𝒩𝑜 𝓂𝒶𝓉𝓉𝑒𝓇 𝓌𝒽𝑒𝓇𝑒 𝓎𝑜𝓊 𝑔𝑜 𝓀𝓃𝑜𝓌 𝓎𝑜𝓊'𝓇𝑒 𝓃𝑜𝓉 𝒶𝓁𝑜𝓃𝑒

Mailey była osobą, która odpuszczała tylko w wyjątkowych sytuacjach, a ta nie należała do nich

-No przestań, idziemy na tą imprezę.

-Ja nigdzie nie idę. Nie mam nawet zamiaru- Jo uniosła lekko głos i spojrzała na przyjaciółkę, dopisując coś w swoim notatniku.

-Jo. Idziemy. Dostałaś zaproszenie i nie można tego tak zostawić.

Szatynka spojrzała na nią z lekkim zmęczeniem, co prawda tego dnia już czuła się lepiej, ale nie miała zbyt wielkiej ochoty gdziekolwiek wychodzić. Po chwili usłyszała pukanie do drzwi, a następnie w szczelinie pojawiła się głowa jej brata.

-Ile mam czekać?

-Na co?- po tonie Jo można było łatwo stwierdzić, że już kompletnie nie wiedziała o co chodzi. Mailey w tym samym momencie uciekła wzrokiem na ścianę. Wiedziała, że za to oberwie, ale mimo wszystko na jej twarzy wykwitł lekki uśmiech.

-Mailey powiedziała, że jedziecie na imprezę, zawiozę was. Miałaś się tylko przyszykować- powiedział patrząc na siostrę, której strój ani trochę nie przypominał imprezowych ubrań.

-Chcesz to wyjaśnić?- Jo spojrzała na przyjaciółkę, która powstrzymywała się od wybuchnięcia śmiechem.

-Nie. Mówiłam, że jedziemy. Posłuchaj, jeśli tam nie pojedziesz, może pomyśleć, że to całe rozstanie jednak jakoś mocniej na ciebie wpłynęło i że możliwe, że jeszcze kochasz...

-Nie obchodzi mnie co Tony sobie pomyśli- przerwała blondynce, a dopiero po chwili zobaczyła, że Mailey uśmiecha się jakby konspiracyjnie.

-Ale ja wcale nie miałam na myśli Tony'ego- powiedziała, a dopiero po chwili Jo zaczęła rozumieć o co jej chodzi.

-A o kim?- zapytał z lekkim zaciekawieniem Charlie, który cały czas stał w drzwiach.

Szatynka przetarła lekko twarz dłońmi i spojrzała z niedowierzaniem na przyjaciółkę, a po jej uśmiechu już wiedziała, że miała na myśli nikogo innego jak Theo.

-Jego zdanie też mnie nie obchodzi.

-Może, ale jestem pewna, że jeśli ja cię nie przekonam do wyjścia to on to zrobi, a powinien tutaj być za kilka minut, oczywiście wraz z Louisem.

-Jo. O czym ja nie wiem?- Wzrok dziewczyny spoczął na Charliem, który patrzył na nią przenikliwie.

Dziewczyna westchnęła cicho i wstała z łóżka, odkładając notatnik, po czym pociągnęła przyjaciółkę za rękę i popchnęła ją ku drzwiom.

-Mailey ci wszystko wytłumaczy, a ja się w tym czasie ogarnę- powiedziała i nie czekając na odpowiedź zamknęła drzwi.

Podeszła do swojej szafy i zaczęła przeglądać potencjalne ubrania, które mogły posłużyć dla niej jako strój na domówkę. Odrzucając kolejną bluzkę usłyszała dzwonek do drzwi. Mruknęła pod nosem kilka komentarzy pod adresem przyjaciółki. Przed je oczami od razu pojawiła się uśmiechnięta twarz chłopaka, skarciła się lekko w myślach wyrzucając obraz Theo z głowy. Nie miała pojęcia, w którym momencie tak bardzo polubiła jego obecność. Nie znaczyło to jednak od razu, że dziewczyna poczuła do niego coś więcej, tak jak sugerowała już nie raz jej przyjaciółka. Mailey nie chorowała na język i z łatwością mówiła, że jej zdaniem Jo i Theo cudownie do siebie pasują, nawet gdy chłopak siedział tuż obok i wszystko słyszał. Oboje jednak reagowali na to jedynie śmiechem czy komentarzami, które kończyły temat. Jo nie widziała Theo jedynie w roli przyjaciela, więc czemu wracała myślami do tego jak złapał ją przed upadkiem. Czemu przypominając sobie jedynie jego twarz, na jej samą wpływał lekki uśmiech. Czemu w tej chwili przemknęło jej przez myśl, co o niej pomyśli, jeśli nałoży najzwyklejsze jeansy i koszulkę.

Gdy wybrała już ostateczny strój, szybko się ubrała i w drodze na dół rozpuściła włosy, przeczesując je dłonią.

-Dłużej się nie dało?- będąc już na dole usłyszała głos przyjaciółki.

-Chciałabym zauważyć, że dzisiaj nie miałam zamiaru już nigdzie wychodzić.

-Więc czemu zmieniłaś zdanie?- Głos, który rozbrzmiał był już dla niej dobrze znany, a jednak czuła się jakby słyszała go po raz pierwszy

-Nie twój interes- mruknęła i podeszła do szafy, skąd wyjęła swój płaszcz.

Louie i Mailey byli pochłonięci rozmową, ale Charliemu nie umknął fakt, że Theo przez dłuższy czas nie odrywał wzroku od dziewczyny.

Chłopak, gdy dostał telefon od Mailey, w którym ta powiedziała, że musi przyjechać do domu Jo, od razu pomyślał, że coś się dla niej stało, przypominając sobie zajście w sali, było to jak najbardziej możliwe. W momencie, gdy jednak blondynka mu powiedziała, że chodzi o imprezę, miał w pierwszej chwili odmówić. Nie miał za bardzo ochoty spędzać czasu z szkolną elitą, która tam na pewno będzie. Zwłaszcza, że nie był tam wprost zaproszony, tylko tyle, że Jo miała wziąć kogo chce, a Mailey zdecydowała za nią, że idą wszyscy albo nikt. Wchodząc do domu szatynki, poczuł lekkie przytłoczenie. Nie to, że jego dom się rozpadał, bo nie. Wszystko było, jak trzeba, ale było widać różnicę, między posiadłością Larsenów, a McClainów. Rozmowa z bratem Jo była... w porządku. Nie było niczego żenujące czy krzywych spojrzeń, mimo to od razu wyczuł, że Charlie w stosunku do niego zachowuje widoczny dystans.

-Dobra, wszyscy gotowi, bo już nie będę dłużej czekać.

Jo przewróciła oczami z lekkim uśmiechem wiedząc, że jej brat tylko tak mówi, bo nikt nie miał chyba takiej cierpliwości jak on. Po kilku minutach wszyscy już byli w samochodzie i jechali pod podany przez szatynkę adres. Theo zauważył, że dziewczyna nie pałała jakimś wielkim entuzjazmem na myśl o imprezie u Tonyego, z czego w pewien sposób się trochę ucieszył. Nie wiedział czemu, ale myśl, że Jo wcale nie chciała jechać w jakiś dziwny dla niego sposób sprawiała, że uśmiechał się w duchu. Jazda minęła im w ciszy, a gdy byli już na miejscu pierwszy odezwał się Charlie.

-Zadzwonisz, przyjadę albo ja albo Deby- Jo pokiwała lekko głową i podziękowała po czym wyszła z samochodu.

Cała czwórka skierowała się w stronę wejścia, a gdy Mailey zadzwoniła dzwonkiem w drzwiach pojawił się nie kto inny, jak gospodarz całej imprezy.

-Zapraszałeś, więc jesteśmy- powiedziała z uśmiechem blondynka i nawet nie czekając na odpowiedź weszła do środka. Jo spojrzała na nią rozbawiona. Gdy cała trójka weszła w głąb domu, dziewczyna zwróciła wzrok na blondyna.

-Wybacz...

-Nie masz za co przepraszać. Fajnie, że jednak przyszłaś i fajnie, że wzięłaś znajomych- przerwał dziewczynie z lekkim uśmiechem, a Jo pokiwała jedynie lekko głową na jego słowa po czym poszła za przyjaciółmi.

Jeszcze gdy Jo chodziła z Tonym razem z Mailey były na tych imprezach, które odbywały się u Hendersona, ale na żadnej więcej, więc blondynka dobrze wiedziała, w którą stronę iść. Theo zorientował się, że prowadziła ich do salonu, gdzie na dobre rozkręciła się impreza.

-Dobrze dzieciaki, czas się zabawić- powiedziała z uśmiechem blondynka, która sięgnęła po pusty kubeczek i pierwszą lepszą butelkę.

***

Mailey nie miała mocnej głowy. Po ponad dwóch godzinach śmiała się ze wszystkiego, a Louie nie odstępował jej na krok, nie wiedząc do czego jest zdolna zrobić. Theo siedział na kanapie naprzeciwko przyjaciół, chcąc chwilę odpocząć od całego natłoku. W którymś momencie rozdzielili się i od tamtej pory Jo zniknęła mu z oczy. Dostrzegł ją dopiero po chwili rozmawiającą z Tonym. Śmiała się i opowiadała mu o czymś, ale brunet spostrzegł, że jej postawa nie była swobodna, Przy mnie zachowuje się inaczej, pomyślał i sam nie wiedział czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie. Niby dogadywali się świetnie, ale tak naprawdę znali się bardzo krótko i nie wiedzieli o sobie zbyt wiele. W pewnym momencie ich wzrok się spotkał, a dziewczyna posłała mu lekki uśmiech, a Tony spojrzał na niego jakby zabił mu chomika. Może nie powinien, ale poczuł z tego powodu lekką satysfakcję. Sam nie był pewny czy temu, że nie lubił tych szkolnych celebrytów, czy raczej powód tkwił w pewien sposób w osobie, której uśmiech sprawiał, że robiło mu się cieplej na sercu.

Theo nie przepadał za alkoholem i starał się unikać styczności z nim, ale tego wieczora postanowił sobie trochę odpuścić. Nie miał zamiaru upijać się do nieprzytomności, ale kilka piw nie mogło mu przecież bardzo zaszkodzić. W pewnym momencie zobaczył, jak Jo kieruje się na tyły domu, sama. Wstał i rzucił jeszcze spojrzeniem na Mailey i Louisa, którzy siedzieli i dyskutowali o czymś ze śmiechem.

-Gdzie idziesz?- zapytał blondyn przerywając na chwilę rozmowę, a chłopak poczuł jak ich dwójka utkwiła w nim spojrzenie.

-Zaraz wracam- uspokoił ich i poszedł w kierunku, w którym zniknęła dziewczyna.

Zorientował się, że Jo wyszła na oświetlony taras, gdzie było kilkoro osób. Wszyscy siedzieli na fotelach, lub nawet na podłodze przykryci kocami, albo nawet w krótkim rękawie. Gdy wyszedł do nich, wzrok większości zwrócił się na chwilę na niego, ale po sekundzie wrócili do chłopaka, który w tej chwili grał coś na gitarze. Muzyka z salonu i tak nie była jakoś bardzo głośno, gdyż Tony miał nieznośnych sąsiadów, a dodatkowo odległość i drzwi zagłuszały ją niemal całkowicie. Jedyną osobą, która jeszcze na niego zerkała była dziewczyną, o dobrze już dla niego znanych szarych oczach. Podszedł do niej, a ona nieco odsunęła się robiąc mu miejsce na w miarę szerokim fotelu. Gestem ręki zaproponowała mu część koca, którym się nakryła, ale Theo pokręcił lekko głową i wsłuchał się w melodię, która wydobywała się z spod palców nieznanego dla niego chłopaka, po chwili spojrzał na dziewczynę z niemym pytaniem.

-Na imprezach u Tony'ego zawsze tak jest. Jest wielka impreza w środku, gdzie dzieje się wszystko, a tutaj jest miejsce dla tych, którzy chcą odpocząć- powiedziała z lekkim uśmiechem- i dla takich jak ja, którzy nie lubią wielkich imprez, ale chcą czy muszą jakoś przetrwać tutaj.

Chłopak lekko zaśmiał się na jej słowa, a po chwili oparł rękę na zagłówku fotela wsłuchując się w znaną wszystkim melodię. Zobaczył, że co niektóre osoby podśpiewywały tekst.

-Ile czasu tutaj spędzałaś na tamtych imprezach?- zapytał, a dziewczyna lekko wzruszyła ramionami, podciągając kolana pod brodę i siadając wygodniej.

-Niemalże całe. Tony nieraz pytał i miał do mnie pretensje, że czemu nie jestem z nim na imprezach. Tylko, że on jest w tamtej części, po prostu kocha być w centrum uwagi i być otoczony tłumem bawiących się ludzi. Ja wolałam siedzieć tutaj i słuchać. Nie być w centrum uwagi. Czuję wtedy zbyt wielką presję, żeby spełniać oczekiwania innych, żeby się dostosować.

-Ale wiesz, że wcale nie musisz tego robić prawda?

-Tak, ale...- nie zdążyła dokończyć, gdyż usłyszała głos chłopaka i jego spojrzenie na sobie.

-Nie ma żadnego ale. Nigdy nie dogodzisz wszystkim. Jesteś jaka jesteś i jeśli ktoś tego nie docenia to jego problem, nie twój. Na przykład ja cię lubię- wzruszył lekko ramionami z lekko rozbawionym uśmiechem.

-Nawet jak jestem irytująca?

-Nawet jak jesteś irytująca Jonquil. Nikt nie jest perfekcyjny, ty też nie jesteś idealna, ale to nic złego i musisz to w końcu zrozumieć- powiedział tak ciepłym tonem, że Jo czuła jak coś w niej się topi.

Uśmiechnęła się do niego i wróciła spojrzeniem na gitarę, opierając głowę na ramieniu Theo. Chłopak zerknął na nią, a jego kąciki ust automatycznie lekko się uniosły. Rękę, którą oparł wcześniej na zagłówku przeniósł na plecy dziewczyny, tym samym przytulając ją do siebie.

Siedzieli tak dobrych kilkanaście minut po prostu słuchając muzyki, którą grał blondyn. Jo mimo wszystko musiała przyznać sama przed sobą, że było to bardzo miłe uczucie, a gdy poczuła, jak chłopak pociera lekko jej ramię okryte kocem, pomyślała czy czasami nie polubiła go bardziej niż powinna. W momencie, w którym Theo zabrał swoją rękę, poczuła dziwne uczucie zawodu i pustki, spojrzała na niego czując, że wstaje z miejsca.

-Pójdę po coś do picia, przynieść ci coś?- zapytał z lekkim uśmiechem, dziewczyna potaknęła lekko głową.

-Tak, cokolwiek bez alkoholu- wypiła tego wieczoru trochę piwa i zdecydowanie tyle jej wystarczyło. Nie przepadała za alkoholem, a nie miała większego powodu, żeby upijać się do nieprzytomności. Chłopak pokiwał lekko głową i wszedł do środka. Jo próbowała usiąść jakoś wygodnie, ale w tej chwili nie umiała znaleźć sobie komfortowej pozycji. Co kilka minut patrzyła na szklane drzwi, czekając na Theo. Po dłuższym czasie wstała, kładąc koc na oparcie fotela i postanowiła pójść zobaczyć co z nim. Weszła do środka i w korytarzu zobaczyła zbiorowisko niemalże wszystkich gości. Podeszła bliżej przepychając się przez tłum, żeby zobaczyć co się dzieje, a gdy w końcu zobaczyła nie mogła w to uwierzyć. Bowiem na środku salonu Anthony Henderson i Theo Larsen rozpoczęli bójkę o nie wiadomo co.

Wiedziała, że musi coś zrobić. Mimo to stała tam sparaliżowana, nie mogąc się ruszyć. W pewnym momencie jednak wzrok Theo spoczął na niej, a widząc jej przerażoną twarz stracił kompletnie koncentrację, co sprawiło, że nie zdążył nawet zauważyć pięści Tony'ego, która w szybkim tempie zbliżała się do jego twarzy.  


----------------

Charlie Puth- One Call Away 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top