𝒞𝒶𝓊𝓈𝑒 𝒾𝒻 𝓎𝑜𝓊 𝓂𝑒𝓈𝓈 𝓌𝒾𝓉𝒽 𝓂𝑒 𝒴𝑜𝓊'𝓇𝑒 𝓂𝑒𝓈𝓈𝒾𝓃' 𝓌𝒾𝓉𝒽 𝓂𝓎 𝒻𝒶𝓂𝒾𝓁𝓎
Dziewczyna nie mogła uwierzyć w to co się stało. Stała z założonymi rękami nie piersi, czekając na brata, do którego zadzwoniła kilka minut wcześniej. Patrzyła co jakiś czas na Theo z przyganą w oczach.
***
Gdy pięść Tony'ego uderzyła w nos chłopaka, zapadła kompletna cisza. Dopiero wtedy Jo poczuła jakby sama oberwała.
-Koniec! - ale to nie był jej głos tylko Louisa, który dopiero teraz zobaczył co się dzieje. Podszedł do przyjaciela i poderwał go, a w tym samym czasie ktoś złapał i przytrzymał Hendersona.
-Koniec- powtórzył jeszcze raz, chłodnym i poważnym tonem już dużo ciszej, kierując te słowa już jedynie do przyjaciela- Idziemy. Teraz.
Na krótką chwilę, dziewczyna złapała kontakt wzrokowy z Tonym, który sama przerwała przechodząc między ludźmi i kierując się w stronę, w którą zniknęli chłopacy.
-Co ci strzeliło do głowy?- usłyszała głos blondyna, a dopiero po chwili zobaczyła jak Louie stał wpatrując się z wyczekiwaniem w szatyna.
Zanim zdążyła do nich podejść, pojawiła się Mailey z jakimś ręcznikiem, w którym najprawdopodobniej znajdował się lód. Chłopak przyłożył, zimny materiał do nosa, z którego jeszcze kapała krew.
-A czy to takie ważne?- zapytał, wpatrując się w przyjaciela.
-Tak- powiedziała Jo i podeszła do niego z lekko ściągniętymi brwiami.
Bez zastanowienia złapała jego policzki w dłonie i dokładnie przebadała spojrzeniem jego twarz w poszukiwaniu jakichś zadrapań czy po prostu czegokolwiek.
-Wiesz, że jak tak ruszasz to trochę boli?- Nie wiedziała czy dopiero w tej chwili zaczęły puszczać jej nerwy, czy raczej było to spowodowane pytaniem chłopaka, w którym wyczuła żart.
-I bardzo dobrze, może następnym razem użyjesz mózgu, zanim wpakujesz się w jakąś bójkę- powiedziała puszczając jego twarz i odchodząc o krok- I radzę ci w tej chwili lepiej powiedz o co wam poszło.
-A co? Pobijesz mnie?- zapytał, rzucając na nią przelotne spojrzenie, gdy ocierał resztki krwi.
-Trzymajcie mnie- warknęła zwracając wzrok ku suficie, a po chwili poczuła dotyk dłoni na swoim ramieniu. Louie patrzył z troską na przyjaciela, a dziewczynie posłał jakby uspokajające spojrzenie. Szatynka podeszła do Theo, ale zamiast go uderzyć, usiadła obok niego i oparła ręce na kolanach.
-Theo. Myślę, że powinieneś nam powiedzieć. Tony...- zaczęła spokojnym tonem Mailey, wciąż czując skutki wypitego alkoholu, ale nie było jej dane dokończyć.
-Tony to palant i tyle. Nie obchodzi mnie czy pojawią się jakieś plotki na mój temat- powiedział nieco bardziej poważnym tonem wpatrując się w podłogę- Bo na pewno nie powie o co poszło. Strzeliłby sobie w kolanie będąc szczerym, więc albo rozsieje plotkę, albo nie będzie w ogóle o tym mówił.
-Ale jeśli coś wymyśli, to może lepiej żebyśmy znali prawdę- zauważył Louie, a w tym momencie Jo podniosła wzrok, a jej spojrzenie spotkało się z wzrokiem bruneta.
-Po prostu mi zaufajcie, okey?- Theo spojrzał na wszystkich po kolei, a cała trójka lekko pokiwała głowami.
-Zadzwonię po Charliego- powiedziała Jo i wstała wyciągając telefon.
***
Tak więc teraz stali przed domem, w którym wciąż odbywała się wielka zabawa, ale dla żadnego z nich nie było do śmiechu. Krew przestała już lecieć dla Theo, ale nos wciąż nie wyglądał dobrze, w dodatku pod okiem pojawiał się już czerwony ślad. Louie i Mailey siedzieli na chodniku oparci o siebie w ciszy. Jo stała i bardziej wtuliła się w materiał płaszcza.
-Jo mogę zostać u ciebie na noc? Rodzice chyba by mnie zabili jakby zobaczyli, że się napiłam.
-Nawet nie zaprzeczasz?- zapytała z lekkim śmiechem.
-A po co? I tak to widać- wzruszyła lekko ramionami.
-Jasne. Możesz zostać- powiedziała, a w tym samym czasie poczuła na sobie wzrok Theo.
Powiedzieć, że była na niego zła to chyba za mało. Była cholernie wściekła. Nawet nie za sam fakt jakiejś kłótni z Tonym, ale po prostu przez to, że chyba nawet przez chwilę, nie pomyślał jak mogło się to skończyć. Była na niego wściekła, ale w takim samym stopniu cieszyła się, że skończyło się tak jak się skończyło, a nie gorzej. Sama nie wiedziała czemu, ale jeszcze bardziej niż na Theo była wściekła na Hendersona. To on tak załatwił bruneta, a przecież mógł jakoś przestać.
Mimo to była zła na siebie. Przecież gdyby zareagowała jakkolwiek to również mogłoby to się skończyć szybciej i z mniejszymi obrażeniami.
-Nie rozumiem czemu jesteś taka zła- Usłyszała głos Theo zaraz obok siebie- to ja tutaj jestem tym poszkodowanym...
-Właśnie. Po prostu nie sądziłam, że jesteś aż tak głupi, żeby wdać się w jakąś bójkę i do tego nie wiadomo o co- miała uniesiony głos po czym skierowała na niego swój wzrok. Po jej słowach na twarzy chłopaka wykwitł lekko zawadiacki uśmiech.
-Czyżbyś się o mnie martwiła? - zapytał, a Jo odbiegła na chwilę wzrokiem od niego, jakby nie wiedziała, czy powiedzieć prawdę czy skłamać. W momencie, gdy ich spojrzenia jednak się spotkały nie spodziewał się takiej odpowiedzi dziewczyny.
-Tak. Mówiłeś, że za chwilę wrócisz, a potem ciebie nie było, a jak już ciebie znalazłam to widziałam bijącego się z Tonym. Wiesz jak ja się czułam jak zobaczyłam, jak zaczął ciebie okładać?
Theo ani przez chwilę nie spodziewał się, że Jo mogłaby wypowiedzieć takie słowa. Patrzył na nią z zszokowanym wyrazem twarzy. Po chwili jednak jego mina zmieniła się.
-Chodź tu- powiedział, po czym po prostu przytulił dziewczynę do siebie, opierając policzek na jej głowie. Stali tak dobrą chwilę w ciszy po prostu się przytulając, dopóki Theo nie położył dłoni na ramionach dziewczyny i nie odsunął się na tyle aby spojrzeć w jej oczy.
-Jeśli to ci pomoże to przepraszam, ale niczego nie żałuję. Spójrz na mnie- powiedział, gdy dziewczyna chciała na chwilę uciec wzrokiem, złapał jej policzki w dłonie, kierując jej spojrzenie na siebie- Nic mi nie będzie, tak? Bywało gorzej, a jakoś z tego wychodziłem.
Jo chyba po raz pierwszy od momentu, gdy się poznali tak bardzo utonęła w jego oczach. Wpatrywała się tak w jego niemalże czarne oczy, dopóki nie poczuła ciepłych ust na swoim czole. Gdy następnie spojrzała w ciemne na twarz chłopaka zobaczyła ciepły uśmiech, który w tej chwili był przeznaczony tylko i wyłącznie dla niej.
-A nie mówiłam?!- krzyknęła rozbawiona blondynka, która przez cały czas zerkała w ich kierunku, aby być ze wszystkim na bieżąco. Gdy Jo i Theo usłyszeli jej głos spojrzeli po sobie, a chłopak zabrał swoje dłonie z jej twarzy i oboje zwrócili swój wzrok na Mailey.
-Niby co takiego? - zapytała szatynka przekrzywiając lekko głowę.
-Jak mnie nie słuchacie, to nie będę się powtarzać- powiedziała z lekkim oburzeniem, odwracając się do nich tyłem. Louie mógł dzięki temu idelanie zobaczyć, jak blondynka walczy aby tylko nie wybuchnąć śmiechem.
-Mailey- Głos Theo świetnie pokazywał, że mimo wszystko czekają na wyjaśnienia. Po chwili jednak zobaczyli jak w ich stronę jedzie samochód Charliego, dopiero gdy przytrzymał się przy nich, chłopak i dziewczyna mogli usłyszeć odpowiedź.
-Mówiłam, że pasujecie do siebie- powiedziała po czym wsiadła na tylne siedzenie.
Jo i Theo wymienili tylko spojrzenia pełne politowania i wsiedli na swoje miejsca. Oczywiście nie obyło się bez pytań od Charliego, czemu brunet wygląda tak jak wygląda, ale jakoś udało się im nagiąć prawdę, mówiąc, że jakiś chłopak niechcący walnął mu łokciem, gdy ten siedział na kanapie. Jo widziała, że jej brat nie dał się w pełni nabrać na tą historię, ale więcej nie dopytywał. Na całe szczęście, bo dziewczyna po słowach Mailey o dziwo, nie mogła się skupić, tylko cały czas powtarzała je sobie w głowie.
Nie była zła, ani zażenowana, nie miała ochoty zakleić ust przyjaciółce taśmą klejącą, powtarzała w głowie te same słowa wypowiedziane przez Mailey, a na jej twarzy cały czas widniał uśmiech. Nie miała pojęcia, że Theo w tej chwili przeżywał to samo.
***
Poniedziałek nadszedł szybciej niż którekolwiek z nich mogłoby przypuszczać, a Theo już od kilku minut czekał na swojego przyjaciela, z którym musiał w końcu porozmawiać na osobności. Nie z Mailey obok, a tym bardziej z Jo. Całą niedzielę myślał czy do niego nie zadzwonić, czy nie napisać mu o co chodzi, ale w tamtym momencie wpadał chyba w jakąś paranoję. Był niemalże pewny, że jeśli będzie rozmawiał przez telefon, to albo po drugiej stronie będzie blondynka, która wszystkiego by się dowiedziała, albo matka bruneta dowiedziałaby się, że wcale to nie był przypadek, że wrócił z podbitym okiem do domu. Wiadomości tym bardziej nie wchodziły w grę, bo uważał, że ktoś przypadkiem, mógłby je przejrzeć i się wszystkiego dowiedzieć.
-Powiesz w końcu co się stało?- zapytał spokojnie blondyn.
-Jo była zakładem. Temu Tony nagle znowu się nią zainteresował. Podsłuchałem na imprezie, jak o tym rozmawiają- powiedział spokojnym tonem, ale Louie widział, że to tylko pozory.
-Temu się z nim biłeś. Posłuchaj...
-Tak wiem, to było głupie i nieodpowiedzialne. Mam to gdzieś. Henderson powinien w końcu dorosnąć i wiedzieć, że to nie zabawa, jedyne czego żałuję to że nie dołożyłem mu mocniej.
-To co zamierzasz? Bo rozumiem, że nie myślisz nawet powiedzieć o tym Jo?
-Nie mogę. Po prostu nie chcę żeby cierpiała... w końcu przyjaźnimy się- dodał szybko, nie chcąc aby to co powiedział zabrzmiało jakoś dziwnie.
-Przyjaźnicie... i temu zamiast wszystko przemyśleć rzuciłeś się na Hendersona?- zapytał a widząc jak brunet przewrócił lekko oczami zaśmiał się cicho- Niech ci będzie, ale wydaje mi się, że jeszcze za słabo dostałeś. Ale to mów jaki jest twój plan.
-Po prostu trzymamy go z dala od Jo. Spędzamy z nią niemalże cały czas. Nie mówimy dla Mailey, bo ona wszystko przekaże, ewentualnie powiemy, żeby patrzyła na Tony'ego jakby chciała go zabić.
-Twierdzisz, że to wystarczy?
-Mam nadzieję. Porozmawiam jeszcze z bratem Jo i powiem mu prawdę- powiedział w lekkim zamyśleniu, a blondyn spojrzał na niego z lekkim śmiechem.
-Wpadłeś stary.
-Nawet nie zaczynaj, na serio. Po prostu przyjaźnię się z nią, a dobrze wiesz, jak bardzo nie lubię takich fuckboyów, więc to chyba normalne.
-Nikt nie lubi fuckboyów, oprócz nich samych, oni siebie po prostu kochają- stwierdził sceptycznie blondyn.
Theo zaśmiał się cicho na jego słowa i spojrzał nad jego ramieniem, widząc zbliżające się dwie dziewczyny.
-Dobra cicho i pamiętaj ani słowa Mailey.
Na chwilę zmienili temat rozmów, tak aby dziewczyny nie mogły niczego podejrzewać. W tym czasie brunet zobaczył Tony'ego, który zbliżał się do wejścia do szkoły i posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. Theo wiedział, że Henderson był na dużo lepszej pozycji. Wystarczyłoby, że rozesłałby jedną, jedyną plotkę na temat Larsena, żeby zniszczyć jego wizerunek.
-Wszystko w porządku? - usłyszał głos Jo i dopiero wtedy zrozumiał, że odpłynął myślami. Posłał jej lekki uśmiech i pokiwał głową.
-Tak. Wszystko okey. Po prostu jestem zmęczony i tyle. Idziemy? - zapytał całą trójkę, wskazując głową na wejście do szkoły. Czuł na sobie podejrzliwy wzrok dziewczyny i spojrzał na nią z uśmiechem- Nie wpatruj się tak, bo jeszcze się we mnie zakochasz, a wtedy Mailey w ogóle nie da nam żyć- dodał na tyle cicho, aby mogła to usłyszeć wyłącznie szatynka.
Jo sama nie miała pojęcia czemu, ale na samą myśl poczuła rozlewające się w jej środku ciepło. Zakochałaś się, usłyszała głos w swojej głowie, który szybko uciszyła. To nie mogła być przecież prawda. Theo był dla niej tylko i wyłącznie przyjacielem. Oszukujesz sama siebie. Nie. Nie mogła się w nim zakochać i koniec. Nie chciała. W środku jednak słyszała kpiący śmiech jej serca, które jakby mówiło Akurat nic mnie to nie obchodzi czego ty chcesz a czego nie.
Jo nie potrafiła się skupić przez większość dnia, a Theo myślał tylko o jednym, o tym jak najlepiej trzymać Hendersona z dala od dziewczyny. Nie był pewien na jak długo mu to się uda, czy w ogóle się uda i czy skutki tego nie będą opłakane, ale w tej chwili w jego głowie przeważała jedna, najważniejsza myśl, aby Jo nie musiała cierpieć.
-------
Migos, Karol G & Snoop Dog- My family feat. Rock Mafia
Po pierwsze, za każdym razem jak słysze tą piosenkę to mam przed oczami bohaterów, I don't know why, just... tak jest, więc musiałam ją gdzieś wcisnąć.
Po drugie, rozdział na specjalne życzenie prokrastynacje, nie chce mi się oznaczać, bo laptop i tak mi się zacina.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top