13
*Hanna*
I nici z mojej dzisiejszej wycieczki. Pada od wczoraj. Całe ulice są zalane. To tak jakby jakaś niewidzialna siła trzymała mnie tutaj i mówiła żebym nie próbowała jej szukać. Ale skoro Alice żyje to musze ja znaleźć. To przecież moja siostra! Naprawdę chce ją spotkać. I ona może chcieć znowu krzywdzić inne kobiety.
Kiedy weszłam do kuchni zastałam kaprala siedzącego przy stole. Na środku małego kwadratowego stołu stał talerz z kanapkami. Levi popatrzył na mnie i uśmiechną się delikatnie. Dalej ciężko mi się do tego przyzwyczaić. Uśmiecha się tylko przymnie i tylko dla mnie. To na swój sposób uroczę ale nie zmienia faktu, że mnie zdradził. Siadam na przeciwko niego i zaczynam jeść. Staram się nie zwracać na niego uwagi. Dalej jest zdrajcą.
- Śmiesznie wyglądasz kiedy się złościsz i jesz jednocześnie. - Uśmiecham się delikatnie. - Jako kapral rozkazuje się uśmiechnąć. Szerzej. - Wywracam oczami i uśmiecham się sztucznie. Już zapomniałam, że "wynajął" sobie ten niby specjalny uśmiech. Chociaż szczerze to straciło to już dla mnie znaczenie. Mama powiedziałaby, że Levi nie jest mnie wart. Ale to nie zmieni nigdy faktu, że moje serce bije szybciej kiedy jest w pobliżu. - Jak się spało? - Pyta nagle. Czyżby nie mógł znieść panującej między nami ciszy?
- Normalnie a tobie? - Moja odpowiedź jest obojętna. Już się przyzwyczaiłam do spania bez niego. Pluszaki godnie go zastępują! Szczególnie ten duży pies którego dostałam od taty. Co z tego, że za każdym razem kiedy chce zasnąć musze sobie wmawiać, że to Levi.
- Cóż... wolałbym spać z kimś. - Odpowiada po chwili namysłu. Kiedy tylko to powiedział przed oczami pojawił mi się obraz jego i Lili smacznie śpiących razem z Ferdkiem. Polubiłam to dziecko więc to też mnie na swój sposób zraniło. - Nie. Nie miałem na myśli jej tylko ciebie. - Dodał po chwili widząc moją smutną minę. Czasami mam wrażenie, że czyta mi w myślach, że potrafimy się już porozumiewać bez słów. Kątem oka zauważam jak chłopak wstaje i klęka przede mną. Całuje moją dłoń i patrzy mi w oczy. - Chciałem to zrobić na święta, żeby było bardziej uroczyście. Ale... wyjdziesz za mnie? I nie. Nie pytaj czy jestem tego pewien. Dobrze wiem, że ty jesteś osobą z która chce spędzić resztę życia. - Mam dylemat. Rzucić mu się na szyje czy odrzucić jego propozycje? To do niego nie podobne... .
- Nawąchałeś się płynu do kibli czy co? - Zapytałam z rozbawieniem. On popatrzył na mnie zmieszany a ja dopiero teraz zrozumiałam, że on naprawdę jest szczery. Owszem na początku miałam dylemat ale kiedy uznałam, że to do niego nie podobne to myślałam, że to jakiś żart. Albo kolejna próba przekupstwa. On westchną smutno i wstał. Nim zdążył się ruszyć i odejść przytuliłam go.
- To znaczy tak? - Zapytał szeptem.
- Tak. To znaczy tak. Ale zdradź mnie jeszcze raz a tym razem to ja spale ci wszystkie miotły. Albo lepiej cały twój kochany składzik. - Zażartowałam. Mam nadzieje, że teraz już wszystko będzie dobrze. Rany... my naprawdę nie potrafimy wytrzymać bez siebie dłużej niż tydzień. Kapral wziął mnie na ręce i posadził sobie na kolana w fotelu. Okrył nas kocem i przytulił mocno jak zawsze.
- Kocham cię i nikomu cię nie oddam. - Pocałował mnie z zaskoczenia a ja oczywiście oddałam pocałunek.
Wieczorem napaliliśmy w kominku i siedzieliśmy wtuleni w siebie na fotelu a do tego cieplutki kocyś. Tęskniłam za jego ciepłem. Nikt nigdy nie dał mi go tyle co on. Kiedyś chciałam go sprawdzić więc wymyśliłam sobie jakiś problem i poszłam do niego. On wysłuchał mnie uważnie, wziął na kolana i objął. Oczywiście nie przerwał swojej papierkowej roboty. Wiem jakie to dla niego ważne więc nie narzekałam. Oczywiście potem mu o wszystkim powiedziałam. Był troszkę zły ale jego ulubione herbata załatwiła sprawę.
- Ferdek się za tobą stęsknił. - Powiedział po długiej chwili ciszy. Mały Ferdek. Muszę się przyznać, tęsknie za jego uśmiechem. I tym, że jest czasami wkurzający.
- Ja za nim też. Brakuje mi jego pozytywnego nastawienia do wszystkiego. I tej szczerości która sprawia mi kłopoty. - Śmieje się pod nosem. W sumie to dobrze, że się wygadał.
- Następnym razem mów mi o takich rzeczach. Przecież wiesz, że nie będę cię oceniać. - Jego głos był taki jak zwykle. Taki obojętny ale to nic złego.
- Tak tak. Lepiej powiedz czy Ferdek nie zmienił sobie już mamy. - Ferdek to bardzo dobry temat do rozmów.
- Chyba sobie żartujesz. On cię uwielbia. Przez minimum cztery godziny dziennie wysłuchiwałem pytań o to gdzie jesteś. Wyobrażasz to sobie? - To strasznie słodkie. - Błagał mnie, żebym opowiedział mu bajkę a więc opowiedziałem mu tym jak Erwin mnie tu ściągnął. On tylko na mnie popatrzył i wyszedł. - Zaśmiałam się pod nosem. Kiedy tak myślę to jest to bardzo prawdopodobne, że chłopiec by tak zdobił. Kiedy kapral mi się zwierzył zrobiło mi się go strasznie szkoda. Gdyby opowiedziałby mi to jako bajkę też bym wyszła. To było też jego wyjaśnienie dlaczego zawsze tak mocno mnie przytula. Zawsze powtarzał, że nie chce stracić tak ważnej dla niego osoby.
-To jeszcze dziecko. Jak wrócimy to już nie będziesz miał tego problemu. I mam nadzieje, że nie zastane w naszym łóżku osoby o imieniu Lili. - To naprawdę byłoby przykre. Nie przepadam za nią. Klei się do Levi'a. Petra była bardziej subtelna. Lili jest jak Hanji do tytana. No tylko, że Hanji... nie jednak nie. Hanji nie zachowuje bezpiecznej odległości.
- Oczywiście, że nie. Mayumi zajęła się Ferdkiem więc niewiem dlaczego Lili miałaby u nas siedzieć. - Niech pomyślę. Bo zrobiłeś z naszego pokoju też jej pokuj? Nie powinnam o tym myśleć. Powinnam zapomnieć. No ale nie moja wina, że ten obraz zasiał w moim sercu nasionko kwiatu niepewności. A ten kwiat zaczyna kiełkować. Trzeba go wyrwać całego! Z korzeniami! Ale jak?
- Wiesz... to co do ciebie czuje jest specjalne, wyjątkowe ale też bardzo bolące kiedy widzę cię z kimś innym. - Chyba mamy dzisiaj jakiś dzień wyznań. Obydwoje dużo sobie dzisiaj powiedzieliśmy. Bardzo dużo. Spoglądam na zwykły srebrny pierścionek na moim palcu. Może i wygląda jak zwykły kawałek srebra ale od środka są wygrawerowane nasze inicjały. H.E i L.A. Może i brak mu wielkiego brylantu albo jakiegoś innego kamienia szlachetnego ale nie zamieniłabym go na żaden inny.
- Wiem. I widzę, że się podoba. Tylko trochę głupio zrobiłem z tymi inicjałami. Wolałbym, żeby było tam napisane, H.A. - Hanna Ackerman. To brzmi nawet lepiej niż moje obecne nazwisko. Hanna Eskave. Z tego co opowiadał Lennart to naprawdę nazywam się Aniela Lewis. Ale nie chce nic zmieniać. To by było za dużo roboty w papierach. I zapewnie dodałabym tylko Erwinowi roboty. Przecież nie ważne jest imię czy nazwisko. Ważne jest to kim się jest.
- Dobrze jest jak jest. Zresztą nawet nie wiemy czy dożyjemy czasów Hanny Ackerman. - Zauważam. Nie jestem smutna. Już dawno postanowiłam cieszyć się tym co jest teraz i nie myśleć o przyszłości. Chociaż nie zawsze mi to wychodzi.
- Dla mnie już jesteś Hanną Ackerman. - Mocniej mnie przytulił. - Jak tylko się rozpogodzi wrócimy do domu. Ty masz może jeszcze wolne ale ja mam kupę papierowej roboty. Raporty i takie tam.
- Spokojnie. Zrobie ci herbatę i pomogę jeśli będzie trzeba.
- Nie mam nic przeciwko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top