiłam obyło się bez płaczu i krzyku. Trzasnęłam drzwiami i wyszłam. I tak oto trafiamy do teraźniejszości.
Godzina gdzieś około osiemnastej pięćdziesiąt. Dach zamku. Ja i kilka pustych butelek po piwie. A może to coś innego. W każdym bądź razie to jakiś alkohol który powinien być na jakąś ważną okazje. Ale to przecież jest bardzo ważna okazja. Dowiedziałam się że mój chłopak mnie zdradza. Czy może być coś lepszego? Tak! Niech Lili zajdzie w ciąże a wtedy cały świat będzie szczęśliwy. I niech jeszcze przyjdzie Alice z Lennartem. A jak już mowa o Lennarcie to go widzę. Na dole. A raczej słyszę jego głos. Z kimś się kłuci. A ten głos jest mi znajomy. To głos tej złej i nie dobrej Lili.
- Posuwasz się za daleko Alice. - Ohh... teraz wszystko zrobiło się już jasne. Bardziej niż słońce.
Powoli ale dużymi krokami zbliżamy się już do końca. Mam nadzieje ze spodoba się wam końcówka która wymyśliłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top