nasza tajemnica (Levi +18)
To nie jest zwykły lemon, to lemon z dedykacją dla mojej kochanej Dekashi, która zainspirowała mnie, by jednak coś naskrobać. Póki co część rzeczy nieco robocza, jednak nie powstrzymałam się, musiałam opublikować mimo potencjalnych błędów xD
Manon Berkeley była dumnym kapralem korpusu zwiadowców. W ostatnim czasie została również zastępczynią rozsławionego, najsilniejszego żołnierza ludzkości, kaprala oddziału specjalnego korpusu zwiadowców - Levi'a Ackermana. Przeglądała właśnie zapasy przypisane do rzeczonego oddziału odnotowując wszystko w raporcie dla kaprala. Spisała ostatnie informacje i westchnęła.
- Gotowe - mruknęła do siebie z obojętnym tonem i skierowała się do gabinetu Ackermana. Zapukała do drzwi, a po usłyszeniu odpowirdniej komendy, weszła do środka. - Proszę raport - powiedziała kładąc papier na jego biurku, Levi zerknął na nią i wywrócił oczami.
- Żołnierz powinien nosić poprawnie swój mundur - powiedział oschle, a ona spuściła wzrok na swoją koszulę, która była zbyt bardzo rozpięta odsłaniając pokaźny dekolt.
- Daj spokój, jesteśmy w bazie, a jest gorąco, nie będę zapięta pod szyję - powiedziała olewczo i oparła się ręką o biuro. - Powiesz mi, w które dni mam szkolić zespół?
- Póki będziesz świecić biustem, nie będziesz szkolić nikogo - odpowiedział kierując wzrok bezpośrednio na jej rozpiętą koszulę, a przez to, że lekko pochylała się nad biurkiem, widok pozostawiał mało miejsca dla wyobraźni.
Manon wywróciła oczami i zapięła guziki koszuli, choć nie przeszkadzał jej jego wzrok, zależało jej na rozwoju. Siedzenie jako sekretarka licząca broń i odnotowującą rany było zbyt nudne.
- Zadowolony? - zapytała z irytacją, a on spojrzał na raport zapasów zaszczycając ją jedynie przelotnym spojrzeniem.
- Na tyle, że później przyniosę ci moje plany - odpowiedział, a ona kiwnęła głową.
Nie znali się zbyt długo, z reguły ich zadania i obowiązki powodowały, że przebywali w różnych miejscach. Rozmawiali może kilka razy i to tylko w aspekcie zawodowym, ale Manon była bardzo ciekawa tego człowieka. Słyszała o nim wiele intrygujących historii.
Levi to typ, który przyciągał uwagę, choć nigdy tego nie szukał. Jego zimna, niemal surowa postura i sposób bycia sprawiały, że trudno było go rozgryźć. Wydawało się, jakby miał nigdy nie pozwolić wejść w swoją własną przestrzeń, a ona bardzo była tej osobistej przestrzeni ciekawa. Zawsze poważny, bez zbędnych słów - czasami aż za bardzo. Kiedy spojrzał na Manon w dniu informacji, że przychodzi do jego oddziału, poczuła dreszcz. Wszystko przez spojrzenie, które było jednocześnie pełne dystansu i nieco drapieżne, że aż poczuła przyjemne napięcie wewnątrz siebie.
Jego oschłość nie była chłodną złośliwością, raczej czymś, co wynikało z jego niechęci do okazywania emocji. I właśnie to w nim było fascynujące - czuła potrzebę, by sprawdzić jakie emocje mógłby okazać za zamkniętymi drzwiami. Jednocześnie jego niesamowita koncentracja na celu, chłodna precyzja w działaniu, budziły w niej dziwne uczucie, że z chęcią by się przy nim zgubiła i oddała się pod jego opiekę. Była ciekawa, czy informacja, że był nieprzewidywalny, ale nie w sposób, który wywoływałby chaos, jest prawdziwa.
Nie potrzebował nikogo do potwierdzania swojej wartości - prawdziwy mężczyzna, w przeciwieństwie do większości męskiego przedstawicielstwa, które mijała na ulicach, był silną osobowością i jednocześnie nie okazywał głupiego lęku, gdy jakaś kobieta w jego towarzystwie była równie silna. Gdy pojawiał się w pobliżu, nie można było go zignorować. Czuła, że musiał mieć w sobie coś magnetycznego, jakby wszystkie jego umiejętności i doświadczenie wojenne czyniły go ostatecznym przykładem perfekcji, do której niektórzy dążą, a inni - po prostu go podziwiali.
Czuła potrzebę, by przekonać się na własnej skórze to wszystko, całą tę charyzmę.
- Dlaczego dołączyłaś do tego korpusu? - zapytał niespodziewanie, a Manon otrząsnęła się z letargu.
- Przyczyna jest prosta. To z błahego sentymentu - odpowiedziała, a kapral zmarszczył brwi. Manon dostrzegła, że raczej nie zacznie jej dopytywać, choć ta odpowiedź nie zaspokoiła jego ciekawości. - Moja matka była prostytutką. Twierdziła, że mężczyzna, który ją zbrzuchacił był z korpusu zwiadowców. Gdy byłam nastolatką, pora była na decyzję, co dalej: mogłam iść w ślady matki i się prostytuować albo iść do wojska, ciesząc się normalnym dachem nad głową i jedzeniem bez bycia na czyjejś łasce. Wybór był prosty - odparła nieco dokładniej, a Levi odchrząknął. Zapewne nie spodziewał się takiej dokładnej, nieskrępowanej historii, choć nawet jeśli opowieść go zdziwiła, nie dał tego po sobie poznać. - Póki co, odmeldowuję się kapralu. Będę u siebie.
÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
Zbliżała się noc. Manon zwątpiła, by kapral miał zamiar ją nawiedzić o tak później porze. Zdjęła buty, a następnie spodnie. Rozpięła koszulę i podeszła do zamglonej tafli starego lustra. Uśmiechnęła się, oglądając swoje ciało. Już widziała, co by powiedział kapral: „masz nieprzepisową bieliznę", bo jak inaczej można nazwać koronki, które miała na sobie?
Dotknęła swojego obojczyka i zjechała niżej na linię piersi. W okolicy podbrzusza czuła narastające napięcie. Ciekawe, czy poczułby jakąś potrzebę widząc mnie w takiej sytuacji?
÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
Levi szedł przez korytarz. Liczył na to, że jego zastępczyni jeszcze nie spała. Zastępczyni... jak to brzmiało. Erwin uparł się, żeby Levi znów miał zastępcę, żeby nie musiał dźwigać wszystkiego sam. Wybrał Manon Berkeley rzekomo z powodu jej charakteru. Do wszystkiego podchodziła z dystansem jakby nic nie mogło jej skrzywdzić. Łatwo odnajdowała nić porozumienia między sobą a ludźmi. Po co mu ktoś taki?
Zatrzymał się przed drzwiami jej kwatery i zapukał do drzwi. Nie usłyszał żadnego poruszenia z drugiej strony, widział za to smugę swiatła, dlatego otworzył je. Wstrzymał oddech widząc to, co działo się wewnątrz. Manon była ubrana jedynie w swoją koszulę z munduru i kompletnie nieregulaminową bieliznę. Stała przy lustrze i nie spuściła rąk z okolic piersi nawet wtedy, gdy odwróciła się twarzą do niego.
- Kapralu - powiedziała z lekkim uśmiechem, a Levi odwrócił głowę w bok z lekkim zażenowaniem. - Nie spodziewałam się twoich odwiedzin o tak późnej porze - jej ton głosu pozostawał neutralny. Tak jakby nie obchodziło jej to, że ktoś zobaczył jej ciało, ale Levi wiedział, że dopełnił się czegoś niezgodnego z regulaminem.
Manon podeszła bliżej, stanęła przed kapralem.
- Ma Pan dla mnie jakieś rozkazy? - zapytała zbyt delikatnym tonem. Tonem uchodzącym za uwodzicielski.
- Plan - wycedził krótko przez zęby. Nie wstydził się tego co zobaczył, wiedział jednak, że gdyby złożyła skargę, ciężko byłoby mu to wyjaśnić.
- Co z tego, że nazywamy się żołnierzami skoro wciąż jesteśmy tylko ludźmi? - zapytała nkeoczekiwanie i spuściła wzrok. - Możemy zginąć. Kolejna misja może być naszą ostatnią. Dlaczego nie skorzystać z chwili szczęścia, gdy nic się nie dzieje? - kontynuowała, a Levi odwrócił głowę w jej stronę i spuścił wzrok na jej dekolt.
- To niezgodne z regulaminem - powiedział studiując każdy odsłonięty fragment jej skóry.
- To będzie nasza tajemnica - powiedziała i spojrzała na niego maślanym wzrokiem. - Proszę.
Powiodła ręką w górę i oparła się o jego tors. Czuła pod palcami jego napięte mięśnie, a jednak Levi nie poruszył się. Chwilę później poczuła jego rękę na swoim ramieniu i chwilę później drugą na drugim ramieniu. Nie przysunął jej bliżej, ani nie odepchnął jej od siebie. Po chwili bezczynności Manon złapała jedną z jego rąk i przesunęła na swoją pierś obleczoną tylko w beżowy, koronkowy biustonosz.
- Nie oczekuję słodkich słówek i troski - zapewniła cichym tonem. - Możesz mnie potraktować jak swoją lalkę - dodała szeptem podnosząc głowę tak, by zetknął jego czubek nosa ze swoim. Była pewna, że w momencie, gdyby o tym nie zapewniła, odsunąłby się od niej. - Proszę.
Jakkolwiek proszenie o coś takiego nie byłoby żenujące, Manon czuła narastające pożądanie, które jeszcze dodatkowo podskoczyło, gdy poczuła jak jego palce zaciskające się na jej biustonoszu.
Uległ potrzebie. Manon nie była stricte jego podkomendną. Nie było to nadużycie władzy. Uniósł jej podbródek i przyjrzał się jej ustom. Szacował ostatnie za i przeciw aż w końcu złączył ich usta w pocałunku. Popchnął ją do tyłu i gdy dotarli do łóżka, dosłownie rzucił ją na łóżko sam opadając na nią.
Levi badał dotykiem jej ciało niezwykle delikatnie pozbywając się z niej rzeczy. Biała koszula wylądowała gdzieś w pościeli. Podobnie było z bielizną. Teraz zamiast dłoni po jej ciele sunęły gorące, męskie usta. Wędrówkę zaczął od wrażliwego miejsca na karku i powoli kierował się w dół. Językiem pieścił każdy zakątek jej ciała poświęcając szczególną uwagę bliznom, które powstały na skutek wielu wypraw i walk czy to prawdziwych czy tylko treningowych. Czynił to powoli, bez zbędnego pośpiechu.
Jego ciepły, ekscytujący i wilgotny dotyk sprawiał, że ciałem Manon wstrząsały silne dreszcze, a umysł wypełniały wyuzdane obrazy połączonych ze sobą ciał. Dotychczasowe resztki kontroli jakie miała uleciały i wplątała palce w jego ciemne włosy.
Levi znów podniósł się chwytając pełne, jędrne, niczym nieskrępowane piersi. Zaczął pocierać sztywne brodawki, które od jego dotyku jeszcze bardziej stwardniały. Drażnił, szczypał, lekko ugniatał. Kobieta, jęcząc cicho, zaczęła ocierać się ciałem o mężczyznę. Już bardzo chciała poczuć go w sobie, dlatego sięgnęła do jego spodni, próbując go rozebrać, jednak on złapał ją za nadgarstki i uniósł jej ręce nad jej głowę. Czuła nad sobą jego silną, wysportowaną, męską sylwetkę. W żyłach zamiast krwi płynęło czyste pożądanie, które zniewalało umysł, a rozedrgane ciało zmieniało w jeden wielki, spragniony ekstazy płomień. Sutki miała boleśnie napięte, piersi nabrzmiałe, ciężkie, żądające kolejnego dotyku, a pomiędzy udami pojawiła się wilgoć, która wypływała z miejsca domagającego się męskiej uwagi. Znów próbowała go rozebrać, tym razem jednak zaczęła rozpinać guziki jego koszuli.
Levi zignorował desperackie próby kobiety i wrócił do pieszczenia jej biustu, spod rzęs obserwując reakcje Manon. Kobieta oddychała szybko, chrapliwie, od czasu do czasu pojękując. Oczy miała zamknięte, jakby nie była w stanie unieść ciężkich powiek. Jej zmysły szalały, serce biło w rytm męskich pieszczot, a wrażliwe ciało pragnęło tylko jednego - ukojenia.
Po długich chwilach pełnych zniewalających dotknięć męskie usta zjechały do jej korcza. Usta pieściły to miejsce najpierw delikatnie, by pod wpływem rozpalonych zmysłów zwiększyć nacisk. Wilgotny język drażnił podatną na najmniejsze muśnięcie skórę. Jedna z rąk ponownie znalazła się na piersi, drażniąc i szczypiąc sutek coraz mocniej i mocniej. Kobieta napierała brodawkami na męską dłoń jednocześnie coraz mocniej przy tym pojękując, a mężczyzna z ochotą spełniał jej niewypowiedziane prośby. Dlaczego czuł satysfakcję widząc jak dużą władzę nad nią miał? Nie wiedział, ale ani na chwilę nie zastanowił się nad tym, by się od niej odsunąć.
Zdając sobie sprawę, że i on powoli zaczyna tracić nad sobą kontrolę, podniósł się na kolana i pozbył się koszuli, którą i tak już była rozpięta, a następnie pozbył się dołu ubioru, by uwolnić naprężonego do granic możliwości penisa. Następnie odwrócił Manon na brzuch i wszedł w kobietę od tyłu jednym, płynnym pchnięciem. Była tak wilgotna, że od razu przyjęła go w siebie całego. Obojgu wyrwały się z gardeł głośne jęki. Berkeley wypięła się mocniej, a Levi pochwycił nabrzmiałe piersi i zaczął się w niej bardzo powoli poruszać. Zgodnie z jej słowami o potraktowaniu jej jak lalki, chciał ją troszkę podręczyć, to przyśpieszając, to znów zwalniając tempo, cały czas drażniąc twarde sutki. Kobieta miała zamknięte oczy, lekko otwarte usta, z których, co rusz wydobywały się westchnienia rozkoszy. Całe jej jestestwo skupiło się na jednym spośród zmysłów - dotyku. Nie liczyło się nic poza pieszczącym ją mężczyzną, przyjemnością, którą jej dawał i jego mocnymi pchnięciami, prowadzącymi oboje ku całkowitemu zatraceniu.
Gdy nie mógł już dłużej wytrzymać, chwycił Manon za biodra i zaczął gwałtownie napierać. Kobiece piersi falowały w rytm namiętnych uderzeń penisa. Mężczyzna wchodził mocno, raz za razem, coraz gwałtowniej. Orgazm wstrząsał ciałami przez całą wieczność. Ekstaza rozlewała się, nasycając każdą, nawet najmniejszą komórkę nieopisaną błogością.
Levi oddychał ciężko, jak gdyby przebiegł maraton. Oparł spocone czoło o nagie plecy kobiety, która opadła na skotłowaną pościel. Nadal połączeni, wracali do rzeczywistości.
- To będzie nasza tajemnica - wyszeptała i jęknęła czując w sobie ostatnie pchnięcie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top