11
- Wzywałeś kapralu. - Salutuję jak nigdy.
- Lili możesz nas na chwile zostawić? - Dziewczyna posłusznie wychodzi z pomieszczenia zostawiając mnie samą z kapralem.
- Coś się stało kapralu? - Stoję tak jak stałam nie patrząc na niego. Mówię poważnym tonem tak jakbym była na naradzie wojennej.
- Spocznij żołnierzu. - Ackerman zachodzi mnie od tyłu i obejmuje. Mało tego! Jeszcze daje buziaka w policzek. Odpycham go i odwracam w jego kierunku.
- Stało się coś? - Ponawiam pytanie.
- Nie nic. Chciałem tylko porozmawiać z tobą tak jak kiedyś. Dlaczego nie chciałaś ze mną zjeść? Przecież kiedyś to lubiłaś. - Znowu podchodzi i mnie obejmuje. Czy on naprawdę nie widzi problemu?
- Dobrze powiedziane. Kiedyś. Zanim nie zamieniłeś mnie na... nowszy model. - Na jego twarzy maluje się zdziwienie a zarazem zdenerwowanie.
- Nie wymieniłem cię. To ty się rzucasz i palisz mi miotły.
- Nic ci nie spaliłam. To nie byłam ja. Powiedziałabym ci więcej wczoraj ale zamiast mnie słuchać wolałeś oskarżać mnie razem z twoją kochaną Liliś.
- Hanna...
- Co Hanna? Jeśli już ci się znudziłam to powiedz mi to prosto w oczy! Nie obchodzi mnie to co obiecywałeś rodzicom. Jestem pewna, że nie chcieliby, żebyś zmuszał się do udawania miłości. Ja nie chce tego tym bardziej. - Mówię ostro i z całą złością jaką w sobie mam.
- Nie znudziłaś mi się. Zawsze będziesz dla mnie najważniejsza. Lili potrzebowała kogoś. Bała się spać sama.
- Przeczysz sam sobie! Dobrze wiesz, że nienawidzę spać bez ciebie kiedy wracacie z wyprawy. Dobrze wiesz, że mój pokuj to miejsce moich wspomnień! Wiesz ile dla mnie znaczy. Ale mimo wszystko oddałeś jej go razem ze wszystkim co tam było. Może mi jeszcze powiesz, że pozwoliłeś jej pożyczyć moje ubrania?
- No wiesz... - On sobie kpi...
- Mam dość! Niech to sobie zatrzyma. Ale ma się trzymać z daleka od reszty moich rzeczy.
- Co ci się stało?
- Hmm jakby ci to powiedzieć... dziś rano zastałam mojego chłopaka śpiącego w naszym łóżku z jakąś obcą babą!
- Aż tak bardzo wkurza cię fakt, że staram się dbać o kogoś? To może najlepiej zakończmy ten związek tu i teraz? - Popatrzyłam na niego pytająco. Nie sądziłam, że sprawy zajdą aż tak daleko. Ale skoro sam to proponuje to znaczy, że nie zależy mu aż tak bardzo. Nie aż tak jak mnie. Po kilku minutach ciszy kiedy emocje opadły.
- Życzę szczęścia na nowej drodze życia. - Powiedziałam drżącym głosem i z załzawionymi oczami i wyszłam. Kiedy tylko doprowadziłam się do porządku zapukałam do drzwi gabinetu Erwina. Szybko załatwiłam sprawę co do przeniesienia mnie do innej drużyny i udało mi się dołączyć do zespołu Hanji. Poza tym poprosiłam Erwina o kilka dni urlopu na które po godzinie słuchania moich kłamstw się zgodził. W stajni wskoczyłam na konia bez siodłania go i pojechałam galopem do miasta. Nie wiem co chce robić przez ten tydzień. Napewno coś co pozwoli mi się uspokoić. Zostawiłam konia przed domem i weszłam do środka. Tak jak podejrzewałam był tam.
- No myślałem, że już nie przyjedziesz. Zdecydowałaś już jaką śmierć sobie życzysz? - Zapytał kiedy tylko mnie zobaczył.
- Zabij mnie jak chcesz. Może być nawet teraz. - Powiedziałam obojętnie przechodząc przez próg kuchni. Wytarłam szklankę w ubranie i nalałam sobie wody z kranu.
- Nie będziesz się bronić? Nie powiesz mi, że nic z tego nie będzie? - Idzie za mną zdziwiony.
- Nie. - Odpowiadam tak jakbyśmy rozmawiali o najnormalniejszym temacie świata.
- Ale dlaczego? Dobra mniejsza z tym. Alice i tak żyje. Widziałem ją.
- Dlaczego jesteś tagi głupi i nigdy nie zrobisz tego o co proszę. Wręcz błagam abyś mnie zabił braciszku.
- Mam znajomego który ma dyplom z psychologi. Może was umówić? Wyglądasz jakbyś właśnie stoczyła bitwę między sercem a głową. - Od kiedy to z niego taki przykładny braciszek?
- Koniec rozmowy o mnie. Co chcesz uzyskać mówiąc mi o tym, że jednak żyje?
- Nie wiem. Może po prostu nasza kochana Alice zechce nam trochę namieszać w życiu. No wiesz. Gdyby zniszczyła mi interesy... - Alice? Nikt nie zniszczy mi życia bardziej niż Lili. - Oho! Jak późno! Żegnam mon cherié. - Pożegnał się i wyszedł. Co zrobiłaby Alice gdyby chciała mi zniszczyć życie? Zabiłaby mnie? Zmusiła do pracy jako prostytutka? Zresztą Alice pewnie nieistnieje. Nie powinnam słuchać Lennarta. Ciekawe co teraz robi Levi... pewnie jest z osobą której największe przekleństwa nie się w stanie opisać. Nie mogę o nim myśleć. To przeszłość. Może mogłabym zacząć życie od nowa? W innym miejscu? W innym świecie byłoby to możliwe ale nie tutaj. Chciałabym być ptakiem. One pewnie się niczym nie martwią. Chciałabym cofnąć czas daleko wstecz. Przeżyć życie od nowa. Naprawić liczne błędy. Nigdy nie zakochać się w kapralu.
*Time skip!*
*Levi*
Nie mam już siły. Lili jest naprawdę miła. Ale może faktycznie przesadziłem. Przecież Hanna nie spaliłaby moich mioteł. Chociaż ostatnio zachowywała się bardzo dziwnie. Nawet nie miałem dowodów, że to ona. Chyba nie powinienem był oddawać Lili jej pokoju. Może nie powinienem też spać z Lili. Dopiero teraz kiedy jej tu nie ma zrozumiałem swój błąd. Chociaż czy to napewno był błąd? Możliwe. Tylko pytanie czy mi wybaczy. I czy w ogóle wróci. Lili jest trochę za blisko. Wiecznie chce być ze mną. To trochę niekomfortowe. To był cud, że przynajmniej mogę jechać kupić nowe miotły sam. Przejeżdżając przez miasto zauważyłem jej konia. Mam szanse naprawić błąd który nieistnieje.
*Hanna*
Rozmawiałam właśnie z Lenartem przy herbacie i ciastkach kiedy uslyszałam puknie do drzwi. Spojrzałam pytająco na Lenarta ale on tylko pokręcił głową. Z nożem w tylnej kieszeni podeszłam pod drzwi i uchyliłam je delikatnie. Kiedy tylko zobaczyłam kto to odrazu je zatrzasnęłam.
- Czego? - Zapytałam przez drzwi. Nie chce go widzieć. Mam jeszcze dwa dni urlopu! Chce je spędzić w spokoju. Nie martwiąc się niczym innym niż czy nie zapomniałam posłodzić herbatę, albo czy nie pomyliłam cukru z solą.
- Hanna proszę porozmawiaj ze mną. - Pff... niech wraca do swojej kochanej Lili.
- Nie mamy o czym rozmawiać. Wracaj do swojej panienki. - Zamykam drzwi na klucz. Nie chce żadnych nieproszonych gości.
- Odejdę jeśli ze mną porozmawiasz. - Nagle do akcji wkracza Lenart i otwiera drzwi.
- A może to ze mną porozmawiasz? - Powiedział złowrogo. Uuu braciszek wkracza do akcji. - Chętnie wysłucham co masz mi do powiedzenia.
- Znamy się? - Levi wyglądał na lekko skołowanego.
- Jestem jej bratem a ty naruszyłeś granicę mojej cierpliwości. - Granicę cierpliwości? Co to? Znaczy wiem, że to coś związanego cierpliwością i tak dalej ale rozmawiają dopiero kilka minut. Levi jednym ruchem popycha go na ścianę i wprasza się do środka. Co za uparty gość. Wzdycham głęboko i idę po kubek z herbatą. Kiedy oni próbują się pozabijać ja spokojnie siedzę w fotelu i czytam książkę. Przynajmniej będzie o jednego idiotę mniej. Co nie zmienia faktu, że dalej będą mieli przewagę liczebną. - Oho! Juz późna godzina! Do jutra Hanna! - Lennart szybko się zmył. I zostawił mnie samą z kapralem. Dzięki bracie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top