15

Miało być wczoraj ale byłam w lesie i nie miałam czasu opublikować.

- Ale tak nie można. Przez to nie będziesz spał i będziesz zmęczony za dnia. - A co jeśli Lili robi to celowo? Chce go osłabić, porwać a potem nas zaszantażować? Nie. Stop. Lili to nie Alice.

- No ale ciocia Lili...

- Nie ważne co mówiła Lili. Nie chcę abyś jadł cukier na noc. - Czuje się jakbym teraz była moją mamą. Też zawsze mi to powtarzała. Ale... rodziców nie było w domu tygodniami więc miałam wolną rękę. Tak... a potem biegałam do sklepu żeby się nie domyślili ile tego zjadłam.

- Ciocia Lili pozwalała mi jeść tyle ile chciałem! - Oburzył się Ferdek. Naprawdę mam już dość słuchania o Lili. Lili to Lili tamto.

- Więc na przyszły raz powiedz cioci Lili, że jak chce być chora i przyjmować codziennie zastrzyki to niech sama je tony cukru. - Mnie to na szczęście nie spotkało, ale to tylko dlatego, że sprzedawczyni sklepu powiedziała o wszystkim moim rodzicom.

- Naprawdę tak się może stać? - Zapytał tym razem zszokowany Ferdek.

- Tak. I nie chciałabym też, żebyś jadł cukier przed śniadaniem. - Naprawdę czuję się jak mama.

- Dlaczego?

- Sama nie wiem. Moja mama tak mówiła. - Swoją drogą to ciekawe jakby zareagowała na wiadomość, że jest babcią. A ja nie jestem jakoś specjalnie stara.

- Gdzie jest teraz babcia? - Zapytał po chwili ciszy. Zastanawiałam się przez chwilę o której powinnam opowiedzieć. Co prawda obie nie żyją ale muszę chyba w końcu zdecydować którą chce uznawać za matkę. Kobietę której nie znam czy kobietę która mnie wychowała.

- Babcia jest w niebie z aniołkami. - Czy to dziecko rozumie śmierć?

- A dziadek? - Czy ja jako dziecko też zadawałam aż tyle pytań? Problematyczne.

- Cóż... jeden z nich nie żyje... a drugiego nigdy nie poznałam. - Co mi strzeliło do głowy, żeby tak to powiedzieć? Chociaż... Levi wie.

- Babcia była prostytutką? To tak jak moja mama. - Tego się nie spodziewałam. - Tylko, że jakaś inna pani zabiła ją kiedy się urodziłem. - Czy to możliwe, że... - Tata opowiadał, że żyję bo ta pani myślała, że będę dziewczynką. Podobno chciała mnie zabrać mamie i też kazać mi pracować jak mama. - Czy to możliwe? Nie. A może jednak? Nie wiem w którym roku Alice straciła życie. Zniszczyła życie tak uroczemu chłopcu. Każde dziecko marzy o tym aby mieć ciepły i kochający dom. Szkoda, że na tym świecie jest to tak rzadkie. Pocałowałam Ferdka w czubek głowy.

- Wiesz... gdyby mama nie miała szczęścia zapewne pracowałaby tak jak twoja prawdziwa mama. - Levi! Idiota! Cały czas staram się o tym nie myśleć a on mówi to tak po prostu! Przełknęłam głośnio ślinę i poczułam jak serce przyśpiesza a mięśnie napinają się na samą myśl. Co jeśli ona przyjdzie? I zmusi mnie do tego? - Spokojnie kobieto. Przecież wiesz, że nikt mi cię nie odbierze. Mówiłem. Nikomu cię nie oddam. - Ferdek wydawał się być w innym świecie. W świecie swoich myśli. Natomiast Levi zawsze jest taki spokojny. A ja? Czuje się słaba. Już nawet Christa jest silniejsza niż ja. Znaczy nie to, że uważam, że jest słaba czy coś. Tylko bardziej chodziło mi o psychikę... chociaż tu tez jest nawet silna. No dobra niema dobrego porównania w moim przypadku. - A jeśli już to tylko po moim trupie. - To słodkie ale to też uderzyło we mnie jeszcze bardziej. Nie chcę go stracić. Nie mogę pozwolić aby Levi umarł. To mój nowy cel.

- Dobranoc. - Mruknęłam i zamknęłam oczy. W odpowiedzi Ferdek wrócił na swoje stare miejsce za moimi plecami a ja poczułam jak oplatają mnie ciepłe ramiona kaprala.

- Ale po tym co ostatnio robiliśmy to wiedz, że byłbym twoim stałym klientem. - Szepną mi do ucha Levi wywołując tym samym mały uśmiech na mojej twarzy. Uznam to za komplement i mam nadzieje, że to był komplement.

- Ferdziu. Kochanie. Mam coś pysznego. - Do moich dotarł kobiecy głos. Ale jest zbyt wcześnie, żebym mogła odróżnić go od innych które znam. Ziewnęłam i otworzyłam oczy tylko po to, żeby zaraz znowu je zamknąć. Zbyt jasno.

- Nie ciociu. Mama mówi, że nie zdrowo jest jeść tyle cukru i nie chce, żebym jadł przed śniadaniem. - Słodko. I co Lili? Nie udało ci się go przeciągnąć na złą stronę!

- Słodki jesteś ale mama się nie dowie. - Podniosłam się do siadu i zmierzyłam ją wzrokiem. Uśmiechnęła się! Ta dziewczyna to chodząca zagadka. Nie mogę jej rozgryźć i to właśnie jest jedna z wielu rzeczy których w niej nienawidzę.

- Mama mówi, że od nadmiaru może być chorym i dostawać codziennie zastrzyki. - Zaczynam kochać to dziecko. Jest wierny jak pies. Swoją drogą to zawsze chciałam mieć psa.

- Co? Jak była w twoim wielu to jadła o wiele więcej. - Zbladłam. Chyba nikt mi nie powie, że ona... śledziła mnie! Nie. To nie to. Gaduła! Zapamiętać. Nigdy nie ufać sprzedawcom. Wygadała wszystko swojej córce.

- Znacie się z mamą od tak dawna? - Zapytał. A w zasadzie zapytał i krzykną malec.

- Cuż... twoja mama była bardzo popularna. Wszyscy chłopcy się za nią oglądali. - Serio? Z tego co pamiętam to nikt nie zwracał na mnie szczególnej uwagi. Byłam jakby to delikatnie powiedzieć. Bardzo brzydkim dzieckiem. I miałam tylko jednego przyjaciela. Kaja. Z nim znam się od dziecka. Ludzie uważali, że kiedyś weźmiemy ślub. Plotkary z ławeczki były o tym święcie przekonane. Tak się nakręciły, że bałam się wychodzić z domu. Jak dobrze, że już ich nie ma.

- Mama zawsze była super!

- Dobra, dobra, dobra. Jest słodko, cukierkowo i tak dalej. Ale co za dużo to nie zdrowo. Więc ty Lili wyjdź a ty Ferdziu przestań prawic mi tyle komplementów bo się jeszcze zarumienię. - Opadłam z powrotem na łóżko. Usłyszałam kroki i skrzypnięcie drzwi.

- Mamo. Opowiedz mi bajkę! - Zażądał Ferdek. A miałam takie plany.

- Teraz? Tak wcześnie?

- Tak! Najlepiej o... o... o sam nie wiem czym. Czymkolwiek! - Co za dzieciak. Zmusza mnie do myślenia o tak wczesnej porze.

- No dobrze. A więc opowiem ci... - Myśl. Myśl, myśl, myśl! - O świętach... wielkanocnych u zwiadowców. A konkretnie prima aprilis.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top